Pamiętnik Ewy”- taka przesyłka dotarła do Rodziny w latach 80-tych. „Oddać do rąk Janiny D”. Pomimo starań, nigdy nie udało się dotrzeć do adresatki. Pamiętnik budził emocje. Wspomina się tam miejsca i ludzi dobrze Rodzinie znane, gdyż Ewa okazała się odległą w czasie i przestrzeni kuzynką, mieszkającą gdzieś na Antypodach, z którą Rodzina straciła po wojnie kontakt. Pamiętnik przeleżał w szufladzie 30 lat. Nadszedł czas, aby podzielić się nim z Wami. Są to prywatne notatki, nigdy nie szykowane do publikacji, dlatego emocje w nich zawarte, często naiwne i patetyczne, są prawdziwe, a nie obliczone na efekt wstrząśnięcia czytelnikiem.

Zapraszam Was na wędrówkę w czasie i przestrzeni. Naszym przewodnikiem będzie Ewa Wojakowska-dziewczyna, która prowadziła przed wojną normalne, beztroskie życie, zanim jej świat się rozpadł.

Przepisując Pamiętnik nie ingeruję w składnię zdań, ani w archaiczną pisownię wyrazów. Poprawiam jedynie literówki, interpunkcję, kolejność słów tam, gdzie zaznaczyła to autorka. Ilustracje pochodzą z zasobów internetu, lub z archiwów własnych. Wprowadziłam je jako dekorację, nie stanowią one elementu pierwotnego pamiętnika. Konwencja bloga wymaga nadawania tytułów postom. Również owe tytuły nie są częścią pamiętnika.

Informacja dla nowych czytelników:

Po prawej stronie znajduje się link do początku historii Ewy.

Przed skopiowaniem fragmentów pamiętnika na inne portale, prosimy o zwrócenie się o zgodę!

wtorek, 31 maja 2011

Przykry list.

9 kwietnia 1946. Idąc późno wieczorem na spoczynek, przechodząc korytarzem, zauważyłam, że w umywalni stała wysoka postać, odziana w czarne palto. Twarzy postaci tej nie dojrzałam. Ogarnął mnie lęk, cofnęłam się o kilka kroków, gdy oprzytomniałam z wrażenia, w umywalni nikogo nie zauważyłam. Mimo panującej duchoty, staram się zasnąć. Po głowie krążyły mi różne sceny z przeszłości, wreszcie znużona, zapadłam w twardy sen.

10 kwietnia z Mietkiem straciłam kontakt duchowy. Ogarnęło mnie złe przeczucie.
Około godziny 11 dźwięczy telefon. Po chwili wszedł Ramzi, powiedział, że jestem proszona do telefonu.
-Kto mówi?- zapytałam.
-Tu Rustom, dzień dobry. Mam dla pani ważną nowinę, nadszedł dla pani list z Polski.
-Od kogożby?- zapytałam. 
-Z Poznania.
-Zaraz poślę boya- powiedziałam.
Ramzi pobiegł po list.
Powrócił z listem około godziny 1-wszej. Patrzę... pismo Mietka! Ramziemu dałam 8 annien napiwku.
Z drżeniem serca otwieram list. List został nadany w Poznaniu, nosi datę 27 marca 1946. Przebiegłam list oczyma. W połowie listu wybuchnęłam śmiechem. Nic nie rozumiem! Kto taki list pisze?! Badam kopertę, tak, to pisał Mietek i zaczynam czytanie od nowa: 

„Niusieńko!
Wczoraj otrzymałem Twój list, adresowany do Kamińskich z 12.XII.1945. Cieszę się, że jesteś zdrowa i masz pracę, skoro czujesz się dobrze. Ja jestem od 31 stycznia 1945 na wolności. Uwolniła mnie, wraz z całym obozem, styczniowa ofensywa rosyjska, która, jak wiesz, przyniosła wolność całej Polsce. Zdrowo i cało dostałem się do Polski i od marca 45 r. pracuję, jako dyrektor pedagogiczny w państwowym gimnazjum w Poznaniu. Czuję się dobrze i powodzi mi się nieźle.
A teraz ważna sprawa!
O ile czujesz się w Bombayu dobrze, to zostań już tam i nie wracaj do kraju. Ja nie wyobrażam sobie, byśmy znów po tylu latach mieli spotkać się i zacząć pędzić życie razem. Odzwyczailiśmy się od siebie. Ja Ciebie już nie kocham, od roku zdradzam Cię z wieloma kobietami, zdradzałem Cię zresztą zawsze i przed i po ślubie. Było mi z Tobą dobrze, jestem Ci wdzięczny za uczucie, dobroć i wierność, ale teraz czas, byśmy się już nie spotkali.
Nie gniewaj się na mnie i przebacz.
Bardzo Cię proszę, przyślij mi jak najprędzej zgodę na rozwód, który na tej podstawie przeprowadzę tu. Całą winę biorę na siebie i o ile zechcesz, będę Ci płacił alimenty.
Decyzja moja jest produktem głębokiego namysłu, nie staraj się jej zmienić, bo zatrujesz życie sobie i mnie.
Rozstańmy się, jak para przyjaciół. Przeżyliśmy parę lat pięknych, niech pozostaną w miłym wspomnieniu. Rzeczy naszych nie ma, nie mamy więc z czym rozliczać się.
Przyślij mi moje dokumenty, najlepiej przez ambasadę polską w Londynie. Przepraszam Cię za niespodziankę. Jesteśmy ludźmi, których los rozdzielił na zawsze.
Żegnaj i ułóż sobie życie dobrze. Życzę Ci naprawdę wszystkiego dobrego.
Mietek” 

W głowie mojej zapanował chaos. Chwytam za pióro, by odpisać. Piszę: „Najdroższy Mietku...” Zmięłam arkusz listowy, zaczęłam pisać drugi, następnie trzeci i czwarty, ale z tego nic nie wyszło. W głowie ułożyłam tom listów, ale w końcu doszłam do przekonania, że właściwie nie mam mu nic do napisania.
Usiadłam do maszyny, przepisałam list Mietka i posłałam mamie, by wydała swój sąd. Któż może mnie lepiej zrozumieć w tej chwili, jak nie serce matki?
Ten szlachetny i dobry mąż dzisiaj zmarł. Tam, w kraju, żyje drugi Mietek- bezbożnik.
Ubolewam nad utratą męża i nad tym, co z niego zrobiła wojna.
Dziś wieczorem odmówiłam za Mietka „Wierzę w Boga”. 

11 kwietnia 1946. Zastanawiam się, czy to możliwe, aby on-esteta i polonista- napisał tak ordynarny list do niewiasty pochodzącej z dobrego domu?
Podejrzewam, że Mietka dręczy chorobliwa zazdrość, że podróżuję, zwiedzam kraje Orientu, poznaję ludzi, obce kultury, a to wszystko jest dla niego niedostępne. Los wytrącił mu możliwość wzbogacenia swej wiedzy. Do swej chorobliwej zazdrości przyznał się w czasie naszej znajomości, kiedy spędzałam wakacje w Krynicy, a on pilnował willi swego ojczyma.
Napisałam list do państwa Kamińskich, do Rabki prosząc, by mi donieśli, czy Mietek nie uległ  roztrojowi nerwowemu na skutek tak długotrwałego siedzenia w niemieckim obozie jenieckim.
Mama odwrotnie odpisała. List był troskliwy i obszerny, tchnie matczynym sercem. Nigdy mnie nic tak nie zbliżyło do mamy, jak jej serdeczny, troskliwy, pełen opieki list. List Mietka określiła mama, jako brutalny.
Doszłam do wniosku, że Mietkowi zawsze brakowało „kinderstube”, więc potrafi walczyć tylko brutalnie. Ja taką bronią walczyć nie będę.
Pod zachód słońca usiadłam nad falochronem i obserwowałam przypływ morza. Ruchoma masa wód, jak w piecu hutniczym, z impetem uderza o kamienny wał ochronny.
„Jakim próchnem jest człowiek w stosunku do tej lawiny morskiej”- pomyślałam. 

4 komentarze:

  1. A to szuja z tego Mietka!

    OdpowiedzUsuń
  2. Szuja?! Czemu tak delikatnie. Ale szczerze mówiąc nie wypbrażam sobie ich wspólnej przyszłości. My, kobiety, na ogół przywiązujemy się bardzo, to raczej mężczyźni z większą łatwościa dokonują zmian. Jednak wojna to inny czas, wielu tych, którzy się odnaleźli nie potrafiło znaleźć wspólnego języka, wojna zabrała im to, co najlepsze, a wspólne wspomnienia stały sie przekleństwem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopiero dzisiaj trafiłam na stronę tego bloga - spóźniona o wiele lat ;) - ale co tam, czytam z zapartym tchem, trochę chronologicznie, trochę na wyrywki.
    Aż doszłam do tego wpisu i komentarzy pod nim i w zadziwieniu pozostaję dla ślepoty Adresatki, szanownej Mamusi (im można wybaczyć, nie znały jeszcze realiów) i Komentujących.
    Niejaki Mietek bardzo kochał swoją żonę i wiele musiał go kosztować ten list. Ale wiedział, że otrzymała wychowanie i posiada dumę, które NIE POZWOLĄ JEJ z tym listem polemizować. Nie zniży się do tego. Tym samym, w jedyny możliwy i znany sobie drastyczny sposób, mógł ustrzec ją przed powrotem do kraju, gdzie już szalało NKWD. Może wiedział i był w stanie przewidzieć więcej niż inni i oszczędził jej, Polce, arystokratce, z domu przedwojennych inteligentów, wojskowych i urzędników państwowych, tortur i śmierci w UBeckich katowniach. Ja tak to widzę. Może dlatego, że patrzę przez pryzmat doświadczeń mojej rodziny.

    Jeszcze wrócę i doczytam blog do końca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromnie się cieszę, że jeszcze ktoś tutaj zagląda :-) Miłej lektury :-)

      Usuń