Środa 30 sierpnia 1939. Jedziemy do Lwowa dla zasięgnięcia języka o sytuacji politycznej. Mietek poszedł do Kuratorium Szkolnego, a ja na drobne zakupy.
Życie we Lwowie nerwowe, ludzie podenerwowani, gazety i nadzwyczajne wydarzenia są w mig rozchwytywane.
Przeżywamy wojne nerwów, byle przebrnąć wrzesień, a potem nastąpią roztopy i zima. Da Bóg, że sytuacja ulegnie zmianie.
Z Mietkiem umówiłam spotkanie w restauracji „Pomorzance”. Nerwowy nastrój źle wpływa na usposobienie. Schodzę z drogi tym tłumom. Błądzę po ulicach zatopiona w myślach i tak wstąpiłam do Katedry. Świątynia wypełniona wiernymi. Zanoszę modły o pokój.
Zaniosłam gorącą modlitwę do Stwórcy, by uchował ludzkość od wojny. Pokrzepiona na duchu, wyszłam na ulicę. Zauważyłam, iż ludzie płaczą. Przy murach stoją grupkami ludzie i coś czytają.
Podeszłam i czytam zarządzenie o mobilizacji. Zbladłam, a po głowie wirują mi słowa mamy: „a ja podczas tametej wojny straciłam ojca”.
Z trudem dobrnęłam do restauracji. Mietek wyszedł mi naprzeciw, powiedział:
-Już wiesz.
Zajęliśmy miejsca przy stoliku, zjedlismy obiad, po czym niezwłocznie wyjechaliśmy do Przemyślan.
Pociąg mknie leniwie. Na polach pracują ludzie, lśniące pługi odrzucają skiby czarnej, tłustej ziemi, karmicielki ludzi.
Czego ludzie jeszcze chcą? Któż upoważnił ich do wzajemnego odbierania sobie życia?
Polacy wojny nie pragną, pragną jej Niemcy, naród chciwy, zachłanny, przybłędy z Ingermanlandii, wyspy osiadłej na Bałtyku w pobliżu współczesnej Finlandii. Niemcy zmierzają do zagrabienia wszystkich ziem słowiańskich, by zatrzeć ślady, że ziemie od Uralu po rzekę sarmacką, późniejszy Ren, stanowią ziemie szczepów, dzieci Sławy, czyli ziemie słowiańskie. I zachłanność zgubi Niemców. Nadejdzie dzień, że ostatnia ich garstka, i szukać będą schronienia pod jednym drzewem lipy.
Mietek smutny. Z oczu jego bije smutek i żal.
Na stacji kolejowej w Przemyślanach zastaliśmy mnóstwo ludzi. Pytają, co słychac we Lwowie? Ludzie łakną wieści. Mietek nadrabia miną, wlewa w ludzi wiarę i otuchę, choć sam przeżywa niepokój przed wojną.
Po spożyciu kolacji, do mojej brązowej walizeczki zapakowałam Mietka bieliznę i przybory toaletowe, by jutro rano był gotów do drogi, a Mietek siadł przy biurku i napisał dyspozycje.
Po tych czynnościach usiedliśmy w nieoświetlonym gabinecie i wzdychali, cóż przyniesie nam jutro?
-O mnie bądź spokojny. W mieszkaniu wszystko będzie tak, jak gdybyś nigdy nie wyjechał. Na biurku niczego nie ruszę- zapewniłam męża.
Mietek płakał, wyszedł do jadalni i szlochał, a kiedy powrócił, reasumowaliśmy nasze życie, które dzisiaj burzy nadchodząca wojna. Późno było, gdy zgasiliśmy światło w sypialni.
Czwartek, 31 sierpnia 1939. Mietek po ogoleniu i śniadaniu stanął gotowy do drogi, nieznanej drogi.
Przed opuszczeniem domu wyjęłam srebrny medalik z wizerunkiem Matki Boskiej, który otrzymałam, gdy szłam do pierwszej komunii świętej i zawisiłam Mietkowi na szyi, a na czole nakreśliłam znak krzyża świętego.
Mietek zdjął medalik z szyi i przyczepił do pęka kluczy. Po ciele przeszły mnie ciarki, a do głowy napłynęła myśl, że Bóg nie pobłogosławi go. W skrytości zraził mnie, poczułam do niego żal, że w tak ciężkiej chwili lekceważy ufność w Boga.
Miałam zamiar jechać z Mietkiem do Lwowa, ale Mietek odradził mi. Powiedział:
-Nie jedź, bo będziesz mi kulą u nogi.
Na stacji kolejowej tłum ludzi, odprowadzaja powołanych. Przybyli uczennice i uczniowie gimnazjum z kwiatami.
Nadjechał pociąg. Pożegnałam Mietka, może na zawsze. Przebiegły mi po głowie iskierki różnych myśli.
Mietek w oknie wagonu, rozmawiamy o tym i owym. Zacisnęłam zęby, by nie uzewnętrznić wzruszenia.
Pociąg ruszył, Mietek macha ręką, woła:
-Do zobaczenia w Berlinie!
Powróciłam do domu, uklękłam przed wizerunkiem Matki Boskiej i zaniosłam gorące modły:
-Matko Boska miej Mietka w opiece, zwróć mi go po wojnie, błagam Cię o to gorąco”.
Następnie zaszłam do kancelarii i półgłosem powiedziałam:
-Tu pracowałeś i kochałeś swą pracę, tu wrócisz.
Poszłam do Komunalnej Kasy Oszczędności, podjęłam pieniądze i zapłaciłam Wojtowiczowi za orła dostarczonego dla gimnazjum.
Odwiedzili mnie profesorowe ze słowami otuchy, a kierownik szkoły powszechnej Pękalski powiedział:
-Ależ pani dzielna. Widac było żal w oczach, ale ani jednej łzy.
Zgodnie z poleceniem Mietka, wręczyłam klucze od gabinetu pani profesor Cieślakowej, bo jej Mietek powierzył czynności dyrektora.
Wieczorem siedzę w gabinecie pogrążona w myślach. Wtem zadrgał dzwonek telefonu. Podeszłam do aparatu, serce żywo biło.
-Będzie mówić Lwów- powiedziała telefonistka.
Ręce mi drżą, czekam na ukochany głos.
-Halo, halo- mówi Mietek.
-Słucham.
-Mam trzy minutową rozmowę. Zajechałem szczęśliwie, byłem u rodziców. Oni tobie wszystko opowiedzą.
-Załatwiłam, jak prosiłeś. Odwiedzili mnie profesorowie. Jutro otwarcie roku szkolnego.
-Proszę kończyć- przypomniała telefonistka.
-Pa kochanie- powiedział Mietek
-Pa Miciurczku, bądź zdrów.
Późno wieczorem poszłam spać. Leżę w łóżku i próbuję czytać, ale to nie wychodzi. Okna szczelnie zasłonięte, świecę nocną lampkę, przyłożyłam rozgonioną głowę do poduszki i zapadłam w ułudną myśl, że wojny nie będzie.
Zegar w pokoju stołowym wybija godziny. Czas uchodzi powoli. Włączyłam radio. Wszędzie mówią i powtarzają szyfry. Wyłączyłam radioodbiornik. Nie mogę zasnąć, słyszę kroki Mietka, ale to tylko złudzenie. O północy wstałam, wzięłam pióro do ręki i zaczęłam pisać list do Mietka. Opisałam nastrój, to co przeżywam i że tęsknię.
Nad ranem ogarnęła mnie senność, spałam snem kamiennym do samego rana.
Źródło dla fotografii- internet.
OdpowiedzUsuńZ tym szczepem dzieci Sławy i sarmackim Renem, to mocno Ewę poniosło. Tego typu informacje na temat genezy Słowian były w dwudziestoleciu międzywojennym bardzo powszechne. Była to reakcja na niemiecką propagandę, która za pomocą zmanipulowanych źródeł historycznych i archeologicznych, usiłowała uwiarygodnić i usprawiedliwić prawa do terenów wschodniej Europy.
Riannon, bylam bardzo ciekawa jak Ewa opisze ten dzien. Teraz wszystko bedzie inaczej...
OdpowiedzUsuń