Pamiętnik Ewy”- taka przesyłka dotarła do Rodziny w latach 80-tych. „Oddać do rąk Janiny D”. Pomimo starań, nigdy nie udało się dotrzeć do adresatki. Pamiętnik budził emocje. Wspomina się tam miejsca i ludzi dobrze Rodzinie znane, gdyż Ewa okazała się odległą w czasie i przestrzeni kuzynką, mieszkającą gdzieś na Antypodach, z którą Rodzina straciła po wojnie kontakt. Pamiętnik przeleżał w szufladzie 30 lat. Nadszedł czas, aby podzielić się nim z Wami. Są to prywatne notatki, nigdy nie szykowane do publikacji, dlatego emocje w nich zawarte, często naiwne i patetyczne, są prawdziwe, a nie obliczone na efekt wstrząśnięcia czytelnikiem.

Zapraszam Was na wędrówkę w czasie i przestrzeni. Naszym przewodnikiem będzie Ewa Wojakowska-dziewczyna, która prowadziła przed wojną normalne, beztroskie życie, zanim jej świat się rozpadł.

Przepisując Pamiętnik nie ingeruję w składnię zdań, ani w archaiczną pisownię wyrazów. Poprawiam jedynie literówki, interpunkcję, kolejność słów tam, gdzie zaznaczyła to autorka. Ilustracje pochodzą z zasobów internetu, lub z archiwów własnych. Wprowadziłam je jako dekorację, nie stanowią one elementu pierwotnego pamiętnika. Konwencja bloga wymaga nadawania tytułów postom. Również owe tytuły nie są częścią pamiętnika.

Informacja dla nowych czytelników:

Po prawej stronie znajduje się link do początku historii Ewy.

Przed skopiowaniem fragmentów pamiętnika na inne portale, prosimy o zwrócenie się o zgodę!

czwartek, 27 stycznia 2011

Fale uchodźców.

5 września 1939. Ze Lwowa sygnalizowano transporty uchodźców. Jadą z terenów zagrożonych działaniami wojennymi. Zorganizowałam misję dworcową. Dla dzieci przygotowaliśmy mleko i chleb.
Od południa napływają pociągi z uchodźcami. Jadą wymizerowani, są nerwowi, wielu rannych. Samoloty niemieckie ostrzeliwują pociągi z karabinów maszynowych. Położenie uchodźców zapoznało nas z grozą wojny. Zostali wyrwani z domów, pozbawieni dobytku i jadą, ale nie wiadomo dokąd.

Wśród wersji smutnych, opowiedział mi kolejarz spod Nowego Sącza jak lotnicy niemieccy z furią atakowali pola, przylegające do łąk, obsadzone kapustą. Bombami zorali pole, a nie napotykając na opór, ocalałe głowy kapusty ostrzeliwali z karabinów maszynowych.
Mieliśmy kilka alarmów lotniczych, jak dotąd na Przemyślany bomb nie rzucono. Z gimnazjalnego przysposobienia wojskowego zorganizowano milicję. Chłopcy obstawili gmachy publiczne, mosty i drogi. Dzielnie spełniają swą służbę, Mietek będzie z nich dumny.
Poczta funkcjonuje słabo. Wiadomości z frontu straszne. Mówią, że armia nasza skraca front, by zatrzymać nawałę niemiecką na linii Kutna.

6 września 1939. Pociągi z uchodźcami idą jeden za drugim. Od dzisiaj począwszy, przez Przemyślany przejeżdżają samochody prywatne, załadowane tobołami. Przeważnie jadą oficerowie w mundurach z rodzinami.
„Co to znaczy”?- pytam siebie. Czyżby Rumunia wypowiedziała nam wojnę?
„Widocznie oficerowie ci z rodzinami uciekają za granicę. Jacy to mali ludzie. Miast bronić zagrożonej ojczyzny, myślą o sobie i najbliższych”.- pomyślałam.
Cała Polska ogarnięta pożogą wojenną. Samoloty niemieckie grasują bezkarnie, a pogoda sprzyja wrogowi.
Komunikacja tefoniczna ze Lwowem przerwana.
Późno wieczorem zostałam wstrząśnięta do głębi wiadomością, iż rząd opuścił stolicę.

7 września 1939.Samochody uciekinierów ciągną sznurem. Chyba cała Polska ucieka. Widocznie władze potraciły głowy. Falangami uciekają młodzi mężczyźni. Któż ma walczyć na froncie?! Z Mietkiem straciłam kontakt. Wśród społeczeństwa Przemyślan słychać pomruk. „Co, mamy karmić dezerterów”? Niechęć do uchodźców mężczyzn rośnie, padają słuszne głosy: „Nasi mężowie leją krew za ich miasta, a oni wieją na Rumunię”.
Te rzesze uchodźców deprawująco wpływają na życie miasta. Uchodźcy opowiadają fantazje, wzmagają strach i sieją postrach.
Wieczorem komunikaty podały, że padły pierwsze strzały obrońców Warszawy. Kto ma bronić Warszawy, skoro rząd ją opuścił?

8 września 1939. Tydzień minął od wybuchu tej okrutnej wojny. Cały kraj w płomieniach.
Pociągi z uchodźcami idą i idą, nie jesteśmy w stanie nakarmić dzieci. Drogi zawalone samochodami. Mówiono, że Polska nie posiadała motoryzacji. Gdyby w sztabie zastosowano plan Jeffrego z pierwszej wojny światowej, to można by na tyły niemieckie przerzucić pokaźne siły zbrojne i zlikwidować jeden odcinek frontu!
Warszawa stawia zacięty opór. Wszędzie działają dywersanci niemieccy. Budynki szkolne zatłoczone uchodźcami.
Alarmy i alarmy.
Kiedy nastąpi kres mordęgi tych ludzi, pozbawionych dachu nad głową? Pogoda dalej sprzyja Niemcom.
Zasypiam z myślą o Mietku. Jutro czeka mnie nowa walka o przeżycie dnia.

Sobota, 9 września 1939. Na Warszawę lecą pociski artyleryjskie i padają bomby. Front nadal ruchomy. Tak bardzo kocham ojca, ale pragnę, by w sprawach wojny nie miał racji. Niestety, wypadki biegną po linii przewidywań ojca.
Od tego ciągłego biegania, niesienia pomocy dzieciom i bezdomnym, opadam z sił.
Alarmy i te roje niemieckich bombowców zobojętniały mi. Martwi mie los naszej Ukochanej Ojczyzny i mego kochanego męża.
Starosta Mikrowicz tak zajęty, że w ogóle nie sypia.
Żydzi twierdzą, że Rosja Sowiecka zerwie pakt z Niemcami i pomoże Polsce.
Francja zasklepiona w linii Maginota i to nazywa pomocą. Gdzie są te francuskie i angielskie samoloty? Czyżby i tu ojciec miał znowu rację, że cały świat nie jest przygotowany do wojny z Niemcami?
Około południa przyjechała ze Lwowa mama. Przyjazdem swoim sprawiła mi radość. Przywiozła wieści, że ojca reaktywowano, pełni funkcję Komendanta Milicji rejonu Gródeckiego. O Mietku brak wieści, wyjechał z dywizją pod Warszawę. Lwów kilkakrotnie bombardowano, wiele osób cywilnych poniosło śmierć i mnóstwo budynków legło w gruzach. Ojciec uważa sytuację za bardzo ciężką, twierdzi, że powinniśmy stawić opór na Karpatach. Wieczorem słuchamy radia. Komentator pokłada nadzieję w Kutno.

Niedziela 10 września 1939. Niemcy prą na Lwów.
Kościół wypełniony wiernymi, zanoszą modły, ale pogoda nadal sprzyja Niemcom.
Radio niemieckie podało w komunikacie, że Rosja Sowiecka w nocy z 9 na 10 września przeprowadziła mobilizację na terenie Ukrainy. Ton komunikatu wskazuje, że Niemcy nie pewni celu sowieckiej mobilizacji. Może przyjdą nam z pomocą, jak twierdzą Żydzi?
Przeloty samolotów jak gdyby ustały. Zapanowała dziwna cisza, może przyniesie nam pokój?
Mama żyje nerwami. Wobec mnie zachowuje zimną krew. Od rana wykłada pasjansy. Cóż one mogą nam pomóc? Nieszczęścia nie odwrócą, takie nasze przeznaczenie. Dla odmiany stawia kabałę. Potasowała karty, przełożyła je na trzy części, po czym rozłożyła w trzech rzędach po ośm kart. Nagle wstała od stołu, zbladła, powiedziała:
-Natychmiast wracam do Lwowa, z kabały wynika, że dom w gruzach i ginie rodzina.
Dziwnie brzmiały słowa mamy, nawiedziło mnie złe przeczucie. Narzuciłam prochownik i poszłam do Linków zasięgnąć informacji, kiedy odchodzi autobus do Lwowa.
-Za 15-ście minut odchodzi do Lwowa samochód starosty z Nowego Sącza. Jeśli mama gotowa, może skorzystać z okazji- powiedziała Linkowa.
Pobiegłam do domu, powiadomiłam mamę. Mama pojechała do Lwowa.
Czekam wieści ze Lwowa. Przeczucia są często nieomylne. Od dzisiaj nocuję u siebie uchodźców.


11 września 1939. Znowu warczą niemieckie bombowce. Skąd ten przeklęty Hitler bierze taką moc? A pogoda do reszty zabija nasze iskierki nadziei.
Przez Przemyślany przeciągali pieszo nasi lotnicy. Wygląd ich okropny, brudni, zarośnięci, wymizerowani. Nogi opuchnięte i okaleczałe. Nic nie mówili.
Dla nich nie starczyło samochodów. Idą pieszo do Rumunii. Taki otrzymali rozkaz. Podobno do Rumunii nadeszły transporty bombowców z Francji.
Żydzi twierdzą, że Rząd Polski przebywa w Kołomyi.
Boże, jakie to wszystko upokarzające.
W wieczornym komunikacie radiowym podano, iż główne siły niemieckie zatrzymano pod Kutnem. Niech tylko spadnie deszcz, a sytuacja ulegnie zmianie.

12 września 1939. Jasiu Zimmermann, uczeń gimnazjalny, stoi na środku drogi z karabinem na ramieniu i legitymuje uciekinierów. Stoję na balkonie i obserwuję Jasia zawadiacką minę.
Podjechało wspaniałe auto załadowane tobołami i dywanami. W samochodzie siedzi generał i wystrojona dama.
-Jestem generał G...- powiedział zatrzymany.
-Generałów też legitymuję- powiedział Jasiu.
Jasiu bierze do rąk dokumenty i sprawdza.
-Dwóch następnych aut proszę nie legitymować, należą do mnie.- powiedział generał.
-Panie generale, front na zachodzie, a nie na południu- powiedział Jasiu.
Generał zatrzasnął drzwi samochodu, udał, że nie słyszy uwagi i pojechał dalej.
-Tu poseł na sejm...
Jasiu znowu zrobił złośliwą uwagę:
-Sejm jest w Warszawie.
Z komunikatów odnoszę wrażenie, że front uległ stabilizacji. Ciężkie boje idą o Kutno, Modlin i Warszawę, a na południu Niemcy prą na Lwów.


6 komentarzy:

  1. Zdjęcia archiwalne wyszperane z internetu.

    Boże drogi, co za kraj! Polscy lotnicy idą piechotą do Rumunii...
    :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu już nie mieli czym latać. Nie było też paliwa do samolotów, lotniska zbombardowane - nie było skąd startować nawet jeśli jakaś maszyna była sprawna. Samolot potrzebuje pasa startowego. To byli bardzo dzieli i utalentowani piloci. Potem przez Francję, do Wielkiej Brytanii. Tam powołano polskie dywizjony myśliwskie i bombowe. Między innymi słynny dywizjon myśliwski 303. To przy ich wydatnym udziale w walkach o Wielką Brytanie w II połowie 1940 roku Niemcy nie dokonali inwazji na wyspy i nigdy ich nie zdobyli. Ten fakt był zwiastunem upadku Niemiec i tego, że Hitler jednak przegra tę wojnę. Ja urodzona w 1961 roku wychowałam się w cieniu wojny, od dziecka słuchając o tamtych wydarzeniach. Powoli zbieram się do opisania na moim blogu mojej rodzinnej sagi. Tu trafiłam dzięki Mojej Alis. Czytam pamiętnik Ewy z wypiekami na twarzy. Tym bardziej, że i ja mam w historii pewnego Mietka, który troszkę od Ewy młodszy chyba uczył się I Lwowskim Korpusie Kadetów. Kadetów tak Ewa mile wspomina :) Myślę ,że się spotykali na tych samych lwowskich uroczystościach. Bardzo dziękuję za podzielenie się opowieściami Ewy. Są takie wzruszające. Pozdrawiam , Beata

      Usuń
  2. Dołączam do grona stałych czytelników, świetnie się czyta ten pamiętnik. Uwielbiam historię, zwłaszcza tych czasów i miejsc opisywanych przez Ewę.Przecież dopiero od niedawna można swobodnie mówić np. o Katyniu, majątkach utraconych przez Lwowian itd.Przeczytałam dziś ,,od deski do deski,, i czekam niecierpliwie na kolejny post.
    Wielkie dzięki, że zdecydowałaś się na przepisywanie tego pamiętnika.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Xena, fajnie, że dołączyłaś :-)
    Tak tam ta komuna w głowach namieszała, zatajając prawdę historyczną, że bardzo ciekawi postrzeganie rzeczywistości przez uczestników tamtych wydarzeń. Z resztą żadne podręczniki historii nie skupiają się na odczuciach ludzi, lecz wyłącznie na faktach historycznych.
    Nigdzie też chyba nie przeczytamy, że polscy lotnicy na piechotę szli do Rumunii, podczas gdy urzędnicy i rząd wiali, gdzie pieprz rośnie, wygodnie wioząc tyłeczki w autach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ot i cała prawda, żal serce ścisnął jak przeczytałam o tych lotnikach.
    W każdym okresie władza umie się "ustawić", nic się nie zmieniło, czy nad nami ciąży jakieś fatum :(
    Ciekawa jestem jak Ewa spostrzegła kolejne wydarzenia, czekam z niecierpliwością :)
    Byłaby piękna książka ...

    OdpowiedzUsuń
  5. Tu w kraju już nie mieli czym latać. Nie było też paliwa do samolotów, lotniska zbombardowane - nie było skąd startować nawet jeśli jakaś maszyna była sprawna. Samolot potrzebuje pasa startowego. To byli bardzo dzieli i utalentowani piloci. Potem przez Francję, do Wielkiej Brytanii. Tam powołano polskie dywizjony myśliwskie i bombowe. Między innymi słynny dywizjon myśliwski 303. To przy ich wydatnym udziale w walkach o Wielką Brytanie w II połowie 1940 roku Niemcy nie dokonali inwazji na wyspy i nigdy ich nie zdobyli. Ten fakt był zwiastunem upadku Niemiec i tego, że Hitler jednak przegra tę wojnę. Ja urodzona w 1961 roku wychowałam się w cieniu wojny, od dziecka słuchając o tamtych wydarzeniach. Powoli zbieram się do opisania na moim blogu mojej rodzinnej sagi. Tu trafiłam dzięki Mojej Alis. Czytam pamiętnik Ewy z wypiekami na twarzy. Tym bardziej, że i ja mam w historii pewnego Mietka, który troszkę od Ewy młodszy chyba uczył się I Lwowskim Korpusie Kadetów. Kadetów tak Ewa mile wspomina :) Myślę ,że się spotykali na tych samych lwowskich uroczystościach. Bardzo dziękuję za podzielenie się opowieściami Ewy. Są takie wzruszające. Pozdrawiam , Beata

    OdpowiedzUsuń