21 września 1939. Pogoda dalej sprzyja. Po mieście biegają Żydzi. Są uradowani, bo nadciąga czerwona armia.
Do Przemyślan dochodzą wieści o gwałtach chłopów ukraińskich i o tym, że Sowieci aresztują Polaków, a wybitniejsze jednostki rozstrzeliwują.
Warszawa i Lwów dalej walczą. Polska policja przemyślańska została osaczona na posterunku przez bandy ukraińskie.
Po południu, przez Przemyślany, przeciągnął pierwszy sowiecki czołg, pomalowany na kolor zgniłozielony. W czołgu, wychylony do połowy, stał żołnierz sowiecki w skórzanej kurtce i w obu rękach trzymał rewolwery, wymierzone w okna mieszkań. Twarz żołnierza groźna, głowa duża, a kości policzkowe wystające. Zapewne pochodził ze stepów mongolskich.
Czołg przejechał ulice miasta i zawrócił. Po krótkiej chwili nadjechały trzy inne czołgi. Znowu wymierzono rewolwery w okna mieszkań. Żołnierze sowieccy zarośnięci.
Wybiegłam na ulicę i poszłam do dr Zimmermanna, gdzie na podwórzu i w mieszkaniu przebywały luźne oddziały wojska polskiego. Oficerowie zdenerwowani, wyczekują, co będzie.
Oficerowie polscy słuchają Warszawy i Lwowa, żyją resztkami nadziei.
W pół godziny, po tych trzech czołgach, poczęły masowo napływać czołgi i samochody ciężarowe pełne żołnierzy. Żołnierze sowieccy są nędznie odziani, w lekkich mundurach, coś w rodzaju luźnych bluz i w parcianych butach. Karabiny noszą bez pasów, na zwykłych sznurach. Żaden z żołnierzy nie posiada tornistra, jedynie koce przewieszone przez ramię, a u pasa zwisają na sznurkach podniszczone garnuszki. Zaś zza owijaczy wystają drewniane łyżki.
„Co to za armia?”- pomyślałam.
Ulice i gmachy publiczne obstawiono wojskiem sowieckim. Na podwórzu dr Zimmermanna, Sowieci przeprowadzają rewizję osobistą obozujących tam rozbitków Armii Polskiej.
Do mieszkania doktora weszli Sowieci i z miejsca rozpoczęli rewizję, konfiskując zegarki i pierścionki.
Opuściłam mieszkanie dr Zimmermanna i wyszłam na ulicę. Przed gmachem Starostwa stała nasza rozbrojona policja, z kapitanem Mayerem na czele. Poprzez kordony żołnierzy sowieckich doszłam do domu.
Z balkonu mieszkania obserwowałam te masy wojska sowieckiego, przeciągającego przez Przemyślany. Nierzadko czołg na chodzie ciągnął na łańcuchu inny czołg który odmówił posłuszeństwa. Masy te szły i szły.
Z okien domów ukraińców obrzucano wojsko sowieckie kwiatami. Ukraińcy wiwatowali na cześć czerwonej armii za to, iż wyzwoliła ich spod „jarzma” polskiego.
Na murach miasta rozplakatowano ukazy, zaprowadzono godzinę policyjną. Nikomu po zachodzie słońca nie wolno przebywać na ulicy. Drugi raz nakazuje zdanie broni i amunicji.
Policję polską zaaresztowano i osadzono w więzieniu, a z gmachów publicznych ściągnięto ukraińskie chorągwie.
Wieczorem słucham Warszawy i Lwowa. Walki nadal trwają.
Zbyszek pomaga mi przechować biżuterię. Chłopcy uradzili, że najbezpieczniej będzie w kontaktach elektrycznych. Pod znakiem niepewnego jutra, późno wieczorem, poszłam na spoczynek.
22 września 1939. Umarła „wilna Ukraina”,a powstała „zapadna Ukraina”. Na gmachach publicznych wywieszono czerwone chorągwie z młotem i sierpem.
W sądzie grodzkim „rabotaje” sowieckie N.K.W.D., policja polityczna. Przez miasto dalej przeciągają „krasno armiejcy”, wygląd ich jednakowy.
Na chodniki wylegli Żydzi, gdzieniegdzie pada okrzyk, za to na balkonie Ukrainka- żona adwokata, obrzuca wojsko sowieckie kwiatami i wyraża radość za to, że armia sowiecka obdarzyła Ukraińców wolnością.
Spośród miejscowej szumowiny, świata złodziejskiego, zorganizowano czerwoną milicję. Są to Ukraińcy, Żydzi i dwóch Polaków. Po południu milicja przystąpiła do aresztowań. Nie przebierano. Nawet biednego szewca Józefa Leszczyszyna aresztowano, chyba za to, że jest Polakiem.
Jakis usłużny Żyd doniósł, że starosta Mikrowicz przebywa w sąsiednim lesie. Wysłano oddziały wojska i milicji, otoczono las, zaaresztowano starostę Mikrowicza i osadzono go w więzeniu.
Komendantem miasta został sowiecki starszy lejtnant Wertycher.
Polacy nie opuszczają domów, czekają na bieg wypadków.
Późno wieczorem dotarła wieść o kapitulacji Lwowa. Lwów poddano czerwonej armii.
Warszawa walczy nadal.
Zbyszek doradził mi, abym spaliła Mietka mundur i papiery, aby uniknąć kłopotów. Rozpaliłam ogień w kotlinie. Wpierw spłonęły nasze pamiątki osobiste, potem różne dokumenty, a na końcu pocięty w kawałki mundur.
23 września 1939. Rano odwiedził mnie milicjant Żyd w towarzystwie żołnierza sowieckiego i rozmontowali aparat telefoniczny.
Nie wychodzę z domu, stoję w oknie i zza firanki obserwuję ulicę.
Marysia, służąca moja, przyniosła wiadomość, iż po południu odchodzi do Lwowa pociąg, a od jutra będzie normalna komunikacja kolejowa.
Może mama przyjedzie do Przemyślan?
Po obiedzie do miasta wyszedł Zbyszek, w towarzystwie Franciszka Szrama, by wybadać sytuację, ponieważ nocą zamierzają wyruszyć do Lwowa. W domu pozostał Zenon Piotrowski, nie wzięli go ze sobą ze względu na jego wybitny wzrost. Postawa Piotrowskiego wzbudza podejrzenie, bo w niczym nieprzypominał typu proletariackiego.
Zbyszek i Szram długo nie wracają. Zenon zdenerwowany, co chwila wychodzi na balkon, wypatruje kolegów.
Szarzało, gdy powrócili Zbyszek i Szram. Uznali, iż powinni natychmiast opuścić Przemyślany. Przygotowałam posiłki, zjedli i wyruszyli w drogę.
Skłopotana wypadkami dnia, pokrzepiona na duchu głosem bohaterskiej Warszawy, o północy poszłam spać.
Drzemię. Przed sekundą w jadalni wybiła godzina pierwsza. Na ulicy panuje spokój, słychać jedynie kroki nocnych patroli.
Nagle przed kamienicą powstał ruch i słyszę gwałtowne dobijanie do bramy wejściowej. Leżę w łóżku i drżę ze strachu. Zabrakło mi siły, by wstać i zapalić nocną lampkę.
Hałas na ulicy ustał, ale słyszę ciężkie kroki zdążające na piętro. Doszedł do mnie szept pod drzwiami wiodącymi do przedpokoju. W przedpokoju zapaliłam światło elektryczne, stanęłam pod drzwiami i zapytałam:
-Kto tam?
-Natychmiast otworzyć, ważna sprawa- powiedział zza drzwi ktoś po polsku.
Przez sekundę nie wiedziałam, co począć, ale w ostateczności postanowiłam otworzyć drzwi.
Jacyś uzbrojeni ludzie, w rosyjskich mundurach, odepchnęli mnie od drzwi i z rewolwerami w ręku, wbiegli do przedpokoju.
Oniemiałam. Milicjant Żyd przyłożył mi bagnet do piersi, powiedział:
-Będzie rewizja.
Naprzeciw mnie stanął oficer sowiecki, otoczony dwoma podoficerami, z wymierzonymi we mnie rewolwerami.
Oficer wydał milicjantowi dyspozycję, a ten przetłumaczył ją na język polski.
-Proszę odchylić drzwi do pokoju i zapalić światło- padł nakaz.
Spełniłam nakaz.
Milicjant polecił mi wejść do pokoju, idąc za mną z wymierzonym we mnie karabinem. Jeden z podoficerów wymierzył rewolwer w drzwi wiodące do następnego pokoju, a inni przewracali mieszkanie.
Musiałam otworzyć szafę, a podoficerowie gwałtownie wpychali do szafy ręce uzbrojone w rewolwery i tarmosili naszą garderobę, po czym oświetlili wnętrze szafy ręcznymi latarkami. I tak przeszli całe mieszkanie.
Gdy nieco ochłonęłam, zapytałam:
-Kogo szukacie?
-Było doniesienie, że przed godziną ktoś wszedł do tej kamienicy- powiedział milicjant.
Boże, to na pewno był Mietek, on jedyny posiada klucz do bramy.
Pozornie zachowałam zimną krew.
-Teraz będzie rewizja całej kamienicy- zapowiedziano.
Chodzimy od mieszkania do mieszkania. Wszędzie wchodzę pierwsza. Przeszukali mieszkania, piwnice, a w końcu zaszli na strych. Na strychu był zbiornik na wodę, do którego kazali mi zajrzeć, po czym sami zaglądali.
Kamienica obstawiona wojskiem. Na zakończenie oficer kierujący rewizją zapytał:
-Kto posiada radio?
-Ja posiadam radio.
-Rewizja zakończona, śpijcie spokojnie- powiedział ów oficer.
-Spokonie po trzygodzinnej mordędze?! Zaraz z rana pójdę z zażaleniem do komendanta miasta Wertychera i opowiem, jaką urządziliście mi noc- powiedziałam.
Na to oficer z uśmieszkiem powiedział:
-Ja jestem Wertycher.
Leżąc w łóżku rozmyślałam, cóż znaczyła ta rewizja przeprowadzona przez samego komendanta miasta? Oka nie zmrużyłam. Rano poszłam na stację kolejową, by pierwszym pociągiem, odchodzącym o godzinie 5-tej rano, pojechać do Lwowa.
Niestety, nie znalazłam żadnego obrazka zarośniętego czerwonoarmisty. Fotografowali się jedynie w celach propagandowych i przy tej okazji się golili :-)))
OdpowiedzUsuńPamietnikiem Ewy zafascynowalas mnie od pierwszego wpisu, jest to najprawdziwsza karta historii.Jak sobie pomysle czego nas uczyli, to cos mnie trafia i nie napisze co.
OdpowiedzUsuńJestes niesamoiwta osoba, ten pamietnik trafil w Twoje rece nieprzypadkowo. Jestem o tym przekonana.
Ataner, dziękuję :-) Ja też nie wierzę w przypadki :-)
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, że dobrze, że trafił się nam pamiętnik pisany przez kobietę. Nie wiem, jak odbierają to panowie, ale jej punkt widzenia niezwykle mi leży. Gdyby zdarzenia te pisał mężczyzna, pewnie więcej mielibyśmy tu merytoryki i "lekcji historii". Wiele szczegółów, nad którymi pochyla się Ewa, i które są niezwykle interesujące, bo w podręcznikach ich nie znajdziemy, mogłoby zostać niezauważonych. Choćby te szczegóły o Bolszewikach- zarośnięci, na zdjęciu też widać, że szczerbaci, z garnkiem na sznurku i łyżką za pasem. Na takie rzeczy nie ma miejsca podczas szkolnej edukacji. No i ci nieszczęśni polscy lotnicy, którzy boso szli do Rumunii. To ci sami ludzie, którzy za kilka lat obronią przed atakiem niemieckiej Luftwaffe Wielką Brytanię.