Pamiętnik Ewy”- taka przesyłka dotarła do Rodziny w latach 80-tych. „Oddać do rąk Janiny D”. Pomimo starań, nigdy nie udało się dotrzeć do adresatki. Pamiętnik budził emocje. Wspomina się tam miejsca i ludzi dobrze Rodzinie znane, gdyż Ewa okazała się odległą w czasie i przestrzeni kuzynką, mieszkającą gdzieś na Antypodach, z którą Rodzina straciła po wojnie kontakt. Pamiętnik przeleżał w szufladzie 30 lat. Nadszedł czas, aby podzielić się nim z Wami. Są to prywatne notatki, nigdy nie szykowane do publikacji, dlatego emocje w nich zawarte, często naiwne i patetyczne, są prawdziwe, a nie obliczone na efekt wstrząśnięcia czytelnikiem.

Zapraszam Was na wędrówkę w czasie i przestrzeni. Naszym przewodnikiem będzie Ewa Wojakowska-dziewczyna, która prowadziła przed wojną normalne, beztroskie życie, zanim jej świat się rozpadł.

Przepisując Pamiętnik nie ingeruję w składnię zdań, ani w archaiczną pisownię wyrazów. Poprawiam jedynie literówki, interpunkcję, kolejność słów tam, gdzie zaznaczyła to autorka. Ilustracje pochodzą z zasobów internetu, lub z archiwów własnych. Wprowadziłam je jako dekorację, nie stanowią one elementu pierwotnego pamiętnika. Konwencja bloga wymaga nadawania tytułów postom. Również owe tytuły nie są częścią pamiętnika.

Informacja dla nowych czytelników:

Po prawej stronie znajduje się link do początku historii Ewy.

Przed skopiowaniem fragmentów pamiętnika na inne portale, prosimy o zwrócenie się o zgodę!

wtorek, 21 grudnia 2010

Nowy nabytek.

Jesienią 1934 roku otrzymałam od rodziców futro ze źrebców francuskich. Nieprzyjemna to była sprawa. Przemyślanki oglądały je i wypytywały o cenę.
W małej mieścinie to dobre, co drogie. Nauczona małomiasteczkowym doświadczeniem, przesoliłam cenę futra, ale przemyślanki były sprytniejsze ode mnie. Po upływie tygodni znowu zapytały o cenę futra i tu wpadłam, bo zapomniałam, o ile je przesoliłam?
W karnawale chodzimy na liczne bale w obawie przed nowymi plotkami o macierzyństwie.
Zimą z 1934 na 1935 zaobserwowałam u Mietka wielką zmianę. Dawniej często coś zataił, obecnie spoważniał, dla pań jest grzeczny, ale zachowuje dystans, zaś mnie obdarza gorącymi uczuciami, jest uważający, słowem- dżentelmen.
Mietek kocha dom, dba o jego wygląd, sam zawiesza obrazy, rozwiesza kilimy, dokłada drzewa do pieca, w ogóle jest tkliwy, dobry, czuły i kochany.
Nareszcie żyję w takiej atmosferze, jaką wyniosłam z rodzicielskiego domu.

Lato 1935 w całości należy do nas. Mamy przed sobą dwa długie miesiące wakacji. Pojechaliśmy do Zakopanego, wynajęliśmy pokój w willi „Orion”. Mietek kocha morze, ja zaś góry. Do Zakopanego przyjechała matka Mietka z jego przyrodnimi braćmi.
Z braćmi Mietka odbyliśmy wycieczkę na Świnicę. Na szczycie Świnicy postanowiliśmy posilić ciała, ale Mietek nie pozwolił.
-Zamiast podziwiać piękne widoki, chcecie je zbeszcześcić jedzeniem.
Po tym prologu odeszły nam chęci do jedzenia, a kiedy zeszliśmy ze Świnnicy, Mietek zaproponował jedzenie, ale byliśmy tak przemęczeni, że nie mogliśmy jeść.
Zrobiliśmy kilka wycieczek na Giewont i na Czerwone Wierchy, a 12 lipca, pod przewodnictwem moich braci ciotecznych Staszka i Janka, odbyliśmy wyprawę przez Zawrat na Orlą Perć. Na Zawracie od klamer odmroziłam ręce, bowiem nocą spadł śnieg. Z przełęczy obserwowaliśmy czterech taterników forsujących zamarłą Turnię.

Pod koniec wakacji poszliśmy z matką Mietka do kina. Przed nami siedziały dwie niewiasty. W pewnym momencie wzajemnie spoglądamy na siebie, a Mietek pociąga nozdrzami. Mówi:
-Nie wytrzymam tej przykrej woni.
-My również- powiedziałyśmy.
Teściowa wyjęła z torebki chusteczkę do nosa, a niemiła woń, jakby wzrosła.
-Chyba te niewiasty stronią od wody- zauważył Mietek.
Wstaliśmy i ostentacyjnie zamieniliśmy miejsca, ale przykra woń nie ustępowała.
-Więcej do kina tego nie pójdę- zawyrokował Mietek.
Z trudem wytrzymaliśmy seans do końca.
Jesteśmy na ulicy, teściowa otwiera torebkę, trąca mnie w ramię i wybucha śmiechem.
-Wiecie, co tak śmierdziało? Kupiłam na kolację zgliwiały ser i zupełnie zapomniałam, że go mam w torebce.

Dyrektorem gimnazjum jest emerytowany wizytator szkół średnich Edward Horwath. Mietek określa go, jako światłego, rozumnego i o wybitnej inteligencji dyrektora.
Horwath jest wymagający. Uczniowie przeważnie pochodzą ze stanu średniego i robotniczego. Prymitywne maniery uczniów raziły Horwatha, więc w przystępie niezadowolenia, nazwał ich magotami (gatunek małpy europejskiej żyjącej na Gibraltarze), a uczniowie nazwali dyrektora magotem.

Sukienki dla pań przemyślańskich szyje Żydówka Szajnowa. O klientce zawsze mówi z zachwytem, podnosi jej figurę, miły wygląd i inne zalety.
Jestem do przymiarki u Szajnowej. Długi stół zawalony materiałami i wzorami, a na manekinach wiszą uszyte sukienki.
-Czyja ta śliczna sukienka?- zapytałam krawczynię.
To suknia pani Z.- wyjaśniła.
-Jej będzie ładnie w tej sukni- powiedziałam
-Nie, ona nie ma eleganckiej twarzy- powiedziała krawczyni.

Styczeń 1936. Jesteśmy na przyjęciu u prezesa Sądu. Goście rozbawieni, a pani domu raczy nas smakołykami. Podczas wieczerzy Mietek zajął miejsce vis a vis mnie, a obok niego siedziała żona porucznika przysposobienia wojskowego. Zauważyłam, że pani ta co chwila przysuwa krzesło do Mietka. W końcu poniosło mnie. Zrobiłam uwagę:
-Mietek, jak ty siedzisz!
Mietek znieruchomiał i poczerwieniał, ale wyręczyła go sąsiadka.
-Acha, to znaczy, że mam odsunąć krzesło- powiedziała.
Znowu miałam popsuty wieczór.
”Niedobrze mieć przystojnego męża”- pomyślałam.

W lutym jesteśmy na balu. Raz za razem tańczy ze mną młody inżynier Peszko. Wszyscy zwrócili na to uwagę. W oczach Mietka dostrzegłam ogniki zazdrości. Z miejsca zaproponowałam pójście do domu, na co Mietek wyraził zgodę.
Nazajutrz spotkała nas żona inżyniera, Jasia Chechlińska, zapytała:
-Co wyście tak nagle zniknęli? Ten młody inżynier, po twoim odejściu, więcej nie tańczył, siedział w kącie i skubał wąsik.
Mietek, niby obojętnie, powiedział:
-Widocznie gustuje w takich małych z rumieńcami.

Tegoroczne wakacje spędzamy na Helu, dojeżdżając do Zoppot. Mietek skosztował szczęścia w ruletkę. Wygrał 450 złotych.
Na drugi dzień wyszłam na drobne zakupy, Mietek pozostał w pokoju, zaczytany w gazecie.
Po kilku minutach, gdy powróciłam, zastałam Mietka wystrojonego na blaszkę.
-Dokąd?- zapytałam
Mietek podszedł, złożył pocałunek, rzekł:
-Jadę do Zoppot zaokrąglić.
Słychać drugi sygnał syreny. Mietek pobiegł, by zdążyć na statek.
Wieczorem wyszłam na molo. Zauważyłam Mietka, machnął ręką. Widocznie mu zimno, nawet postawił kołnierz marynarki.
Mina Mietka kwaśna, pocałował mnie i z miejsca wyjawił:
-Wszystko przegrałem.

Prosto z wakacji pojechaliśmy do Lwowa. Mietek uczęszcza na kurs instruktorów przysposobienia wojskowego, a wieczorem na kurs kierowców pojazdów mechanicznych.
Na targach wschodnich postanowiliśmy nabyć motocykl. Oglądamy motocykle, w tym spotkaliśmy matkę Mietka, a kiedy dowiedziała się o naszym zamiarze, wręczyła Mietkowi w kopercie tysiąc złotych i doradzała, abyśmy nabyli przechodzony, w dobrym stanie samochód.
Powróciwszy do domu rodziców moich, opowiedzieliśmy, co nas spotkało na targach. Mama, pobudzona ambicją, wyjęła z szafki nocnej również tysiąc złotych i prosiła, abyśmy nabyli samochód.
Mietek próbuje różne wozy, ale żaden nie odpowiada nam. Pośrednik, inż. Jurewicz, przyrzekł zakupić dla nas coś odpowiedniego w Warszawie na jesiennych targach samochodowych.
Po dwóch tygodniach zatelefonował, iż nabył dla nas ciemno-szafirowego Fiata za 2600 złotych.
Nabyliśmy samochód. Mietek zasiadł za kierownicą, dał gazu i rozpoczął gonitwę po Lwowie. Z mamą siedziałyśmy na tylnym siedzeniu i podziwiałyśmy brawurę Mietka. Już dwukrotnie byliśmy pod naszą kamienicą, ale Mietek rozochocony pojechał dalej.
Nazajutrz wyznał mi, że nie mógł zatrzymać maszyny, bowiem zapomniał, gdzie hamulec.

Szalejemy. Codziennie jedziemy do Lwowa, nawet po ciastka do Zalewskiego. Rzadko przebywamy w domu, chyba, że panuje słota. W chwilach wolnych zachodzimy do garażu, czyścimy samochód, by był bez najmniejszej plamki.
W Przemyślanach samochód nasz wywołał zazdrość. Znajomi doradzali, abyśmy wóz sprzedali, bo przez ten samochód narobiliśmy sobie wrogów.

10 komentarzy:

  1. Obrazek pierwszy- widok na Świnicę, pożyczyłam z zasobów wikipedii. Obrazek drugi- Fiat 508 z jakiegoś internetowego portalu motoryzacyjnego :-)

    Choć ciekawość mnie zjada, chyba nie chcę wiedzieć, co to są źrebce francuskie? :-(

    OdpowiedzUsuń
  2. Riannon, mysle a nawet jestem pewna, ze to bylo futro z gronostajow.

    OdpowiedzUsuń
  3. A skąd masz pewność? Bo mnie się jednak wydaje, że to było futro ze źrebiąt. Źrebiec to po staropolsku źrebak. Nawet w dzisiejszych czasach nie brakuje producentów i kupców na futra ze źrebiąt, np:
    http://allegro.pl/futro-ze-zrebaka-zrebak-swietne-40-42-44-i1351968073.html

    Nie brakuje również futer z... kotów :-(

    OdpowiedzUsuń
  4. Mozliwe, ze w obecnych czasach futra mamy z roznych zwierzat. W dawnych czasach najdrozszym byly gronostaje. Czy futro z konia moglo robic furore na salonach gdy konie uzywane byly do zupelnie innych celow? Nigdzie w literaturze nie spotkalam sie z "takim futrem" noszonym przez bogate panie.
    100% pewnosci nie mam ale tak mi sie wydaje i mialo to by sens.
    Zagadka jest w dalszm ciagu nie rozwiazana, musze zasiegnac jeszcze opinii mojej babci moze ona podsunie jakis pomysl:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Może właśnie dlatego było tak drogie, bo konie używane były do innych celów niż na futra? Zapewne nie bez przyczyny pada tu przymiotnik "francuskie". Ja w ogóle nie zdawałam sobie sprawy, że istnieje coś takiego jak futra ze źrebiąt, dopóki sobie nie wygooglowałam zagadnienia. W tej chwili uwierzę we wszystko. Mój chłop zasugerował, że może tu chodzić o płody koni, ale to już chyba wyobraźnia go poniosła, za duża makabreska.
    Koniecznie skonsultuj się z babcią w tej sprawie, może sprawa się wyjaśni.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ileż wiedzy eleganckich pań przepadło! Moja babcia dumna była przez całe życie z "fokowego futra", które dostała z okazjii 18. urodzin, które z wiekiem robiło się coraz mniejsze i mniejsze. Pamiętam je już tylko w postaci serdaka. Kiedy babcia umarła (miała ponad 80 lat), okazało się, że "fokowe futro", wyglądające zresztą jak karakuły, było zwyczajnym pluszem.
    Końska skóra ponoć jest grubsza od innych, niszczy się powoli a w dodatku włosie ma błyszczące i bywa w pięknym kolorze. To, że opisywane przez Ewę futro, było ze "źrebców" rzeczywiście nasuwa na myśl pochodzenie podobne karakułom. A że były francuskie? Może delikatność wyprawienia, może specjalny kolor sierści?

    OdpowiedzUsuń
  7. Riannon, babcia stawia na futro z soboli ale nie wyklucza, ze mogly byc to gronostaje chociaz stwierdzila ze to juz tylko elite stac bylo na takie futra.
    Zagadka pozostaje nierozwiazana, moze jeszcze ktos bedzie mial pomysl w jakim futrze spacerowala Ewa.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ok, dzięki, podziękuj i pozdrów babcię :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam, dziękuję za udostępnienie tego pamiętnika!!! Wieki całe szukałam coś podobnego! Czyta się jednym tchem i zarywam właśnie noc.

    Obstawiam że futro ze źrebców francuskich to bardzo dobrej jakości kożuch. Oczywiście ze skóry źrebiąt. (Brrr makabra!) Teraz robiony raczej ze skóry owczej, ale często imituje skórę konia...

    Pozdrawiam serdecznie!!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. elenuke- bardzo się cieszę, że do czytających Pamiętnik dołączają nowe osoby. Mam nadzieję, że dostarczy Ci emocji, mimo kilku zarwanych nocek.
    Jak by nie patrzeć, zawsze wychodzi mi, że to jednak źrebięta. Kiedyś dla ludzi było to naturalne, jak dla nas buty ze skór cielęcych.

    OdpowiedzUsuń