Pamiętnik Ewy”- taka przesyłka dotarła do Rodziny w latach 80-tych. „Oddać do rąk Janiny D”. Pomimo starań, nigdy nie udało się dotrzeć do adresatki. Pamiętnik budził emocje. Wspomina się tam miejsca i ludzi dobrze Rodzinie znane, gdyż Ewa okazała się odległą w czasie i przestrzeni kuzynką, mieszkającą gdzieś na Antypodach, z którą Rodzina straciła po wojnie kontakt. Pamiętnik przeleżał w szufladzie 30 lat. Nadszedł czas, aby podzielić się nim z Wami. Są to prywatne notatki, nigdy nie szykowane do publikacji, dlatego emocje w nich zawarte, często naiwne i patetyczne, są prawdziwe, a nie obliczone na efekt wstrząśnięcia czytelnikiem.

Zapraszam Was na wędrówkę w czasie i przestrzeni. Naszym przewodnikiem będzie Ewa Wojakowska-dziewczyna, która prowadziła przed wojną normalne, beztroskie życie, zanim jej świat się rozpadł.

Przepisując Pamiętnik nie ingeruję w składnię zdań, ani w archaiczną pisownię wyrazów. Poprawiam jedynie literówki, interpunkcję, kolejność słów tam, gdzie zaznaczyła to autorka. Ilustracje pochodzą z zasobów internetu, lub z archiwów własnych. Wprowadziłam je jako dekorację, nie stanowią one elementu pierwotnego pamiętnika. Konwencja bloga wymaga nadawania tytułów postom. Również owe tytuły nie są częścią pamiętnika.

Informacja dla nowych czytelników:

Po prawej stronie znajduje się link do początku historii Ewy.

Przed skopiowaniem fragmentów pamiętnika na inne portale, prosimy o zwrócenie się o zgodę!

czwartek, 28 października 2010

Ewa i jej rodzina.

Jestem jedynaczką. Mieszkam we Lwowie przy ulicy Andrzeja Gołąba w rodzinnej kamienicy. Okna mieszkania wychodzą na ogrody warzywne Klimowicza, a za ogrodami istnieje bursa Ojców Zmartwychwstańców dla uczniów szkół średnich. Z kamienicą przy ulicy Andrzeja Gołąba jest związana moja młodość i beztroskie lata.
Uczęszczam do gimnazjum żeńskiego im królowej Jadwigi, do jednej z dwóch klas doświadczalnych typu matematyczno-przyrodniczego, a nadobowiązkowo kontunuuję łacinę.
Po południu rodzice zażywają drzemiki, a ja odrabiam lekcje.

Na wysokim parterze mieszka babcia, wdowa po profesorze germaniście-Stanisławie. Zajmuje trzy pokojowe mieszkanie z kuchnią i przynależnościami. Babcia pochodzi z austryjackiej rodziny arystokratycznej, z rodu rycerskiego. Ojciec babci, a mój pradziad po kądzieli, piastował godność starosty. Był posiadaczem majątku ziemskiego: Iwaczów, Zawidowice wraz z przyległymi folwarkami, a w Austrii, w Baden, 12 kilometrów od Wiednia, ojciec mego pradziada posiadał liczne włości i utrzymywał pułk kawalerii.
Cesarz Franciszek Józef zaliczał ród babci do grona swych przyjaciół.
Matka moja Stefania, w nagrodę za maturę, pojechała z dziadkiem do Wiednia. Dziadek przedstawił moją matkę cesarzowi, a cesarz zaprosił ją na bal dworski do Schoenbrun, gdzie tańczyła do świtu.

Dziadek po mieczu pochodził z możnego rodu Zarembów. O rodzie tym istnieją wzmianki w pisanych kronikach polskich, sięgające roku 1025, choć ród ten już za Siemomysława i Mieszka I wiódł wojów przeciwko zaborczym Germanom.
Ród Zarembów wydał hetmana, generała ziemi wielkopolskiej, wojewodów, kasztelanów, starostów, hrabiów i biskupów. Przodkowie dziadka usuwali królów, wznosili klasztory, kościoły, szpitale i pozostawili po sobie na ziemi Polan grody: Grabów i Wieleń.
Babcia Antonina była niskiego wzrostu. Posiadała włosy koloru roztopionego złota. Oczy miała niebieskie. Cechowała ją łagodność i wyrozumiałość. Wydała na świat czterech synów i trzy córki. Wszyscy ukończyli wyższe zakłady, za wyjątkiem najstarszej córki Stanisławy, która wyszła wcześnie za mąż za profesora historyka. Wuj Władysław piastował godność starosty w Makowie, a wuj Alojzy sędziego administracyjnego w Poznaniu.

Babcia Antonina była naszą powiernicą w zmartwieniach, a jej mądre rady zawsze koiły dolegliwości.
Mieszkanie babci było zastawione doniczkowymi kwiatami i różnymi roślinami i do babci zanosiliśmy na wilegiaturę zaniedbane kwiaty.
Wieczorami u babci syczał samowar. Wydawał melodyjne, szemrzące śpiewy, które w połączeniu z półmrokiem, stwarzały miły nastrój. Do samowaru babcia nikogo nie dopuszczała. Sama rozdmuchiwała węgiel drzewny, napełniała samowar wodą i ustawiała na podłużnej, mosiężnej tacy. Zawsze odmierzała trzy pełne łyżeczki herbaty cejlońskiej, zakupionej u Riedla, i wsypywała do suchego czajnika chińskiego, po czym ustawiała czajnik na rurze samowaru. Kiedy woda zakipiała, odkręcała kurek i napuszczała wrzątku do czajnika i ponownie ustawiała czajnik na rurze samowaru, by herbata lepiej naciągła.
Nigdzie nie było tak dobrej herbaty, jak u babci z samowaru.

Te trzy doświadczalne klasy matematyczno-przyrodnicze, do których wyselekcjonowano najzdolniejsze uczennice, wynosiły nas w oczach innych uczennic do rzędu elity, to też przywiązywałyśmy wagę do drogich pończoch i bucików, aby wyróżnić siebie od tych jednolitych, granatowych mundurków.

Moja mama była osoba inteligentną, z wykształcenia polonistką. Uchodziła we Lwowie za jedną z wytwornych pań, ale mnie ubierała w szkolne buciki i tanie pończochy. Koleżanki moje, te z którymi byłam zaprzyjaźniona, nosiły drogie pończochy i modne buciki, więc postanowiłam poprosić ojca, abym sama mogła decydować o bieliźnie, pończochach i bucikach.
Ojciec był dyrektorem nauk w Korpusie Kadetów, w randze podpułkownika.
Rodzice kochają mnie, ale mama nie ubiera mnie pretensjonalnie, bowiem dwa lata temu, jeszcze u Strzałkowskiej, nakazano mi obciąć włosy, gdyż moje naturalne loki drażniły nauczycielki.

Słychać tentent kopyt końskich-ojciec powraca z korpusu. Mama poprawia zastawę na stole, a ja wybiegłam do entree powitać ojca.
Obiad spożywaliśmy w ciszy. Dopiero podczas czarnej kawy ojciec wiódł ciekawe rozmowy. Opowiadał wydarzenia dnia, a czasami nawiązywał do przeżyć wojennych. Ale najmilsze były rozmowy na tematy literackie. Mama ubóstwiała poetę Adama Mickiewicza, ojciec zaś poetę Juliusza Słowackiego. Ojciec, podobnie jak kolega jego z Uniwersytetu-Juliusz Kleiner- wyławiał z dzieł Słowackiego niedostrzeżone wartości, koloryzował je i ciekawie naświetlał
Gdy mama wstała od stołu, obiad uważaliśmy za zakończony.

Mama poszła do kuchni wydać dyspozycje na wieczór, a ja skorzystałam z okazji, zapukałam i weszłam do pokoju ojca.Wyłuszczyłam ojcu swój punkt widzenia na usamodzielnienie. Powiedziałam: „Jestem w VII klasie, pragnę sama decydować o ubiorze. Pieniędzy na zbytki nie wydam, przypuszczam, iż ojciec zna mnie na tyle”.
Ojciec, będąc w moim wieku, dysponował znaczną gotówką ze sprzedaży majątku ziemskiego Zagorzany Dolne (To tylko 5 km od Dworu Feillów). W Krakowie wiódł na Błonie wojsko studenckie. Co roku odbywał podróże po Szwajcarii, Włoszech i Bałkanach.
Po krótkim namyśle ojciec powiedział: „Rozumiem cię moje dziecko. Odtąd począwszy otrzymywać będziesz miesięcznie 75 złotych na własne potrzeby”. Ojciec pocałował mnie w czoło, wyjął z portfela pieniądze i wręczył mi pierwszą pensję.
Podziękowałam i wyszłam z tryumfującą miną, nie wspominając mamie.


Po odrobieniu lekcji poszłam do śródmieścia. Obeszłam nieomal wszystkie sklepy z obuwiem i pończochami. Przerzuciłam stosy pończoch i przymierzałam najmodniejsze fasony bucików. Zakupiłam dwie pary pończoch Keisera, a za resztę modne buciki.
W domu ubrałam zakupione pończochy i buciki paradując przed mamą.
-Ewuniu, skąd masz takie drogie pończochy i buciki?-zapytała mama.
-Poprosiłam ojca. Od dzisiaj będę otrzymywać 75 złotych miesięcznie na własne potrzeby.
Mama uniosła wysoko głowę, powiedziała „eh bien”.
Wybiegłam na ulicę Piekarską. Paradowałam w nowych bucikach i pończochach. Byłam przekonana, że spotkam koleżanki, ale nie spotkałam. Dopiero nazajutrz w gimnazjum, koleżanki z zazdrością oglądały moje buciki i pończochy.

10 komentarzy:

  1. Czekamy na ciąg dalszy...

    OdpowiedzUsuń
  2. A tak, czekamy. Masz rację, ten pamiętnik powinien ujrzeć światło dzienne, może znajdzie się wśród czytających wpływowy wydawca ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wydawca, gdyby się znalazł, to źle by nie było. Ale ja przede wszystkim wierzę, że dla niektórych ludzi szczegóły życia, realia przedwojennego Lwowa, okolic i zesłania opisane przez uczestniczkę, mogą okazać się bezcenne.

    OdpowiedzUsuń
  4. No i pięknie, wsiąkłam... Teraz z niecierpliwością będę czekała na kolejne odsłony :)

    Wspomnienia zsyłki na dalekie rubieże Sybiru nie są mi obce. Babcia mojego męża przeszła przez to będąc dzieckiem... Trudne to tematy i bardzo emocjonalne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tutaj odwiedzimy stepy i surowe klimaty Kazachstanu. Wielu ludzi miało w tamtych czasach ciężkie życie, ale nie każdy chciał o tym opowiadać.
    Następny fragment wkleję po długim weekendzie. Może ktoś jeszcze do nas dołączy przez ten czas :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Łyknęłam jednym tchem!Nie dasz rady wcześniej -plizzz.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zobaczymy, co się da zrobić :-)
    Może wieczorem wkleję kolejny fragment.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale wsiąkłam, przeczytałam na bezdechu.
    Ma dziewczyna rewelacyjną rękę do pisania :)
    Czekam na więcej i też na dzisiaj, albo najlepij na wczoraj :):) :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Ilustracje zrobiłam na podstawie przedwojennych widokówek ze Lwowa (zasoby internetowe).

    OdpowiedzUsuń
  10. Byłam bardzo ciekawa tej historii. Świadomie odłożyłam ją na czas urlopu, aby przeczytać całość. Dzisiaj nadszedł właśnie ten dzień, kiedy za oknem zimno i mokro, a tu, przy ciepłej herbatce (szkoda, że bez samowara) przenoszę się w miniony czas:)
    Gdy skończę to podzielę się wrażeniami:)

    OdpowiedzUsuń