Piątek, 1 września 1939. Do sypialni weszła na palcach służąca Marysia. Przetarłam oczy i pytam:
-Czego pragniesz?
-Proszę pani, jest wojna, ten Hitler wszystko bombarduje.
Nic nie powiedziałam, tylko popadłam w zadumę.
Podeszłam do okna i wyjrzałam na ulicę. Ludzie biegają we wszystkich kierunkach. Strażacy w mundurach, a komendanci Lopu noszą na ramionach opaski.
Twarze ludzi smutne i przygnębione. Policja wzmocniona, chodzi z najeżonymi karabinami. Większość mieszkańców przebywa na ulicy żądna wieści.
Rosną fantazje i plotki. Wiadomości urzędowych brak. Ludzie po prostu leżą na radioodbiornikach i słuchają stacji zagranicznych.
Warszawa nadała komunikat o bombardowaniu miast polskich. Ton komunikatu minorowy.
Stoję na balkonie i obserwuję te smutne twarze młodzieży podążającej do kościoła na mszę świętą, bowiem dzisiaj rozpoczęcie nowego roku szkolnego. Młodzież zasępiona, nie tryska radością ani wesołością, jak to miało miejsce w starym roku szkolnym.
Związek Pracy Obywatelskiej Kobiet uruchomił ochronkę dla dzieci, których ojców powołano do wojska. Powierzono mi wyposażenie ochronki. Chodzę po sklepach i zakupuję wyposażenie. Czynność ta rozprasza złe myśli.
Około południa doszła nas wieść o bombardowaniu Lwowa. Jedni mówią, że bombardowano lotnisko, inni, że miasto.
Jaka reakcja z naszej strony? -Zapytałam samą siebie. Krążą słuchy, że lotnictwo nasze uległo zbombardowaniu.
Mietek opowiadał cuda o uzbrojeniu naszej armii. Po głowie nurtują mi pesymistyczne słowa ojca.
Nadrabiam miną, myśli swoich nie ujawniam, aby nie poczytano mi tego za defetyzm.
Około południa zaryczały syreny, mamy alarm lotniczy. Ulice opustoszały, ludzie zeszli do nieubezpieczonych piwnic. Słychać złowrogi szum maszyn. Może to nasi?- pomyślałam. Szum coraz wyraźniejszy. Lecą bombowce niemieckie, są wysoko nad miastem. Bomb nie rzucili, alarm odwołany, ulice znowu zarojone ludźmi. Ludzie bez przerwy mówią, a władze milczą.
Pod wieczór doszły nas wieści, że kawaleria nasza wkroczyła do Prus Wschodnich.
Ludność uradowana, wstąpiła w nią energia i zapał.
Komunikację ze Lwowem ograniczono, na wyjazd obowiązują przepustki.
Późno wieczorem doszły nas wieści o upadku Częstochowy i że Niemcy wprowadzili do klasztoru konie.
Wiadomości są tak chaotyczne, że trudno w coś uwierzyć.
Z głową nabitą wiadomościami, późno wieczorem, poszłam na spoczynek, by jutro na nowo walczyć z przeciwnościami.
2 września 1939. Pogoda cudna, dopisuje wojnie. Niebo bezchmurne. Tam na zachodzie pociski rozrywają siedziby ludzkie, a sklepienie niebios pokryte obłokami czarnego dymu.
Wiadomości z frontu mętne. Dzisiaj wypłacili mi pensję Mietka.
Ochronka czynna. Dzieci są smutne, a kiedy zawarczą wrogie samoloty, dzieci w kącie salki, zbite w gromadę, dygocą ze strachu i też mówią o bombach.
W południe doszła nas szeptana wieść, że lotnictwo nasze zbombardowało Berlin, a wieczorem ci, którzy powrócili ze Lwowa, opowiadali o silnych nalotach na Lwów. Twierdzili, że lotnisko na Skniłowie zostało przeorane bombami, że dworzec kolejowy w płomieniach, a zakłady Baczewskiego płoną.
Trapią mne myśli, gdzie nasza artyleria przeciwlotnicza?
Nad Przemyślanami przelatują niemieckie bombowce, brzęczą, jak złośliwe osy, a ludność ciągle zbiega do piwnic.
Niedziela, 3 września. Rano poszłam do kościoła na mszę świętą. Po nabożeństwie wstąpiłam do ochronki. Około południa słucham radia, komunikaty podały, że parlamenty: francuski i angielski obradują nad przystąpieniem do wojny, by wypełnić zobowiązania wobec Polski. Sytuacja denerwująca. A może nam nie pomogą?Armia nasza stoi pod naporem czołgów w odwrocie. Boże, gdyby tylko Anglia i Francja przystąpiły do wojny, a sytuacja nasza ulegnie zmianie. Potężne lotnictwo Francji i Anglii zmiażdży Niemców, wówczas odzyskamy nasze prastare ziemie nad Odrą.
Radia nie wyłączam.W południe Warszawa nadała hymn polski, francuski i angielski. Boże, czyżby pomoc? Spiker zakomunikował radosną wiadomość: „Francja i Anglia wypowiedziały Niemcom wojnę”.
Wybiegłam na balkon. Ulica szaleje, słychać wiwaty na cześć Francji i Anglii. Me serce ogarnęła radość, a jednak nie jesteśmy osamotnieni.
Po południu przyjechał ojciec. Przywiózł z powrotem mój list, który napisałam do Mietka pierwszej pamiętnej nocy oraz list od Mietka.
Mietek pisze czule i kochanie. „Jak dobrze, że nie jesteś we Lwowie. Ojciec ci wszystko opowie”.
Pocałowałam drogi list, a ojciec powiadomił mnie, że Mietek pełni czynność szefa kancelarii w dowództwie dywizji generała Zulaufa.
-Wczoraj był u nas, prosił o opiekę nad tobą, zobowiązał mnie, abym zaraz pojechał do ciebie. Mietek wyjechał ze Lwowa z dywizją w nocy z 2-go na 3-go września w kierunku na Warszawę,
-Tatko, jak w rzeczywistości wygląda nasza sytuacja?- zapytałam.
-Nie dobrze. Niemcy uderzyli z szalonym impetem, górują w lotnictwie i broni pancernej. Z pobieżnych obliczeń doszedłem do wniosku, że stolica już jest zagrożona. Niemcy idą klinami, wątpię, czy dojdzie do wojny pozycyjnej – powiedział ojciec.
-Ale nam pomaga Francja i Anglia-powiedziałam.
-Gdyby nastały słoty, wówczas może nastąpić ustabilizowanie frontu, wówczas Francja i Anglia mogą wejść do akcji. Jeśli Niemcom dalej sprzyjać będzie pogoda, to przepadniemy- rzekł z przekonaniem ojciec.
Odtąd każdą wolną chwilę poświęcam modlitwie, prosząc boga o obfite deszcze, aby ugrzęzły niemieckie czołgi.
W sklepie nabyłam czarnego materiału na zasłony okienne i ojciec pomógł mi uszczelnić okna. Ale wieczorami „lopiarze” rzucali kamyczkami w okno i zwracali uwagę, że zasłona nieszczelna. Ojciec szpary pozaklejał.
Do północy słuchamy radia. Komunikaty mówią o Francji i Anglii, o bestialskim bombardowaniu pociągów z ludnością cywilną i bombardowaniu miast, ale nie wspominają o sytuacji na froncie.
Ojciec pali papierosy jednego po drugim. Dopiero po północy poszliśmy na spoczynek.
4 września 1939. Ojciec od rana słucha komunikatu radiowego, powiedział:
-Sytuacja mglista. Odnoszę wrażenie, że Sztab Główny utracił kontakt z frontem.
Pogoda nie sprzyja nam.
Odprowadziłam ojca do autobusu, otrzymał miejsce siedzące. Pożegnałam ojca i poszłam do ochronki. Co chwila słychać syreny. Nad Przemyślanami przelatują niemieckie bombowce.
Wiadomości podawane przez radia zagraniczne są sceptyczne.
Boże, gdzie przebywa Mietek?
Urzędnicy wystraszeni. Ukraińcy zaszyci w domach, przycichli i czekają na dalszy rozwój wypadków.
Po obiedzie wyszłam na miasto. Patrzę, a autobus, który miał odejść do Lwowa, jeszcze nie odjechał. Ojciec już kilka godzin siedzi w autobusie, a szofer czeka, aż ustaną naloty na Lwów.
-Dlaczego ojciec nie przyszedł do mnie?-zapytałam
Mam dobre miejsce, a autobus może w każdej chwili ruszyć.
Towarzyszyłam ojcu aż do odejścia autobusu.
Wieczorem miasto pogrążone w ciemnościach. Na chodnikach stoją ludzie i żywo dyskutują. Jakis Żyd przywiózł ze Lwowa wiadomość, że wojska francuskie przełamały niemiecką linię obronną Zygfryda, a Anglicy zrównali z ziemią Berlin i że Hitler prosił marszałka Śmigłego Rydza o zawieszenie działań wojennych.
Wyczerpana dniem skorzystałam z wcześniejszego wypoczynku.
Zdjęcia pozyskane z zasobów internetu przedstawiają sytuację "z epoki".
OdpowiedzUsuńNigdy nie interesowałam sie za bardzo historią, ale tego co czuli wtedy ludzie podręczniki nie opisują. Jak mocno chwytali każdą przesłanke, która mogła odsunać myśl o wojnie, jak bardzo wierzyli w to, ze wojny nie będzie, choć tak duzo na nią wskazywało. Dziękuję za kolejne strony pamiętnika i serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAnula
Anula, ja również dziękuję za zainteresowanie.
OdpowiedzUsuńMam dokładnie to samo. Wojna jest dla mnie trudnym tematem, do którego nie mam zamiłowania. Natomiast niezwykłe i ciekawe jest dla mnie samo postrzeganie rzeczywistości przez kobietę, moją wówczas rówieśniczkę, na tle traumatycznych wydarzeń historycznych. Pozdrawiam :-)