13 września 1939. Przemyślany zatłoczone uchodźcami. Na szerokość ulicy ciągną samochody prywatne w kierunku na Zaleszczyki. Nikt samochodów nie legitymuje. O Mietku brak wiadomości. Kutno i Warszawa odpierają ataki Niemców. Na Przemyślany dotąd nie spadła ani jedna bomba. Wieczorem doszła do nas wiadomość, iż Niemcy są na przedmieściu Lwowa.
14 września 1939. Niemców od Lwowa odparto. Modlin i Kutno odpierają ataki niemieckie, a Kutno nie zawodzi. Fala uciekinierów na Rumunię wzrasta. Ze Lwowem utraciłam kontakt.
Pogoda nadal dopisuje, ale nie nam.
Przez Przemyślany coraz częściej przeciągają luźne oddziały wojsk, często bez broni, z opuchniętymi nogami. Dyscyplina rozluźniona. Każdy działa na własną rękę, ale w Przemyślanach panuje ład i porządek. Starosta Mikrowicz trzyma wszystko w karbach.
Doszły nas wieści o zniszczeniach Lwowa. Bohaterska Warszawa walczy. Na czele obrony stoi prezydent miasta Starzyński.
15 września 1939. Dzisiaj minęły dwa tygodnie od wybuchu wojny.
To, co dzisiaj widzimy na drogach, zakrawa na popłoch, wyraźną ucieczkę. Nikt nie panuje nad sytuacją. Żydzi twierdzą, że Prezydent, Marszałek i Rząd przekroczyli granicę Rumunii. Dywersanci niemieccy, przebrani w mundury polskie, a na froncie francuskim panuje dziwny spokój.
Przemyślany są bez benzyny. Właściciele samochodów pozostawiają wozy na szosie i idą pieszo do Rumunii.
Co będzie z nami? Gdyby był Mietek, moglibyśmy coś postanowić. Radia więcej nie słucham, denerwuje mnie.
16 września 1939. Drogi zatarasowane bezpańskimi samochodami. Za litr benzyny płacą każdą cenę. Wojsko uchodzi na Rumunię. Poborowi, częściowo umundurowani, poszukują swych oddziałów, których nikt nie może im wskazać.
Niedziela 17 września 1939. Niebo wciąż bezchmurne. Żołdactwo niemieckie hula po Polsce. Doznaję dziwnego uczucia, jak gdyby stało za mną nieszczęście. Przemyślany zatłoczone rozbitkami wojsk. Na podwórzu dr Zimmermanna obozuje wojsko.
Po zajęciach społecznych zaszłam do dr Zimmermanna. Nastrój rozbitków przygnębiający. Żydzi szeptają, że starosta utracił kontakt ze Lwowem.
Szarzeje. Dr Zimmermann nastawił odbiornik na Berlin. Na falach niemieckich płynie jedno wielkie zwycięstwo armii niemieckiej. Ktoś powiedział:
-Zobaczmy, co mówi Moskwa?
Moskwa mówi po Polsku. Obwieszcza światu, że czerwona armia o świcie przekroczyła granice Polski, ponieważ rząd opuścił Polskę, a czerwona armia idzie z pomocą braciom Ukraińcom i Białorusinom.
-Nóż w plecy- mówili oficerowie.
To są skutki umowy Ribbentrop- Mołotow. Wrogowie dokonali rozbioru Polski.
Ludność nie przejawia aktywności. Warszawa i Lwów bez przerwy nadają komunikaty.
Nie wierzę, aby rząd samowolnie opuścił kraj. Jeśli Bolszewicy idą nam z pomocą, jak twierdzą Żydzi, to nie będą wnikać w nasze sprawy wewnętrzne.
Polacy są przygnębieni. Starosta Mikrowicz nadal trwa na stanowisku. Jego energia dodaje nam otuchy, więc nikt z Przemyślan nie ucieka.
18 września 1939. Przemyślany stanowią obóz wojenny, pełno niedobitków.
Bolszewicy nie idą nam na pomoc. Zajmują wschodnie tereny Polski. Warszawa, Kutno, Modlin i Lwów dalej stawiaja opór. Jakiej dziwnej doznałam radości, gdy usłyszałam, że półwysep Hel dalej stawia opór.
Wojsko Polskie dzień i noc zdąża na Rumunię.
Z Mietkiem i Lwowem utraciłam kontakt.
Chłopi ukraińscy po wsiach organizują bandy i napadają Polaków. Palą dobytek i mordują Mazurów.
Dzięki staroście Mikrowiczowi w Przemyślanach panuje ład. Porządek utrzymuje policja i przysposobienie wojskowe.
19 września 1939. Starosta Mikrowicz nadal trwa na stanowisku. Zdania ludności co do Rosjan podzielone. Jakiś młody inzynier z Katowic głośno objawiał radość:
-Wy nie znacie Niemców! Rosjanie, to bratnia dusza słowiańska!
W tej sytuacji trudno coś przewidzieć.
Radiostacje Warszawa i Lwów nadają komunikaty z frontów.
Po wioskach grasują bandy chłopów ukraińskich i okradają ludzi do koszuli. Oddziały wojska polskiego nadal uchodzą na Rumunię, bo Armia Polska powstała we Francji pod dowództwem generała Sikorskiego.
20 września 1939. W nocy nacjonaliści ukraińscy wydobyli z ukrycia broń dostarczoną im przez Niemców grubo przed wojną i z brzaskiem dnia sięgnęli po władzę. Na gmachach publicznych powiewają chorągwie niebiesko-żółte. Po mieście chodzą patrole milicji ukraińskiej.
Starosta Mikrowicz uszedł w pobliskie lasy.
Polacy przykucnęli w domach i czekają na rozwój wypadków.
Pod wieczór przybył Zbyszek, brat przyrodni Mietka, z dwoma kolegami. Wracają pieszo z Tarnopola, dokąd powołano ich do wojska, ale w Tarnopolu niczego nie zastali.
W nocy, z Krościenka, szły tłumy chłopów ukraińskich uzbrojonych w karabiny, siekiery, kosy i drągi. Zdążali do Przemyślan, by mordować i grabić polskich panów i Żydów.
Naprzeciw tłumu wyszedł Ukrainiec dr Sachno i wytłumaczył chłopom, aby odstąpili od zamiaru. Po długiej persfazji dr Sachno uspokoił chłopów i zawrócił ich do swych siedzib.
Archiwalne zdjęcia wyszperane z zasobów internetu.
OdpowiedzUsuńZastanowili mnie ci Mazurzy. Dzięki wikipedii sprawa się wyjaśniła:
Takim też mianem (Mazurzy) określana była w Małopolsce i Rusi Czerwonej (Galicja), ludność osadzana na prawie polskim i magdeburskim począwszy od XIV wieku (zob. Sienieńscy, Krasiccy). Byli jedną z ważniejszych grup etnograficznych Galicji zaliczani do tzw. Podolaków czyli równiaków, mieszkańców równin obok Krakowiaków, Grębowiaków (Lisowiacy czyli Borowcy), Głuchoniemców, Bełżan, Bużan (Łopotniki, Poleszuki) Opolan, Wołyniaków, Pobereżców czyli Nistrowian".
Jejciu! Nareszcie! Ale wyczekiwałam na ten post!
OdpowiedzUsuńTeż mnie Mazurzy zastanowili, dzięki za wyjaśnienie.Teraz to się dopiero zacznie dziać...
błagam, nie daj nam długo czekać na kolejny wpis, bo umrę z ciekawości.Tyle lat była cisza w tym temacie, a tu mamy relację naocznego świadka i do tego świetnie napisaną.Fajnie by było gdyby ktoś z rodziny Ewy się odnalazł w dzisiejszych czasach, bo nie wiem, czy bez tego można by było oddać ten pamiętnik do druku, a warto...
Ewę bankowo wywiozą wagonem bydlęcym jako córkę i żonę wysokich rangą wojskowych, ciekawe co się stanie z jej matką i pozostałą rodziną, pewnie spotkają się dopiero gdzieś na Syberii, a może stanie się jakiś cud... I gdzie do diaska ten nicpoń Mietek się podziewa? Na moje oko to on kiedyś zostanie jakimś agentem SB.
OdpowiedzUsuńSama mam wyrzuty sumienia, że robię tak długie przerwy. Tym samym zdaję sobie sprawę, że wiosną mogę mieć jeszcze mniej czasu. Obiecuję, że zrobię, co tylko mogę w kwestii szybkości przepisywania :-)
OdpowiedzUsuńObawiam się, że moja teściowa i mój mąż to jedyna rodzina Ewy, jaką jeszcze możemy zidentyfikować. Owa Janina Dulębowska, o której nikt w rodzinie nie słyszał, może być jakąś koleżanką, z którą Ewa po wojnie utrzymywała kontakt korespondencyjny.
Uczyniliśmy krok w celu publikacji pamiętnika, przekazując kserokopię osobie związanej z jakimś krakowskim wydawnictwem, ale póki co jest cisza w temacie. Dlatego postanowiłam upowszechnić go właśnie tą drogą w formie bloga.
Jeśli chodzi o Twoje przypuszczenia, co do losów zarówno Ewy, jak i Mietka, to oczywiście, nie mogę niczego zdradzić. Powiem tylko, że Twój tok myślenia jest poprawny :-)
Z "prędkością błyskawicy" pochłaniam każdy wpis.
OdpowiedzUsuńZdaję sobie sprawę, że wiosna ma swoje prawa - zwłaszcza gdy ma się taki "mały" :) domek i ogródek jak Twój :)
Też dzięki za wyjaśnienie co do Mazurów.
Pozdrawiam i czekam .... :)))
No właśnie mój "mały" domek :-)
OdpowiedzUsuńZaczynając przepisywanie liczyłam, że przez zimę uporam się z tym. Specjalnie na nowo nie czytam naprzód, aby ciekawość i mnie pchała do działania. Czytałam pamiętnik wiele lat temu i choć ogólny zarys dziejów Ewy znam, szczegółów już nie pamiętam.
Rowniez z niecierpliwoscia czekam na ciag dalszy, ale nie poganiam:)
OdpowiedzUsuńDomyslam sie, ze masz duzo zajec wiec poczekam cierpliwie, sciskam.