Pamiętnik Ewy”- taka przesyłka dotarła do Rodziny w latach 80-tych. „Oddać do rąk Janiny D”. Pomimo starań, nigdy nie udało się dotrzeć do adresatki. Pamiętnik budził emocje. Wspomina się tam miejsca i ludzi dobrze Rodzinie znane, gdyż Ewa okazała się odległą w czasie i przestrzeni kuzynką, mieszkającą gdzieś na Antypodach, z którą Rodzina straciła po wojnie kontakt. Pamiętnik przeleżał w szufladzie 30 lat. Nadszedł czas, aby podzielić się nim z Wami. Są to prywatne notatki, nigdy nie szykowane do publikacji, dlatego emocje w nich zawarte, często naiwne i patetyczne, są prawdziwe, a nie obliczone na efekt wstrząśnięcia czytelnikiem.

Zapraszam Was na wędrówkę w czasie i przestrzeni. Naszym przewodnikiem będzie Ewa Wojakowska-dziewczyna, która prowadziła przed wojną normalne, beztroskie życie, zanim jej świat się rozpadł.

Przepisując Pamiętnik nie ingeruję w składnię zdań, ani w archaiczną pisownię wyrazów. Poprawiam jedynie literówki, interpunkcję, kolejność słów tam, gdzie zaznaczyła to autorka. Ilustracje pochodzą z zasobów internetu, lub z archiwów własnych. Wprowadziłam je jako dekorację, nie stanowią one elementu pierwotnego pamiętnika. Konwencja bloga wymaga nadawania tytułów postom. Również owe tytuły nie są częścią pamiętnika.

Informacja dla nowych czytelników:

Po prawej stronie znajduje się link do początku historii Ewy.

Przed skopiowaniem fragmentów pamiętnika na inne portale, prosimy o zwrócenie się o zgodę!

piątek, 17 grudnia 2010

Narowy Mietka.

Przy głównej ulicy Mickiewicza, gdzie wystaje zielona weranda, stoi domek czterech dziewcząt i „mamy” Jaworkowej. Domku tego wszyscy unikają, bo słynie w Przemyślanach z  kuźni plotek. Córy uchodzą za szyderczynie, wysiadują na werandzie, obserwują przechodniów, wyśmiewają ich i wyszydzają.
„Mama” Jaworkowa, słynie z ostrego języczka i zbierania plotek od służby domowej.
-Przepraszam, żem się spóźniła, bom była u pani Jaworkowej. Zaprosiła mnie do siebie, potraktowała wódką i wypytywała o państwo: jak mieszkają, co jedzą, co robią i co mówią?- usprawiedliwiała siebie moja posługaczka Bodakowa.
Nic nie powiedziałam, a posługaczka nie pytana dodała:
-Mówiłam same dobre rzeczy, ale pani Jaworkowa pytała, czy państwo żyją w zgodzie?
-Niech Bodakowa przestanie, ja plotek nie zbieram- powiedziałam.
Jacy to mali ludzie. Cóż sobie pomyśli posługaczka o tego rodzaju „paniach”, mających wygórowane aspiracje?

W tym roku Mietka ćwiczenia wojskowe ominęły. Wakacje spędzimy w Jamnej, w Karpatach, nad Prutem.
Okolica piękna, pogoda dopisuje, tylko nieprzyjemne są nocne burze połączone z gromami. Ciężko przeżywam te burze, gromy biją jeden za drugim, a echo gór pomnaża je wielokrotnie. Błyskawica pokrywa nisko opadłe sklepienie niebios, a grzmoty robią wrażenie, jak gdyby rozsadzały góry, zaś deszcz, smagany ostrym wiatrem, leje jak z cebra. Rosną potoki i unoszą odłamki oderwanych skał, gałęzi oraz dobytek Hucułów.

Poranki w Karpatach miłe. Powietrze przesycone wonią silnie pachnących kwiatów, niebo bezchmurne, jedynie naniesione zwały rdzawego piachu świadczą o burzy nocnej.
Mietek wykorzystuje wakacje na przygotowanie się do egzaminu pedagogicznego.

Październik 1933. Nastały chłody. Krajobraz przyprószony oziminą, a rolnicy pracują przy wykopkach buraków cukrowych. Jedziemy do Lwowa, bo Mietek zdawać będzie egzamin pedagogiczny. Egzamin piśmienny zdał celująco.
Mieszkamy u rodziców, w moim panieńskim pokoju. Mietek postanowił odwiedzić przyjaciela z podchorążówki Jasia Wieniawskiego, a ja poszłam z mamą na zakupy.
O godzinie 8-mej wieczorem powróciłyśmy ze sprawunków. Mietek spacerował przed kamienicą, oczekując nas.
Ledwo zdjęliśmy okrycia, Mietek począł opowiadać, jak spędził czas u Wieniawskich. Opowiadaniom nie było końca, wreszcie zakończył wizytę familijnym spacerem.
Oratorstwo Mietka nasunęło mi podejrzenie, iż mówi nieprawdę. Poznałam to po jego minie. Byłam przeświadczona, iż jeszcze gdzieś był i to chce ukryć przede mną.
Bezwiednie zapytałam Mietka:
-O której godzinie wyszedłeś od Jasia?
Mietek bez zastanowienia powiedział:
-O godzinie 4.30.
-Gdzieś ty jeszcze był?- zapytałam?
-Nigdzie- odpowiedział
-Toś ty szedł do domu od 4.30 do 8.00-mej wieczorem?
Mietek nic nie powiedział, tylko milczał.
-Słuchaj, tyś jeszcze gdzieś był?- ponowiłam zapytanie.
-Nie- powiedział krótko.
Na to w uniesieniu powiedziałam:
-Jeśli kłamiesz, życzę ci z serca, abyś nie zdał egzaminu.
Słowa me poczęły głęboko nurtować w umyśle Mietka. Po godzinnej, wewnętrznej walce, Mietek wszczął rozmowę, a oczy jego zdradzały upokorzenie i ściszonym głosem wyznał:
-Byłem u Jaworkowej. Mieszka z córkami we Lwowie. Zaprosiła mnie starsza Jaworkówna, którą spotkałem na terenie Uniwersytetu, na herbatkę, w której brała udział sama młodzież, a ja „zabawiałem” mamę Jaworkową. Prawdę mówiąc, rad byłem, gdy opuściłem ten dom.
-Nie dobrze postapiłeś, osądź sam siebie- powiedziałam.
Nazajutrz Mietek zdawał egzamin ustny. Powrócił około godziny 2-giej po południu, był czerwony, jak rak i ode progu powiedział:
-Nie zdałem, mam poprawkę.
W oczach Mietka dostrzegłam zdziwienie, upokorzenie i złość. Pierwszy raz nie zdał egzaminu, bo dotąd wszystkie egzaminy zdawał celująco.
Podeszłam i pocałowałam go.

Ze względu na ciężkie położenie gospodarcze kraju, postanowiliśmy w bieżącym karnawale nie uczęszczać na zabawy.
Wiosną 1934 co chwila któraś z pań powiada: „Jaka pani wciąż zgrabniutka”.
Nie rozumiałam, co powiedzenia te znaczą, dopiero ciocia Mania, jadąc pociągiem do Lwowa, usłyszała rozmowę, jaką wiodły dwie przemyślańskie panie, iż w sierpniu rodzić będę dziecko. Niestety, to nigdy nie miało miejsca.

Lipiec spędziliśmy na Helu, korzystając z kąpieli morskich. Z Helu odbywaliśmy wycieczki do Zoppot, Gdańska i Oliwy. W Oliwie zachwycały nas w kościele organy, misternie wyrzeźbione przez mnichów.
Morze, jako żywioł, pociągało Mietka. Lubiał spacery nad brzegiem morza, podziwiał morze, gdy było spokojne. Pokryte lekkimi falami, Mietek porównywał morze z gęstą oliwą. Potęgę i grozę Bałtyku odczuwaliśmy podczas sztormu, kiedy wzburzone morze niesamowicie huczało.

W drodze powrotnej z Helu wstąpiliśmy do Lwowa, do moich rodziców. Mietek wdział mundur i pojechał na 4-ro tygodniowe ćwiczenia wojskowe do Złoczowa. Pozostałam we Lwowie, by dokupić różne drobiazgi dla domu.
W połowie sierpnia pojechałam do Złoczowa. Zamieszkałam w hotelu „Warszawskim”, gdzie wodę do mycia przynoszono w dzbanku. Pobyt w Złoczowie był miły. Wieczorami chodziliśmy do kina i teatrzyków.

Po ćwiczeniach wojskowych dostrzegłam u Mietka znarowienie. W domu, w roli profesora, był poważny, kulturalny, taktowny i cechowała go ogłada towarzyska. Po ćwiczeniach cechy dodatnie były przytępione, występowała u niego szorstkość, sztuczna bufonada i zarozumiałość. Za każdym razem, po ćwiczeniach wojskowych, kosztowało mnie to sporo czasu, zanim zaprowadziłam Mietka na właściwy tor.

9 komentarzy:

  1. Piękny krajobraz górski zapożyczyłam z zasobów wikipedii.
    Stara widokówka przedstawia Grand Hotel w Sopocie z czasów, gdy plażę odwiedzała Ewa.

    Jak widać, Mietek nadal ma słabość do "panienek" :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zoppot... starsi mieszkańcy mówią do dziś w podobny sposób. Ja mówię "jade do Sopotu", a oni "Jadę do Zoppot".
      Mam nadzieję, że za czasów Ewy plaża przed Grandem była czysta, bo obecnie właśnie w Sopocie najwięcej syfu, zarówno na plaży, jak i w wodzie.
      Czarownica z tej Ewy:)

      Usuń
  2. Zastanawiam się też, czy stwierdzenie, iż w hotelu Warszawskim przynoszono wodę w dzbanku, świadczy o luksusie tego miejsca, czy wręcz przeciwnie? :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż, wszyscy przewidywaliśmy, że tak to się skończy. Podejrzewam, że to dopiero początek, niestety.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Jeśli kłamiesz, życzę ci z serca, abyś nie zdał egzaminu."- czyżby zadziałało? ;)

    Cudownie się czyta.
    Przy okazji- najserdeczniejsze życzenia świąteczne i noworoczne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj Riannon," organy oliwskie" znane sa chyba na calym swiecie, ok no moze troszke przsadzilam, ale w Europie na bank.
    Odnosnie dzbanka z woda donoszona do kapieli, to mam kilka propzycji:
    - zaskoczenie Ewy! pomysleli, ze ma ochote przemyc twarz.
    - w dziurze zabitej dechami pomysleli, ze ona ma ochote na kapiel?!
    Co o tym myslisz?!
    Odnosnie Mietka, to dran! Ewa jest dama i madra kobieta, poradzi sobie z problemami!
    Czy mam racje?!

    OdpowiedzUsuń
  6. alis- dziękuję, również życzę pomyślności :-)
    Tak sobie myślę, że skoro on się przyznał i nie zdał tego egzaminu (jaka silna jest siła sugestii), to może jednak nie wszystko powiedział i nie tylko o herbatkę u Jaworkowej chodziło.

    Ataner- z tym dzbankiem tak się zastanawiam. Bo w latach 30-stych była już bieżąca woda w standardzie. Ewa, światowa dziewczyna, bywała w cywilizowanych miejscach. Może ona napisała to z przekąsem i zgrozą, że w hotelu Warszawskim w dzbanku wodę się nosi, a nie np bierze z kranu? Tego się już nie dowiemy.
    Ataner- Ewa poradzi sobie z dużo poważniejszymi kłopotami, niż wiarołomny mąż :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mietek na pewno. A jaka ogromna z niego świnia, okaże się na końcu pamiętnika :-)
    Na wszelki wypadek proszę, aby nie kierować się solidarnością plemników i nie brać sobie do serca naszych niepochlebnych opinii o Mietku :-)

    OdpowiedzUsuń