Styczeń 1939-go. Zachorowałam na grypę. Mietek otoczył mnie serdeczną troskliwością, każdą wolną chwilę spędzał przy mnie, nawet posiłki jadał w sypialni. Jest troskliwym mężem.
Wiosna. Po kraju przeszła fala niepokoju. Hitler zaanektował Czechosłowację i Kłajpedę. Wojna nie schodzi z ust, panuje ogólne zdenerwowanie. Mietek ciągle słucha radia. W pierwszych dniach maja wyłączył radio, podszedł do mnie, złożył pocałunek, powiedział:
-Nie będzie wojny, a tak się tego bałem.
Tegoroczna wiosna cudna, pogoda dopisuje. Mietek codziennie przed rozpoczęciem nauki spaceruje przed gmachem gimnazjum. Wszystko na nim lśni, jakby wyszedł z magazynu mody męskiej. Swoim estetycznym wyglądem, prezencją i taktem wzbudza ogólny respekt.
Uczniowie biorą wzór z dyrektora, przychodzą do gimnazjum w wyczyszczonych trzewikach, odprasowanych spodniach, w ogóle wygląd zewnętrzny uczniów uległ zmianie.
Mietek nigdy nie wzywa do gabinetu jednej uczennicy, zawsze dwie, by nie padł na niego cień podejrzenia, że mógł mieć inne zamiary.
Na konkurs międzygimnazjalny jeden z uczniów napisał pracę pod tytułem „Mój ideał”. Pracę tę nagrodzono. Jego ideałem był Mietek. Opisał, jak wychowankowie marzą, by dorównac dyrektorowi.
Ogólnie o mietku mówia w superlatywach, podziwiają jego postawę, zachowanie i takt. Tego rodzaju opinie napawają mnie dumą, że potrafiłam wykrzesać z niego tyle wartości.
Lato 1939-ty. Na polach dojrzewają zboża, zapowiadają urodzaj. Na arenie politycznej panuje dziwna, przejmująca cisza, jak gdyby przed burzą.
Jedziemy na wakacje nad morze. Pociąg mknie, wywołuje miarowy stuk. Ruch w pociągach słaby, czyżby nikt nie wyjeżdżał na wakacje?
W tym dziwnym nastroju osiągnęliśmy Warszawę. Mimo lata w stolicy panuje niebywały ruch, a w powietrzu czuć wojnę. Niewiele osób wyjechało na wakacje.
Przez cztery dni zwiedzaliśmy stolicę i jej zabytki, po czym wsiedliśmy do pociągu i pojechali do Gdyni.
W Gdyni zastaliśmy mnóstwo wolnych pokoi. Zajechaliśmy do naszej „Elżuni”, położonej tuż nad morzem. Frekwencja słaba, zazywamy kąpieli morskich i słonecznych. Atmosfera polityczna ciężka, ludzie żyja nerwami, a wojna, jak ta zmora, wisi nad światem.
Do Gdyni przybywa Kiepura, postanowiłam pójść i powitać go.
-Także pomysł, wygłupiać się- powiedział Mietek.
-Czy chcesz, abym poszła sama?- zapytałam.
Mietek niezdecydowany, nie lubi sztucznej reklamy. A jednak poszedł ze mną. Kiepura śpiewał i wygłosił mowę antyniemiecką.
6 sierpnia. Leżymy na plaży, panuje spokój. W Krakowie zjazd legionistów. W mocnych słowach przemawiał marszałek Śmigły Rydz. Między wierszami tej mowy wyczuwaliśmy, że wojna nieunikniona.
15 sierpnia popłynęliśmy na „Jasiu” do Orłowa na ognie sztuczne z okazji obchodu zwycięstwa w roku 1920 nad Rosją Sowiecką, odniesionego w bitwie o Warszawę.
Ognie w Orłowie dogasały, gdy molo w Zopotach zapłonęło ognistą łuną wywołaną reflektorami. Przeszedł nas zimny dreszcz. Czyżby łuna ta była zapowiedzią krawawej wojny?
21 sierpnia 1939. Jedziemy do Zopot, a stamtąd autobusem do Gdańska. Po stronie polskiej idziemy przez park do Gdańska. Po jednej i drugiej stronie przeszliśmy rewizję celną i legitymowano nas. Strażnicy polscy z niedowierzaniem patrzą na nas, że jedziemy do Gdańska.
Na ulicach Gdańska panował niesamowity ruch. Co chwila przeciągały uzbrojone oddziały zielonej policji i kolumny brunatnych koszul. Publiczność robiła front i witała oddziały przez podniesienie prawej ręki.
Gdańsk zhitleryzowany, nawet starcy oddają sobie nazistowskie pozdrowienia.
Cały Gdańsk otoczony rowami, zaporami i drutem kolczastym, a mężczyźni są w mundurach i uzbrojeni.
Ulice Gdańska ponure. Na szyldach sklepowych widzimy mnóstwo nazwisk o brzmieniu polskim jak: Johann Kapusta, Franz Wozniak i tym podobne.
Z Gdańska wracamy autobusem. Szosa zatarasowana drutami kolczastymi, jedynie wąskim przejściem przeszliśmy na strone polską.
Po stronie polskiej życie biegnie normalnie, nie ma zasiek kolczastych, ani rowów. Ludność pracuje, bo Polacy nie pragną wojny.
W Polsce odetchnęliśmy spokojem. Tam w Gdańsku atmosfera przeładowana nastrojem wojennym.
„Niedobrze”- pomyślałam. Mietek milczy. Po głowie wirują mi wrogie myśli.
Spakowaliśmy rzeczy i wracamy do domu. Jedziemy przez Poznań. Stacje kolejowe zaciemnione. Mijają nas transporty wojskowe. Niedaleko Poznania Mietek wychilił głowę przez okno wagonu, zapytał żołnierzy:
-Dokąd jedziecie?
Jakiś dowcipniś odpowiedział:
-Na wywczasy.
-Trzymajcie się dobrze, chłopcy- zawołał Mietek do mijającego nas transportu wojskowego.
Zdjęcia wyszperane z internetu. Pierwsze przedstawia granicę na plaży pomiędzy Gdynią a Danzig (Gdańskiem).
OdpowiedzUsuńDruga fotografia, z niemieckiej części Gdańska, pochodzi z dnia 27 sierpnia 1939 roku. Kilka dni po wizycie Ewy i Mietka.
Ewunia przeżyła i dobre chwile z Mietkiem. Czas wojny, trudne to czasy.
OdpowiedzUsuńNiesamowite uczucie- czytać prawdziwy pamiętnik. Forma bloga i zdjęcia z tamtych lat, bardzo mi się podoba. Jeszcze raz dziękuję, że zdecydowałaś się go udostępnić. Oczywiście jeszcze bardziej cieszy mnie to, że trafiłam do Ciebie :)
Ciezkie czasy przed nimi. Bardzo jestem ciekawa jak potoczy sie ich dalsze zycie.
OdpowiedzUsuńDomyslam sie, ze nie nie bedzie latwo.
alis- cała przyjemność po mojej stronie. Jestem pewna, że nie wytrwałabym w przepisywaniu, gdyby nie świadomość, że czytacie, czekacie i kibicujecie Ewie.
OdpowiedzUsuńAtaner- to będzie prawdziwa próba charakterów. Nie trudno jest żyć, gdy ma się wszystko pod nosem. Ludzie zdają egzamin z życia, gdy muszą walczyć o każdy następny dzień.