Pamiętnik Ewy”- taka przesyłka dotarła do Rodziny w latach 80-tych. „Oddać do rąk Janiny D”. Pomimo starań, nigdy nie udało się dotrzeć do adresatki. Pamiętnik budził emocje. Wspomina się tam miejsca i ludzi dobrze Rodzinie znane, gdyż Ewa okazała się odległą w czasie i przestrzeni kuzynką, mieszkającą gdzieś na Antypodach, z którą Rodzina straciła po wojnie kontakt. Pamiętnik przeleżał w szufladzie 30 lat. Nadszedł czas, aby podzielić się nim z Wami. Są to prywatne notatki, nigdy nie szykowane do publikacji, dlatego emocje w nich zawarte, często naiwne i patetyczne, są prawdziwe, a nie obliczone na efekt wstrząśnięcia czytelnikiem.

Zapraszam Was na wędrówkę w czasie i przestrzeni. Naszym przewodnikiem będzie Ewa Wojakowska-dziewczyna, która prowadziła przed wojną normalne, beztroskie życie, zanim jej świat się rozpadł.

Przepisując Pamiętnik nie ingeruję w składnię zdań, ani w archaiczną pisownię wyrazów. Poprawiam jedynie literówki, interpunkcję, kolejność słów tam, gdzie zaznaczyła to autorka. Ilustracje pochodzą z zasobów internetu, lub z archiwów własnych. Wprowadziłam je jako dekorację, nie stanowią one elementu pierwotnego pamiętnika. Konwencja bloga wymaga nadawania tytułów postom. Również owe tytuły nie są częścią pamiętnika.

Informacja dla nowych czytelników:

Po prawej stronie znajduje się link do początku historii Ewy.

Przed skopiowaniem fragmentów pamiętnika na inne portale, prosimy o zwrócenie się o zgodę!

poniedziałek, 14 marca 2011

Pod opieką N.K.W.D.

W Urdżarze, co kilka dni przed sklepami rządowymi, stoją długie ogonki za towarami codziennego użytku, jak: mydło, cukier, herbatę, nici. Ludność zniewolona kupować to, co przywieziono do sklepu, a nie to, czego potrzebuje.
Preciedatel Jeremieniko, podczas przerw w pracy, lub poza pracą, oświeca nas- „ciemny motłoch z Polski”. Przez kilka dni udowadniał, że Polska dlatego „przepadła”, że nie posiadała jako zaprzęgu wołów.
-Popatrzcie! Z.S.R.R. ma woły, dlatego istnieje- ujawnił Jeremienko.



Po tym pierwszym przekonywującym argumencie, Jeremienko zapowiedział:
-Polski nigdy nie będzie. Na świecie istnieć będzie tylko Germania i Z.S.R.R.
W południe, podczas przerwy obiadowej, odwiedził nas „kulturnik”, oświatowiec, inwalida wojenny z wojny rosyjsko-fińskiej, Tabaczenko. Pierś jego zdobi order „za waleczność”. Towariszcz Tabaczenko czyta wyjątki z broszur i gazet.Gazeta dociera do Urdżaru w ograniczonej ilości egzemplarzy, dostępna jedynie partyjnym i zaufanym.
Na stepie gazeta spełnia podwójną rolę. Przesącza ochłapy wiadomości, jakie podało moskiewskie Politbiuro oraz zastępuje bibułkę, służy do palenia machorki.
Towariszcz Tabaczenko mówił nam dzisiaj o życiu robotników angielskich, że w Anglii robotnik mieszka w piwnicznych mieszkaniach, po ścianach spływa woda, a za pokarm służą żaby. Polacy wybuchnęli głośnym śmiechem. Rosjanie z przerażeniem w oczach patrzyli na nas, a kulturnik zaniemówił.
Z czasem doszliśmy do przekonania, że Rosjanie inwigilują nas, więc zachowaliśmy umiar i nie wypowiadamy własnego zdania.
Już trzecią niedzielę chodzimy na bazar, by nabyć wiadro na wodę.
Codziennie wieczorem, gdy na niebie zabłysną migotliwe gwiazdy, wychodzę poza chałupę, w step, unoszę wysoko ręce i zanoszę modły do Boga o zdrowie i siły do przetrwania niedoli.

Urdżar otacza pustkowie, równina i kępy zżółkłej trawy, spalonej przez żar słoneczny. Jedynie pod ciernistym karagajem, zieleni wiotka, bladozielona trawa.
Step głuchy, pusty, w dzień praży niemiłosiernie słońce, pod wieczór szaleją burze piaskowe, wieczorami wyją wilki, a w nocy żałośnie jęczy wicher.

W pierwszych dniach czerwca obwieszczono nam, że wychodnoj, odtąd począwszy, będzie w niedzielę, a nie jak dotąd, co szósty dzień.
Starzy Rosjanie innowację tę przyjęli ze wzruszeniem, zaopatrując ją komentarzem: „nastąpią wielkie, bardzo wielkie zmiany, jak Bolszewicy przywrócili niedzielę, tak jak za cara”.
Z ust Rosjan słowa te wychodziły, jak jakieś misterium, okryte całunem tajemniczości. Rosjanie od 1918 roku żyją nadzieją przemian, inaczej dawno by przestali żyć. Przywrócenie niedzieli uważali za pierwszą jaskółkę reform, nawrotu do starego porządku świata.
Wysłałam do Mietka pierwszy list. Opisałam oględnie, jak tu żyję.
Pod koniec czerwca otrzymałam paczkę,wysłaną wspólnie przez teściową i ciocię Stanisławę. Ponadto teściowa przysłała mi 200 rubli. Nic mi w życiu nie sprawiło takiej radości, jak ta paczka. Poczułam opiekę, że nie jestem osamotnioną. Natychmiast podziękowałam za paczkę i poprosiłam teściową o wiadro na wodę.
Odwiedza nas Baboniowa. Optymizm nie opuścił jej. Obecnie przesunęła nasz powrót do Lwowa na jesień.

Mama codziennie gotuje obiad na podwórzu, na piecyku ulepionym z gliny. Gospodyni Natasza z dzieckiem żyją chlebem i kwaszoną kapustą. Dwa razy w tygodniu gotuje z rana łapszę, jedzą ją przez cały dzień. W sobotę pod wieczór przyjeżdża mąż Nataszy, przywozi rybę, więc w niedziele jedzą obiad- ową rybę.

Mama szuka zajęcia, odwiedza nauczycielki dziesięcioklasowej szkoły. Podczas swych wędrówek poznała dwie starsze nauczycielki. Zaprosiły mamę do siebie na szklaneczkę „czaju”.
Nauczycielki mieszkają schludnie, wyraźnie odbijają od innych Rosjan, mieszkańców Urdżaru. Ojciec nauczycielek, starszy, przystojny mężczyzna, zatrudniony jest w charakterze „buchaletera”. Dwie córki, właściwie pasierbice, są nauczycielkami w szkole średniej, a gospodarstwo prowadzi starsza „madam”.
Z domem tym zadzierżgnęłyśmy nić przyjaźni. Z czasem „madam” wyjawiła nam swą przeszłość. Pochodziła z Moskwy, mąż był carskim pułkownikiem. Z małżeństwa tego miała troje dzieci:syna i dwie córki-nauczycielki. Syn służy w wojsku. Podczas rewolucji bolszewicy rozstrzelali jej męża. Wyszła ponownie za mąż za kolegę męża, również pułkownika. Kiedy fala rewolucji ogarnęła Rosję, pozostawili dobytek, wdziali łachmany i uszli do Urdżaru na step, by zatrzeć pochodzenie. Córki i syn nie znają pochodzenia rodziców.
Pewnego dnia córki wyszły na zebranie partyjne, madam wyciągnęła z ukrycia zawiniątko, a był to plik dokumentów, fotografii i książeczka do nabożeństwa. Ujrzeliśmy jej fotografię wspólną z pierwszym mężem. On w mundurze galowym przy szabli, ona w futrzanej etoli, a dzieci wyglądały, jak wypieszczone aniołki.
Podczas jednej z rozmów, gdy córki wyszły z domu, pułkownik carski, jak gdyby w zamyśleniu, powiedział:
-Bądź spokojna, nie pozostaniesz tutaj dłużej, jak rok.
Żona pułkownika machnęła ręką, powiedziała:
-Co ty mówisz!? Jakbyś nie znał rewolucji i Bolszewików.
Na to pułkownik, patrząc w dal, zaakcentował:
-A jednak zobaczysz, za rok będziesz wolną.


W Urdżarze nikt nie zna ich pochodzenia. Dom ten jest nam przyjazny. Samowar syczy, siedzimy, gwarzymy i spijamy słodką herbatę, bo córki są partyjne, więc otrzymują przydział cukru.
Mama szyje w rękach suknie dla Rosjanek i tym zarabia na życie.

Pod koniec czerwca zmieniłyśmy mieszkanie. Wynajęłyśmy izbę w śródmieściu. Czynsz wynosi 40 rubli miesięcznie. Izba bez podłogi, ale u okienek wiszą firanki, a ustęp, choć spleciony z łodyg kukurydzy, ale pod dachem.

Władze sowieckie doszły do przekonania, że nasze wykształcenie posiada poważne braki, choć wielu ma wykształcenie wyższe, a inni średnie, więc zorganizowano dla nas kursy dokształcające. Rozpoczęto uczyć nas sztuki pisania, czytania, rachunków do sto z dodawaniem i odejmowaniem oraz wierszyków opiewających Stalina, kołchozy, sofchozy, traktor i czołg.
Mamę również dokształcają. Uchodzi za półanalfabetkę słabą w rachunkach, choć zna wyższą matematykę.

Z początkiem lipca N.K.W.D. roztoczyło opiekę nad nami. Zaaresztowano Helebrandów: Danutę i Zbigniewa. Zbigniewa wezwali do N.K.W.D. i zaaresztowali, a Danutę zabrali z domu, po uprzedniej skrupulatnej rewizji. Aresztowani mieli powiedzieć na cegielni: „Hitler nie dotrzyma sojuszu Rosji, napadnie Rosję i zajmie Ukrainę po Kijów”.
Nazajutrz po aresztowaniu Helebrandów, zostałam wezwana do N.K.W.D. Za biurkiem zastałam zastępcę naczelnika, wysokiego, z ogoloną głową, o zimnych , niebieskich oczach, „towariszcza” Bielajewa.
Wpierw spisał personalia moje, mamy, ojca i męża, następnie pouczył o surowych karach za złożenie nieprawdziwych zeznań, zamaczał pióro w brudnym kałamarzu, spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem, cedząc słowa, zapytał:
-Co to był za list, który ci wczoraj czytała podczas lekcji Hłodzikówna?
-Ona nie czytała mi żadnego listu- powiedziałam.
-Kłamiesz- syknął Bielajew.
-Prawdę mówię.
-Wszyscy widzieli, jak Hłodzikówna czytała ci list- cedził słowa Bielajew.
-Nie mogła mi czytać listu, bo jakiś list otrzymała dopiero po lekcji- oświadczyłam.
-Prawdy nie mówisz, możesz odejść, ja cię jeszcze zobaczę-zagroził Bielajew.
Co prawda słyszałam, iż Hłodzikówna otrzymała list ze Lwowa, w którym doniesiono o nowej wywózce, tym razem uchodźców, ale w N.K.W.D. odpowiadałam ściśle na zapytanie.
Dwa dni później wezwano do N.K.W.D Zygmunta Urbana. Z przesłuchania wrócił zupełnie zmieniony.
Nazajutrz rano podszedł do mnie Jeremienko. Powiedział, abym natychmiast poszła do N.K.W.D. do Bielajewa.
Zanim poszłam do N.K.W.D. podeszłam do Zygmunta, zapytałam:
-Powiedz mi, w jakiej sprawie ciebie przesłuchiwano?
-Nie mogę ci tego powiedzieć.
-Powiedz, czy była mowa o mnie?- zapytałam.
-Tak, ja ciebie podałem na świadka, na okoliczność, co mówiła Danusia Helebrand- wynurzył ściszonym głosem Zygmunt.
-Cóż ona mówiła?- zapytałam zdziwiona.
-A... na temat ewentualnego napadu Niemców na Rosję.
-Przecież ja tego nie słyszałam- powiedziałam z oburzeniem.
-Ja myślałem, że wszyscy na cegielni słyszeli.
-Przecież ja pracuję gdzie indziej i nic nie słyszałam. Dopiero teraz z ust twoich usłyszałam, że Danuta miała coś podobnego powiedzieć.
Zygmunt poczerwieniał i odszedł zakłopotany.
Z uczuciem strachu poszłam do N.K.W.D. Bielajew znowu spisał cały mój rodowód i rodowody rodziców oraz męża.
Po spisaniu rodowodów, Bielajew popatrzał na mnie i po dłuższej przerwie męczącego wyczekiwania powiedział:
-Masz mi dokładnie powiedzieć, co mówili na cegielni „Gelebrand”, a zwłaszcza „Danuda”.
-Ja z nią nie pracuje, tylko z Jadwigą- zeznałam.
Bielajew męczy mnie w kółko o jedno i o to samo, w końcu wydobył rewolwer, odbezpieczył i położył na stole. W ten sposób usiłował zniewolić mnie do złożenia nieprawdziwych zeznań.
Wyjaśniam, że nie słyszałam, co mówiła Danuta i niczego zeznać w tej sprawie nie mogę.
Ta nieustanna indagacja trwała od godziny 11-tej przed południem, do godziny 4-tej po południu. Nazwał mnie prostytutką, schował rewolwer, chwycił za słuchawkę telefonu i wydał dyspozycję, aby zaraz przyszedł konwojent i odprowadził mnie do więzienia.
Po ciele przeszły mi ciarki. Nieprawdy nie zeznam, niech Bóg ma mnie w swej opiece i zatopiłam myśli w modlitwie.
Bielajew zamknął drzwi kancelarii na klucz i wyszedł.
Siedzę w zamkniętej kancelarii, okna okratowane, drzwi obite blachą, biurko i szafy zamknięte na klucze i kłódki. Czekam na odprowadzenie do więzienia.
Powrócił Bielajew, zasiadł za biurkiem i od nowa zaczął wymuszanie. Nie uzyskawszy ode mnie upragnionych zeznań, spisał długi protokół zawierający jedną groźbę, włącznie do spędzenia życia w łagierze, że rozmów z „zatrudnikiem” N.K.W.D. Bielajewem, nigdy nikomu nie powtórzę.
Po podpisaniu protokołu, pozwolił mi pójść do domu, a gdy byłam u wejścia ostrzegł mnie:
-Tylko dobrze zastanów się.

4 komentarze:

  1. Obraz- „Woły w zaprzęgu” Dzieło to, o rozmiarach 15 x 120 metrów, wykonał zespół malarzy złożony z Polaków, Węgrów i Niemca (Tadeusz Popiel, Zygmunt Rozwadowski, Michał Wywiórski, Tihamer Margitáy, Vágo Pál, Béla Spányi, Leopold Schönchen) pod kierunkiem Jana Styki. Ze zbiorów muzeum na zamku w Łęczycy.

    OdpowiedzUsuń
  2. NKWD miało straszne metody przesłuchań i wymuszania zeznań, SB korzystało z ich metod pełnymi garściami, ktoś z mojej rodziny, w latach 50-tych, jako 17-letni chłopak został aresztowany jako wróg narodu. Nigdy nie chciał opowiadać o swoich przeżyciach, ale wrócił okaleczony psychicznie. Aż boję się o Ewę, co on jej wyszykuje?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też miałam w rodzinie osobę aresztowaną po wojnie za działalność w AK, ale byłam za mała, aby interesować się czy pytać o cokolwiek w tym temacie. Wydaje mi się, że również nie bardzo opowiadał o tym, co go spotkało. W każdym razie, rodzice nie potrafią dziś opowiedzieć mi o tym, co w szczegółach działo się z ich wujkiem w latach 50-tych.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam i trudno to komentowac, abysmy nigdy nie znalezli sie w takiej sytuacji.
    Moj dziadek uciekl z takiego pociagu transportu do Rosji, nigdy nie chcial o tym rozmawiac, a ja bylam za mala aby pytac.

    OdpowiedzUsuń