Jestem jedynaczką. Mieszkam we Lwowie przy ulicy Andrzeja Gołąba w rodzinnej kamienicy. Okna mieszkania wychodzą na ogrody warzywne Klimowicza, a za ogrodami istnieje bursa Ojców Zmartwychwstańców dla uczniów szkół średnich. Z kamienicą przy ulicy Andrzeja Gołąba jest związana moja młodość i beztroskie lata.
Uczęszczam do gimnazjum żeńskiego im królowej Jadwigi, do jednej z dwóch klas doświadczalnych typu matematyczno-przyrodniczego, a nadobowiązkowo kontunuuję łacinę.
Po południu rodzice zażywają drzemiki, a ja odrabiam lekcje.
Na wysokim parterze mieszka babcia, wdowa po profesorze germaniście-Stanisławie. Zajmuje trzy pokojowe mieszkanie z kuchnią i przynależnościami. Babcia pochodzi z austryjackiej rodziny arystokratycznej, z rodu rycerskiego. Ojciec babci, a mój pradziad po kądzieli, piastował godność starosty. Był posiadaczem majątku ziemskiego: Iwaczów, Zawidowice wraz z przyległymi folwarkami, a w Austrii, w Baden, 12 kilometrów od Wiednia, ojciec mego pradziada posiadał liczne włości i utrzymywał pułk kawalerii.
Cesarz Franciszek Józef zaliczał ród babci do grona swych przyjaciół.
Matka moja Stefania, w nagrodę za maturę, pojechała z dziadkiem do Wiednia. Dziadek przedstawił moją matkę cesarzowi, a cesarz zaprosił ją na bal dworski do Schoenbrun, gdzie tańczyła do świtu.
Dziadek po mieczu pochodził z możnego rodu Zarembów. O rodzie tym istnieją wzmianki w pisanych kronikach polskich, sięgające roku 1025, choć ród ten już za Siemomysława i Mieszka I wiódł wojów przeciwko zaborczym Germanom.
Ród Zarembów wydał hetmana, generała ziemi wielkopolskiej, wojewodów, kasztelanów, starostów, hrabiów i biskupów. Przodkowie dziadka usuwali królów, wznosili klasztory, kościoły, szpitale i pozostawili po sobie na ziemi Polan grody: Grabów i Wieleń.
Babcia Antonina była niskiego wzrostu. Posiadała włosy koloru roztopionego złota. Oczy miała niebieskie. Cechowała ją łagodność i wyrozumiałość. Wydała na świat czterech synów i trzy córki. Wszyscy ukończyli wyższe zakłady, za wyjątkiem najstarszej córki Stanisławy, która wyszła wcześnie za mąż za profesora historyka. Wuj Władysław piastował godność starosty w Makowie, a wuj Alojzy sędziego administracyjnego w Poznaniu.
Babcia Antonina była naszą powiernicą w zmartwieniach, a jej mądre rady zawsze koiły dolegliwości.
Mieszkanie babci było zastawione doniczkowymi kwiatami i różnymi roślinami i do babci zanosiliśmy na wilegiaturę zaniedbane kwiaty.
Wieczorami u babci syczał samowar. Wydawał melodyjne, szemrzące śpiewy, które w połączeniu z półmrokiem, stwarzały miły nastrój. Do samowaru babcia nikogo nie dopuszczała. Sama rozdmuchiwała węgiel drzewny, napełniała samowar wodą i ustawiała na podłużnej, mosiężnej tacy. Zawsze odmierzała trzy pełne łyżeczki herbaty cejlońskiej, zakupionej u Riedla, i wsypywała do suchego czajnika chińskiego, po czym ustawiała czajnik na rurze samowaru. Kiedy woda zakipiała, odkręcała kurek i napuszczała wrzątku do czajnika i ponownie ustawiała czajnik na rurze samowaru, by herbata lepiej naciągła.
Nigdzie nie było tak dobrej herbaty, jak u babci z samowaru.
Te trzy doświadczalne klasy matematyczno-przyrodnicze, do których wyselekcjonowano najzdolniejsze uczennice, wynosiły nas w oczach innych uczennic do rzędu elity, to też przywiązywałyśmy wagę do drogich pończoch i bucików, aby wyróżnić siebie od tych jednolitych, granatowych mundurków.
Moja mama była osoba inteligentną, z wykształcenia polonistką. Uchodziła we Lwowie za jedną z wytwornych pań, ale mnie ubierała w szkolne buciki i tanie pończochy. Koleżanki moje, te z którymi byłam zaprzyjaźniona, nosiły drogie pończochy i modne buciki, więc postanowiłam poprosić ojca, abym sama mogła decydować o bieliźnie, pończochach i bucikach.
Ojciec był dyrektorem nauk w Korpusie Kadetów, w randze podpułkownika.
Rodzice kochają mnie, ale mama nie ubiera mnie pretensjonalnie, bowiem dwa lata temu, jeszcze u Strzałkowskiej, nakazano mi obciąć włosy, gdyż moje naturalne loki drażniły nauczycielki.
Słychać tentent kopyt końskich-ojciec powraca z korpusu. Mama poprawia zastawę na stole, a ja wybiegłam do entree powitać ojca.
Obiad spożywaliśmy w ciszy. Dopiero podczas czarnej kawy ojciec wiódł ciekawe rozmowy. Opowiadał wydarzenia dnia, a czasami nawiązywał do przeżyć wojennych. Ale najmilsze były rozmowy na tematy literackie. Mama ubóstwiała poetę Adama Mickiewicza, ojciec zaś poetę Juliusza Słowackiego. Ojciec, podobnie jak kolega jego z Uniwersytetu-Juliusz Kleiner- wyławiał z dzieł Słowackiego niedostrzeżone wartości, koloryzował je i ciekawie naświetlał
Gdy mama wstała od stołu, obiad uważaliśmy za zakończony.
Mama poszła do kuchni wydać dyspozycje na wieczór, a ja skorzystałam z okazji, zapukałam i weszłam do pokoju ojca.Wyłuszczyłam ojcu swój punkt widzenia na usamodzielnienie. Powiedziałam: „Jestem w VII klasie, pragnę sama decydować o ubiorze. Pieniędzy na zbytki nie wydam, przypuszczam, iż ojciec zna mnie na tyle”.
Ojciec, będąc w moim wieku, dysponował znaczną gotówką ze sprzedaży majątku ziemskiego Zagorzany Dolne (To tylko 5 km od
Dworu Feillów). W Krakowie wiódł na Błonie wojsko studenckie. Co roku odbywał podróże po Szwajcarii, Włoszech i Bałkanach.
Po krótkim namyśle ojciec powiedział: „Rozumiem cię moje dziecko. Odtąd począwszy otrzymywać będziesz miesięcznie 75 złotych na własne potrzeby”. Ojciec pocałował mnie w czoło, wyjął z portfela pieniądze i wręczył mi pierwszą pensję.
Podziękowałam i wyszłam z tryumfującą miną, nie wspominając mamie.
Po odrobieniu lekcji poszłam do śródmieścia. Obeszłam nieomal wszystkie sklepy z obuwiem i pończochami. Przerzuciłam stosy pończoch i przymierzałam najmodniejsze fasony bucików. Zakupiłam dwie pary pończoch Keisera, a za resztę modne buciki.
W domu ubrałam zakupione pończochy i buciki paradując przed mamą.
-Ewuniu, skąd masz takie drogie pończochy i buciki?-zapytała mama.
-Poprosiłam ojca. Od dzisiaj będę otrzymywać 75 złotych miesięcznie na własne potrzeby.
Mama uniosła wysoko głowę, powiedziała „eh bien”.
Wybiegłam na ulicę Piekarską. Paradowałam w nowych bucikach i pończochach. Byłam przekonana, że spotkam koleżanki, ale nie spotkałam. Dopiero nazajutrz w gimnazjum, koleżanki z zazdrością oglądały moje buciki i pończochy.