W domu rodziców co raz częściej słyszę słowo „kryzys gospodarczy”. Na ogół wszyscy narzekają. W kołach urzędniczych przebąkują o redukcji etatów i płac.
Tegoroczna zima ciężka. Na ulicach Lwowa widzimy nędznie odzianych ludzi. Są to bezrobotni, ludzie bez jutra. Kupcy narzekają na brak klienteli, fabrykanci na nadprodukcję, urzędnicy na niskie płace, a bezrobotni wołają: „chleba”.
Obecnie nieprzyjemnie spacerować po ulicach miasta. Przechodniów atakują batiarzy, wypowiadają złośliwe uwagi pod adresem tych, których kryzys dotąd nie zdążył dotknąć.
Dawniej w salonach mówiono wykwintnym językiem o sztuce, literaturze, muzyce i poezji. Teraz w salonach słychać rzeczy koszmarne: redukcje, bezrobocie, zafantowane meble, zaprotestowane weksle, obniżka płacy, samobójstwa i na pokrewne tematy.
W naszej kamienicy, w suterynach, zajmuje jedną izbę stróżowa Józefowa. Izba zatłoczona, służy również za stolarnię, bo mąż Józefowej stolarzem. Poza szafą, stołem, kilku krzesłami, stoją dwa łóżka i kotlina do gotowania. W izbie ciasno.
W jednym łóżku śpi Józefowa z mężem, w drugim jej matka z dwojgiem wnucząt. W dzień łóżko babci odnajmowane panince, dziewczynie lekkich obyczajów, dawniej ekspedientce sklepowej. W dzień, przy akompaniamencie piły i hebla, śpi sublokatorka, a nocą ugania się po ulicach Lwowa za źródłem dochodu.
W sobotnie wieczory Józefowa urządza w swej izbie zabawy taneczne. Meble pospychane w kąt, w ruch idzie gramofon i zaproszeni tańczą do rana, a Józefowa raczy gości wódką, piwem, kiełbasą z musztardą i chlebem. Zatłoczona izba unosi opary alkoholu i kłęby dymu lichych gatunków papierosów.
Na widok życia ludzi biednych, mieszkających w suterynach, ogarnia mnie uczucie litości, ale z drugiej strony dostrzegłam, że ludzie ci są zadowoleni i szczęśliwi. Poza jedzeniem i rozrywkami, innych potrzeb nie odczuwają.
Prócz stróżowej Józefowej w suterynach mieszka, również w jednej izbie, krawiec nazwiskiem Kurek. Nie tęgim jest fachowcem, to też w domu panuje niedostatek.
Kurek potrzeby domu łata, jak może, nawet trzyma dwie kury. W dzień przywiązuje kury za nogi na długich sznurkach do ramy okiennej, aby na ulicy szukały pożywienia, zaś na noc zabiera kury do mieszkania.
Jakiś psotnik przeciął sznurek i kura poszła na flankiery, a dzieciarnia pod oknem Kurka wołała: „Kurka pana Kurka uciekła”.
Mimo niepowodzeń życiowych, Kurek miał szczęście do dzieci. Tym razem żona powiła bliźnięta.
Stróżowa Józefowa zaczepiła Kurka.
-Panie Kurek, cóż pan robi? Kto widział na takie ciężkie czasy bliźnięta?
-Może Bóg da, że nie będą się chować?- powiedział Kurek.
Istotnie, po kilku dniach niemowlęta zmarły.
Te wielkie różnice społeczne rażą mnie. Na ulicach wystają bezrobotni, wielu wyeksmitowano z mieszkań za nie płacenie czyszu, a ta smierć niemowląt Kurka daje mi wiele do myślenia. Z drugiej strony widzę ludzi żyjących w dobrobycie, ale ta warstwa nie chce widzieć nędzy swych bliźnich.
Ojca reaktywowano. Zaproponowano mu stanowisko komendanta miasta, ale odmówił. Uzasadnił: „Komendantem miasta może być każdy oficer bez studiów”.
Źródło dla obrazków- internet.
OdpowiedzUsuńPatent niezdolnego krawca Kurka na karmienie kur- niesamowity :-)
Poza tym mam nieodparte podejrzenie, że Kurek przyłożył się do śmierci swoich bliźniąt :-(
I mnie się zdaje, że Kurek przyczynił się do śmierci bliźniąt... smutne...
OdpowiedzUsuńA panna Ewa w końcu dorasta...zauwarza, że nie tylko bogaci i szczęśliwi sa na świecie. Ciekawe, czy kogoś wspomoże, czy tylko troche powspółczuje ? Czekam na ciąg dalszy.
Ten wpis mnie rozłożył na łopatki. Po pierwsze tragizmem opisywanych wydarzeń. Biedne bliźnięta, zadziwiająca sprawa z udostępnianiem łóżka. Po drugie wrażeniem, że określenia "kryzys, cięcia, bieda" nie tracą na aktualności, niestety, i wracają co jakiś czas jak bumerang. A tak systacja, gdy jedna izba mieści wielu lokatorów, a jeszcze i na impreze znadzie się miejsce. Czyż to nie znane niektórym czasy komuny, gdzie w ciasnych "m", w biedzie mającej różne podłoża, działo się wszystko, a jednak ludzie chyba potrafili cieszyć się swoją obecnością i życiem bardziej niż dziś.
OdpowiedzUsuń