Wiosna 1931 rok. Za pół roku Mietek powróci z wojska.
Pachnie gleba i łąki, drzewa pokryte zielonymi pączkami, za lada podmuchem ciepła pokryje je jasno-zielony liść. Wówczas wiosna będzie w pełni i roztoczy swój czar.
Państwo Argasińscy wzlot wiosny przeżywają w Brzuchowicach. W niedzielę jedziemy do nich z wizytą.
Rodzice są pełni zachwytu dla zrywu wiosny, ale dla zabicia czasu grywają w briżdża.
Wyszłam do ogrodu. Drzewa i krzewy są jeszcze bezlistne, rabatki i grządki starannie uprawione, a świerki i sosny ożywiają krajobraz.
Opodal werandy, w klatce, trzymano wiewiórkę. Gryzoń szalał, usiłował przegryźć drucianą siatkę. Wystawił łapki do sosen.
Jacy ci ludzie nielitościwi. Sami walczą o swe prawa, a biedną wiewiórkę zamknęli w klatce dla swej osobistej przyjemności.
Postanowiłam przy okazji otworzyć drzwiczki klatki, ale wyręczył mnie ktoś inny. Wiewiórka uniosła puszysty ogon i dała susa do lasu.
Po obiedzie powstał lament, szukano wiewiórki, tymczasem wiewiórka skakała z gałązki na gałązkę, zażywając złotej wolności.
Czerwiec. Ciepło. Lwów w słońcu. Mietek odbywa ćwiczenia na poligonie w Biedrusku pod Poznaniem, a ja leżę w szpitalu wojskowym, po przejściu operacji ślepej kiszki.
W pierwszych dniach października Mietek ukończył służbę wojskową. Wygląda dobrze, ogorzały, pełen energii i zapału.
Mietek zabiega o posadę. Skoro osiągnie posadę, zawrzemy upragniony związek małżeński.
W towarzystwie rodziców zmierzamy ulicą Piekarską w kierunku Placu Bernardyńskiego. Po drodze oglądamy wystawy sklepowe i marzymy o własnym gniazdku.
Po przeciwnej stronie ulicy wisiał olbrzymi afisz. Mama przystanęła, wysiliła wzrok, by odczytać afisz, w końcu zapytała:
-Cóż afisz ten zawiera?
Mietek gładko odczytał afisz, a mama powiedziała:
-Dawniej miałam również dobry wzrok, ale obecnie tak daleko nie widzę.
-Tak, tak, z wiekiem wszystko się przytępia- powiedział Mietek.
-To ty mi ładne mówisz komplementy- powiedziała z uśmiechem mama.
O posadę w gimnazjum trudno, zwłaszcza, gdy rok szkolny rozpoczęto 1 września.
Ojciec zamierzał napisać do Michasia- wojewody śląskiego, ale Mietek i ja postanowiliśmy nie opuszczać Lwowa. We Lwowie każdy dom, każda ulica, każdy kamień są nam drogie.
Matka Mietka wyczytała w gazecie konkurs na stanowisko polonisty w Przemyślanach. Nazajutrz rano Mietek pojechał do Przemyślan. Dzięki życzliwości dyrektora Jana Kamińskiego, powierzono Mietkowi stanowisko polonisty z dniem 1 listopada.
Niedziele i święta Mietek spędza we Lwowie. Omawiamy sprawy związane z zawarciem związku małżeńskiego.
18-tego listopada 1931 roku nawiedził mnie przykry sen. Śniłam, że całował mnie na ulicy Hoffmana, przed sklepem wędliniarskim, dawny adorator Zygmunt. Gdy wielokrotnie śniłam o Zygmuncie, zawsze spotyka mnie przykrość.
Rano zaszłam do kuchni. Powiedziałam do mamy:
-Nawiedził mnie okropny sen, dzisiaj na ulicę nie wyjdę.
-To nie wychodź- doradziła mama.
O godzinie 4 po południu babcia uległa tragicznemu wypadkowi na ulicy Hoffmana i pół godziny później zmarła na stole operacyjnym.
Babcię złożyliśmy do grobowca, w którym spoczywała ciocia Arturowa, ta która we śnie prosiła mnie, aby babcia w dniu Wszystkich Świętych zapaliła światła na grobowcu.
Z powodu żałoby termin mego ślubu z Mietkiem przesunięto.
2 stycznia 1932 zawarłam slub z Mietkiem. Byłam w długiej sukni z georgety, koloru jasnego popiołu i miałam żakiecik z popielatego aksamitu, spięty srebrną klamrą.
Na prawej ręce niosłam naręcz świeżych kwiatów: róże, bzy, konwalie i goździki, a lewą ręką trzymałam pod ramię Mietka.
Jestem z Mietkiem związana nie tylko uczuciem, ale z mocy prawa na całe życie.
Zdjęcie wiewióra ukradłam Halynce, która na pewno nie ma nic przeciwko :-) Pozdrawiam przy okazji, jak tu zajrzy :-)
OdpowiedzUsuńZdjęcie pary zaślubionych pochodzi ze starej widokówki (zasoby internetu).
Odniosłam wrażenie, że Ewa za mało opowiedziała o swoim ślubie. Myślę, że maszynopis był redagowany w późniejszych czasach i po prostu wymazała z pamięci to, co uznała za błąd, pozostawiając jedynie informacje absolutnie niezbędne do opowiedzenia swojej historii.
O matko teraz to się dopiero zacznie - moje nieodparte wrażenie :/
OdpowiedzUsuńmoje niestety też
OdpowiedzUsuń2 stycznia- niosłam naręcz świeżych kwiatów: róże, bzy, konwalie i goździki
OdpowiedzUsuńzadziwiły mnie, szczególnie te bzy i konwalie.
Z tym ślubem możesz mieć rację, ostatnie zdanie może o tym świadczyć." Jestem z Mietkiem związana nie tylko uczuciem, ale z mocy prawa na całe życie."- jakby tam trochę żalu wypłynęło.
Kilka postów wcześniej, pod tym linkiem:
OdpowiedzUsuńhttp://pamietnik-ewy.blogspot.com/2010/11/rozrywki-damskie-rozrywki-meskie.html
Ewa sama dziwi się bzom i konwaliom w środku zimy, które widziała na balu. Myślę, że mieli wówczas jakiś sposób hodowania tych kwiatów w sztuczny sposób, w dużych oranżeriach.
Witam.
OdpowiedzUsuńDawno mnie nie było, netia przeszło dwa tygodnie usuwała awarię :(, ale już jestem i czytam, czytam i coraz bardziej mi żal Ewci.
Jedyny pożytek z tej awarii to fakt, że mam tyyyle do czytania :)
Pozdrawiam
Mirko, to rzeczywiście ból, nie tylko z powodu niniejszej lektury, ale w ogóle być odciętym dwa tygodnie od internetu. Ja sobie nie mogę wyobrazić. Tym bardziej teraz, kiedy ludzi na oczy nie widzę, sieć jest dla mnie jedynym oknem na świat :-) Cieszę się, że jesteś już z nami, miłego czytania :-)
OdpowiedzUsuńNo, te dwa tygodnie to koszmar, codziennie słyszeliśmy, że jesteśmy na priorytetowej liście napraw, codzienne pytania o dostępność lokalu ( naszego dla technika),a wczoraj póżnym wieczorem zadzwonił sobie pan z telekomunikacji i zapytał gdzie mieszkamy (podaliśmy adres) i za pięć minut był internet.
OdpowiedzUsuńNie wiem o co w tym wszystkim biega, co kto komu chce udowodnić.'
Najgorsze, że cierpimy my.
Gdybym przytoczyła tutaj treść i emocjonalny poziom naszych rozmów z ludzikami którzy przyjmowali zgłoszenie o awarii ( za każdym razem kto inny i każdemu tłumacz po co dzwonisz), to byśmy wyszli na nieokrzesanych ....
Ale żem sobie pogadała :), ale jakoś tak lżej mi na duszy jak się tak wyżalę.
Całuski
I dobrze, czasem trzeba sprawę przegadać, bo inaczej człowieka z irytacji szlag trafia. Ja często wychodzę na nieokrzesaną, co widać tu i ówdzie w moim blogu, ale już się nauczyłam, że inaczej się nie da i rzeczywiście, lżej na duszy się robi, jak temat się przegada :-)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście tyle emocji w opisie własnego ślubu jakby opisywała wyciskanie pryszczy.
OdpowiedzUsuńA Ty Riannon przepisujesz wszystko jak leci z tego pamiętnika czy wybierasz co ciekawsze kawałki?
Wojtku, przepisuję wszystko jak leci, bez cenzury, bez subiektywnych wyborów. Poprawiam tylko literówki. Bez motywacji, w postaci czytelników, nie miałabym tyle samozaparcia, aby wklepać cały maszynopis do pamięci komputera, a od dawna się do tego zabierałam. Dziękuję więc, że kibicujecie Ewie i jednocześnie mnie motywujecie :-)
OdpowiedzUsuńMam do wklepania 200 stron maszynopisu, jestem przy 27 stronie.
Ojejku, ale fajnie, że tyle będzie do czytania.
OdpowiedzUsuńMoże teraz jak jesteście zasypani, to będziesz miała więcej czasu na "wklepywanie" :-)
Trzymajcie się cieplutko.
Z tym czasem to nie bardzo, bo wykorzystuję martwy sezon i robię właśnie remont sypialni :-) Ale będę się starać :-)))
OdpowiedzUsuńI ja jestem w trakcie remontowej gorączki.
OdpowiedzUsuńI ślicznie proszę- staraj się ;-)))