Pamiętnik Ewy”- taka przesyłka dotarła do Rodziny w latach 80-tych. „Oddać do rąk Janiny D”. Pomimo starań, nigdy nie udało się dotrzeć do adresatki. Pamiętnik budził emocje. Wspomina się tam miejsca i ludzi dobrze Rodzinie znane, gdyż Ewa okazała się odległą w czasie i przestrzeni kuzynką, mieszkającą gdzieś na Antypodach, z którą Rodzina straciła po wojnie kontakt. Pamiętnik przeleżał w szufladzie 30 lat. Nadszedł czas, aby podzielić się nim z Wami. Są to prywatne notatki, nigdy nie szykowane do publikacji, dlatego emocje w nich zawarte, często naiwne i patetyczne, są prawdziwe, a nie obliczone na efekt wstrząśnięcia czytelnikiem.

Zapraszam Was na wędrówkę w czasie i przestrzeni. Naszym przewodnikiem będzie Ewa Wojakowska-dziewczyna, która prowadziła przed wojną normalne, beztroskie życie, zanim jej świat się rozpadł.

Przepisując Pamiętnik nie ingeruję w składnię zdań, ani w archaiczną pisownię wyrazów. Poprawiam jedynie literówki, interpunkcję, kolejność słów tam, gdzie zaznaczyła to autorka. Ilustracje pochodzą z zasobów internetu, lub z archiwów własnych. Wprowadziłam je jako dekorację, nie stanowią one elementu pierwotnego pamiętnika. Konwencja bloga wymaga nadawania tytułów postom. Również owe tytuły nie są częścią pamiętnika.

Informacja dla nowych czytelników:

Po prawej stronie znajduje się link do początku historii Ewy.

Przed skopiowaniem fragmentów pamiętnika na inne portale, prosimy o zwrócenie się o zgodę!

wtorek, 5 kwietnia 2011

Przepowiednia

Za pośrednictwem dr Szybalskiego otrzymałam adres szefa sanitarnego Armii Polskiej, generała profesora Szareckiego. Napisałam podanie o przyjęcie do służby sanitarnej. Z niecierpliwością oczekuję wezwania.
Listy od Mietka nie przychodzą więcej. Sytuacja na froncie sowieckim ciężka. Gazety piszą o odparciu ataku niemieckiego na Moskwę. W środowiskach polskich istnieje pogląd, że ostra zima zahamuje ofensywę Niemców, wówczas Anglia przyjdzie Rosji z pomocą techniczną.

Do Urdżaru napływają z górskich kołchozów Polacy. Opowiadają o strasznej gehennie, jaką przeszli, że żyli na mierzwie pośród baranów, że przez cały czas pobytu w kołchozach nie widzieli jarzyn, nawet cebuli. Polacy z kołchozów są pokryci wrzodami. Byli skazani na łaskę lub niełaskę Kazachów, którzy prócz gór, niczego w życiu nie widzieli.

Pod koniec października przyjechał objazdowy cyrk bez menażerii. Był to teatrzyk rewiowy. Mama nawiązała kontakt z kierownikiem trupy, by coś korzystnie sprzedać.
Kierownikiem jest rudawy Żyd, urodzony w Warszawie, znał jako tako język polski. Występuje z żoną, która w najbliższych tygodniach będzie rodzić.
-Pewnie żona wkrótce wyjedzie na odpoczynek?- powiedziała mama.
-O nie. Dziecko oddamy na wychowanie do „dietdoma”. Gdy po kilku latach powracać będziemy z objazdów, a dziecko będzie przy życiu, wówczas zabierzemy je do siebie, do Moskwy- wyjaśnił.
-Rzeczy obecnie mamy dość, nabyliśmy od Polaków. Chodzi mi o coś zagranicznego, na czym musi być widoczna marka, bo tacy artyści, posiadający rzeczy zagraniczne, mają w Moskwie autorytet- powiedział kierownik trupy.
Mama wygrzebała z walizy parę szwajcarskich pończoch damskich, na których widniała firma, a oprócz tego, na kolorowym sznurku, zwisał złoty, okrągły papierek z wytłoczoną firmą i znakiem „Swiss made”.
Artysta klasnął w dłonie na widok pończoch z takimi znakami. Dał mamie 85 rubli i dwie pary solidnych pończoch wyrobu sowieckiego, dostępnych jedynie w Moskwie.
Do artystów zdążały procesje Polek z rzeczami, by osiągnąć lepsze ceny, ale żadna nie miała rzeczy z widoczną marką zagraniczną.
Kolhepowa wysprzedaje rzeczy, bo zamierza wyjechać do Ałma Ata, by poddać córkę leczeniu.
Z Urdżaru ciągle odchodzą poborowi. Obecnie objęto poborem roczniki starsze. Sytuacja na froncie mglista. W gazecie była wzmianka, że stolicę przeniesiono do Kujbyszewa, dawnej Samary.
Codziennie rano idę w step, by uzbierać na opał zeschnięte, kolczaste krzewy karagaju.
Ruch na bazarze osłabł, a ceny na produkty rolne wzrastają. Niewielu kołchoźników przybywa na bazar. Polacy masowo wyzbywają się rzeczy, byle opuścić znienawidzone miejsce zesłania.
W listopadzie wyjechała Kolhepowa, zajęłyśmy jej mieszkanie, nędzną izbę z glinianą podłogą. Nocą odwiozła Kolhepową jej gospodyni arbą-zaprzęgniętą w dojną krowę- pod siedzibę szofera, by nazajutrz rano zabrał ją i córkę do Ajaguzu.

Od połowy listopada nastała nieprzyjemna pora deszczowa. Nieustannie pada drobny, rzęsisty deszcz. Ulice miasta toną w błotnistych kałużach. Z glinianych ścian domów kawałami odchodzą zlepy gliny. Na naszą chałupę też przyszedł kres. Dosłownie pół chałupy uległo deszczom, a dach runął.
Mama wyruszyła na poszukiwanie nowego lokum. Wynajęła małą izdebkę u staruszków Gusiewów za 100 rubli miesięcznie. Gospodarz jest stróżem w kołchozie, a syn Anton, liczący 30 lat, zajęty w Urzędzie Pocztowym, jako kasjer. W domu Gusiewych istnieje radioodbiornik na fale sowieckich radiostacji.
Kupiłyśmy wóz karagaju. Kołchoźnik zrzucił karagaj na podwórzu i odjechał. Przyszło nam znosić opał pod dach. W pracy tej pomógł nam Anton. Nie mogłyśmy wyjść z podziwu, bowiem po raz pierwszy zauważyłyśmy, że Rosjanin z własnej woli pomógł w pracy kobiecie.

Anton wieczorami wysiaduje u nas i wypytuje o warunki życia w Polsce. Dwóch rzeczy nie mógł zrozumieć, że mogłyśmy w każdej chwili wyjechać za granicę i kupić dowolną ilość produktów i rzeczy.
Matka Antona, podczas jednej z rozmów, powiedziała:
-Polska nie była krajem bogatym, jeśli wyście nie posiadali krowy.
W ogóle uważała Polskę za kraj ciemny, nie mający kiziaków (odchód krowi lub barani, zmieszany ze słomą i gliną. Po wysuszeniu służy, jako opał).
Często zachodziłam do Gusiewów, częstowali mnie kluskami z mlekiem.

Z łagieru powrócił Polak Burakowski, odziany w fufajkę i watowane spodnie. Nogi miał odmrożone, owinięte szmatami, przedstawiały jeden cuchnący ropień. Siedział w obozie przymusowej pracy na dalekiej północy, za kołem polarnym. Szkorbut zniszczył mu zęby. Mówił, że w kraju ma żonę i dzieci, ale zapomniał, gdzie mieszkają i jak im na imię.
Z kołchozu przybyła do Urdżaru żona pułkownika- Śniadecka, znana we Lwowie pianistka. Często zachodzimy do niej i radzimy o wyjeździe z Urdżaru.
W pierwszych dniach grudnia otrzymałam od generała Wolikowskiego 200 rubli. Mama otrzymała 300 rubli od księdza Cieńskiego. Przysłał nam opłatek i zaproszenie przyjazdu do Buzułuku, gdy tylko miną mrozy.

Gazety sowieckie zamieściły na czołowym miejscu wiadomość, że w Moskwie przebywa generał Sikorski i że jest gościem Stalina.
W związku z pobytem generała Sikorskiego w Moskwie, krążą wśród Polaków wersje, że armia nasza zostanie przeniesiona na południe Z.S.S.R., a stamtąd wyjedziemy za granicę.
-Mamo, przyspieszmy wyjazd, przeczucie mówi mi, abyśmy nie zwlekały, tylko już wyjechały- nakłaniam mamę.
Mama nie chce wyjechać na własną rękę. Ufa słowom męża zaufania, kapitana Władysława Jagiełłowicza. Odradza nam opuszczenie Urdżaru, mówi:
-Moja rodzina pozostanie tutaj. Będę przysyłał jej pieniądze, a oni będą spokojnie i tanio żyć. Latem mogą plażować na słońcu i zażywać kąpieli w potoku górskim.

Danuta Helebrand, będąc w więzieniu, poznała wróżenie z kamyczków. Ponoć przepowiada trafnie. Poprosiłam ją, by i mnie powróżyła.
Danuta rozłożyła na liczne kupki drobne kamyczki polne i z miejsca głośno zawołała:
-Ocierajcie się o Ewę, dwie grube ryby są przy niej.
Po krótkiej przerwie powiedziała:
-Za trzy miesiące wyjedziesz stąd na południe. Będziesz przez dłuższy czas w środowisku ludzkim. Tam przejdziesz różne chwile: dobre i nieprzyjemne. Rozpoczniesz pracować za pół roku. Listy, które przychodziły, a obecnie przestały przychodzić, znów będą przychodziły. Jeśli chodzi o stronę materialną, z biegiem lat będzie ci coraz lepiej.

2 komentarze:

  1. Dobrze jest widzieć to wszystko od środka, jak to wszystko kształtowało się, powstawało, jak z wrogów sowieckich stajemy się pełnoprawnymi obywatelami, w te zapewnienia nijak nie wierzę. Suche fakty historyczne tego nie przekażą, na historii uczono nas czego innego. Pamiętam, kiedyś w podstawówce, wieki całe temu, nauczyciel zadał mi pytanie, po co było Powstanie Warszwskie? Matko, pustka w głowie, no po co, kiedy sojusznicy szli? Jakoś tak po dziecięcemu tłumaczyłam, jak ja to odbieram i, wyobraź sobie Riannon, było dobrze. Fakty historyczne pozmieniały się, a ja dalej patrzę na to wydarzenie, tak jak kiedyś, dawno temu. Czekam na dalszy rozwój wydarzeń, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście, wiedza podręcznikowa nijak ma się do rzeczywistości, dlatego dobrze jest czasem spojrzeć na te czasy oczami przeciętnego człowieka, który został uwikłany w historyczne wydarzenia.

    OdpowiedzUsuń