Pamiętnik Ewy”- taka przesyłka dotarła do Rodziny w latach 80-tych. „Oddać do rąk Janiny D”. Pomimo starań, nigdy nie udało się dotrzeć do adresatki. Pamiętnik budził emocje. Wspomina się tam miejsca i ludzi dobrze Rodzinie znane, gdyż Ewa okazała się odległą w czasie i przestrzeni kuzynką, mieszkającą gdzieś na Antypodach, z którą Rodzina straciła po wojnie kontakt. Pamiętnik przeleżał w szufladzie 30 lat. Nadszedł czas, aby podzielić się nim z Wami. Są to prywatne notatki, nigdy nie szykowane do publikacji, dlatego emocje w nich zawarte, często naiwne i patetyczne, są prawdziwe, a nie obliczone na efekt wstrząśnięcia czytelnikiem.

Zapraszam Was na wędrówkę w czasie i przestrzeni. Naszym przewodnikiem będzie Ewa Wojakowska-dziewczyna, która prowadziła przed wojną normalne, beztroskie życie, zanim jej świat się rozpadł.

Przepisując Pamiętnik nie ingeruję w składnię zdań, ani w archaiczną pisownię wyrazów. Poprawiam jedynie literówki, interpunkcję, kolejność słów tam, gdzie zaznaczyła to autorka. Ilustracje pochodzą z zasobów internetu, lub z archiwów własnych. Wprowadziłam je jako dekorację, nie stanowią one elementu pierwotnego pamiętnika. Konwencja bloga wymaga nadawania tytułów postom. Również owe tytuły nie są częścią pamiętnika.

Informacja dla nowych czytelników:

Po prawej stronie znajduje się link do początku historii Ewy.

Przed skopiowaniem fragmentów pamiętnika na inne portale, prosimy o zwrócenie się o zgodę!

sobota, 4 czerwca 2011

Prywatny bilans wojny.

U wybrzeża zatoki rozścielili maty wyznawcy islamu, biją pokłony Allahowi, boć on stworzył ziemię. Na poręczy siedzą mazdajanie, zanoszą modły do Ahura Mazdy, dziękują za wodę, bo ona żywi rośliny, a te żywią człowieka. Na wale ochronnym siedzą sikhowie z długimi brodami, wielbią guru Nanaka za jego nauki pojmowania wielkości Brahmy i Allacha, a tuż za nimi siedzą dżajnisi. Zanim usiedli, wpierw miotełkami odgarnęli miejsce, aby przypadkiem nie usiąść na owadzie, bo tak nakazuje im prawo ahinsa. Wyznawcy Buddy również czczą wodę, a ci z tilakami na czole, to wyznawcy sekty Ramanuga. Biją pokłony stwórcy, że stworzył wodę i ziemię. Nie brakuje Chińczyków. Palą w mosiężnych naczyniach ogień i wielbią Kung- fu- tse. Wśród tego konglomeratu widać Hindusów, czczą Brahmę, boć on ojcem wszystkich bogów.

W pierwszy dzień wielkanocy, wczesnym rankiem, wynajęliśmy motorówkę „Mahomet” i popłynęliśmy na wyspę Elephanta. Dzień był słoneczny, jak z resztą każdy dzień w Indiach. Motorówka sfatygowana, ale motor pracował sprawnie. Opodal Gate of India weszliśmy do motorówki. Zabraliśmy ze sobą wody sodowej, lemoniady, konserw i chleba, a Rustom dorzucił butelkę rytualnej wódki.
Dwóch mahometan w czerwonych fezach odepchnęło motorówkę długimi drągami od brzegu, poszedł w rych motor i „Mahomet” popłynął po tafli spokojnego Morza Arabskiego, omijając liczne żaglówki, statki handlowe i pasażerskie. Zatoka zatłoczona jest zakotwiczonymi statkami handlowymi. Opływamy różne wysepki i po godzinie dobijamy do wyspy Elephanta, dawniej zwanej Gharapuri lub Girpuri. Oznacza to miasto na wzgórzu. 

Linami przyciągnięto motorówkę do mola, po czym zeszliśmy na wyspę.. Wybrzeże pokryte jest gajami figowymi. Figi jeszcze nie dojrzałe. Schodami zdążąmy na szczyt góry, gdzie w skałach wykuto świątynię hinduską. Stoki gór zalesione drzewami bawełny i akacją, która dopiero zakwitnie ognistym płomieniem przed nastaniem monsunu.

U wejścia na wyspę, podlegającą konserwacji, po stronie prawej, wita nas kamienny lew, a po lewej kasa. Po opłaceniu wstępu przystąpiliśmy do zwiedzania starej świątyni hinduskiej, sięgającej czasów od 750 do 1000 lat przed Chrystusem. 


Świątynię wzniesiono około 90 metrów nad poziomem morza, została wykuta w skale. Zwiedziliśmy liczne groty i świątynie, razem dwadzieścia pięć obiektów.
Najciekawszym zabytkiem jest sankturarium lingam, pokryte rzeźbami i posągami. Widzimy zaślubiny Sziwy z boginią Parvati, otaczają ich aniołki. Scena „gangavataran” przedstawia w rzeźbie mistyczne połączenie Sziwy z Parvati, a scena „ardhanarishwar” symbolizuje połącznie płci.
Dłużej absorbuje nas posąg trimurti, trójcy. Skupa Brahmę, Wisznu i Sziwę.



Poza tymi scenami i posągami istnieją sceny z życia Sziwy i Parvati. Na uwagę zasługuje tańczący Sziwa i tańcząca Parvati. Nie brakuje Ravanna, mitologicznego króla Ceylonu, Ganesza- syna Sziwy i Parvati i scen dravidiańskich. Ciekawą jest rzeźba kopyta końskiego i potężne są kolumny.
Po zwiedzeniu zabytków, po posiłku, w miłym nastroju powróciliśmy do Bombayu.
W międzyczasie od Mietka nadeszły dalsze paszkwile, urągające wychowawcy młodzieży, w których opisuje swe przeżycia miłosne.

Maj 1946.
Dalsze listy Mietka potwierdzają moje przypuszczenie, że ludzie na pozór spokojni, łatwiej ulegają roztrojowi.

Indie przeżywają gorączkę niepodległości. Z pogodnego nieba spływa żar słoneczny, a na ulicach miast płynie krew. Hindusi i Mahometanie wbijają sobie noże w plecy, bo Mahometanie zmierzają do podziału Indii.
Ceremonie topienia figurek Ganesza ukończono. Tegoroczny monsun był łagodny. Deszcze padały sukcesywnie, dobrze nawodniły pola uprawne, jedynie pod koniec monsunu, Varuna zesłał na Bombay potok wód. Przez trzy godziny lało, jak z cebra, a ulice były zalane wodą. Po monsunie pola, ogrody i krzewy pokryła bujna zieleń, a kwiaty pachną upajająco. Tam, gdzie rdzawy pył pokrywał ziemię, dzisiaj rosną chwasty i kwiaty polne, subtelne w barwach, ale nie pachnące.
W bujnych zaroślach pełzają gady, pomarańcze obsiadły zielone papugi, a małpy skaczą z palmy na palmę.
Sadhu- pobożni mężowie tarzają się w popiele, jako z prochu ziemi powstali i godzinami wysiadują przed świątyniami i rozważają o nicości ziemi, a kiedy wypada im droga, owijają ciało w pomarańczowe dothi, do rąk biorą sękaty kij, garnuszek jałmłużniczy i wędrują od świątyni, do świątyni. Ci wielcy asceci górują nad pożądaniami ciała, żyją w kręgu własnych założeń filozoficznych, odróżniają dobro od zła, a celem ich życia, to droga ku Brahmie, ku zespoleniu z duchem jego.

Gdy słońce zanurzy swój ciężar w Morzu Arabskim, a księżyc pogania spienione fale, pod herbaciarnią rojno. Ci, którzy są bez stałego dachu nad głową, piją herbatę z mlekiem, jedzą banany, przypiekany groszek, lub fistaszki, posypane grubo papryką i ostrymi korzeniami. Gdy zaspokoili głód ciała, rozścielają maty, splecione ze słomy ryżowej, na chodniku i śpią.
Milony Hindusów ujrzało światło życia na ulicy i umiera na ulicy, bo Hindusi wierzą w reinkarnację, że w następnym życiu będzie im lepiej.
Wieczorem z meczetu, położonego na wysepce, do którego wiedzie asfaltowana droga, słychać przeciągłe śpiewy, wołania zanoszone do Allacha, a ze świątyń hinduskich płynie łoskot bębnów.
Ze świątyni bogini bogactwa Maha Laxmi uchodzą dymy wonnych kadzideł, słychać melodyjne dzwoneczki i donośne bicie w bębny, zwiastują wiernym zakończenie dnia.
Na sklepieniu niebios, otoczona aureolą, jasno świeci gwiazda poranna, rzuca na ziemię snop jasnych promieni świetlnych.
W Panchgani, mahatma, wielki duch- Ghandi, zanosi modły za uciskane narody i modli się za Polskę.
Anglicy wygrali wojnę, wykorzystują weekendy, plażują w Juhu, a ojcowie lepią dzieciom domki z piasku.

Siedzę na falochronie nad Morzem Arabskim, wsłuchana w szum morza. Obserwuję rozhukany żywioł rozpędzonych fal, bijących z całych sił o wystające z morza czarne, powulkaniczne skały i rozważam, co począć?
Mietek buduje w Poznaniu Polskę bez Boga, depcze to, co niegdyś kochał i miłował.
Ojciec mój oddał swe życie w sowieckich kazamatach.
Matkę pozbawili willi w Zimnej Wodzie i kamienicy we Lwowie przy ulicy Andrzeja Gołąba 12-ście.
Brata ciotecznego-Adama, rozstrzelano w lasku katyńskim.
Brata ciotecznego Stanisława pozbawili życia Niemcy w Oświęcimiu.
Rodzinie odebrano: Łyczany, Ostrówek, Wolę Starą, Zręczyce, Zagorzany Górne i lasy zręczyckie. A mnie pozbawiono nie tylko noclegu, czyli urządzenia trzypokojowego mieszkania z kuchnią, portretów rodzinnych, biblioteki, obrazów znanych mistrzów pędzla, ale nade wszystko dwóch kont bankowych we Lwowie i w Myślenicach pod Krakowem.