Pamiętnik Ewy”- taka przesyłka dotarła do Rodziny w latach 80-tych. „Oddać do rąk Janiny D”. Pomimo starań, nigdy nie udało się dotrzeć do adresatki. Pamiętnik budził emocje. Wspomina się tam miejsca i ludzi dobrze Rodzinie znane, gdyż Ewa okazała się odległą w czasie i przestrzeni kuzynką, mieszkającą gdzieś na Antypodach, z którą Rodzina straciła po wojnie kontakt. Pamiętnik przeleżał w szufladzie 30 lat. Nadszedł czas, aby podzielić się nim z Wami. Są to prywatne notatki, nigdy nie szykowane do publikacji, dlatego emocje w nich zawarte, często naiwne i patetyczne, są prawdziwe, a nie obliczone na efekt wstrząśnięcia czytelnikiem.

Zapraszam Was na wędrówkę w czasie i przestrzeni. Naszym przewodnikiem będzie Ewa Wojakowska-dziewczyna, która prowadziła przed wojną normalne, beztroskie życie, zanim jej świat się rozpadł.

Przepisując Pamiętnik nie ingeruję w składnię zdań, ani w archaiczną pisownię wyrazów. Poprawiam jedynie literówki, interpunkcję, kolejność słów tam, gdzie zaznaczyła to autorka. Ilustracje pochodzą z zasobów internetu, lub z archiwów własnych. Wprowadziłam je jako dekorację, nie stanowią one elementu pierwotnego pamiętnika. Konwencja bloga wymaga nadawania tytułów postom. Również owe tytuły nie są częścią pamiętnika.

Informacja dla nowych czytelników:

Po prawej stronie znajduje się link do początku historii Ewy.

Przed skopiowaniem fragmentów pamiętnika na inne portale, prosimy o zwrócenie się o zgodę!

poniedziałek, 7 marca 2011

Tu jest nasze miejsce zesłania...

19 kwietnia. Mijamy pola, łąki i nędzne wioski. Pociąg rzadko przystaje. Z rozmowy strażników wynika, że pociąg zdąża w kierunku Woroneża. Mama zmontowała partię bridża. Gramy bez przekonania, tak dla zabicia czasu.
W wagonie mamy dwa prymusy, a Szymański wiezie bańkę nafty. Rozpaliliśmy prymusy, trzymając je w rękach, zaś inni trzymali nad prymusami garnki z wodą. Dzięki prymusom piliśmy gorącą herbatę lub kawę.
O północy pociąg zwolił biegu. Przejechaliśmy most, przerzucony przez rzekę Don i mieliśmy postój w śpiącym Woroneżu. Dano nam obiad: zupę z kapusty, kaszę na słodko i po zmielonym zrazie. Tu doszła nas wieść, że nasza wariatka poderżnęła sobie gardło i że odstawiono ją do szpitala w Woroneżu. Po godzinnym postoju pociąg ruszył. Leżąc na posłaniu, zaniosłam modły i rozpamiętywałam przeszłość.

20 kwietnia 1940. Profesor Urban posiada atlas i śledzi naszą trasę. Z ruchu pociągu wynika, że zmierzamy na Moskwę. Cały dzień wyczekiwaliśmy Moskwy. W nocy pociąg przystanął, ktoś obwieścił Moskwę.
Po chwili pociąg ruszył i stanęliśmy na bocznym torze w Saratowie. Postój był krótki. Przez niskie, podłużne okienko, pragnę ujrzeć Wołgę, królową rosyjskich rzek.
Pociąg zwolnił biegu, wjechał wolno na długi most przerzucony przez Wołgę. Pod nami płynie Wołga, na rzece widzimy rozkołysane barki, stateczki i łodzie. Stateczki oświetlone różnokolorowymi światełkami, słychać smętny śpiew flisaków, bałałajki i przeciągłe, melodyjne harmoszki. Wzbudziło to u nas uczucie romantyzmu, że na Wołdze istnieje jeszcze ta dawna, wesoła, rozśpiewana i syta Rosja.


21 kwietnia. Pociąg pędzi w kierunku południowego wschodu. Wróżyliśmy sobie południe Rosji. Okolica interesująca, występują sady owocowe i zielone łąki, ale wioski są nędzne.
Baboniowa znowu przepowiedziała cofnięcie nas spod gór Uralu. Słuchamy i przytakujemy, ale nie wierzymy.
„Poddani” moi wzniecili bunt, że tylko ja z Freydenbergiem chodzimy po prowianty i zażywamy świeżego powietrza.
-Dobrze. Odtąd wszyscy będą chodzić po prowianty w ustalonej kolejności- zapowiedziałam.
Pod wieczór mieliśmy postój. Po prowiany poszli: profesor Urban i Irena Pogonowska. Powrócili zmęczeni, rozbili wiadro i pozostaliśmy bez wody. Odtąd nikt nie pragnął zażywać świeżego powietrza.

Nazajutrz, 22 kwietnia przed południem, osiągnęliśmy miasto Uralsk. W Uralsku doszły nas słuchy, że jedziemy w głąb Azji sowieckiej.
Stanęliśmy w innej części świata- w Azji.
Dochodzi pora obiadowa. Nie widzimy dymów z kominów. Twarze ludzi uległy zmianie. Na stacji kolejowej są zatrudnieni tubylcy o szerokich twarzach, wystających kościach policzkowych i śniadej cerze.
Po zafasowaniu prowiantów: chleba, cukru i wody, pociąg ruszył. Minęliśmy rzekę Ural i wjechaliśmy w łąki, łąki, łąki... W dzień pociąg mknie zawzięcie, nocą zaś odpoczywa przez kilka godzin.

23 kwietnia. Krajobraz uległ gwałtownej zmianie. Wjechaliśmy w stepy pokryte bujną trawą i barwnymi kwiatami. Mijamy też łyse stepy, naniesione wydmami piaszczystymi i fałdami sypkiego piachu.

24 kwietnia. Pociąg stanął na pustyni. N.K.W.D. otworzyło wagony i pozwoliło nam wyjść. Z pociągu wyniesiono trzy ciała zmarłych, wykopano mogiły i złożono na wieczny spoczynek. Nie zdążyli dojechać do miejsca zesłania.
Powietrze stepowe upijało nas. Po godzinnym postoju pociąg ruszył. Wjechaliśmy w ponurą część stepu, pokrytą wydmami piaszczystymi, a gdzieniegdzie występowały krzewy dzikich migdałów.

25 kwietnia. Wczesnym rankiem mijaliśmy step pokryty szronem. Później stwierdziliśmy, że były to stepy sołonkowe, wykwity soli występujące w pobliżu jeziora Aralskiego.
Postój w Aralsku, w pobliżu jeziora Aralskiego, zwanego przez Rosjan morzem, trwał krótko.
Osiągnęliśmy Kazachstan, kraj Kazachów- ludzi krępych o czarnym zaroście, czarnych oczach, ciemnym odcieniu skóry, noszących baranie czapy. Mijamy wioski Kazachów, ulepione z gliny.
Pociąg zwolnił biegu, wjechał na most, przerzucony przez rzekę Syr Daria, starożytny Yaxertes. Woda w rzece mętna, żółta, a brzegi rzeki strome. Zdążamy na południe. W wagonie odczuliśmy wpływ południa, zrzuciliśmy z siebie ciepłą odzież. Hryniewiecka zdjęła ze sześć kombinacji.
Profesor Urban śledzi atlas, doszedł do przekonania, że jedziemy w kierunku na Taszkient, czyli do Uzbekistanu.
W nocy pociąg stanął w Arisie, stacji węzłowej. Dali obiad. Znowu kapuśniak, kaszę na słodko i po mielonym zrazie.
Po krótkim postoju pociąg ruszył. Wyczekujemy Taszkientu. Tymczasem pociąg zmienił kierunek, zdążamy na wschód.
Wjechaliśmy w stepy. Zapewne wiozą nas na Ałma Ata.


26 kwietnia. Pod wieczór osiągnęliśmy stację kolejową Ałma Ata. Mieliśmy dłuższy postój. Krawiec Szymański nabył kilka słoików kompotu z jabłek.
Domy w Ałma Ata schludne, ludzie lepiej odziani, jak w Rosji europejskiej i są dobrze odżywieni. Widzimy tubylców-Kazachów. Kazaczki noszą wysokie trzewiki i długie, aksamitne suknie w jaskrawych kolorach. Uszy mają ozdobione kolczykami ze srebra, a szyje zdobią naszyjniki ze srebrnych monet cesarskich.
Nocą ruszyliśmy. Za Ałma Atą kilometrami ciągną się kultywowane sady owocowe. Po godzinnej jeździe pociąg stanął wśród stepu, gdzie istniał domek dróżnika kolejowego. Na postoju tym panował przejmujący chłód, więc sięgnęliśmy do walizek i wdziali ciepłą odzież.
Nad ranem pociąg ruszył. Z obu stron toru ciągną stepy. Po przejechaniu rzeki Ili, wpływającej do jeziora Bałchasz, minęliśmy góry Ala Tau. Wieczorem pociąg stanął na rozjeździe i stał przez całą noc. Ruszył dopiero rano.

28 kwietnia. Krążymy w pobliżu jeziora Bałchasz. Na jednej z większych stacji kolejowych otrzymaliśmy znowu kapuśniak, kaszę na słodko i po jednym zrazie.
Wieczorem mijaliśmy podnóże gór Tarbagataj, których szczyty były pokryte śniegiem.

29 kwietnia. Pod wieczór osiągnęliśmy stację kolejową Ajaguz. Mama wyjrzała przez okienko, na głos zawołała:
-Tu, tu jest nasze miejsce zesłania., widziałam je we śnie.
Współpodróżni milczeli, a ja popadłam w zamyślenie. Nie trwało długo, odczepiono od pociągu lokomotywę. Wypełzli wartownicy i chodzili przed wagonami.

30 kwietnia. Zewsząd poczęły napływać samochody ciężarowe i dwukołowe arby, zaprzęgnięte w woły.
Opróżniano wagon po wagonie, a Kazachowie rozbierali „białych niewolników”.


8 komentarzy:

  1. Do zilustrowania wpisu wykorzystałam obraz Izaaka Levitana "Wieczór nad Wołgą".
    Step znalazłam w zasobach internetu.
    Mapa, skopiowana z wikipedii, pokazuje dokładnie miejsce zesłania Ewy i jej mamy. Docelowe miasto zsyłki tego transportu- Ajaguz to na mapie Ajakoz. Jesteśmy więc wraz z Ewą na rubieżach Rosji, pod chińską granicą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dotarła cała i zdrowa, ciekawe co będzie dalej..

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli nowy etap w życiu Ewy. Pożywiom, uwidiom

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiadomo, dalej będzie ciężko. To wielki szok dla takich osób. Ewa była na tamte czasy nowoczesną kobietą, rozumiała rzeczywistość i potrafiła się do niej dostosować, choć przed wojną prowadziła życie "mlekiem i miodem płynące". Jej mama natomiast żyła tylko wspomnieniem owego balu w Wiedniu u cesarza. Rzeczywistość wojenna zapewne przekraczała jej granice pojmowania.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pozwolono im zabrac podreczny bagaz, a Kazachy ich z tego ograbili. Straszne, zostali bez niczego.
    Wierze, ze Ewa jakos sobie poradzi w tej nowej rzeczywistosci. Martwie sie jednak o losy jej mamy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak mało mogły zabrać ze sobą i jeszcze to im zabrano ... matko droga co je czeka ...

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja frazę "rozbierali białych niewolników" rozumiem raczej, że wybierali ich sobie, przebierali w nich. Ale zobaczymy, sama szczegółów nie pamiętam. Dziś nie zdążę, ale jutro postaram się "pojechać" dalej z pamiętnikiem.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak, Riannon, to było jak targ niewolników, wybierali młodych, silnych do pracy. Kiedyś czytałam taką książkę pt. "P", o pracy niewolniczej Polaków na przymusowych robotach, też przyjeżdżali i byli wybierani do pracy przez bauerów. Wiem, że potem handlowano z Kazachami rzeczami przywiezionymi z Polski za żywność przede wszystkim.

    OdpowiedzUsuń