Pamiętnik Ewy”- taka przesyłka dotarła do Rodziny w latach 80-tych. „Oddać do rąk Janiny D”. Pomimo starań, nigdy nie udało się dotrzeć do adresatki. Pamiętnik budził emocje. Wspomina się tam miejsca i ludzi dobrze Rodzinie znane, gdyż Ewa okazała się odległą w czasie i przestrzeni kuzynką, mieszkającą gdzieś na Antypodach, z którą Rodzina straciła po wojnie kontakt. Pamiętnik przeleżał w szufladzie 30 lat. Nadszedł czas, aby podzielić się nim z Wami. Są to prywatne notatki, nigdy nie szykowane do publikacji, dlatego emocje w nich zawarte, często naiwne i patetyczne, są prawdziwe, a nie obliczone na efekt wstrząśnięcia czytelnikiem.

Zapraszam Was na wędrówkę w czasie i przestrzeni. Naszym przewodnikiem będzie Ewa Wojakowska-dziewczyna, która prowadziła przed wojną normalne, beztroskie życie, zanim jej świat się rozpadł.

Przepisując Pamiętnik nie ingeruję w składnię zdań, ani w archaiczną pisownię wyrazów. Poprawiam jedynie literówki, interpunkcję, kolejność słów tam, gdzie zaznaczyła to autorka. Ilustracje pochodzą z zasobów internetu, lub z archiwów własnych. Wprowadziłam je jako dekorację, nie stanowią one elementu pierwotnego pamiętnika. Konwencja bloga wymaga nadawania tytułów postom. Również owe tytuły nie są częścią pamiętnika.

Informacja dla nowych czytelników:

Po prawej stronie znajduje się link do początku historii Ewy.

Przed skopiowaniem fragmentów pamiętnika na inne portale, prosimy o zwrócenie się o zgodę!

niedziela, 8 maja 2011

Stolica najpiękniejszych dywanów.

Teheran ruchliwym miastem., wre życiem. To szalone tempo wniosła wojna i wojsko: amerykańskie, angielskie i polskie. Na ulicach widzimy również Sowietów, przeważnie oficerów.
Największe powodzenie mają kawiarnie, restauracje i kantory wymiany walut. To wojenne tempo zrodziło szybki obrót towarów, wysokie zyski i wielu nowobogackich.
Szczątki dawnego, przedwojennego życia, można jeszcze zobaczyć na starym bazarze, na peryferiach miasta, w starych glinianych domach, w meczetach i willach, otoczonych wspaniałymi ogrodami, w których prawowierni mahometanie dalej trzymają żony w purdah, haremach.
Mimo modernizacji, pięknych samochodów, dniem i nocą przez miasto przeciągają karawany objuczonych wielbłądów, wydzwaniających rytmicznie swój pochód.


Charakter Iranu górzysty, istnieją tylko dwie linie kolejowe, toteż wielbłąd nadal jest bezkonkurencyjny, dociera przez pustynię i góry do najodleglejszych zakątków kraju. Jest łącznikiem pomiędzy miastem, a daleką, głuchą wsią. Często karawana, licząca ponad 500-set wielbłądów, jest obsługiwana zaledwie przez kilku ludzi jadących na osłach. Na przedzie i z tyłu karawany dozorują, by wielbłądy nie zerwały liny. Wielbłądy idą nie stadem, lecz gęsiego.
Główne źródło Iranu to nafta, stada baranów, bydła, bawełna i owoce, szczególnie daktyle.
W Iranie, podobnie, jak w starożytności, istnieją cztery zasadnicze stany społeczne: kupcy, urzędnicy, wieśniacy i rzemieślnicy, a warstwę bezstanową stanowią wyrobnicy.
Kupcy żyją dostatnio, posiadają wygodne wille, otoczone ogrodami baseny kąpielowe, zatrudniają służbę i do dyspozycji mają limuzyny. W dzień, kiedy praży słońce, wylegują się w zacienionych komnatach na miękkich poduszkach i spijają mocną, gorącą herbatę. Pod zachód słońca, raczą podniebienia chłodnymi napojami, wysiadują pod konarami drzew lub na werandach, tonących w kwieciu i omawiają z pełnomocnikami sprawy handlowe.
Na okres miesięcy letnich opuszczają stolicę, przebywają w swych willach, w miejscowościach podgórskich- Szemranie lub Derbencie.
Warstwa urzędnicza pobiera skromne wynagrodzenie ze skarbu państwa, ale ich głównym źródłem dochodu jest „bakszysz”, łapówka. Bez bakszyszu trudno żyć w Iranie.
Wieśniacy uprawiają grunty, wypasają barany i bydło, a rękodzielnicy żyją z umiejętności rąk. Ich dochody są uzależnione od popytu na rynku wewnętrznym lub od eksportu.
Wyrobnik żyje z tego, co przyniesie dzień. W Iranie nie istnieje ochrona człowieka pracy, nie ma ubezpieczeń socjalnych i nie ma warunków pracy, ani płacy. Wyrobnicy są całkowicie zależni od kaprysów możnych. Zarobki robotników, za wyjątkiem zatrudnionych w przemyśle naftowym, lub tekstylnym, są niskie, starczą zaledwie na garstkę ryżu i lepioszkę. Wielu wyrobników żyje z żebractwa, w tym to celu okaleczają swe dzieci, aby z kalectwa ciągnąć korzyści. Żebracy w Iranie są wstrętni, nahalni, pokryci ropiejącymi, cuchnącymi ranami.

Stary bazar, znacznie oddalony od współczesnego miasta, posiada długie, kryte, gliniane hale pod okrągłymi kopułami. Istnieje tam sklep przy sklepie. Sklepy są rozmieszczone według branż. Obok handlu osiadło tam rękodzielnictwo, zatrudniające dzieci w wieku nie raz od 5-ciu lat.
W halach bazaru panuje zgiełk, słychać krzyki, a za nogi chwytają natrętni żebracy. Kupcy głośno zachwalają swe towary, a bazar zatłoczony tłumem ludzi.
Bazar nasiąkły ostrymi zapachami korzennymi, wysmażanej baraniny, smakołykami wschodnimi, potem ludzkim i cuchnącymi, ropiejącymi ranami żebraków. Dzieci gwiżdżą na glinianych kogucikach, zdobionych w barwne pióra, jęczą piły stolarskie, słychać łoskot młoteczków, rozklepujących blachę srebra, miedzi, czy mosiądzu, to warczy nożna tokarka, obrabiająca zabawki i przedmioty użytku domowego, a w straganowej czojhanie syczy olbrzymi samowar.
Na bazarze można wszystko nabyć, począwszy od szlachetnych kamieni, a skończywszy na drewnianych grzebieniach. Mnie interesowały wyroby ze srebra, miedzi, turkusy i dywany.

Życie Irańczyka skupia się na bazarze i herbaciarni. Nie tylko wypala fajkę ulubionego haszyszu, ale ogląda wiotkie tancerki i dochodzą go ostatnie wieści nie o europejskiej wojnie, ale z pałacu szacha.
Na chodnikach leżą wspaniałe dywany, by przechodnie po nich chodzili, bo im więcej dywan wydeptany, tym cenniejszy, bowiem zyskuje połysk i jest droższy.
W starej dzielnicy miasta życie istnieje na chodnikach. Urzędują tam pisarze, fryzjerzy, wróżbici, a na jezdni, wśród śmieci, bawią się brudne, obdarte dzieci.

Teheran uległ modernizacji za uzurpatora szacha Rezę Pahlevi, który zdetronizował szacha Achmeda z dynastii Kadżarów i w roku 1926 sięgnął po koronę Iranu. Od uzurpatora Rezy Iran uległ wielkim reformom. Na rozkaz szacha niewiasty zdjęły tszadory, zasłony twarzy, a mężczyźni zarzucili turbany. Poczęły wyrastać gmachy publiczne, powstawać szkoły, uczelnie, muzea, szpitale, ulegać modernizacji miasta oraz zreorganizowano armię.
Szach Reza oparł władzę na parlamencie, a gmachy publiczne ozdabiał rzeźbami i kolumnami, wzorowanymi na sztuce Achemenidów.


Armia irańska wygląda marionetkowo. Oficerowie kapią od przepychu i pudru, a żołnierze są nędznie odziani.
Iran nie stanowi monolitu narodowego, posiada swe liczne problemy narodowościowe. Nie tylko wojownicze plemiona stepowo- górskie dążą do separatyzmu, ale w tym całym kotle narodowościowym specyficzny wpływ wywieraja Ormianie, szerzą niechęć do dynastii panującej, a w większości są prorosyjscy.

Teheran, stolica Iranu, liczy pół miliona mieszkańców. Została założona w roku 1787, u podnóża gór Elburz i stożkowatego wulkanu Demavend, 5654 m wysokiego, wznosi się 1200 metrów nad poziomem morza.
Osobliwością konsumpcyjną są: gotowane czerwone buraki, hałwa i kawa turecka. Niezapomnianymi pozostaną: woda mineralna Ali, czyli ap Ali, kawior, rahaty, granatowce, daktyle i winogrona.

Delegatura Opieki Społecznej zmieniła lokum i ciągle wzrasta. Złośliwi twierdzą, że posiada więcej urzędników, jak przedwojenne Ministerstwo Opieki Społecznej w Warszawie.
W pierwszych dniach grudnia, niezadowolona irańska masa robotnicza, wywołała rozruchy uliczne. Tłuszcza szalała, biła szyby, napadała parlament i wołała „chleba”. Krążą słuchy, że Rosjanie rozdawali na peryferiach miasta bezpłatny chleb, a przy ulicy Naderi, uruchomili szpital na kilkanaście łóżek.

Otrzymałam dodatek na zimę i dwie pensje, jedną z dołu, drugą z góry. Kupiłam prymus, garnek do gotowania i na czarną godzinę złotego funta angielskiego.
W wydziale sanitarnym pracuje zgrany zespół. Kierowniczką kancelarii jest Maria Irena, matka dorosłych synów służących w armii.
Jadzia jest poznanianką, stateczna i poważna. Lubi tematy ciekawe i interesujące, a obowiązkowość ma we krwi.
Hala nie lubi pracy, unika jak tylko może. Natomiast dba o fason swej głowy, o dobór ubioru, słowem- stanowi wyrocznię mody. Rano opowiada interesujące kawały z ubiegłego wieczoru.
Do biura i z biura chodzę bocznymi niezabrukowanymi ulicami, są zadrzewione, a wzdłuż ciągną się kanały, którymi przepływa woda z sąsiednich gór. Służy mieszkańcom do użytku domowego, bowiem Teheran nie posiada urządzeń wodociągowych. Studnię z wodą do picia posiada ambasada brytyjska.
Idąc rano do biura po lekko zmarzniętych ulicach, snuję miraże przyszłości o zakończeniu wojny i powrocie do kraju.
W korytarzu Delegatury na długiej ławie, zastaję strażników bezpieczeństwa, piją kawę z mlekiem i jedzą śniadanie. Wpadam w wir pracy biurowej i zapominam o mirażach.

17 grudnia 1942, otrzymałam kartkę od Mietka, pisaną 19 października. Jest odpowiedzią na mój list, wręczony Hance Pohoreckiej, który przekazała pewnemu pułkownikowi, wyjeżdżającemu do Europy.
Mietek wyraził radość, że wyjechałam z Rosji, pisze:
„Staraj się zapomnieć o tym piekle, jakie przeszłaś w Rosji Sowieckiej”
O tym, że przebywam w Teheranie, naprowadził go dopisek mamy:
„Podziwiamy stolicę najpiękniejszych na świecie dywanów”.


2 komentarze:

  1. Zdjęcia pochodzą z internetu. Fotografia Szacha Rezy Pahlevi z wikipedii.

    OdpowiedzUsuń
  2. Coż, żebractwo obok bogactwa, dzieci zatrudnaine do niewoliniczej pracy, piękno i brzydota. Czyz tak nie jest do dzisiaj? I to nie tylko w tym rejonie, który miała okazję zgłębic Ewa.
    Zaciekawiła mnie informacja o dywanach, niesamowite! Ja bym jednak takiego dywanu nie kupiła:)

    OdpowiedzUsuń