Pamiętnik Ewy”- taka przesyłka dotarła do Rodziny w latach 80-tych. „Oddać do rąk Janiny D”. Pomimo starań, nigdy nie udało się dotrzeć do adresatki. Pamiętnik budził emocje. Wspomina się tam miejsca i ludzi dobrze Rodzinie znane, gdyż Ewa okazała się odległą w czasie i przestrzeni kuzynką, mieszkającą gdzieś na Antypodach, z którą Rodzina straciła po wojnie kontakt. Pamiętnik przeleżał w szufladzie 30 lat. Nadszedł czas, aby podzielić się nim z Wami. Są to prywatne notatki, nigdy nie szykowane do publikacji, dlatego emocje w nich zawarte, często naiwne i patetyczne, są prawdziwe, a nie obliczone na efekt wstrząśnięcia czytelnikiem.

Zapraszam Was na wędrówkę w czasie i przestrzeni. Naszym przewodnikiem będzie Ewa Wojakowska-dziewczyna, która prowadziła przed wojną normalne, beztroskie życie, zanim jej świat się rozpadł.

Przepisując Pamiętnik nie ingeruję w składnię zdań, ani w archaiczną pisownię wyrazów. Poprawiam jedynie literówki, interpunkcję, kolejność słów tam, gdzie zaznaczyła to autorka. Ilustracje pochodzą z zasobów internetu, lub z archiwów własnych. Wprowadziłam je jako dekorację, nie stanowią one elementu pierwotnego pamiętnika. Konwencja bloga wymaga nadawania tytułów postom. Również owe tytuły nie są częścią pamiętnika.

Informacja dla nowych czytelników:

Po prawej stronie znajduje się link do początku historii Ewy.

Przed skopiowaniem fragmentów pamiętnika na inne portale, prosimy o zwrócenie się o zgodę!

czwartek, 17 lutego 2011

Wiadomość od Mietka.

1 listopada 1939. Mieszkańcy grodu podążyli na cmentarz Łyczakowski, gdzie spoczywają obrońcy Lwowa. Przybyło wiele nowych mogił tych, którzy polegli w ostatniej wojnie.
Drogę wiodącą na cmentarz obstawiło N.K.W.D. w cywilu. Ofiarą padała przeważnie młodzież. Wiele matek powróciło z cmentarza bez małoletnich synów.
Nad Lwowem zawisła czarna chmura, ludzie sposępnieli. Wielu jeszcze tego samego dnia wyruszyło na Rumunię, Węgry lub pod okupację niemiecką.

11 listopada, święto Niepodległości, minęło bez echa. Ojciec nie opuszczał domu, rozpamiętywał defilady lat ubiegłych, kiedy miarowy krok żołnierza polskiego zalegał ulice Lwowa. Dzisiaj po lwowskich brukach ciągną długie ogonki znękanych ludzi, wyczekujących na kęs własnego chleba.
Po 11 listopadzie dała znać o sobie „tajna organizacja”. Wśród Polaków krążą biuletyny, odezwy i ulotki, a wieczorami Polacy słuchają komunikatów polskich z Paryża.
Wielu ocalałych mężczyzn każdej nocy śpi gdzie indziej. Ojciec zadaje mamie pytanie, co ma powiedzieć, gdy Sowieci zapytają o rok 1919 i 1920? Mama doradzała, aby oświadczył, iż w tym czasie przechodził tyfus, ale ojciec wychodził z założenia, że oficerowi kłamać nie wolno.
Powoli zagląda mróz. Kamienicę znacjonalizowano. Nowy właściciel- Związek Sowiecki Republik Rad- napastuje lokatorów o komorne, nie dba o ich potrzeby. W całej kamienicy nie ma ani jednej szyby, wyleciały podczas bombardowania Lwowa przez Niemców.
Ojciec nabył kilka nieheblowanych desek i zabiliśmy okna, a pośrodku wprawili małe okienka, by wpuścić do mieszkania nieco światła.
Pod koniec listopada nadeszła od Mietka odkrytka, napisana do ojca. Doniósł o swym istnieniu i prosił o opiekę nade mną. Zaraz po obiedzie poszłam do teściowej, by powiadomić ją o tej radosnej wieści.


30 listopada, pod wieczór, siedzieliśmy w salonie, gdy wtem słyszymy pięciokrotny dzwonek. Serce poczęło mi gwałtownie bić, a ręce drżały.
Odchyliłam drzwi, zastałam średniego wzrostu mężczyznę- bruneta. Zapytał, czy tu mieszka pan pułkownik Wojakowski.
-Mieszka- powiedziałam
-Mam wiadomość od pana podporucznika Mieczysława.
Adwokat Bardach ze Lwowa siedzi w fotelu i opowiada nam swe przeżycia wojenne, jakie przeszedł wspólnie z Mietkiem.
-Mieczysław pełnił funkcję szefa kancelarii sztabu dowódcy dywizji, podczas oblężenia Warszawy urzędował na zamku Prezydenta. I tam popadliśmy w niewolę. Dał mi tę oto wizytówkę, na której napisał adres i powiedział, abym zadzwonił pięć razy.
Późno było, gdy adwokat Bardach opuścił nasz dom. Długo rozbierałam z rodzicami szczegóły, jakie usłyszałam o Mietku.

Sowieci znieśli niedzielę, jako święto. Obecnie co szósty dzień jest wolny od zajęć. Nazwano go „wychodnoj”. Każdy urząd, czy też fabryka, świętują innego dnia. Bałagan, słowem, wielki bałagan!
Zasadniczo pomysł nie bez racji. Zmierza do pełnej dezorientacji, aby ludzie nie mogli współżyć ze sobą i wywoływać niezadowolenia.
W niedzielę istnieje dzień powszedni, ale Polacy nadal świętują w niedzielę i kościoły są wypełnione po brzegi. Sowieci, by zohydzić niedzielę, wykonują w tym dniu specjalne prace, jak naprawę ścieków kanalizacyjnych, zwózkę węgla, a przed południem sprzedają makaron.

6 grudnia na murach domów rozklejono obwieszczenia, aby do 8 grudnia przeszli rejestrację polscy oficerowie w celu wymiany legitymacji. Ojciec formalności dopełnił i uzyskał legitymację stwierdzającą stopień oficerski.

8 grudnia. Święto Matki Boskiej, nie uznane przez najeźdźców. Na ulicy Głowińskiego spotkałam 8-mio letnią Ewunię, córkę brata ciotecznego-Adama. Niosła pod pachą torbę szkolną, przywitała mnie, zapytała:
-Czy ciocia wie, że dzisiaj święto? Bolszewicy kazali nam przyjść do szkoły, ale pani nauczycielka zwolniła nas. Powiedziała: „Idźcie do kościoła, bo dzisiaj jest święto Matki Boskiej”.
-Byłam w kościele i zaniosłam modły za tatusia- powiedziała Ewunia.
Ojciec Ewy zginął potem w 1940 roku w lasku katyńskim.

9 grudnia. Ciemno było, gdy wyszłam z domu za chlebem. Zdobycie kilograma chleba jest coraz trudniejsze. Sklepy z chlebem opanował proletariat żydowski. Częściowo sprzedają chleb w sklepie, ale większość chleba puszczają na czarny rynek, uzyskując zań wielokrotnie wyższą cenę.
We Lwowie panuje drożyzna, a płaca ekspedienta sklepowego wynosi od 150 do 200 rubli miesięcznie. Wystarcza na kupno kilograma słoniny. Przed wojną ekspedient mógł kupić za swe wynagrodzenie co najmniej pięćdziesiąt kilogramów słoniny.
Minęła pora obiadowa, a dotąd nie zdobyłam upragnionego chleba. Trzeba pójść do domu bez chleba.
Szarzeje. Wracam na ulicę Łyczakowską, wtem spotkałam przemyślańskiego milicjanta Żyda, dawnego krawca. Zaczepił mnie i wypytywał, gdzie mieszkam. Podałam zmyślony adres, ulicę Pełczyńską. Nakłaniał mnie, abym pojechała z nim do Przemyślan dla odwiedzenia znajomych. Zrozumiałam, iż pragnie mnie dowieźć do Przemyślan. Pozostawiłam go na ulicy i nieomal biegiem, róznymi uliczkami, podążyłam na ulicę Pełczyńską. Byłam pewna, że śledzi mnie. Na Pełczyńskiej weszłam do pierwszej z brzegu kamienicy i pobiegłam na III piętro, gdzie dla upozorowania odczytywałam wizytówki na drzwiach mieszkań.
Prawie godzinę spędziłam w tej kamienicy, po czym ukradkiem wyszłam na ulicę. Podniosłam do góry kołnierz płaszcza i raźnym krokiem zmierzałam ku ulicy Gołąba do domu.
-Jak dobrze, żeś wróciła, byłem niespokojny- tymi słowy przywitał mnie ojciec.
Czuję, że uległam przeziębieniu, więc wcześniej poszłam do łóżka. Ojciec wyłączył radioodbiornik, usiadł przy moim łóżku i opowiadał swą rozmowę, jaką miał z jednym z podwładnych, który podczas września pełnił czynność w polskiej milicji. Bolszewicy przesłuchiwali go i wypytywali o ojca. Ojciec objawiał zdenerwowanie, zapytał:
-Co o tym sądzisz?
Uspokoiłam ojca, przecież nikomu niczego złego nie uczynił. Był dyrektorem nauk w Korpusie Kadetów. Jeśli chodzi o czynność w milicji polskiej, funkcję tę pełnił zaledwie kilka dni. Nikogo z rozkazu ojca nie rozstrzelano, ani nie osadzono w więzieniu.
-Uważam obawy za nieuzasadnione- pocieszyłam ojca.
Mimo uspokojenia ojca złe przeczucie zżera moje nerwy, wyczuwam idące nieszczęście, ale nie mogę uzmysłowić sobie, kogo ono dotknie?
Późno było, kiedy ojciec pocałował mnie w czoło i życzył „dobrej nocy”.

6 komentarzy:

  1. W zasobach internetu znalazłam kartkę, jaką mógł wysłać Mietek z obozu jenieckiego, do ojca Ewy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Riannon - spróbuj tutaj:
    http://www.proszynski.pl/Dla_autorow-a-4-2-341-.html

    co prawda powieści historycznych nie wydają, ale literaturę faktu jak najbardziej.
    Dzięki za kolejnego posta, coś czuję, że ten pocałunek ojca może być ostatni...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki, przekażę tę informację pod uwagę rodziny.
    Xena, zaczynam się zastanawiać, czy nie masz zdolności jasnowidzącej? :-) Kolejny raz Twoja intuicja prowadzi Cię we właściwym kierunku :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. He, he... jak kto uwielbia historię i do tego lubi czytać książki ( w IV podstawowej np. całą Trylogię pod kołdrą przy latarce) to nie musi być jasnowidzem...xD
    A pamiętnik trza wydać bezapelacyjnie, bo świetnie napisany przez naocznego świadka wydarzeń.

    OdpowiedzUsuń
  5. A! Zaraziłam dzisiaj pamiętnikiem moją ciocię, ona o internecie wie tyle, ze włączy komputer, uruchomi przeglądarkę i przepisze w okienko adres z karteczki, ale pamiętnik ją tak zaciekawił, że pewnie dziś do rana będzie podczytywać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Xena-Zatem witam kolejną pokrewną duszę- ja w 3 dni w II klasie podstawowej "połknęłam" Quo Vadis, a potem już przestałam rejestrować, co czytam, bo poszło lawinowo :-) Literaturę wojenną raczej zawsze omijałam, bo nie radzę sobie psychicznie z traumatycznymi, w miarę świeżymi, historiami.
    Pozdrowienia dla cioci, mam nadzieję, że historia ją zainteresuje.

    OdpowiedzUsuń