Pamiętnik Ewy”- taka przesyłka dotarła do Rodziny w latach 80-tych. „Oddać do rąk Janiny D”. Pomimo starań, nigdy nie udało się dotrzeć do adresatki. Pamiętnik budził emocje. Wspomina się tam miejsca i ludzi dobrze Rodzinie znane, gdyż Ewa okazała się odległą w czasie i przestrzeni kuzynką, mieszkającą gdzieś na Antypodach, z którą Rodzina straciła po wojnie kontakt. Pamiętnik przeleżał w szufladzie 30 lat. Nadszedł czas, aby podzielić się nim z Wami. Są to prywatne notatki, nigdy nie szykowane do publikacji, dlatego emocje w nich zawarte, często naiwne i patetyczne, są prawdziwe, a nie obliczone na efekt wstrząśnięcia czytelnikiem.

Zapraszam Was na wędrówkę w czasie i przestrzeni. Naszym przewodnikiem będzie Ewa Wojakowska-dziewczyna, która prowadziła przed wojną normalne, beztroskie życie, zanim jej świat się rozpadł.

Przepisując Pamiętnik nie ingeruję w składnię zdań, ani w archaiczną pisownię wyrazów. Poprawiam jedynie literówki, interpunkcję, kolejność słów tam, gdzie zaznaczyła to autorka. Ilustracje pochodzą z zasobów internetu, lub z archiwów własnych. Wprowadziłam je jako dekorację, nie stanowią one elementu pierwotnego pamiętnika. Konwencja bloga wymaga nadawania tytułów postom. Również owe tytuły nie są częścią pamiętnika.

Informacja dla nowych czytelników:

Po prawej stronie znajduje się link do początku historii Ewy.

Przed skopiowaniem fragmentów pamiętnika na inne portale, prosimy o zwrócenie się o zgodę!

wtorek, 15 lutego 2011

Powrót do Lwowa.

12 października. Firma Hartwig dostarczyła wóz meblowy. Przyjechał sam kierowca, pan Topolnicki. Przybyli uczniowie i uczennice, pomogli mi przy wyprowadzce. Po dwóch godzinach mieszkanie zostało opróżnione.
Podczas załadowywania mebli, do wozu podeszło dwóch sowieckich oficerów. Zapytali kierownika firmy Hartwig:
-Czy ta z góry przypadkiem nie ucieka do Rumunii?
-Jedzie do Lwowa.
-Dlaczego samochód skierowano w stronę Rumunii?- zapytali.
-Tak ustawiliśmy wóz, aby dogodniej było załadować meble.
Sowieciarze nie mogli zrozumieć wyjaśnienia, aczkolwiek pan Topolnicki władał płynnie rosyjskim.
Kiedy oficerowie odeszli, pan topolnicki powiedział:
-To są kwadratowi durnie. Musimy natychmiast jechać, bo jeszcze z tym całym wozem mogę popaść do kryminału.
Zamknięto wóz meblowy, szofer dał gazu i meble pojechały do Lwowa.
Po utracie mieszkania, w którym przeżyłam tyle pięknych chwil, doznałam dziwnego uczucia. Gościnę zaofiarowali mi Zimmermannowie.
Pod wieczór doszły mnie wieści, że dwa pokoje zamieniono na jakies biura, a pokój z kuchnią zajął milicjant. Zapragnął rozkoszy burżuazji, postanowił wziąć kąpiel. W łazience były dwa krany: z wodą zimną i gorącą. Milicjant, nie obeznany z urządzeniami, wpierw zepsuł grzejnik, następnie rozpuścił wodę z kranów i nie potrafił ich zamknąć. Zalał kamienicę, na parterze spadł tynk z sufitu.
Wieczorem towarzyszka milicjantowa rozpoczęła rąbać drzewo w kuchni.

Na ulicach nie widac mężczyzn Polaków, bo osadzono ich w więzieniu. Jedynie dr Zimmermann pozostał na wolności. Chroni go aparat Roentgena, gdyż nikt nie potrafi aparatu tego obsługiwać.

14 października pod wieczór odwiedził mnie Romek, mieszkaniec Przemyślan i przyniósł wiadomość o Mietku.
-Pan dyrektor żyje. Byliśmy razem w obozie jenieckim w Żyrardowie, jest dobrze zaopatrzony, posiada dwa płaszcze,a ja dałem panu dyrektorowi mój koc na wiadomość, iż idę na wolność.
Nareszcie mam pewność, że żyje.

Z aprowizacją coraz trudniej. Ceny ciągle rosną. Dla siebie najeźdźcy urządzili stołówki, a ludność pozbawili pomocy i opieki.
Zjechali agitatorzy. Urządzają mitingi. Opowiadają, jaki dobrobyt panuje w Związku Radzieckim. Robotnik Polak zabrał głos, zapytał:
-Jeśli w Rosji taki dobrobyt, dlaczego zabieracie wszystko i wywozicie do Rosji?
Agitator bezczelnie zaprzeczył:
-My niczego do Rosji nie wywozimy, przeciwnie, nawieźliśmy wam chleba i zapałek, czego wyście przed wojną nie znali.
Sala wybuchnęła śmiechem. W nocy owego Polaka aresztowano, że miał odwagę powiedzieć prawdę.
-Co za demokracja, jak nie można mówić prawdy?- mówili głośno robotnicy przemyślańscy.

15 października. Późno wieczorem przyszedł do dr Zimmermanna Żyd, niegdyś dostarczał mi do domu jarzyny i owoce. Nalegał, że musi koniecznie ze mną mówić.
-Cóż Mosiek przyniósł mi dobrego?- zapytałam
-Niech pani dyrektorowa zaraz opuści Przemyślany. Te łobuzy przygotowują przeciwko pani różne brudne, nieprawdziwe materiały. Oni chcą panią zaaresztować i wtrącić do więzienia, gdzie panują choroby i wszy. Niech pani już jutro nie będzie w Przemyślanach. Ja pani nic nie mówiłem, do widzenia.
Żyd poszedł, rozmowę powtórzyłam Zimmermannom. Doradzili, abym nazajutrz, pierwszym pociągiem wyjechała do Lwowa.
Rychło rano, o godzinie 5-tej, Jasiu odprowadził mnie na stację kolejową, pomógł wykupić bilet i szczęśliwie dojechałam do Lwowa.

Rodzice wyrazili radość i przygarnęli mnie do siebie.
Mieszkanie zatłoczone meblami, wśród tego jarmarku my mieszkamy z przygarniętymi byłymi wojskowymi.
W domu panuje niedostatek, żyjemy skromnie. Rano pijemy wodę zabarwioną cukrem i do tego kawałek suchego chleba. Obiad jemy z jednego dania, przeważnie zupę, a wieczorem wrzątek i ziemniaki omaszczone olejem.
Sklepy we Lwowie znacjonalizowane, uruchomiono kilka piekarń i fabryke wódek Baczewskiego.
Od rana do wieczora stoją przed sklepami długie ogonki za chlebem. Już od godziny 6-tej rano stawałam z ojcem w ogonku. Wracaliśmy z kilogramowymi porcjami chleba koło południa. Drugim ważnym problemem był opał. Węgla nie sprzedają nawet w ogonkach. Dawniej wschodnią część kraju zaopatrywał w węgiel Górny Śląsk, ale obecnie popadł w ręce Niemców. Agitatorzy sowieccy gardłują, że węgiel idzie z Donbasu, tymczasem sowieci rozpoczęli wyręb dziesiątek tysięcy hekatarów lasów. Ładują drzewo na wagony i wywożą do Rosji.
Polaków wygnano z ziemi, fabryk, sklepów, domów, mieszkań, urzędów. Na razie pozostawiono nam kościoły. W kościołach panuje tłok, od rana do wieczora ludność zanosi modły. Przed czczonymi obrazami płoną świece, złożone w darze przez wiernych. Również są przepełnione cerkwie grecko-katolickie i żydowskie bożnice.
Wszyscy błagają Boga o odwrócenie nieszczęścia, jakie niesie komunizm. Komunizm wydziera z serc ludzkich i dusz ludzkich wiarę w boga, a nakazuje uprawiać fetyszyzm, wiarę w kruchą miernotę-Stalina.
Wieczorem słuchamy audycji polskiej z Paryża. Tam istnieje rząd polski i tą drogą dochodzą nas wieści o wojnie i o sprawie polskiej.
Gazety rosyjskie gorliwie powtarzają komunikaty niemieckie. Z tonu prasy rosyjskiej wynika, że Rosja związana z Niemcami.

Każdej nocy we Lwowie aresztują oficerów rezerwy. Wiek nie odgrywa roli, aresztują nawet przeszło 80-cio letnich.

Ojcu opowiadali znajomi, że po Lwowie krążą czarne limuzyny, z których wychodzą enkawudyści w cywilu. Przystępują do ofiary, przykładają do piersi nagany i ofiarę wciągają do limuzyny, która z miejsca rusza pełnym gazem, a aresztowani giną bez śladu. Zapytane przez rodziny władze sowieckie kiwają głowami, telefonują po milicjantach i w końcu oświadczają, że nic nie wiedzą.
Ojciec wypadkami tymi przejęty, ale mama i ja uspokajamy ojca, perswadujemy, że w opowiadaniach zawsze bywa sporo przesady.
Z gmachów państwowych Lwowa znikają orły poskie i napisy polskie, a ich miejsce zajmuje młot i sierp oraz napisy ukraińskie. Napisy ukraińskie stanowią wszystko, co wskazuje na istnienie Ukrainy.
Chodzimy do „oczeredów” po kawał własnego chleba.
Otwarto międzyokupacyjną granicę dla uchodźców. Z okazji tej skorzystało wielu mieszkańców Lwowa. Uszli pod okupację niemiecką, wśród nich było sporo Żydów.
U teściów, na ulicy Pełczyńskiej, zastałam wszystko w porządku. Ojczym Mietka żyje w strachu.
Raz w tygodniu idę z ojcem do kawiarni Dudka, bowiem tam można jeszcze wypić czekoladę. Kawiarnia zatłoczona Rosjanami, siedzą w czapkach z podniesionymi daszkami i jedzą ciastka.
Batiarnia lwowska ma używanie. Sprzedaje Rosjanom zegarki w luksusowych pudełeczkach jubilerskich. Po utargu Rosjanin kupuje upragniony zegarek, płaci i odchodzi kilka kroków, aby obejrzeć nabytą „maszynę” sam na sam. Ku przerażeniu stwierdza, że w pudełeczku, zamiast zegarka, nabył zegarek wystrugany z pospolitego ziemniaka. Rosjanin wraca, by złapać łobuza, ale batiar wsiąkł i szukaj wiatru w polu.


Do Lwowa masowo napływają rodziny Rosjan. Są nędznie odziani. Niewiasty w perkalowych sukniach i czerwonych beretach.
Polacy masowo sprzedają własną garderobę, by żyć. Plac Krakowski zatłoczony ludźmi, każdy coś sprzedaje, nie tylko garderobę i obuwie, ale używane wiadra, lampy, żarówki, krzesła, w ogóle, co posiada. Nabywcami są Rosjanie, płacą dobrze. Pokupnym jest zegarek ręczny, obojętnie, jakiej marki, byle chodził.


Pod koniec października, zarządzono na terenie okupacji sowieckiej wybory. Żądano, by ludność głosowała, czy pragnie, aby wschodnie tereny Polski włączono do sowieckiej Ukrainy. Polacy i większość Żydów głosowali „nie”, a Ukraińcy oddawali głosy nieważne. W komisjach wyborczych zasiadali napływowi Rosjanie. I zaistniał cud, blisko 100% głosowało „tak”, czyli za wcieleniem do Ukrainy sowieckiej.
Ogarnął nas śmiech z tej parodii wyborów.
Przybyłe z Rosji żony urzędników, nabyły na Placu Krakowskim ozdobne koszule nocne i w nich poszły do teatru.
Z Rosji napłynął transport inteligencji proletariackiej: urzędników, lekarzy i wszelkiego rodzaju agitatorów.
N.K.W.D. rozciągnęło swe macki nad Lwowem, aresztowania są na porządku dziennym.

5 komentarzy:

  1. Melduję, że byłam, pościk skonsumowałam.Bardzo za niego dziękuję i będę wypatrywać kolejnego.
    Tym razem nawet Mietek się przewinął, niom ciekawe co z niego za ziółko.Rosjanki w nocnych koszulach mnie powaliły - tego na bank w podręczniku do historii nie ma!
    Jejciu, jak ten pamiętnik się świetnie czyta, aż dziw, że ten wydawca któremu to zaniosłaś jeszcze tego nie opublikował,toż to bestseller!

    OdpowiedzUsuń
  2. Też melduję swoją obecność :)
    "Kwadratowi durnie i nocne koszule" - perełki
    I w wyborach też jest ogromne podobieństwo do terażniejszości.
    Czekam na następne wieści z Lwowa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie, że jesteście i ślad zostawiacie :-)
    Koszule nocne były bezkonkurencyjne!
    Xena- pamiętnik dostała babeczka, która twierdziła, że ma znajomości w jakimś wydawnictwie. I w sumie nie wiemy, czy mówiła prawdę, czy to zwykła mitomanka. Zaczynam żałować, że daliśmy jej kopię pamiętnika, bo diabli wiedzą, co z tym zrobi? Zarabiać na tym nie chcemy, bo i z jakiej racji, ale wolałabym wiedzieć, co się z nim dzieje i czy przypadkiem ktoś nie czerpie lub nie zamierza w przyszłości czerpać z tego jakichś profitów.

    Wkrótce następny odcinek :-)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Też melduję swoja czytelniczą obecność :)Mam nadzieje, ze wydawnictwo nie wyda książki jak nie zobaczy oryginału, chociaż kto to wie.
    Podziwiam spokój i siłę charkteru Ewy.
    Pozdrawiam Serdecznie
    Anula

    OdpowiedzUsuń
  5. Anula -dziękuję :-)
    Najgorsze jeszcze przed Ewą, tam dopiero wychodzą ludzkie charaktery i wola przeżycia.

    Dostaję też e-maile, które świadczą, że moje mozolne przepisywanie dostarcza ludziom wzruszeń i emocji. Są jeszcze osoby, które znały polski Lwów, lub mają w pamięci opowieści swoich rodziców, czy dziadków. Na przykład mój mąż, który konfrontuje wspomnienia Ewy z opowiadaniami swojej babci (blisko z Ewą spokrewnioną i znajdującą się w tym samym czasie we Lwowie). Babcia-widząc co się święci, dowiedziawszy się, iż jest na liście do wywózki- zdecydowała się, wraz z malutkim dzieckiem, opuścić Lwów i przedostać się do rodziców pod Krakowem. Była w identycznej sytuacji, co Ewa. Mąż-oficer siedział w obozie jenieckim, ale we Francji. Babcia dostała się na Wolę Zręczycką- w miejsce urodzenia ojca naszej pamiętnikowej Ewy. Jak przepisuję kartka po kartce ów pamiętnik, to mimo iż wiem, jak się to skończy, co akapit jęczę, dlaczego Ewa z rodzicami nie zdecydowała się opuścić Lwowa?

    OdpowiedzUsuń