Pamiętnik Ewy”- taka przesyłka dotarła do Rodziny w latach 80-tych. „Oddać do rąk Janiny D”. Pomimo starań, nigdy nie udało się dotrzeć do adresatki. Pamiętnik budził emocje. Wspomina się tam miejsca i ludzi dobrze Rodzinie znane, gdyż Ewa okazała się odległą w czasie i przestrzeni kuzynką, mieszkającą gdzieś na Antypodach, z którą Rodzina straciła po wojnie kontakt. Pamiętnik przeleżał w szufladzie 30 lat. Nadszedł czas, aby podzielić się nim z Wami. Są to prywatne notatki, nigdy nie szykowane do publikacji, dlatego emocje w nich zawarte, często naiwne i patetyczne, są prawdziwe, a nie obliczone na efekt wstrząśnięcia czytelnikiem.

Zapraszam Was na wędrówkę w czasie i przestrzeni. Naszym przewodnikiem będzie Ewa Wojakowska-dziewczyna, która prowadziła przed wojną normalne, beztroskie życie, zanim jej świat się rozpadł.

Przepisując Pamiętnik nie ingeruję w składnię zdań, ani w archaiczną pisownię wyrazów. Poprawiam jedynie literówki, interpunkcję, kolejność słów tam, gdzie zaznaczyła to autorka. Ilustracje pochodzą z zasobów internetu, lub z archiwów własnych. Wprowadziłam je jako dekorację, nie stanowią one elementu pierwotnego pamiętnika. Konwencja bloga wymaga nadawania tytułów postom. Również owe tytuły nie są częścią pamiętnika.

Informacja dla nowych czytelników:

Po prawej stronie znajduje się link do początku historii Ewy.

Przed skopiowaniem fragmentów pamiętnika na inne portale, prosimy o zwrócenie się o zgodę!

środa, 5 stycznia 2011

Awans Ewy i Mietka.

Jesienią zdechła Mróweczka. Wierna była to psina. Przeżyła najpiękniejszy okres naszego życia. Dzieci sąsiadów urządziły jej grobek, pochowały ją w skrzynce pod krzewem bzu, a w dzień Zadusznych paliły świeczki.

Nasze życie domowe biegnie ruchem zegara. Doszliśmy do takiej perfekcji, że czynności domowe wykonujemy, jakby z góry ułożonego planu.
Siedzimy w teatrze. Spoglądam na zegarek, dochodzi godzina 10-ta. Mówię do Mietka:
-Minęła godzina dziesiąta, nakręć zegarek.
-Już nakręciłem- powiedział.
W domu, codziennie z wybiciem godziny 10-tej wieczorem, Mietek nakręca zegary i zegarki. Czynność ta tak weszła nam w krew, że nawet w teatrze nie przeoczyliśmy jej.
Zimą Mietek wygłosił w radio 15-sto minutowy odczyt „O Przemyślanach”. Dla mieszkańców miasta była to nie lada atrakcja. Po odczycie niektórzy mieli pretensje, że pominął „jego” urząd.

Ojciec upolował lisa, dał go wyprawić i otrzymałam w podarunku, a mama dodała do lisa piękną suknię balową, zaś Mietek otrzymał futro.

Gwiazdka 1937 rok. Zapowiedzieli przyjazd moi rodzice. Trzeba będzie uświetnić święta.
Siedzimy w kuchni i dekorujemy torty. Mietek uciera kremy, mieli orzechy, dekoruje i przekłada torty. Najwięcej precyzji wkłada w tort orzechowy, nazywa go „odwiecznym”, gdyż zawsze uświetnia uroczystości rodzinne.
Po tortach przyozdobiliśmy drzewko, obwiesili błyskotliwymi ozdobami, kolorowymi orzechami, czerwonymi jabłkami, ligniną i anielskimi loczkami.
W mieszkaniu ciepło, pachnie świeżością, miło i przytulnie. Rodzice przywieźli nam w prezencie obraz Wygrzywalskiego „Rybacy”.
Podziwialiśmy świetną kondycje rodziców. Ojciec przygnębiony sprawami politycznymi, mówi o wojnie. Ja tematu tego nie lubię, bo nie lubię wojny. Wojna narzuca ludziom nieszczęścia, nakazuje mordować i za czyny te nagradza i wyróżnia.
-Nie jesteśmy przygotowani do wojny i nie mamy wodza. Piłsudski nie żyje, Sikorski na wygnaniu, a góra tonie w papierkach- narzekał ojciec.
Zmieniłam temat. Po cóż dręczyć siebie tym, co może w ogóle nie nastąpić?

W czerwcu 1938-go Mietek otrzymał nominację na dyrektora gimnazjum. Ma 30 lat i już zajął tak zaszczytne stanowisko. Szalejemy z radości. Pod wrażeniem tym jedziemy na wakacje.
-Nominację utrzymamy w tajemnicy, dopiero po wakacjach zakomunikujemy ją rodzicom- postanowił Mietek.
Przed wyjazdem na wakacje Mietek odbył 18-to dniowe ćwiczenia terenowe w 40-tym pułku piechoty.
-Miejsce postoju nieznane- powiedział przy stole Mietek.
-Jedziecie do Niemirowa- wtrąciła żona Adasia.
-Nie wiem- oświadczył Mietek.
-Przecież cały Lwów mówi o Niemirowie.
Mietek wyjechał w nieznane. Dla korespondencji obowiązuje poczta polowa, bez podania miejscowości. Miejsce ćwiczeń władze wojskowe otoczyły tajemnicą, ale słusznie powiedziała żona Adasia, iż cały Lwów wiedział, gdzie będą ćwiczenia.
Po ćwiczeniach wojskowych wyjechaliśmy do Zakopanego. Mieszkamy w „Orionie”, gdzie panuje spokój, gdzie solidna obsługa i dobra kuchnia.
Kontynuujemy wycieczki górskie, atrakcją jest kolejka linowa na Kasprowy Wierch.
Nabyliśmy bilety i jedziemy na Kasprowy Wierch. W połowie drogi kolejka stanęła, zawiśliśmy nad przepaścią. Wycieczkowicze zamarli w bezruchu, nastała cisza, nikt nie puścił nawet pary z ust. Po dwudziestu minutach wyczekiwania kolejka ruszyła. Przyczyną zatoru był brak dopływu prądu. Z powrotem powróciliśmy pieszo.

W Przemyślanach żyjemy w przyjaźni ze starostą Mikrowiczem. Jest to miły i wesoły człowiek o wysokich walorach społecznych. Wiele zdziałał w powiecie, to też ludność otacza go szacunkiem.
Mikrowicz, poza pracą, lubi życie towarzyskie. Często urządza familijne wycieczki do sąsiednich lasów, gdzie wesoło spędzamy czas. Zabiera wiatrówkę, sądek piwa i różne frykasy. A kiedy zapanował różowy humor, Mikrowicz śpiewał piosenki „legunowe” jak: „Siedzi Kasia nad strumykiem”, a Mietek wtórował: „Dziękuję ci zięciu”. Z wycieczek tych powracaliśmy rozbawieni, pełni humoru i werwy.

Jesienią 1938-go zmieniliśmy mieszkanie. Zajmujemy trzypokojowe mieszkanie z kuchnią i komfortem vis a vis gimnazjum. Dokupiliśmy gabinet, bo wymaga tego stanowisko dyrektora gimnazjum, a z nowym rokiem szkolnym Mietek pojechał z wizytą do Kuratora Okręgu Szkolnego.

Wczesną jesienią otrzymałam od mamy piękne futro karakułowe. W wyborach do rady miejskiej wybrano mnie radną. Ojciec żartuje ze mnie, bo widzi mnie ciągle w roli niezaradnego dziecka. Udowodnię, że i niewiasty potrafią gospodarzyć nie tylko swoim domem, ale i miastem.

Życie gospodarcze ulega poprawie, ale liczba bezrobotnych w Przemyślanach nie maleje, więc nadal działają komitety niesienia pomocy bezrobotnym.
Święta Bożego Narodzenia za pasem. Postanowiono przeprowadzić kwestę na pomoc bezrobotnym.
Poszłam na kwestę w towarzystwie mecenasa Pistola. Na sobie mam futro karakułowe, na palcu pierścionek z brylantem, na drugiej ręce bransoletę, a futro wydziela zapachy perfumy francuskiej. Mecenas Pistol również z futrze, dobrze skrojonym garniturze z angielskiego materiału.
Odwiedzamy domy urzędnicze. Oni nie mieszkają tak, jak ja. Na pierwszy rzut oka dostrzegłam, iż w domach urzędniczych panuje niedostatek. Żony urzędników wygrzebywały resztki, by złożyć datek, aby nie skompromitować siebie wobec kwestarzy. Zastałam i takie domy, które nic dać nie mogły. Panie przepraszały, mówiły: „mąż zabrał pieniądze”.

Z mężem wiodłam długie dyskusje na temat szalonych różnic społecznych, zapytałam:
-Czy nie lepiej byłoby oddać futro na rzecz tych nędzarzy, jak chodzić po kweście?
Mietek uspokoił mnie, powiedział:
-Różnice społeczne były i będą i różnic nikt nie zmieni, bo człowiek zachłanny, a zachłanność stwarza różnice. Długo nurtowały mnie te niesprawiedliwości społeczne i ta obłuda „miłości bliźniego”.

6 komentarzy:

  1. Fotografie z zasobów internetu. Środkowe zdjęcie przedstawia starą kolejkę na Kasprowy Wierch. Takim wagonikiem jechała Ewa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam!
    Przeczytałam jednm tchem :) Byłam w lepszej sytuacji bo tyle odcinków na raz, no ale teraz grzecznie czekam z innymi :) Trochę pomyszkowałam w intenecie i to futro Ewy to jednak(niestety) były źrebięta. Moda w tamtych latach była na futra z płaskim włosem karakuły i własnie źrebięta, chociaż te ostatnie należały do jednych z tańszych i troche dziwi bo rodzina Ewy była raczej zamożna. No chyba, że chodziło o modę właśnie.
    Pozdrawiam serdecznie
    Anula z Chaty pod Wiatrakami

    OdpowiedzUsuń
  3. Anula, witaj. Cieszę się że do nas-podążających śladem Ewy- dołączyłaś :-)
    Cały czas się zastanawiam, jak to się mogło stać, że tamten świat sprzed wojny zupełnie zginął? Na tyle, że nie możemy już zidentyfikować części tamtejszej rzeczywistości, zrozumieć do końca motywów postępowania, etc. Nie ma ciągłości kulturowej pomiędzy jej, a naszym światem. Osobiście uważam, że to przykre.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wydaje mi się ze ten okres międzywojenny był bardzo interesujący i w sumie pro zachodni. Ludzie wiedli swiatowe życie , były kolonialne sklepy, które zasobem towarów nie odbiegały od dzisiejszych, a obsługą na pewno przewyższały. II wojna niestety zabrała duzą cześć naszej elity (zginęli, wyemigrowali). Komunizm dokńczył dzieła i mamy to co mamy. Ten pamiętnik Ewy zachęcił mnie do przeczytania Kronik tygodniowych Antoniego Słomińskiego - to lata 1927-1931 myśle ze dowiem sie więcej o tym ciekawym okresie w historii Polski.
    Pozdrawiam serdcznie
    Anula Z Chaty pod Wiatrakami

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo dobry pomysł z tym Słonimskim. Dwudziestolecie międzywojenne to moja ulubiona epoka w literaturze i sztuce- dekadencja, awangarda- to mnie kręci :-) Ale faktycznie, wypadałoby trochę też poczytać o zwyczajnym codziennym życiu. Sięgnę zatem po Kroniki i ja :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Biedna Ewa. Nawet nie wie jak bardzo zmieni sie jej zycie. To chyba jej ostatnie wakacje spedzone tak beztrosko.

    OdpowiedzUsuń