tag:blogger.com,1999:blog-38604686981878380912024-03-13T06:11:16.775+01:00Ze Lwowa do Kazachstanu. Kartki z pamiętnika Ewy.Riannon z Dworu Feillówhttp://www.blogger.com/profile/07370173500863196224noreply@blogger.comBlogger66125tag:blogger.com,1999:blog-3860468698187838091.post-12482238194539608012011-07-05T17:35:00.000+02:002011-07-05T17:35:53.395+02:00Pamięci Stefanii Wojakowskiej.<div class="MsoNormal">12 maja 1962</div><div class="MsoNormal">Melbourne</div><div class="MsoNormal">Zgon zasłużonej działaczki.</div><div class="MsoNormal">Dnia 25 kwietnia br. społeczeństwo polskie w Melbourne dotknięte zostało bolesną stratą przez zgon śp. Stefanii Brochowicz Wojakowskiej.</div><div class="MsoNormal">W Zmarłej tracimy niezastąpioną działaczkę polonijną, która położyła ogromne wprost zasługi w rozwój polskiego życia kulturalno-społecznego, najpierw wśród polskich uchodźców w Indiach, a następnie w Melbourne.</div><div class="MsoNormal">Jej praca na terenie Związku Polaków w Wiktorii, Spółdzielni Domu Polskiego i teatru „Zachęta”, której podejmowała się zawsze z ochotą, nie zważając na podeszły wiek i słabnące siły, pozostanie na zawsze w pamięci tych, którym danym było kiedykolwiek z Nią współpracować.</div><div class="MsoNormal">Pogrzeb śp.Stafanii Brochowicz-Wojakowskiej, w którym poza najbliższą Rodziną wzięło udział grono przyjaciół i działaczy społecznych, odbył się dnia 27 kwietnia br. na cmentarzu w Carlton, w sąsiedztwie Domu Polskiego, w którym spędziła wiele czasu i poświęciła wiele sił dla pracy społecznej dla polskości.</div><div class="MsoNormal">Cześć Jej Świetlanej Pamięci.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">W przyszłym numerze zamieścimy wspomnienie o Zmarłej, pióra Lecha Paszkowskiego.</div><div class="MsoNormal"><!--[if !supportEmptyParas]--> *****<!--[endif]--><o:p></o:p></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Lech Paszkowski dla „Tygodnika Katolickiego”:</div><div class="MsoNormal">„Pani Wojakowska”</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Panią Wojakowską spotkałem pierwszy raz 12 lat temu, na jednym z zebrań komitetu, gdy połączony Związek Polaków i Stowarzyszenie Polskie w Wiktorii wystawiły wspaniałą akademię 3 maja w ratuszu st. Kildy.</div><div class="MsoNormal">Przy pierwszym spotkaniu pani Wojakowska zrobiła na mnie wrażenie swym wykwintnym sposobem wyrażania się i melodyjną dykcją. Pomimo, że była już wtedy kobietą w podeszłym wieku, liczącą prawie 70 lat, wyglądała zawsze znacznie młodziej. Oczy jej rzucały żywe blaski, a umysł był niezmiennie świeży i obdarzony zdumiewającą pamięcią. Nigdy też prawie nie opuszczała Jej pogoda i wesoły uśmiech.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Wraz z pożegnaniem Pani Wojakowskiej odchodzi od nas żywa cząstka Lwowa, którego była dzieckiem i gdzie się ukształtowała, jako człowiek- Lwowa, któremu jako rodowity warszawiak składam przy każdej okazji hołd, Lwowa, będącego w Polsce porozbiorowej jednym z głównych ośrodków polskiego patriotyzmu i narodowej kultury.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Śp. Stefania Brochowicz Wojakowska urodziła się 25 listopada 1881 we Lwowie, jako córka Stanisława de Zaremby, profesora języka niemieckiego w gimnazjum w Kołomyi i Antoniny z domu von Kriesgshaber.</div><div class="MsoNormal">Po ukończeniu seminarium nauczycielskiego w Kołomyi, składała powtórnie maturę w tamtejszym gimnazjum Urszulanek. W nagrodę dziadek i wuj zawieźli ją do Wiednia, gdzie na balu dworskim, siedemnastoletnia Stefania została przedstawiona cesarzowi Franciszkowi Józefowi. Następnie wstąpiła na Uniwersytet Lwowski, gdzie ukończyła polonistykę ze stopniem magistra. Dyplom ukończenia konserwatorium muzycznego we Lwowie dopełnił szerokiego wykształcenia. Pozyskała również biegłą znajomość francuskiego, niemieckiego, angielskiego, włoskiego i esperanto.</div><div class="MsoNormal">Wśród kolegów uniwersyteckich miała panna Stefania szereg wybitnych indywidualności, późniejszych profesorów uniwersytetu: Stanisława Kota, Juliusza Kleinera i Stanisława Łempickiego. Brała udział we wszelkich pracach patriotycznych społeczeństwa lwowskiego i w 75 rocznicę powstania listopadowego była redaktorem jednodniówki, zasilonej najlepszymi piórami. Przy tej okazji nawiązała kontakty listowne z Elizą Orzeszkową, Henrykiem Sienkiewiczem, Marią Konopnicką i bolesławem Prusem.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">W 1907 panna Stefania wyszła za mąż za Franciszka Brochowicz Wojakowskiego, profesora polonistę, który za udział w obronie Lwowa otrzymał odznakę „Orląt”, a po wojnie był przez szereg lat dyrektorem nauk w lwowskim korpusie kadetów, w stopniu podpułkownika.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Jako młoda mężatka wykładała przez pewien czas w gimnazjum Urszulanek w Stanisławowie. W latach 1920-21 prowadziła świetlicę Białego Krzyża i po zakończeniu wojny została zaproszona do Belwederu, gdzie osobiście podziękował Jej za tę pracę Naczelnik Państwa Józef Piłsudski.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">W okresie międzywojennym brała żywy udział w działalności lwowskiego „Kasyna Literacko-Artystycznego”, a dom państwa Wojakowskich był szeroko otwarty dla licznego grona muzyków, profesorów i oficerów. Sztuka i literatura były najczęstszymi tematami dyskusji i miesięcznych zebrań. W domu tym bywali między innymi: gen. Sikorski i prof. Smolka, znany egiptolog. Pani Wojakowska wkładała też dużo pracy w klub esperantystów i nawet otrzymała ze Szwajcarii nagrodę za wiersz w tym języku.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">W grudniu 1939 mąż Jej został aresztowany i uwięziony w Brygidkach, a następnie zesłany do Rosji, gdzie zginął bez wieści. Pani Wojakowska została wywieziona z córką do Kazachstanu w kwietniu 1940. Początkowo pracowała w cegielni, ale szybko dano jej kierownictwo kursu muzycznego dla rosyjskich nauczycieli. Chora na tyfus, wyjechała z Wojskiem Polskim do Iranu w końcu 1942.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Przetłumaczyła z niemieckiego na polski kilka rozdziałów „Chirurgii polowej”, która ukazała się drukiem na Bliskim Wschodzie.</div><div class="MsoNormal">W grudniu 1943 wyjechała do Indii. Przebywała w Kalampur, a następnie była kierowniczką ośrodka dla dzieci w Penchgani. Uczyła też tam muzyki w Kimniens High School. Indie polubiła bardzo i często lubiła je wspominać.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Do Australii przybyła w roku 1946. Brała tu ciągły udział w polskim życiu społecznym. W Związku Polaków i Spółdzielni Dom Polski służyła nie raz radą i szczególnie zajmowała się młodzieżą. Jej znakomity, doskonale opracowany odczyt: „O sztuce czytania” powtórzony dwukrotnie, był jednym z najlepszych, jakie słyszało Melbourne.</div><div class="MsoNormal">W okresie rozwoju „Grona Młodych” przy Związku Polaków, dom jej rodziny był w latach 1952-53 miejscem pięknych wieczorów dyskusyjnych dla studentów i młodzieży polskiej. Z tego to okresu pamiętam „Deszcz jesienny” Staffa w wykonaniu Halinki Juszczykowej, melodeklamacja przy akompaniamencie i w opracowaniu pani Wojakowskiej-niezapomniane przeżycie. Akompaniowała też często przy inscenizacjach teatru amatorskiego „Zachęta”.</div><div class="MsoNormal">W Australii utrzymywała się dając prywatne lekcje muzyki. Nigdy też nie chciała korzystać z zapomóg rządowych. I odeszła z gościnnej ziemi australijskiej, jako obywatelka Rzeczypospolitej Polskiej.</div><div class="MsoNormal">Cześć Jej Pamięci!</div><div class="MsoNormal"><!--[if !supportEmptyParas]--> *****<!--[endif]--><o:p></o:p></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Stefania Brochowicz Wojakowska z Zarembów.</div><div class="MsoNormal">Zasłużona działaczka na polu pracy kulturalno-społecznej wśród Polaków w Melbourne, zmarła dnia 25 kwietnia 1962 roku.</div><div class="MsoNormal">Po nabożeństwie żałobnym w kościele St. Carthage w Parkville pochowana na General Cementry w Carlton.</div><div class="MsoNormal">Nabożeństwo za spokój duszy zmarłej odprawione zostanie w kościele św. Ignacego w Richmond, w niedzielę dnia 12 maja br. o godzinie 12.00.</div><div class="MsoNormal">Wieczny odpoczynek racz Jej dać Panie.</div><div class="MsoNormal">Rodzinie śp. Stefanii Brochowicz Wojakowskiej, a przede wszystkim pani Marii Piątkowskiej i p. Franciszkowi Gonczyńskiemu składamy wyrazy szczerego i głębokiego współczucia.</div><div class="MsoNormal">Związek Polaków w Wiktorii.</div><div class="MsoNormal">Sydney- „Wiadomości Polskie”, 20 maja 1962</div><div class="MsoNormal"><br />
</div>Riannon z Dworu Feillówhttp://www.blogger.com/profile/07370173500863196224noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-3860468698187838091.post-12651082697164643352011-06-04T15:18:00.000+02:002016-09-23T16:45:38.297+02:00Prywatny bilans wojny.<div class="MsoNormal">
U wybrzeża zatoki rozścielili maty wyznawcy islamu, biją pokłony Allahowi, boć on stworzył ziemię. Na poręczy siedzą mazdajanie, zanoszą modły do Ahura Mazdy, dziękują za wodę, bo ona żywi rośliny, a te żywią człowieka. Na wale ochronnym siedzą sikhowie z długimi brodami, wielbią guru Nanaka za jego nauki pojmowania wielkości Brahmy i Allacha, a tuż za nimi siedzą dżajnisi. Zanim usiedli, wpierw miotełkami odgarnęli miejsce, aby przypadkiem nie usiąść na owadzie, bo tak nakazuje im prawo ahinsa. Wyznawcy Buddy również czczą wodę, a ci z tilakami na czole, to wyznawcy sekty Ramanuga. Biją pokłony stwórcy, że stworzył wodę i ziemię. Nie brakuje Chińczyków. Palą w mosiężnych naczyniach ogień i wielbią Kung- fu- tse. Wśród tego konglomeratu widać Hindusów, czczą Brahmę, boć on ojcem wszystkich bogów.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
W pierwszy dzień wielkanocy, wczesnym rankiem, wynajęliśmy motorówkę „Mahomet” i popłynęliśmy na wyspę Elephanta. Dzień był słoneczny, jak z resztą każdy dzień w Indiach. Motorówka sfatygowana, ale motor pracował sprawnie. Opodal Gate of India weszliśmy do motorówki. Zabraliśmy ze sobą wody sodowej, lemoniady, konserw i chleba, a Rustom dorzucił butelkę rytualnej wódki.</div>
<div class="MsoNormal">
Dwóch mahometan w czerwonych fezach odepchnęło motorówkę długimi drągami od brzegu, poszedł w rych motor i „Mahomet” popłynął po tafli spokojnego Morza Arabskiego, omijając liczne żaglówki, statki handlowe i pasażerskie. Zatoka zatłoczona jest zakotwiczonymi statkami handlowymi. Opływamy różne wysepki i po godzinie dobijamy do wyspy Elephanta, dawniej zwanej Gharapuri lub Girpuri. Oznacza to miasto na wzgórzu. </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjsRRBJ5EuXoCgM99wiyoV5iIeUxKmt3lYui_tKXmyYzpD_CdB0mmMgGDFgHrTtnF7crrsCCxT4bco7V5a4qiIG6jwBo1SOcQ2rox5ihy4_0tgIYLkoDGCzV8BhCxNZLG1tJTnpAWz882Jx/s1600/ele2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="276" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjsRRBJ5EuXoCgM99wiyoV5iIeUxKmt3lYui_tKXmyYzpD_CdB0mmMgGDFgHrTtnF7crrsCCxT4bco7V5a4qiIG6jwBo1SOcQ2rox5ihy4_0tgIYLkoDGCzV8BhCxNZLG1tJTnpAWz882Jx/s400/ele2.jpg" width="400" /></a></div>
<div class="MsoNormal">
Linami przyciągnięto motorówkę do mola, po czym zeszliśmy na wyspę.. Wybrzeże pokryte jest gajami figowymi. Figi jeszcze nie dojrzałe. Schodami zdążąmy na szczyt góry, gdzie w skałach wykuto świątynię hinduską. Stoki gór zalesione drzewami bawełny i akacją, która dopiero zakwitnie ognistym płomieniem przed nastaniem monsunu.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
U wejścia na wyspę, podlegającą konserwacji, po stronie prawej, wita nas kamienny lew, a po lewej kasa. Po opłaceniu wstępu przystąpiliśmy do zwiedzania starej świątyni hinduskiej, sięgającej czasów od 750 do 1000 lat przed Chrystusem. </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipzF9uvVgqMf-AJAQbE76khlJIQ-lL0dYPuWQDff2GrBTbe5BP4cUzVKDwTuS2bI9KqX6J6D2cdY1i0J5MFApR2GtaJzfJBWYas8GsZaH1jstBOHz5VmmU7Q_a3tKZb5Pwh4D-bUnWq3gU/s1600/ele4.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="305" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipzF9uvVgqMf-AJAQbE76khlJIQ-lL0dYPuWQDff2GrBTbe5BP4cUzVKDwTuS2bI9KqX6J6D2cdY1i0J5MFApR2GtaJzfJBWYas8GsZaH1jstBOHz5VmmU7Q_a3tKZb5Pwh4D-bUnWq3gU/s400/ele4.jpg" width="400" /></a></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Świątynię wzniesiono około 90 metrów nad poziomem morza, została wykuta w skale. Zwiedziliśmy liczne groty i świątynie, razem dwadzieścia pięć obiektów.</div>
<div class="MsoNormal">
Najciekawszym zabytkiem jest sankturarium lingam, pokryte rzeźbami i posągami. Widzimy zaślubiny Sziwy z boginią Parvati, otaczają ich aniołki. Scena „gangavataran” przedstawia w rzeźbie mistyczne połączenie Sziwy z Parvati, a scena „ardhanarishwar” symbolizuje połącznie płci.</div>
<div class="MsoNormal">
Dłużej absorbuje nas posąg trimurti, trójcy. Skupa Brahmę, Wisznu i Sziwę.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgv34YhH6cKfVPI3Qhw6G1yvxr3JdUxY6RxRgt6agOy5Uo9A6JH5lSPRNUkrLrwufYn2CMZn8GsSN7Z4teCLLCQfccTM8KKNTnuS80dk7roVmel8iZcdp9MZwikmYZ3oCcXp6CPGX91o_5g/s1600/ele3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="277" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgv34YhH6cKfVPI3Qhw6G1yvxr3JdUxY6RxRgt6agOy5Uo9A6JH5lSPRNUkrLrwufYn2CMZn8GsSN7Z4teCLLCQfccTM8KKNTnuS80dk7roVmel8iZcdp9MZwikmYZ3oCcXp6CPGX91o_5g/s400/ele3.jpg" width="400" /></a></div>
<div class="MsoNormal">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjKGlf-9hhjAJyq7hXtLiS-FFyROQZe9hQEN9f2kwyv0cD6g9YGxDdM25g_RU4G8tCVF6Rakr0Nhyi2G95i2GYwQSn_RZYeCo4BaqlDxoEceKmIRA-kDIFtK5LRl61Fi9E6IzC2YjMUiP38/s1600/ele6.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="275" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjKGlf-9hhjAJyq7hXtLiS-FFyROQZe9hQEN9f2kwyv0cD6g9YGxDdM25g_RU4G8tCVF6Rakr0Nhyi2G95i2GYwQSn_RZYeCo4BaqlDxoEceKmIRA-kDIFtK5LRl61Fi9E6IzC2YjMUiP38/s400/ele6.jpg" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5sPsWIZBoQiM4Z0nSucE-IG1OvhUaSwzy3rv9pkDI-mq-qpEpkgODWItbHO663sw1lGJacfY1BblmrXw1oJzSTIs1_XJi97ljfx7IPbPr0HZCWOsXNCMOrOafiQ35OTuzuJSoCmSmAOer/s1600/ele5.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="308" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5sPsWIZBoQiM4Z0nSucE-IG1OvhUaSwzy3rv9pkDI-mq-qpEpkgODWItbHO663sw1lGJacfY1BblmrXw1oJzSTIs1_XJi97ljfx7IPbPr0HZCWOsXNCMOrOafiQ35OTuzuJSoCmSmAOer/s400/ele5.jpg" width="400" /></a></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Poza tymi scenami i posągami istnieją sceny z życia Sziwy i Parvati. Na uwagę zasługuje tańczący Sziwa i tańcząca Parvati. Nie brakuje Ravanna, mitologicznego króla Ceylonu, Ganesza- syna Sziwy i Parvati i scen dravidiańskich. Ciekawą jest rzeźba kopyta końskiego i potężne są kolumny.</div>
<div class="MsoNormal">
Po zwiedzeniu zabytków, po posiłku, w miłym nastroju powróciliśmy do Bombayu.</div>
<div class="MsoNormal">
W międzyczasie od Mietka nadeszły dalsze paszkwile, urągające wychowawcy młodzieży, w których opisuje swe przeżycia miłosne.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Maj 1946.</div>
<div class="MsoNormal">
Dalsze listy Mietka potwierdzają moje przypuszczenie, że ludzie na pozór spokojni, łatwiej ulegają roztrojowi.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Indie przeżywają gorączkę niepodległości. Z pogodnego nieba spływa żar słoneczny, a na ulicach miast płynie krew. Hindusi i Mahometanie wbijają sobie noże w plecy, bo Mahometanie zmierzają do podziału Indii.</div>
<div class="MsoNormal">
Ceremonie topienia figurek Ganesza ukończono. Tegoroczny monsun był łagodny. Deszcze padały sukcesywnie, dobrze nawodniły pola uprawne, jedynie pod koniec monsunu, Varuna zesłał na Bombay potok wód. Przez trzy godziny lało, jak z cebra, a ulice były zalane wodą. Po monsunie pola, ogrody i krzewy pokryła bujna zieleń, a kwiaty pachną upajająco. Tam, gdzie rdzawy pył pokrywał ziemię, dzisiaj rosną chwasty i kwiaty polne, subtelne w barwach, ale nie pachnące.</div>
<div class="MsoNormal">
W bujnych zaroślach pełzają gady, pomarańcze obsiadły zielone papugi, a małpy skaczą z palmy na palmę. </div>
<div class="MsoNormal">
Sadhu- pobożni mężowie tarzają się w popiele, jako z prochu ziemi powstali i godzinami wysiadują przed świątyniami i rozważają o nicości ziemi, a kiedy wypada im droga, owijają ciało w pomarańczowe dothi, do rąk biorą sękaty kij, garnuszek jałmłużniczy i wędrują od świątyni, do świątyni. Ci wielcy asceci górują nad pożądaniami ciała, żyją w kręgu własnych założeń filozoficznych, odróżniają dobro od zła, a celem ich życia, to droga ku Brahmie, ku zespoleniu z duchem jego.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Gdy słońce zanurzy swój ciężar w Morzu Arabskim, a księżyc pogania spienione fale, pod herbaciarnią rojno. Ci, którzy są bez stałego dachu nad głową, piją herbatę z mlekiem, jedzą banany, przypiekany groszek, lub fistaszki, posypane grubo papryką i ostrymi korzeniami. Gdy zaspokoili głód ciała, rozścielają maty, splecione ze słomy ryżowej, na chodniku i śpią.</div>
<div class="MsoNormal">
Milony Hindusów ujrzało światło życia na ulicy i umiera na ulicy, bo Hindusi wierzą w reinkarnację, że w następnym życiu będzie im lepiej.</div>
<div class="MsoNormal">
Wieczorem z meczetu, położonego na wysepce, do którego wiedzie asfaltowana droga, słychać przeciągłe śpiewy, wołania zanoszone do Allacha, a ze świątyń hinduskich płynie łoskot bębnów.</div>
<div class="MsoNormal">
Ze świątyni bogini bogactwa Maha Laxmi uchodzą dymy wonnych kadzideł, słychać melodyjne dzwoneczki i donośne bicie w bębny, zwiastują wiernym zakończenie dnia.</div>
<div class="MsoNormal">
Na sklepieniu niebios, otoczona aureolą, jasno świeci gwiazda poranna, rzuca na ziemię snop jasnych promieni świetlnych.</div>
<div class="MsoNormal">
W Panchgani, mahatma, wielki duch- Ghandi, zanosi modły za uciskane narody i modli się za Polskę. </div>
<div class="MsoNormal">
Anglicy wygrali wojnę, wykorzystują weekendy, plażują w Juhu, a ojcowie lepią dzieciom domki z piasku.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Siedzę na falochronie nad Morzem Arabskim, wsłuchana w szum morza. Obserwuję rozhukany żywioł rozpędzonych fal, bijących z całych sił o wystające z morza czarne, powulkaniczne skały i rozważam, co począć?</div>
<div class="MsoNormal">
Mietek buduje w Poznaniu Polskę bez Boga, depcze to, co niegdyś kochał i miłował.</div>
<div class="MsoNormal">
Ojciec mój oddał swe życie w sowieckich kazamatach. </div>
<div class="MsoNormal">
Matkę pozbawili willi w Zimnej Wodzie i kamienicy we Lwowie przy ulicy Andrzeja Gołąba 12-ście.</div>
<div class="MsoNormal">
Brata ciotecznego-Adama, rozstrzelano w lasku katyńskim.</div>
<div class="MsoNormal">
Brata ciotecznego Stanisława pozbawili życia Niemcy w Oświęcimiu.</div>
<div class="MsoNormal">
Rodzinie odebrano: Łyczany, Ostrówek, Wolę Starą, Zręczyce, Zagorzany Górne i lasy zręczyckie. A mnie pozbawiono nie tylko <a href="http://meteor-turystyka.pl/"><span style="color: black;">noclegu</span></a>, czyli urządzenia trzypokojowego mieszkania z kuchnią, portretów rodzinnych, biblioteki, obrazów znanych mistrzów pędzla, ale nade wszystko dwóch kont bankowych we Lwowie i w Myślenicach pod Krakowem.</div>
Riannon z Dworu Feillówhttp://www.blogger.com/profile/07370173500863196224noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-3860468698187838091.post-76099580016736734842011-05-31T13:36:00.000+02:002011-05-31T13:36:52.668+02:00Przykry list.<div class="MsoNormal">9 kwietnia 1946. Idąc późno wieczorem na spoczynek, przechodząc korytarzem, zauważyłam, że w umywalni stała wysoka postać, odziana w czarne palto. Twarzy postaci tej nie dojrzałam. Ogarnął mnie lęk, cofnęłam się o kilka kroków, gdy oprzytomniałam z wrażenia, w umywalni nikogo nie zauważyłam. Mimo panującej duchoty, staram się zasnąć. Po głowie krążyły mi różne sceny z przeszłości, wreszcie znużona, zapadłam w twardy sen.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">10 kwietnia z Mietkiem straciłam kontakt duchowy. Ogarnęło mnie złe przeczucie.</div><div class="MsoNormal">Około godziny 11 dźwięczy telefon. Po chwili wszedł Ramzi, powiedział, że jestem proszona do telefonu.</div><div class="MsoNormal">-Kto mówi?- zapytałam.</div><div class="MsoNormal">-Tu Rustom, dzień dobry. Mam dla pani ważną nowinę, nadszedł dla pani list z Polski.</div><div class="MsoNormal">-Od kogożby?- zapytałam. </div><div class="MsoNormal">-Z Poznania.</div><div class="MsoNormal">-Zaraz poślę boya- powiedziałam.</div><div class="MsoNormal">Ramzi pobiegł po list.</div><div class="MsoNormal">Powrócił z listem około godziny 1-wszej. Patrzę... pismo Mietka! Ramziemu dałam 8 annien napiwku.</div><div class="MsoNormal">Z drżeniem serca otwieram list. List został nadany w Poznaniu, nosi datę 27 marca 1946. Przebiegłam list oczyma. W połowie listu wybuchnęłam śmiechem. Nic nie rozumiem! Kto taki list pisze?! Badam kopertę, tak, to pisał Mietek i zaczynam czytanie od nowa: </div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">„Niusieńko!</div><div class="MsoNormal">Wczoraj otrzymałem Twój list, adresowany do Kamińskich z 12.XII.1945. Cieszę się, że jesteś zdrowa i masz pracę, skoro czujesz się dobrze. Ja jestem od 31 stycznia 1945 na wolności. Uwolniła mnie, wraz z całym obozem, styczniowa ofensywa rosyjska, która, jak wiesz, przyniosła wolność całej Polsce. Zdrowo i cało dostałem się do Polski i od marca 45 r. pracuję, jako dyrektor pedagogiczny w państwowym gimnazjum w Poznaniu. Czuję się dobrze i powodzi mi się nieźle.</div><div class="MsoNormal">A teraz ważna sprawa!</div><div class="MsoNormal">O ile czujesz się w Bombayu dobrze, to zostań już tam i nie wracaj do kraju. Ja nie wyobrażam sobie, byśmy znów po tylu latach mieli spotkać się i zacząć pędzić życie razem. Odzwyczailiśmy się od siebie. Ja Ciebie już nie kocham, od roku zdradzam Cię z wieloma kobietami, zdradzałem Cię zresztą zawsze i przed i po ślubie. Było mi z Tobą dobrze, jestem Ci wdzięczny za uczucie, dobroć i wierność, ale teraz czas, byśmy się już nie spotkali.</div><div class="MsoNormal">Nie gniewaj się na mnie i przebacz.</div><div class="MsoNormal">Bardzo Cię proszę, przyślij mi jak najprędzej zgodę na rozwód, który na tej podstawie przeprowadzę tu. Całą winę biorę na siebie i o ile zechcesz, będę Ci płacił alimenty.</div><div class="MsoNormal">Decyzja moja jest produktem głębokiego namysłu, nie staraj się jej zmienić, bo zatrujesz życie sobie i mnie.</div><div class="MsoNormal">Rozstańmy się, jak para przyjaciół. Przeżyliśmy parę lat pięknych, niech pozostaną w miłym wspomnieniu. Rzeczy naszych nie ma, nie mamy więc z czym rozliczać się.</div><div class="MsoNormal">Przyślij mi moje dokumenty, najlepiej przez ambasadę polską w Londynie. Przepraszam Cię za niespodziankę. Jesteśmy ludźmi, których los rozdzielił na zawsze.</div><div class="MsoNormal">Żegnaj i ułóż sobie życie dobrze. Życzę Ci naprawdę wszystkiego dobrego.</div><div class="MsoNormal">Mietek” </div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">W głowie mojej zapanował chaos. Chwytam za pióro, by odpisać. Piszę: „Najdroższy Mietku...” Zmięłam arkusz listowy, zaczęłam pisać drugi, następnie trzeci i czwarty, ale z tego nic nie wyszło. W głowie ułożyłam tom listów, ale w końcu doszłam do przekonania, że właściwie nie mam mu nic do napisania.</div><div class="MsoNormal">Usiadłam do maszyny, przepisałam list Mietka i posłałam mamie, by wydała swój sąd. Któż może mnie lepiej zrozumieć w tej chwili, jak nie serce matki?</div><div class="MsoNormal">Ten szlachetny i dobry mąż dzisiaj zmarł. Tam, w kraju, żyje drugi Mietek- bezbożnik.</div><div class="MsoNormal">Ubolewam nad utratą męża i nad tym, co z niego zrobiła wojna.</div><div class="MsoNormal">Dziś wieczorem odmówiłam za Mietka „Wierzę w Boga”. </div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">11 kwietnia 1946. Zastanawiam się, czy to możliwe, aby on-esteta i polonista- napisał tak ordynarny list do niewiasty pochodzącej z dobrego domu?</div><div class="MsoNormal">Podejrzewam, że Mietka dręczy chorobliwa zazdrość, że podróżuję, zwiedzam kraje Orientu, poznaję ludzi, obce kultury, a to wszystko jest dla niego niedostępne. Los wytrącił mu możliwość wzbogacenia swej wiedzy. Do swej chorobliwej zazdrości przyznał się w czasie naszej znajomości, kiedy spędzałam wakacje w Krynicy, a on pilnował willi swego ojczyma.</div><div class="MsoNormal">Napisałam list do państwa Kamińskich, do Rabki prosząc, by mi donieśli, czy Mietek nie uległ<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>roztrojowi nerwowemu na skutek tak długotrwałego siedzenia w niemieckim obozie jenieckim.</div><div class="MsoNormal">Mama odwrotnie odpisała. List był troskliwy i obszerny, tchnie matczynym sercem. Nigdy mnie nic tak nie zbliżyło do mamy, jak jej serdeczny, troskliwy, pełen opieki list. List Mietka określiła mama, jako brutalny.</div><div class="MsoNormal">Doszłam do wniosku, że Mietkowi zawsze brakowało „kinderstube”, więc potrafi walczyć tylko brutalnie. Ja taką bronią walczyć nie będę.</div><div class="MsoNormal">Pod zachód słońca usiadłam nad falochronem i obserwowałam przypływ morza. Ruchoma masa wód, jak w piecu hutniczym, z impetem uderza o kamienny wał ochronny. </div><div class="MsoNormal">„Jakim próchnem jest człowiek w stosunku do tej lawiny morskiej”- pomyślałam. </div><div class="MsoNormal"><br />
</div>Riannon z Dworu Feillówhttp://www.blogger.com/profile/07370173500863196224noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-3860468698187838091.post-43732159508883164332011-05-29T18:51:00.000+02:002011-05-29T18:51:21.945+02:00Zdradzili nas.<div class="MsoNormal">Sytuacja polityczna niewyraźna. Dopóki nie nastąpi oficjalne cofnięcie uznania naszego rządu w Londynie, tak długo będziemy istnieć. Żyjemy nerwami. Wielu poczyniło zabiegi o wizy wyjazdowe do krajów wolnych.</div><div class="MsoNormal">Niemcy skapitulowali bezwarunkowo. Polska pod okupacją sowiecką. Sprawa Jałty ucichła. Może nastąpi rewizja postanowień i sprawa nasza zostanie uregulowaną na płaszczyźnie godnej Narodu Polskiego?</div><div class="MsoNormal">Hindusi objawiają zdenerwowanie, że nadchodzi koniec wojny w Europie. Upadną lukratywne dostawy i niewspółmierne zyski, ale wojna z Japonią jeszcze potrwa, wskazują na to pospiesznie wznoszone baraki dla wojska.</div><div class="MsoNormal">6 lipca doszła nas wiadomość, że Brytania i Ameryka, po wejściu do komitetu lubelskiego Mikołajczyka, Stańczyka, Popiela i Kiernika, uznały tymczasowy rząd Państwa Polskiego.</div><div class="MsoNormal">Zdradzili nas.</div><div class="MsoNormal">Otrzymałam drugi list od Mietka, pisany 6 maja 1944, nosi pieczątkę cenzury wojskowej w Bombayu z dnia 19 grudnia 1944. List spokojny, pogodny, opisuje dzieje mej walizki, którą zabrał ze sobą na wojnę.</div><div class="MsoNormal">7 lipca po południu wypłacili nam trzymiesięczną odprawę. Krążą wieści, że we Francji zamknięto placówki polskie, a konta bankowe skonfiskowano. Cóż właściwie będzie z nami?</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Tegoroczny monsun jest gwałtowny, na ulicach stoi woda po pas. Komunikacja często przerwana na kilka godzin. Jeszcze pracuję, czekamy na zamknięcie biur.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgDW9iFiieD3p-ew9hy2u0UXH6bSI1xPBeWU14swjcDjoe3qVKXJh0rAo8ful_oDOPtqSS5Rp_LszU2lYnytN57XGZCTdHmt2LsSKoQ6B0PXvushH0-p1pvfJt4nZz6FxvNuFBk9cOYuxkP/s1600/bomba0.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgDW9iFiieD3p-ew9hy2u0UXH6bSI1xPBeWU14swjcDjoe3qVKXJh0rAo8ful_oDOPtqSS5Rp_LszU2lYnytN57XGZCTdHmt2LsSKoQ6B0PXvushH0-p1pvfJt4nZz6FxvNuFBk9cOYuxkP/s400/bomba0.jpg" width="282" /></a></div><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj9mCJFtomHUU0pPsMTl2ktAkB213K81TkRiduP4bKorlmgCHoiw47x9StDPExRZYuNZ7RLdO7NqNYy7TUVwQ-jalmeKkuh1r-rAwS1-h-PoHkxV1m-Yk47cIJySFSQGKnJ4nNksbVTem-M/s1600/bomba1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="262" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj9mCJFtomHUU0pPsMTl2ktAkB213K81TkRiduP4bKorlmgCHoiw47x9StDPExRZYuNZ7RLdO7NqNYy7TUVwQ-jalmeKkuh1r-rAwS1-h-PoHkxV1m-Yk47cIJySFSQGKnJ4nNksbVTem-M/s400/bomba1.jpg" width="400" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">6 sierpnia świat został wstrząśnięty wieścią, że lotnictwo amerykańskie zrzuciło na miasto japońskie Hirochimę bombę atomową, która zmiotła z powierzchni nieomal całe miasto.</div><div class="MsoNormal">Okropna to broń, ale zarazem stanowi doniosłe odkrycie. Zapoczątkuje nową erę. Wbrew groźbie, może przynieść ludzkości szczęście i wyeliminuje bratobójcze wojny.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Sierpień 1945. Gospodarz mój, Żyd rosyjski Rubinoff, podczas rewolucji uszedł z Rosji. Dzisiaj, pod wpływem zwycięstw sowieckich, wywiesił na ścianie karykaturę ucztującej wielkiej trójki. Sympatia jego do Rosji Sowieckiej rośnie, objawia ją podczas każdej rozmowy.</div><div class="MsoNormal">Ktoś z sublokatorów powiedział Rubinoffowi, że Chiny, których jest obywatelem, zawarły z Rosją układ, mocą którego zobowiązały się wydać wszystkich obywateli rosyjskich, obojętnie, gdzie w tej chwili przebywają, a Brytania układ ten uznała.</div><div class="MsoNormal">Winszujemy Rubinoffowi szczęśliwego powrotu do Rosji.</div><div class="MsoNormal">Rubinoff wyraził oburzenie, zdenerwowanym głosem powiedział:</div><div class="MsoNormal">-Nie po to uciekłem z Rosji komunistycznej, aby tam wracać. Co wy myślicie, że ja nie znam życia w Rosji komunistycznej, gdzie ludzie są niewolnikami? Ja sympatyzuję z narodem rosyjskim, a nie z ustrojem.</div><div class="MsoNormal">Rubinoff całą noc nie spał, budził sublokatorów po nocy i zasięgał rady, w jaki sposób pozbyć się uciążliwego obywatelstwa chińskiego.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Spotka mnie nieszczęście. Dzisiaj- 3 września 1945-tego, po raz pierwszy od zawarcia małżeństwa z Mietkiem, bezwiednie zdjęłam obrączkę ślubną. Albo Mietka spotka coś złego, lub nastąpi coś, co zniweczy mój związek małżeński.</div><div class="MsoNormal">Boże, żeby Mietek nie wpadł w ręce Rosjan, bo gdy dowiedzą się o jego przeszłości społeczno-politycznej, to ześlą go do łagieru.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">W Indiach wzrosła aktywność polityczna. Namiętną akcję przejawia Kongres i Pakistan, a prócz tego dają znać o sobie komuniści.</div><div class="MsoNormal">Komuniści uruchomili w centrum miasta kawiarenkę, a po płotach i domach widzimy nakreślone kredą „młoty i sierpy”.</div><div class="MsoNormal">Ze zniesieniem stanu wojennego wystąpiły strajki. Strajkujący wywieszają czerwone sztandary z sowieckimi emblematami państwowymi, a władze są obojętne na tego rodzaju wybryki. W Hindostanie czerwone flagi wiszą tak długo, dopóki nie zniszczy ich słońce, wiatr, czy monsun. Tolerancja ta wywiera skuteczniejszy wpływ, aniżeli reakcja, bo zakaz zdradza opór, a opór potęguje siłę.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEioqG2w2a5u8045PnDMlXEMdy6ipm_9Nm_705ipofC-Z3KugRKefvupS002PUGeSplcn9cP0pLTjOSEL_TLIrRjZ4d1XBiG-tddPdycqY4YSzd9n_VES4KXlCqki93qDU4cP9BQAXITKPle/s1600/sierp.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEioqG2w2a5u8045PnDMlXEMdy6ipm_9Nm_705ipofC-Z3KugRKefvupS002PUGeSplcn9cP0pLTjOSEL_TLIrRjZ4d1XBiG-tddPdycqY4YSzd9n_VES4KXlCqki93qDU4cP9BQAXITKPle/s400/sierp.jpg" width="400" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Na skraju ulicy Pedder Road stoi kulis, trzyma czerwoną chorągiewkę z młotem i sierpem i rozdaje ulotki. Podeszłam i zapytałam, co chorągiewka ta znaczy.</div><div class="MsoNormal">-To znak naszej partii- powiedział.</div><div class="MsoNormal">-Czego chce wasza partia w Indiach?- zapytałam.</div><div class="MsoNormal">-Chcemy, aby wszystkie pałace i wille należały do nas, kulisów.</div><div class="MsoNormal">-Kulisów za dużo, nie pomieszczą się w tych pałacach i willach- zagadnęłam.</div><div class="MsoNormal">-To racja, ale raz w roku będę spać w pałacu, a nie całe życie na ulicy- powiedział kulis.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Wszczęłam poszukiwania za Mietkiem. Napisałam list do ppor. Maniewskiego, jednego z ocalałych z obozu II C oraz do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w Genewie.</div><div class="MsoNormal">Oficerowie z obozu jenieckiego II C w Niemczech przepadli. Nikt o nich nie pisze.</div><div class="MsoNormal">Pod koniec listopada otrzymałam list od ppor.mgr Maniewskiego, pisze:</div><div class="MsoNormal">„Otrzymałem dwa listy Pani z 18.X.1945 i 22.X.1945 w sprawie męża Pani ppor. Piątkowskiego Mieczysława, który przebywał do dnia 25 stycznia 1945 w Oflagu II C Woldenberg.</div><div class="MsoNormal">Wymieniam datę 25 stycznia 45, gdyż w tym dniu wszyscy oficerowie zostali ewakuowani w kierunku na zachód. Już 5-tego, wzgl.6-tego dnia naszego marszu na zachód, bataliony 1,2,3,6 zostały otoczone przez posuwające się oddziały czołowe sowieckie i zmuszone do marszu na wschód. O ile mąż Pani mieszkał w baraku XVI A, to znaczy mieszkał razem z 3-cim batalionem, jeśli, co jest możliwe, miał kolegę lub przyjaciela serdecznego w innym batalionie, wtedy mógł znaleźć się, podobnie, jak ja, na Zachodzie, razem z batalionem 4-tym i 5-tym, gdyż, jak już pisałem, 1,2,3,6 batalion, zostały na pewno pod okupacją sowiecką”.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Nie mam złudzeń, że Mietek wpadł w ręce Sowietów.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Polski Komitet Opieki nad Uchodźcami zwolnił mamę, jako zarządzającą willami Sithabay, bo była za dobrą dla dzieci, a za ostrą dla personelu.</div><div class="MsoNormal">Mama ma ukończone dwa wydziały, zna tuzin obcych języków, więc z miejsca zaangażowano ją jako nauczycielkę muzyki do angielskiej szkoły średniej Kimmens. Mama czuje się w tej szkole dobrze, nikt nikogo nie obmawia, plotek nie zbierają przełożeni, również nie jest za starą na to stanowisko, bo w szkole angielskiej rolę odgrywa wykształcenie i solidna praca pedagogiczna, a nie wiek.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Szóste święta Bożego Narodzenia spędzam poza krajem. Tam w ojczyźnie mróz, pada śnieg, a tu otaczają mnie palmy i spiekota słoneczna.</div><div class="MsoNormal">W pierwszych dniach lutego otrzymałam kartkę z Comite International de la Croix-Rouge z Geneve. Zawiadamiają mnie, że o Mietku nic nie wiedzą.</div><div class="MsoNormal">Dzięki uprzejmości dr Tomanka odbywam w angielskim Malayan Transit Camp teoretyczny i praktyczny kurs analityczno-laboratoryjny. Praca interesująca, z kursu wiele korzystam. Pacjentami są: Angilcy, Malajowie, Burmańczycy, Chińczycy i różni mieszańcy.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Marzec 1946. Żydzi polscy masowo wyjeżdżają do Ameryki Północnej, ręczą za nich krewni i żydowskie organizacje dobroczynne.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhNXIJ4WA2u8IdHtqt12cltVdst78B3UhjTDaoJGEhrV-12KwcJqxLNepIPiFGwiQU4ZveXyd4mfqiaQbjohqZkxK11a4sN0cJ8hLteIhLUAGwiVIt6arLYNWPmrgSGQ0JRMvmDmLQkiKIb/s1600/mumbai1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="251" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhNXIJ4WA2u8IdHtqt12cltVdst78B3UhjTDaoJGEhrV-12KwcJqxLNepIPiFGwiQU4ZveXyd4mfqiaQbjohqZkxK11a4sN0cJ8hLteIhLUAGwiVIt6arLYNWPmrgSGQ0JRMvmDmLQkiKIb/s400/mumbai1.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Victoria Gardens w Bombayu</td></tr>
</tbody></table><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">W chwilach wolnych od kursów zwiedzam Bombay. Zachodzę do ogrodów wiszących, pełnych wonnych kwiatów, czarujących orgią barw. Żywopłoty, przystrzyżone we wzory, tryskają świeżością, bo człowiek nie skąpi im wody. Roślinność dzika usycha z pragnienia, czeka na monsun.</div><div class="MsoNormal">Niedaleko ogrodów wiszących, również na wzgórzu, istnieje dakhme, wieża milczenia, obsiadła przez chmary sępów z obnażonymi szyjami. Wyczekują zachodu słońca, kiedy to Parsowie składają w dakhme ciała swych zmarłych.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Bieżący miesiąc nie przyniesie mi pomyślności, bowiem ujrzałam pierwszą kwadrę wschodzącego księżyca z lewej strony. Żyjąc na stepie kizgiskim w Kazachstanie uległam przesądowi Kazachów, którzy otaczają księżyc szczególnym kultem. Dawniej, za Rosji carskiej, Kazachowie urządzali pod gołym niebem tajemne ceremonie podczas ojdan, nocy księżycowych. Ujrzenie kwadry księżyca z prawej strony przynosi pomyslność, zaś z lewej niepowodznie, zmartwienia i przykrości.</div><div class="MsoNormal">Poczyniłam starania o wizy, a w międzyczasie zwiedzam świątynie hinduskie, stare dzielnice miasta i opłaciłam zbiorową wycieczkę na słynną wyspę Elephanta, czyli Gharapuri.</div><div class="MsoNormal">Dotąd zwiedziłam dwa muzea zoologiczne, świątynie różnych wyznań, cmentarze, krematorium Hindusów i wspaniały klasztor buddyjski w Kanheri, koło Borivli. </div><div class="MsoNormal">Wihara buddyjska pochodzi z IX wieku p.C. n., została wykuta w skałach gór na wysokości około 500 metrów. Składa się ze 109 grot i świątyń. Z upadkiem buddyzmu w Indiach zmieniono klasztor na świątynię hinduską ku czci boga zniszczenia-Sziwy, którego czczą Hindusi pod postacią lingam, phallusa.</div><div class="MsoNormal">Ten potężny kamienny lingam, te niebosiężne posągi Buddy, te wspaniałe posągi doryckie, na zawsze pozostaną w mej pamięci. Dzieła te przetrwały wieki, ileż w Indiach zaszło zman, a posągi te dalej istnieją. Są zimne, nieczułe, choć nadkruszone przez ząb czasu.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div>Riannon z Dworu Feillówhttp://www.blogger.com/profile/07370173500863196224noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-3860468698187838091.post-6897701515532986862011-05-26T18:28:00.000+02:002011-05-26T18:28:11.555+02:00Niewola uderzyła mu na mózg.<div class="MsoNormal">Z początkiem maja mama została zarządzającą trzech willi Sitabay w Panchgani, miejscowości klimatycznej, położonej wysoko w górach Bhor Ghat.</div><div class="MsoNormal">Delegaturę przeniesiono na Pedder Road no.7, do budynku starego, czekającego na rozbiórkę.</div><div class="MsoNormal">Wojna dobiega końca. Butny naród niemiecki po raz drugi dozna porażki. My, Polacy, wyrażamy obawę, by Sowieci nie weszli za daleko w Europę.</div><div class="MsoNormal">Monsun szaleje, potoki wód płyną na szerokość ulic, a chwilami świeci słońce. Na Morzu Arabskim rozhukane fale z impetem uderzają o kamienne falochrony. Budynki nasiąkły wilgocią, roślinność łapczywie spija wodę. Z miasta spływają bakterie, ożyją pola i będzie ryżu w bród.</div><div class="MsoNormal">Do Indii przybył szef wydziału służby zdrowia, dr Alfred Tomanek. Będzie można uniknąć wielu chorób przez zastosowanie profilaktyki.</div><div class="MsoNormal">Od Mietka dalej nie mam wiadomości. Trapi mnie przeczucie, że uległ nieszczęściu. Mietkowi wysłałam drugą paczkę z Indii.</div><div class="MsoNormal">Mama przebywa w cudownym klimacie w Panchgani, a tu, w Bombayu, słońce praży, upały nękają dzień i noc, a powietrze przesycone wilgocią. Wilgoć tak wielka, że nie przepuszcza promieni pozafiołkowych, więc mimo gorąca i słońca, nie opalam się.</div><div class="MsoNormal">Woda w kranach wodociągowych gorąca, a w morzu można zażywać kąpieli przez cały rok. Produkty zywnościowe, nawet suchary, są przechowywane w opakowaniu nasyconym parafiną, albo w puszkach blaszanaych.</div><div class="MsoNormal">Owocami powszechnymi są: banany i orzechy kokosowe, owocujące przez cały rok. Również jest w bród ananasów, mandarynek i słodkich cytryn.</div><div class="MsoNormal">Mimo wojny, wszystko tutaj jest dostępne, sklepy pełne towarów i artykułów spożywczych.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">W Indiach, wśród warstw niższych, istnieje kult dla białego człowieka. Anglicy, stanowiący administrację tegoż kraju, są otoczeni kolorową służbą, opływają w wygodach, posiadają samochody, bywają w klubach dostępnych jedynie dla ludzi białych, gdzie służbę stanowią Hindusi. Anglicy nie korzystają z tramwaju, ani z autobusu, posiadają również oddzielne kąpieliska. Biali sahibowie-Anglicy, są w poważaniu, bo są słowni i Anglia słynie z jakości i solidności swych wyrobów. </div><div class="MsoNormal">Pionierami rozwoju życia gospodarczego w Indiach są Parsowie- Irańczycy. Założyli banki, uruchomili przemysł i rozwinęli handel z Europą i dalekim Wschodem.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiOdM4H6F_ZTQIhREvJrPl8z7q0ffvdWKm1d67dPqZQGcYd6u1tD1_JNpX9sOZHaTcDc5gnIohPy6i6BqAWU0hQbXi3ROLjNHhT3WBA2mQuBFCWjwJWiV1oO-jQ8du8CBTvz6UT0wpRGGtI/s1600/powstanie.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="361" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiOdM4H6F_ZTQIhREvJrPl8z7q0ffvdWKm1d67dPqZQGcYd6u1tD1_JNpX9sOZHaTcDc5gnIohPy6i6BqAWU0hQbXi3ROLjNHhT3WBA2mQuBFCWjwJWiV1oO-jQ8du8CBTvz6UT0wpRGGtI/s400/powstanie.jpg" width="400" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">2 sierpnia doszła nas wiadomość, że w Warszawie wybuchło powstanie. Starsi koledzy są zdania, że powstanie zostanie stłumione biernością Sowietów, bo nie chcą, aby w Warszawie powstał Rząd Polski Podziemnej, stanowiący część składową Rządu Polskiego przebywającego w Londynie, z którym Rosja Sowiecka zerwała stosunki dyplomatyczne. Komunikaty mówią o sukcesach Armii Krajowej, że w Warszawie działa Poczta Polska, a stolica tonie w flagach biało-czerwonych.</div><div class="MsoNormal">Kilka dni później doszła nas wiadomość, że Sowieci odstąpili od Warszawy i pozostawili powstańców na łaskę Niemców, choć przedtem wciąż wzywali Warszawę do zrywu zbrojnego. Warszawa apeluje do Aliantów o pomoc.</div><div class="MsoNormal">Samoloty polskie i brytyjskie zrzucają Warszawie pomoc, również samoloty amerykańskie pomagają Warszawie.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivvDlqDO1XPsM_7P2nYFm9dFLRqt_elaPagyjv9MVvCyUQxqr-L08DJ347mE2XIEjaj3fXcBeBjHJlc24OmCZ7-BFe1et0uV6UWuwL4ZBLXWTdNnEUMfH6Xm0pwdaJuiGo1oEDFzmr3drA/s1600/powstanie1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="288" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivvDlqDO1XPsM_7P2nYFm9dFLRqt_elaPagyjv9MVvCyUQxqr-L08DJ347mE2XIEjaj3fXcBeBjHJlc24OmCZ7-BFe1et0uV6UWuwL4ZBLXWTdNnEUMfH6Xm0pwdaJuiGo1oEDFzmr3drA/s400/powstanie1.jpg" width="400" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Stara Warszawa, te piękne budowle zabytkowe, legła w gruzach. Niemcy palą i burzą stolicę Polski, aby wykreślić nas z mapy świata i z całą zaciekłością niszczą nas, jako Naród.</div><div class="MsoNormal">Myśl o Warszawie odbiera mi sen, przeżywam grozę sytuacji. Położenie Warszawy musi być groźne, jak kobiety polskie apelują do Papieża o ochronę kobiet i dzieci.</div><div class="MsoNormal">Brytania i Stany Zjednoczone Ameryki uznały Armię Krajową, jako część składową Polskich Sił Zbrojnych. Warszawa dalej walczy. Niemcy bezlitośnie tępią polski opór i do tej haniebnej roboty uzywają Ukraińców i Własowców.</div><div class="MsoNormal">3 października doszła nas smutna wiadomość, że powstanie warszawskie upadło. Ocalałe resztki, z generałem Bór Komorowskim, poddały się Niemcom, a ludność cywilną wypędzili Niemcy do Pruszkowa, by do reszty zburzyć Warszawę. Na apel przeprowadziliśmy zbiórkę pieniężną na Pruszków, by przyjść z pomocą bezdomnym Rodakom.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEish_PsoK57e8Jaufen54SiHFnTWDWOI2mjdpyOn_vF_7ifzgVxyqEI022P72OwBW8acHixk9ox5UQsmwH-zILx4z99qoz8-MfsTcJe4rISj8_GXdIMlUhUOEmURvFuNwsDtxPps6YowozZ/s1600/bor2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEish_PsoK57e8Jaufen54SiHFnTWDWOI2mjdpyOn_vF_7ifzgVxyqEI022P72OwBW8acHixk9ox5UQsmwH-zILx4z99qoz8-MfsTcJe4rISj8_GXdIMlUhUOEmURvFuNwsDtxPps6YowozZ/s400/bor2.jpg" width="285" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Pod koniec monsunu Indie przeżywają ganpati, uroczystości ku czci boga Ganesza, syna Sziwy i bogini Parwati. Ganesz jest opiekunem dziewic i domów.</div><div class="MsoNormal">Ulicami miasta przeciągają procesje z posążkami boga Ganesza, wyobrażanego z łbem słonia. Procesjom towarzyszą tancerze i muzykanci z bębnami i dzwoneczkami. Tysiące procesji podąża ku wybrzeżom morza, gdzie wśród ceremonii, topią posążki Ganesza, by więcej nie zsyłał na ludzi monsunu.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5YT9yRdzW8so2b4LLvHMtVtYjvW4d0aAswe_yR7og6JHitwuiNVCXHEGUEjTdVNukKsOmoPR3vO9bmsgIgdvzy6W_GpsT-ry5IpW0yiX4grs4pztOlu_tvcYRlg1DruFlf4KCNN-HIdKz/s1600/ganesha1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5YT9yRdzW8so2b4LLvHMtVtYjvW4d0aAswe_yR7og6JHitwuiNVCXHEGUEjTdVNukKsOmoPR3vO9bmsgIgdvzy6W_GpsT-ry5IpW0yiX4grs4pztOlu_tvcYRlg1DruFlf4KCNN-HIdKz/s400/ganesha1.jpg" width="370" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Na peryferiach Bombayu żyją Pariasi-Maharowie, tak zwani „nietykalni”. Mieszkają pod szałasami skleconymi ze starych blach, worków i skrzyń. Szałasy niskie, półziemianki. Wokół szałasów biegają dzieci, są nagie, opasane w biodrach sznurkami. Posłania Maharów stanowią stare kołdry lub worki. Niewiasty siedzą w kucki i przebierają ryż, stanowi ich główne pożywienie. Maharowie żyja w poligamii, ale są wypadki, że niewiasta ma kilku mężów. Do szkół nie chodzą, są analfabetami.</div><div class="MsoNormal">Hindusi zmarłych nie grzebią, tylko spalają na stosie. Parsowie zaś składają ciała zmarłych w wieżach milczenia na pożarcie sępom. Jedynie wyznawcy Islamu i chrześcijanie grzebią zmarłych. Zwyczajem wschodnim, udział w pogrzebie biorą jedynie mężczyźni, zwyczaj ten przestrzegają również i inne wyznania.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Październik 1944. Otrzymałam z powrotem listy wysłane do Mietka, z pismem od angielskiej cenzury wojskowej, podpisane przez generała. Zagroził sankcjami i poucza, że nie wolno wysyłać listów za pośrednictwem osób trzecich, w tym wypadku za pośrednictwem Jana Szeligowskiego w Ankarze.</div><div class="MsoNormal">Z miejsca wysłałam do Mietka list za pośrednictwem Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w Genewie oraz paczkę odzieżową.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Minęły szóste święta Bożego Narodzenia, nie przyniosły ludzkości upragnionego pokoju.</div><div class="MsoNormal">Niemcy skracają front- tak brzmią ich komunikaty. Dochodzimy do kresu naszej tułaczki, za rok odetchniemy Polską, naszymi lasami i łąkami. Dość mamy egzotyki, słońca i upałów.</div><div class="MsoNormal">Rok 1945 powitaliśmy jako rok wolności, rok powrotu do Ojczyzny.</div><div class="MsoNormal">30 stycznia, za pośrednictwem gazet angielskich, doszła nas wiadomość, że obóz jeńców wojennych II C. Woldenberg, wpadł w ręce Sowietów.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Środa, 12 lutego 1945. Na frontach rozgrywają się ostatnie akty drugiej wojny światowej. Idę do biura, jak każdego innego dnia. Niosę kartoteki tych chorych, których wczoraj odwiedziłam w szpitalach. Spieszno mi, bo dochodzi godzina rozpoczęcia pracy.</div><div class="MsoNormal">Przechodząc przez biura, zastałam koleżanki i kolegów siedzących przy biurkach, a ich twarze są smutne, nawet nie odpowiedzieli na pozdrowienie.</div><div class="MsoNormal">Usiadłam za biurkiem, przygotowywałam kartoteki, aby zdać sprawozdanie doktorowi z wczorajszego obchodu chorych. Po chwili wszedł dr Tomanek, był dziwnie poirytowany, rzucił teczkę na biurko, spojrzał na mnie, że ze spokojem załatwiam sprawy, po czym zasapanym głosem powiedział:</div><div class="MsoNormal">-Zdradzili nas. Wydali katolicką Polskę w szpony Rosji Sowieckiej.</div><div class="MsoNormal">Wypadło mi z rąk pióro, zapytałam:</div><div class="MsoNormal">-Panie doktorze, cóż się stało?</div><div class="MsoNormal">-W Jałcie, na Krymie, prezydent Roosevelt i premier Churchill ulegli Stalinowi, uznali komitet lubelski za rząd polski z tym, że zostanie dokooptowanych kilku członków Rządu Londyńskiego i kto wie, co zrobią z nami?- powiedział dr Tomanek.</div><div class="MsoNormal">-To hańba w historii świata, kosztem Polski chcą wygrać wojnę z Japonią- powiedziałam.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Pod koniec lutego gazety doniosły, że polscy jeńcy wojenni z obozu II C w części wpadli w ręce Amerykanów, ale większość zagrabili Sowieci i że wywieziono ich do Polski i są trzymani w obozach pod Łodzią i Krakowem.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">8 marca 1945. Po rocznej przerwie otrzymałam od Mietka list datowany 12 kwietnia 1944. List ten wstrząsnął do głębi moją duszą. Czytam ten okrutny list, targający uczuciami duszy. Mąż mój zszedł z drogi prawdy, kroczy nad przepaścią, stał się ateistą.</div><div class="MsoNormal">Noc w Bombayu upalna, jak każda inna noc. Słowa listu wirują mi po głowie. Jego logika jest sprzeczna. Raz widzi szatańskie moce roznoszące jego szczęście, to znowu zaprzecza istnieniu Boga i widzi siebie, jako kowala własnego losu.</div><div class="MsoNormal">Widocznie na wyobraźnię jego wpłynął Friedrich Nietzche. Nietzche z jednej strony ulegał wływom mazdajanizmu: dobru-złu, światłu-ciemnością, z drugiej strony wyłonił nadczłowieka, władczego człowieka, gardzącego słabością, a wyznającego siłę mocy. W konsekwencji zaś odrzucił Nietzche wszelką pomoc i pociechę religijną, rezygnując ze szczęścia w innym świecie. Nadczłowiek Nietzchego jednoczy w sobie wszystkie cnoty męskie, które czynią życie ziemskie rzekomo pełniejsze.</div><div class="MsoNormal">Mąż mój uznaje siłę mocy szatańskich, widzi w nich czynnik niszczycielski, ale odrzucił siłę dobra, gdyż duch jego utracił moc nad ciałem. Siła dobra jest prostą w założeniu, silna w postawie i nie szuka zwolenników. Siłę dobra trzeba pojąć. Nie zawsze ludzka wielkość jest wielkością duchową. I ten Hindus, który w kamieniu widzi swego Boga, nie odbija od prawdy.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Wyszłam na balkon, niebo było pokryte gwiazdami, bez cienia chmurki, a strzelistą palmę kokosową skąpał blask księżyca. Panuje cisza, noc bezwietrzna. Na Pedder Road jarzą się latarnie gazowe, ulica pusta, nie widać żywej duszy, jedynie gdzieniegdzie migocą w oknach domów blade światełka, a naprzeciwko, pod garażami i na środku chodnika, śpią snem twardym bezdomni Hindusi.</div><div class="MsoNormal">Noc parna i duszna, godziny wloką się leniwie. Zegar na portalu bramy, wiodącej do świątyni Maha Laxmi z uporem wydzwania godziny. Słyszę gongi. To patani obwieszczają swą służbę stróżów.</div><div class="MsoNormal">Łóżko twarde, z drzewa tikowego, a materac z bawełny ugniata.</div><div class="MsoNormal">Uklękłam na gołej posadzce, ułożonej ze zdobionych płytek i zaniosłam w imieniu niewierzącego Mietka, modły do Stwórcy i Pana. Szepcę słowa modlitwy:</div><div class="MsoNormal">„Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego, Stworzyciela Nieba i Ziemi”</div><div class="MsoNormal">Przyjm Panie modlitwę od niego, oświeć go i przebacz mu bluźniercze słowa listu.</div><div class="MsoNormal">Na zegarze hinduskiej świątyni Maha Laxmi wybiła godzina pierwsza. Musnął chłodny wiaterek, a szafa tikowa poczęła żałośnie i przeraźliwie jęczeć. Usiadłam na łóżku, przetarłam oczy wsłuchana w jęki szafy. To nie ułuda, to nie imaginacja, szafa rzeczywiście jęczy. Jęki ani na chwilę nie ustają.</div><div class="MsoNormal">Wstałam, otworzyłam drzwi szafy, a szafa dalej jęczy. Jęki wydobywają się z każdej cząstki szafy. Są żałosne. Doszłam do przekoniania, że mieszkam w Indiach, kraju tajemnej yogi, gdzie Hindusi wierzą w reinkarnację duszy.</div><div class="MsoNormal">Odmawiam modlitwę za dusze zmarłych. Ledwo ukończyłam modlitwę, przez drzwi balkonu wtoczył się blask księżyca, a z narożnika pokoju usłyszałam szyderczy chichot.</div><div class="MsoNormal">-Nie kuś mnie, odejdź, nie mieszaj mi słów modlitwy zanoszonej przed tron Pana naszego.</div><div class="MsoNormal">Szafa przestała jęczeć, ustał chichot, gwiazdy na niebie przyblakły.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Mama listu Mietka pojąć nie może. Orzekła, że ta długotrwała niewola uderzyła mu na mózg.</div>Riannon z Dworu Feillówhttp://www.blogger.com/profile/07370173500863196224noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3860468698187838091.post-31946179424318072292011-05-24T10:03:00.000+02:002011-05-24T10:03:30.726+02:00Obraz Indii.<div class="MsoNormal">Kalendarz gregoriański wykazuje 9 grudnia 1943. Nad statkiem kołują chmury jastrzębi-myszołowców. Panuje spiekota. W porcie pracują kulisi, są boso, w krótkich spodenkach, bez koszul, a głowy omotane czerwonymi zwojami.</div><div class="MsoNormal">W porcie oczekują nas wozy sanitarne. Przerzucono pomost i kabinami poczęliśmy opuszczać statek.</div><div class="MsoNormal">Zstąpiwszy na ziemię Hindustanu, doznałam dziwnego uczucia, przecież ziemia ta owiana jest czarem fantastycznych legend, najpierworodniejszych form kultury, wierzeń i niezgłębionej filozofii.</div><div class="MsoNormal">Indie zawsze były moim marzeniem, dzisiaj są rzeczywistością. Odczuwam, że otacza mnie tajemnicza siła, doznaję głębokiej przemiany duchowej.</div><div class="MsoNormal">-Zajmować miejsca w samochodach- padł rozkaz.</div><div class="MsoNormal">Samochody santarne sznurem ciągną przez schludne ulice miasta portowego Karachi. Domy murowane, przez parkany i bramy zwisa czerwona lub niebieska lesbana, groszkownica.</div><div class="MsoNormal">Godzina 9-ta rano, miasto jeszcze pogrążone we śnie, ulice puste, tylko gdzieniegdzie widać człowieka.</div><div class="MsoNormal">Asfalt urwał się, wjechaliśmy na drogę pustynną. Mijamy osadę pariasów. Wśród tumanów gęstego, suchego kurzu, zdążamy ku obozowi, położonemu na rdzawym piachu pustyni, gdzie w kotlinach rosną krzewy zakurzonej euforbii.</div><div class="MsoNormal">Już z daleka widzimy obóz, las białych namiotów. Uniesiono szlaban i wjechaliśmy do obozu tranzytowego.</div><div class="MsoNormal">Obóz jest pod nadzorem angielskim. Na czele obozu stoi Anglik, major Allen- przyjaciel Polaków. Z obozu tego odchodzą transporty do Afryki, Meksyku i do osiedli rozmieszczonych na terenie Hindustanu.</div><div class="MsoNormal">Odkryłyśmy kawiarenkę obozową, gdzie za kilka annien nabyłyśmy tuzin bananów.</div><div class="MsoNormal">Po południu uskuteczniłyśmy zameldowanie, szczepienie i nazajutrz, o gdzonie 11-tej, znalazłyśmy się na „Batorym”, by dopłynąć do portu przeznaczenia- Bombay.</div><div class="MsoNormal">Powietrze na morzu arabskim duszne, gorące i wilgotne.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhRPKD8lgVrjRCxq_R5L44KX9dSLongoH4Mwah-sJKp6CB_sT61ovnn4L7cumbaK228aoOiC1yCr8Pf1vLs-glIJ2jqr-DYTDtnjas6chyphenhyphen9z9UOp4SE7y2JKKBRmJTc7FSU2fUh4ga7-ozp/s1600/bombaj1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="261" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhRPKD8lgVrjRCxq_R5L44KX9dSLongoH4Mwah-sJKp6CB_sT61ovnn4L7cumbaK228aoOiC1yCr8Pf1vLs-glIJ2jqr-DYTDtnjas6chyphenhyphen9z9UOp4SE7y2JKKBRmJTc7FSU2fUh4ga7-ozp/s400/bombaj1.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Bombay z epoki</td></tr>
</tbody></table><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">14 grudnia, po zachodzie słońca, wpłynęliśmy do portu Bombay, zwanego dawniej Bom-bachia, piękna zatoka.</div><div class="MsoNormal">Port zatłoczony statkami. Obserwujemy kontury miasta, widzimy bramę Indii „Gate of India”, strzeliste wieżyczki oraz budowle kopulaste. Przeważa gotyk i styl islamski, właściwie samnicki.</div><div class="MsoNormal">„Batory” wśród portowych labiryntów, wpłynął do doku. W porcie niebywały ruch. Statki pomalowane na kolor stalowy. Wre gorączkowa praca. Od tempa w porcie są uzależnione dostawy dla Armii Brytyjskiej.</div><div class="MsoNormal">15 grudnia wyładowano nas- pracowników Delegatury. Innych przeładowano do pociągu i odtransportowano do osiedla Valivade, położonego w księstwie Kolhapur.</div><div class="MsoNormal">Pozostałam w Bombayu, jako skierowana do pracy w wydziale sanitarnym Delegatury Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej.</div><div class="MsoNormal">Nadjechała półciężarówka i zabrała nas do polskiego schroniska przy Pedder Road. Mijamy długie, piękne ulice, wspaniałe wille i pałace położone w ogrodach, otoczone palmami i kwiatami. Panuje niesamowity upał, w mieszkaniach biegają feny, a mamy przecież grudzień- środek europejskiej zimy.</div><div class="MsoNormal">Umieszczono nas w schronisku. O mieszkanie w Bombayu trudno. </div><div class="MsoNormal">Biura Delegatury uplasowane są w dzielnicy willowej przy Neapen Sea Road. Rozpoczęłam szarą pracę biurową, z obowiązkiem odwiedzania chorych Polaków w szpitalach. Mama pojechała do osiedla z zamiarem podjęcia pracy nauczycielskiej. Wspomninała o łacinie i muzyce. </div><div class="MsoNormal">Za pośrednictwem Polskiego Czerwonego Krzyża w Bombayu wysłałam Mietkowi paczkę odzieżową. </div><div class="MsoNormal">W chwilach wolnych zwiedzam miasto, stare dzielnice, świątynie, cmentarze, muzea, biblioteki i ogród zoologiczno-botaniczny. </div><div class="MsoNormal">Ulice Bombayu zatłoczone są ludźmi różnych ras świata. Hindusi mają ciemny odcień skóry, ale stanowią rasę europejską. Około dwa tysiące lat przed Chrystusem, ludy słowiańskie, osiadłe u wybrzeży Bałtyku, pod wodzą urków arkońskich, przedsięwzięły trzy wyprawy do krainy, siedziby boga słońca, gdzie panuje wieczne lato. Trzecia wyprawa osiągnęła Hindostan, ziemię zamieszkaną przez ciemnoskórych Drawidian, których Aryjanie, najprzedniejsi, podbili i uczynili niewolnymi. Jeszcze dzisiaj wśród kasty Brahaminów, osiadłej u podnóża gór Himalaja, żyją potomkowie najeźdźców o jasnej skórze, jasnych włosach i niebieskich oczach.</div><div class="MsoNormal">Ważną rolę w życiu Hindostanu odgrywają religie, a tych jest wiele. Dominujące znaczenie ma hinduizm, skupiony w licznych sektach. Właściwie hinduizm nie jest religią skodyfikowaną, opartą na zasadach pisanych.</div><div class="MsoNormal">W Indiach ujrzał światło dzienne Sakya-Muni, Budda, ale jego religia w Indiach nie przyjęła się. Równolegle z buddyzmem powstał dżajnizm, a w ostatnich stuleciach guru Nanak stworzył sikkim, oparł go na islamie i hinduizmie. Poza tym przyniesiono do Indii islam i mazdajanizm. Tę ostatnią religię wyznają Parsowie, potomkowie Irańczyków. Oprócz tego istnieją religie chrześcijańskie.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Krainę Hindusów otaczają góry i morza. Charakter kraju pustynny, ziemia pokryta rdzawym piaskiem i dżunglami, porosłymi akacją, która przed monsunem kwitnie ognistym, czerwonym kwiatem, a tubylcy zwą kwiat akacji płomieniem dżungli. </div><div class="MsoNormal">Przez współczesny Bombay, gdzie na ulicach widzimy piętrowe autobusy, tramwaje, suną luksusowe samochody, a dzielnice łączą pociągi elektryczne, nierzadko przeciągają procesje religijne pątników odzianych, jak tysiące lat temu. Przed niesionymi posążkami bogów pląsają tancerze i widzimy pobożnych mężów, zupełnie nagich, jedynie woreczki ukrywają genitalia. Pobożni mężowie są posypani popiołem i mają skołtunione włosy. Majątek ich stanowi: gliniany garnuszek jałmużniczy i zwykły sękaty kij. Dzieci pariasów chodzą nago i nikt się temu nie dziwi.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Święta Bożego Narodzenia obchodziłam w gronie polskim, a Nowy Rok 1944-ty powitałam u wybrzeży Morza Arabskiego. Siedziałam na ławeczce przy bulwarze, wśród palm kokosowych i obserwowałam przypływ morza.</div><div class="MsoNormal">Mama, nie zadowolona z życia w osiedlu, pisze: „Nasze domki są z mat na podmurowaniu, a dachy pokryte dachówką. W osiedlu panuje życie małomiasteczkowe, polega na plotkowaniu i podsłuchiwaniu cudzych rozmów”.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Obłożnie chorzy Polacy leżą w szpitalach hinduskich. Lekarze Hindusi są Polakom życzliwi, wielu ukończyło Instytut Radowy Skłodowskiej Curie.</div><div class="MsoNormal">Listy od Mietka przestały przychodzić, napisałam do Szeligowskiego przez Ankarę i o wyjeździe powiadomiłam Polski Czerwony Krzyż w Teheranie.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Większość Hindusów stroni od strojów europejskich. Nosza białe dothi, okręcone wokół nóg, po wierzchu koszulę, a na głowie czapki lub zawoje. Po nakryciu głowy poznaje się, z której części Indii kto pochodzi. Zwolennicy kongresu- ruchu dążącego do zupełnej niepodległości Indii- noszą białe, płócienne furażerki. </div><div class="MsoNormal">Hindus sam stwarza sobie system wierzenia. W zależności rozwoju umysłowego, spełnia takie, czy inne praktyki religijne. W Indiach widzimy wysokiej klasy myślicieli i takich, którzy zanoszą modły do drzewa, kamienia, gołębia, czy też krowy. W całych Indiach szczególnej czci doznaje krowa. W niektórych częściach Indii czczą węże, bawoły, małpy, słonie i inne do tego celu wybrane zwierzęta, czy też rośliny. Upatrzonym zwierzętom oddają cześć boską. </div><div class="MsoNormal"><br />
</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgEKnvpXi3mg3s5xBL1MMursSMUNzWdiI4S9DeRsk2JAk40pjaK_BOCM7gW_sPXx2_nZWqnVJh6nt6vjF8TB60BwRQt6ezFTS6GR1Xqam2EACSCQF-LkgAyora6Bo1sQJBHZlDUeJkqbE2A/s1600/krowa.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="292" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgEKnvpXi3mg3s5xBL1MMursSMUNzWdiI4S9DeRsk2JAk40pjaK_BOCM7gW_sPXx2_nZWqnVJh6nt6vjF8TB60BwRQt6ezFTS6GR1Xqam2EACSCQF-LkgAyora6Bo1sQJBHZlDUeJkqbE2A/s400/krowa.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">święta krowa</td></tr>
</tbody></table><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Niewiasty: Hinduski i Parsjanki, owijają całą postać prześliczną tkaniną lub brokatem, długości od 5-ciu do 9-ciu jardów. Mahometanki noszą długie stroje, coś w rodzaju płaszczy i zasłaniają twarze tszadorami, a młode noszą szarawary i zdobne, długie kaftany, rozcięte po bokach, aż do kolan. Strój ubogich Hindusów składa się z kawałka płótna lub po prostu sznurka.</div><div class="MsoNormal">W Indiach istnieją szalone kontrasty. Widzimy Hindusów starannie wykształconych, władających językami europejskimi, ale większość to analfabeci. Warstwy zamożne mieszkają w luksusowych willach.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">W samym Bombayu istnieje ponad 200 tysięcy bezdomnych, sypiają na ulicach, przyszli na świat na ulicy i umrą na ulicy.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6HJ_E65o4SGK_GNXS_kQCTRBXOPmztMBTHvy9IiwtKkOInk02y5psEGww1vgsipf6Y4OcuqiipsOFMy02bJIoTWPLFVxqsj45xkaNDs8wMw2ybf7PSZ4PfhUfqzGBOgFPgpwR6KAsGkYl/s1600/bombajslums.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6HJ_E65o4SGK_GNXS_kQCTRBXOPmztMBTHvy9IiwtKkOInk02y5psEGww1vgsipf6Y4OcuqiipsOFMy02bJIoTWPLFVxqsj45xkaNDs8wMw2ybf7PSZ4PfhUfqzGBOgFPgpwR6KAsGkYl/s400/bombajslums.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">współczesny slums</td></tr>
</tbody></table><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Pożywienie niższych warstw stanowi ryż i herbata. Pracujący Hindusi, zatrudnieni u białych, jako służba domowa, korzystają z przypiekanych orzeszków i ostrych sosów, a jamy ustne dezynfekują przez rzucie pan sopari, liścia z orzechem, goździkiem, wapnem i cardmamam.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">W starożytności Aryanie podzielili ludność Indii na cztery zasadnicze kasty: brahaminów, kaszetriasów, wajszów i szudrasów.</div><div class="MsoNormal">Do brahmaminów należą godności kapłańskie i nauczanie, do kaszetriasów wojowanie, do wajszów rolnictwo, rzemiosło i kupiectwo, a do szudrasów spełnianie niższych posług.</div><div class="MsoNormal">Hindusi wykonują swe czynności według przepisów kasty. Hamal sprząta mieszkanie, ale nie tknie ustępu, bo czynność ta poniżyłaby godność jego kasty.</div><div class="MsoNormal">Hindusom dobrze z tym, wierzą w reinkarnację duszy, że w następnym, ziemskim zyciu przejdą do kasty wyższej i w ostateczności osiągną godność brahamina, czyli zespolą się z Brahmą, stwórcą świata.</div><div class="MsoNormal">Hinduizm uznaje trzech zasadniczych bogów:</div><div class="MsoNormal">Brahmę, stwórcę świata.</div><div class="MsoNormal">Wisznu, opiekuna świata i</div><div class="MsoNormal">Sziwę, boga zła, zwalczającego Wisznu i jego dobre twory.</div><div class="MsoNormal">Prócz trzech zasadaniczych bogów, istnieje szereg innych bogów, bogiń i bóstw lokalnych.</div><div class="MsoNormal">Hindusi, od czasów Buddy, są wegetarainami, ale w Himalajach żyją brahamini jadający mięsiwo.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">W Bombayu przez okrągły rok, zielenią się drzewa i kwitną kwiaty. Zaobserwowałam, że drzewa liściaste, w ciągu roku kalendarzowego, indywidualnie zrzucają liść i przez tydzień, czasami nawet przez dwa tygodnie, przechodzą odpoczynek i ponownie okrywają się liściem.</div><div class="MsoNormal">Zimy, w znaczeniu europejskim, nie ma. Jedynie od 7 czerwca do połowy października panuje pora deszczowa, zwana monsunem. Są to gwałtowne wiatry, połączone z ulewnymi deszczami.</div><div class="MsoNormal">W okresie monsunu zieleń jest soczysta i upajająco pachną jaśminy, tuberozy i oleandry. </div><div class="MsoNormal"><br />
</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPaqeA9Es5xE5uosj7HXXXI1A578Xjqu8t0wZAQqTA9E9tFoYYypjdgtrx-UmgzZ6bTZecvC6M_vvAmLw_NXlcMQMRrD6pRt3Qt52n9s-41NKOWiOhYrzS5nfHED5oLWpGDx-iRRmzsEIG/s1600/oleander.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="355" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPaqeA9Es5xE5uosj7HXXXI1A578Xjqu8t0wZAQqTA9E9tFoYYypjdgtrx-UmgzZ6bTZecvC6M_vvAmLw_NXlcMQMRrD6pRt3Qt52n9s-41NKOWiOhYrzS5nfHED5oLWpGDx-iRRmzsEIG/s400/oleander.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">oleandry</td></tr>
</tbody></table><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Szczyt upałów panuje w kwietniu, maju, czerwcu, październiku i w pierwszej połowie listopada. Temeratura w tych miesiącach dochodzi do 44 stopni Celsjusza. Różnica między dniem, a nocą wynosi od 3 do 5 stopni. Jedynie powiew od morza orzeźwia powietrze, ale bywają dni, że nie drgnie nawet listek na drzewie.</div><div class="MsoNormal">Wieczorami otwieramy drzwi i okna mieszkań, a feny szaleją. Z ogrodów uchodzą zapachy kwiatów, a z mieszkań wonne dymy kadzideł.</div><div class="MsoNormal">Gdy zapadnie noc, nad brzegiem morza, latają nietoperze i nocne ptaki, z zarośli słychać skłóconą muzykę świerszczy, a od falochronów dochodzi śpiew czarnych szczurów.</div><div class="MsoNormal">W Indiach szczury o długich ryjkach śpiewają, jak opierzone pisklęta. </div><div class="MsoNormal">Po odpływie morza, rybacy brodzą w błocie i przy świetle pochodni, łowią długie i okrągłe kraby.</div>Riannon z Dworu Feillówhttp://www.blogger.com/profile/07370173500863196224noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3860468698187838091.post-15221169110610257662011-05-21T11:20:00.000+02:002011-05-21T11:20:57.035+02:00Powrót na „Batorego”.<div class="MsoNormal">Nasz wyjazd z Teheranu nabiera kształtów realnych. Czeka nas Afryka. Mama za wszelką cenę pragnie uniknąć Afryki.</div><div class="MsoNormal">W związku z powodzeniem Sowietów na froncie, wielu bogatych Irańczyków zamienia pieniądze na kosztowności i wyjeżdża na południe Iranu. Twierdzą, że Rosja zaanektuje Iran, wbije klin w Azję, a Anglię odtrąci od irańskich złóż naftowych.</div><div class="MsoNormal">W Teheranie krążą uporczywe wieści, że z ulic Teheranu zginęło wielu białych Rosjan, którzy uszli z Rosji w czasie rewolucji. Nikt nie upomina się o nich, są nikomu nie potrzebni.</div><div class="MsoNormal">Życie w Iranie uległo stagnacji, kraj okupowany, paskarstwo rośnie, a warstwy niższe pomrukują.</div><div class="MsoNormal">Postanowiłyśmy zmienić mieszkanie. Pokój u Mme. Cornelli uciążliwy, ze względu na te ciągłe nocne birbantki, jakie urządza gospodyni po wyjeździe męża.</div><div class="MsoNormal">W oknie wystawowym wyczytałam notatkę, że na I piętrze jest pokój do wynajęcia. Zaszłam na piętro, obejrzałam pokój. Pokój śliczny, zaścielony dywanem, ma dwa widne okna na ulicę, a cena przystępna. Wynajęłam. Irańczyk w średnim wieku zapytał, kiedy zajmę pokój.</div><div class="MsoNormal">-Dam panu znać, gdy uzgodnię z matką- powiedziałam.</div><div class="MsoNormal">-Czy matka ma zamieszkać tutaj?- zapytał.</div><div class="MsoNormal">-Tak- powiedziałam.</div><div class="MsoNormal">-Pokoju nie wynajmuję.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Mama pracuje dorywczo w szpitalu, prowadzi pocztę polową i cenzuruje listy. Nasza sytuacja finansowa uległa poprawie.</div><div class="MsoNormal">Wszyscy pracownicy Delegatury otrzymali trzymiesięczne wymówienie. Obozy w Iranie ulegają likwidacji. Co począć?!</div><div class="MsoNormal">Do Teheranu przybywa coraz więcej Rosjan z rodzinami. Przypominają mi czasy okupacji sowieckiej we Lwowie. Na ulicach widzimy patrole sowieckie, a Rosjanie w cywilu, to pelikany N.K.W.D.</div><div class="MsoNormal">Postanowiłyśmy opuścić Teheran, w ogóle Iran. Jedziemy do Indii. W Teheranie było nam dobrze, był on wtórną wiosną naszego życia, upajał nas klimat, góry, obfitość żywności i owoców, możność nabycia gazety i zasypiania bez cienia lęku. Słowem, przeszłyśmy rekonwalescencję po „raju”.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Pod koniec października, szerokimi, asfaltowanymi ulicami, jedziemy w kierunku na dworzec, by pociągiem wojskowym dojechać do Ahwazu, a stamtąd popłynąć do Indii.</div><div class="MsoNormal">Budynek dworcowy nowoczesny. Z dokumentem upoważniającym do przejazdu pociągiem wojskowym, obchodzę biura kolejowe, wpierw irańskie, potem amerykańskie. Amerykanin zabrał dokument i poszedł. Po chwili powrócił, powiadomił nas, że możemy jechać pociągiem odchodzącym o godzinie 4-tej po południu.</div><div class="MsoNormal">Zadowolone siedzimy na bagażu i obserwujemy ruch na dworcu. W hali dworcowej widać żołnierzy amerykańskich, cywilów jest mało. Tubylcy korzystają z tańszych środków lokomocji. Warstwa można posiada limuzyny, biedni korzystają z wielbłąda, choć podróż taka trwa całymi tygodniami, ale u nich czas nie odgrywa roli. Potrzeby tubylców są znikome, nie łakną zachodniej cywilizacji, która mnoży potrzeby, a chcąc nadążać potrzebom, trzeba więcej pracować, a praca niszczy siły i zdrowie człowieka. Tubylcy stosują podświadomie starą, rzymską maksymę: „spiesz się powoli”.</div><div class="MsoNormal">Kilka minut przed godziną 4-tą, żołnierz amerykański zaprowadził nas do wygodnego przedziału III klasy.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Jedziemy same w przedziale. Pociąg ruszył. Krajobraz pustynny. Gdzieniegdzie występują wioski, rzadko widzimy pola uprawne. Stacyjki kolejowe murowane. Linia kolei transirańskiej została pobudowaną kilka lat przed wojną.</div><div class="MsoNormal">Siedzę przy oknie wagonu i z zainteresowaniem obserwuję krajobraz. </div><div class="MsoNormal">Ciemno było, gdy dojechaliśmy do Qumu. W świetle księżyca ujrzałyśmy złotą kopułę meczetu Fatimy.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjP53o9E_zUu0axiEs9FXU8bmYCNt9EAr1k8Phb3EA57TkU6bZuCyM0134i4wZBgGbVO0JWluVtdBRiEYNmRsM_OZRB-2ifWY2UQ73uFO1SmyMiHUr7aqRmGwrdDngyuRDP5SM5sVPcf8Tc/s1600/zagros1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="223" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjP53o9E_zUu0axiEs9FXU8bmYCNt9EAr1k8Phb3EA57TkU6bZuCyM0134i4wZBgGbVO0JWluVtdBRiEYNmRsM_OZRB-2ifWY2UQ73uFO1SmyMiHUr7aqRmGwrdDngyuRDP5SM5sVPcf8Tc/s400/zagros1.jpg" width="400" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Nazajutrz pociąg przebiegł liczne tunele przez pasma gór Zagros. Tuneli było 136-ść. Przez niektóre przejazd trwał 18 minut. U stoku gór zauważyłyśmy stada czerwonych baranów. Pogoda cudna. Górale irańscy są rośli, smukli, żyją u zboczy trawiastych gór.</div><div class="MsoNormal">Późno nocą zajechałyśmy do Ahwazu, gdzie istnieje polski obóz tranzytowy.</div><div class="MsoNormal">Obóz polski znalazł pomieszczenie w irańskim obozie wojskowym, położonym wśród palm daktylowych i drzew gumy arabskiej. Budynki murowane. Prawą stronę obozu zajmuje wojsko irańskie, a lewą my-Polacy, zaś w części środkowej istnieje szpital dla Hindusów.</div><div class="MsoNormal">W obozie istnieje porządek. Uchodźcy otrzymują pełne wyżywienie, z owocami i papierosami włącznie. Dzieci nie próżnują, uczęszczając do szkół, przedszkoli, a starsza młodzież zajęta w teatrzyku, cieszącym się powodzeniem nie tylko we własnym obozie, ale przede wszystkim w obozach wojskowych: angielskim i amerykańskim, toteż wojsko obsypuje małoletnich aktorów słodyczami.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzvOBp_ExRf7wpHDl6QjhtdlQBy4tnZ3AWyaTtjj-zm8xCBJOIZlrk8_jjPt3theyeDiHfoXv5w7Eoz0strmxmF4a5IjYMdDcNZY0KE_2kB-hStbGK_2YLHIV181a5af5ABF9R4aJq6Rq5/s1600/palmy.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="268" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzvOBp_ExRf7wpHDl6QjhtdlQBy4tnZ3AWyaTtjj-zm8xCBJOIZlrk8_jjPt3theyeDiHfoXv5w7Eoz0strmxmF4a5IjYMdDcNZY0KE_2kB-hStbGK_2YLHIV181a5af5ABF9R4aJq6Rq5/s400/palmy.jpg" width="400" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Roślinność w Ahwazie egzotyczna. Mnóstwo palm, drzew gumy arabskiej, a w ogrodach zamożnych widzimy pielęgnowane róże. Przez miasto przepływa spławna rzeka Karun, z licznymi kataraktami, a w rzece żyją ryby-piły i rekiny.</div><div class="MsoNormal">Ahwaz jest drugim najgorętszym miejscem na świecie, panują tu szalone upały, wypalają roślinność, giną muchy i moskity. Zima trwa około 6 tygodni, stanowi porę deszczową.</div><div class="MsoNormal">Obok Irańczyków, żyją tu Arabowie, Arapowie, ci ostatni zmieszani z plemionami pasterskimi i góralami. Arapowie są zatrudnieni w plantacjach daktylowych.</div><div class="MsoNormal">Zamożni mieszkańcy żyją w murowanych willach, inni w domach z surowej, suszonej cegły, a kulisi nad piaszczystym brzegiem Karunu, pod szałasami lub na łodziach, służacych zarazem do przewozu daktyli i płodów rolnych.</div><div class="MsoNormal">Centrum miasta stanowią dwie główne ulice handlowe i kilka uliczek. Przy głównych ulicach skupiono handel, przy bocznych rezydują rękodzielnicy, przeważnie kowale w srebrze i metalach.</div><div class="MsoNormal">Za współczesnym, długim mostem, nad piaszczystym brzegiem Karunu, niedaleko współczesnego Ahwazu, żyja kulisi. Mieszkają pod nędznymi szałasami, skleconymi z płócien, zatkniętych na kijach bambusowych, by w dzień chroniły przed spiekotą słoneczną. Płótna przeważnie w strzępach, potargały je burze piaskowe, a zimą deszcze, połączone z wiatrami.</div><div class="MsoNormal">Osiedle kulisów zwarte, szałas przy szałasie. W gromadzie łatwiej oprzeć się żywiołom. Doły szałasów umocnione gliną, starymi blachami i kamieniami.</div><div class="MsoNormal">Po zachodzie słońca praca nad Karunem ustaje. Załadowane stateczki odpływały, a inne czekają na załadowanie. Brzegi rzeki zawalone plecionymi koszami, wypełnionymi daktylami, przeznaczonymi do spławu. Nieco dalej leżą stosy worków ze zbożem. Towary oblepione są rojami obrzydłych much, a tuż przy tych pustynnych magazynach, kulisi uskuteczniają swe potrzeby fizjologiczne.</div><div class="MsoNormal">W osiedlu kulisów kipi woda. Arapki, ze srebrnymi ozdobami w uszach i na nogach, mięsią ciasto na placki chleba, a te żyjące na stateczkach, przebierają ryż.</div><div class="MsoNormal">Mieszkańcy pustyni są brudni, obdarci. Dzieci biegają nago, większość dzieci pokryta jest ropiejącymi ranami, obsiadłymi przez roje much.</div><div class="MsoNormal">Mimo trudnych warunków życiowych, twarze kulisów zdradzają zadowolenie, a kiedy zejdzie księżyc, otaczają patriarchę rodu, wspólnie śpiewają i wysłuchują starych baśni, jak biedny syn wieśniaka zapałał gorącą miłością do córki sułtana.</div><div class="MsoNormal">Kulisów często nawiedzają epidemie, ale ubytek wyrównuje niewspółmiernie wysoki przyrost naturalny. Im mahometanin uboższy, tym więcej ma żon. Stanowią one siłę roboczą.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Nad miastem dominuje olbrzymi elewator zbożowy, a obok ciągną się ogrody, pokryte kanałami irygacyjnymi, w których rosną sosny, świerki, niskopienne krzewy granatowców, drzewka słodkich cytryn, agawy, różnorodne kaktusy i mnóstwo pachnących kwiatów.</div><div class="MsoNormal">Wioski Arabów są czworokątne, kopulaste, zbudowane z gliny, a okna wychodzą do wnętrza czworoboku. Do wioski idą dwie bramy, a pośrodku wioski istnieje bazar, gdzie wszyscy handlują. Prócz tego bazar stanowi miejsce spotkań i zastępuje gazetę. Transakcję handlową poprzedza zbijanie ceny. Jeśli ktoś wszczął targ, drugiemu nie wolno ceny podbijać.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Mama choruje na urticarię, przyczyną jest mleko i masło bawole. W okolicy Ahwazu nie trzymają krów, bo bawół wytrzymały na upały.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Niedaleko naszego obozu jest stacja kolejowa. W jednym z wagonów nastąpił wieczorem wybuch amunicji. Dzielny Amerykanin podjechał lokomotywą pod pociąg wybuchającej amunicji i odczepił wagony nie objęte pożarem, które zawierały bomby lotnicze. Wielu ludziom uratował życie, choć sam doznał poważnego poparzenia.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">30 listopada. Bagaż gotowy do drogi. Nazajutrz, pod wieczór, ciężarówki odstawiły nas na stację kolejową, gdzie czekał pociąg osobowy. Około północy pociąg ruszył, obiegła nas wieść, że do Indii popłyniemy polskim statkiem motorowym „Batory”.</div><div class="MsoNormal">„Cóż by to była za radość, gdybyśmy popłynęły „Batorym”- pomyślałam.</div><div class="MsoNormal">Znużone turkotem pociągu, ległyśmy na twardych ławkach i zasnęły.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">2 grudnia zbudziło nas słońce. Mijamy pola uprawne, gaje palmowe daktyli, a na horyzoncie zamajaczył las kominów statków, zakotwiczonych w porcie Koramschar, w zatoce Schatt el Arab.</div><div class="MsoNormal">Oficer statku rozdał bilety do kabin I i II klasy, po czym z ręcznym bagażem, po pomoście, weszłyśmy na statek.</div><div class="MsoNormal">Batory zmieniony tak wewnątrz, jak i zewnątrz. Został upodobniony do szaro-sinych wód mórz. Bawialnie zniesiono, wszędzie prycze, bo statek pełni obecnie rolę transportowca. Portret króla Batorego nadal patronuje statkowi. Poznaję niektórych oficerów i podoficerów z przedwojennej obsługi. Załoga statku mieszana polsko-angielska, a statek uzbrojony. W jadalni zmiany nie zaszły, nawet nakrycia te same.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Pod zachód słońca zahuczała syrena, hodownik odciągnął statek od brzegu, poszła w ruch śruba i płyniemy spokojną rzeką ku zatoce.</div><div class="MsoNormal">Twarze uchodźców roześmiane i zadowolone. Brzegi rzeki obfitują w roślinność, mijamy przybrzeżne osady, a wieczorem wpłynęliśmy do Zatoki Perskiej. Statek płynie wzdłuż brzegów Iranu.</div><div class="MsoNormal">Większość dnia spędzam na pokładzie i oglądam wspaniałe widoki. Statek płynie powoli. Widzę brzegi Arabii.</div><div class="MsoNormal">Na statku mieliśmy chrzest i św Mikołaja. Wielu siedzi w barze, grywa w bridża, a niektórzy nie zaniedbują nauki języka angielskiego.</div><div class="MsoNormal">Czas szybko schodzi. Dopłynęliśmy do załamania zatoki zwanej Hormuzem, potem wpłynęliśmy w Zatokę Oman. W tej zatoce mieliśmy postój. „Batory” czekał na statki cysterny z ropą naftową.</div><div class="MsoNormal">W miarę dopływania do Morza Arabskiego, odczuwamy ciepłe i wilgotne powietrze. Powoli dopływamy do brzegów Indii.</div><div class="MsoNormal">Opuściliśmy „Batorego”, skrawek suwerennego Państwa Polskiego i zeszliśmy na ziemię Aryan, w porcie Karachi.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhsMp9_Kmx4oHZuofZBR_koiPnMt7EdTKI1f5OLwdAf4xc0m6k_mTi-tCgXFTNmzWm1ViJVRPkGTqD7ElV-OfQZUymo49WrEzlY_0iBbBx3JPqy6Q-xZd53e4r3cQKWOZ0I-HPnbplbEXlx/s1600/podroz+ewy.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="236" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhsMp9_Kmx4oHZuofZBR_koiPnMt7EdTKI1f5OLwdAf4xc0m6k_mTi-tCgXFTNmzWm1ViJVRPkGTqD7ElV-OfQZUymo49WrEzlY_0iBbBx3JPqy6Q-xZd53e4r3cQKWOZ0I-HPnbplbEXlx/s400/podroz+ewy.jpg" width="400" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div>Riannon z Dworu Feillówhttp://www.blogger.com/profile/07370173500863196224noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3860468698187838091.post-45944490837502820742011-05-14T15:03:00.001+02:002011-05-14T15:08:06.089+02:00Podejrzany wypadek.<div class="MsoNormal">Mme. Cornelli urządziła w swoim salonie szkołę baletową dla dziewcząt. Na lekcje tańca uczęszczają dziewczęta w różnym wieku, Iranki i Ormianki.</div><div class="MsoNormal">Nauczycielka, z pochodzenia Rosjanka, wysoka, smukła, wysportowana i niezła z niej tancerka.</div><div class="MsoNormal">Od rana do wieczora jęczy piano, gra pianistka w takt do tańca. Pomocnicą w szkole jest Polka Mary, mało inteligentna, zatrącająca z rosyjska.</div><div class="MsoNormal">W mieszkaniu Mme. Cornelli panuje fruwający porządek, nieomal każda część garderoby na innym miejscu.</div><div class="MsoNormal">Sprzątaczką, kucharką i dziewczyną do wszystkiego jest analfabetka, Iranka -Soltan. Głupia, ale do domu tego świetnie pasuje.</div><div class="MsoNormal">Kiedy lekcje tańca dobiegają końca, Mme. Cornelli w spazmach. Wpada w migrenę i dostaje ataku serca. Mary biega z buteleczką convallariae maialos, odlicza na cukier krople, a na głowe chorej kładzie chłodny kompres.</div><div class="MsoNormal">-Bardzo źle z Mme. Cornelli –mówi Mary.</div><div class="MsoNormal">Godzinę później, w mieszkaniu mistrzyni tańca, uchodzą perfumy, pudry, woda kolońska, a z sypialni słychać „słowicze” trele.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiq2jpBwLtQZIOKNMhb-EsnbRBOuqjyqA2Xs_iNO-20Ovxvlm7aSqPo_jfXoRUZSwplRID4IAYp5GD4PzLGRGpEs8M_qPJ57UpjrwlAToEgOIpEyaecCLNmkDrLvp6XhJamKnifLGgcubJ4/s1600/balet1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiq2jpBwLtQZIOKNMhb-EsnbRBOuqjyqA2Xs_iNO-20Ovxvlm7aSqPo_jfXoRUZSwplRID4IAYp5GD4PzLGRGpEs8M_qPJ57UpjrwlAToEgOIpEyaecCLNmkDrLvp6XhJamKnifLGgcubJ4/s400/balet1.jpg" width="303" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Przed dom zajechało auto, słychać nerwowe sygnały. W aucie oczekują wystrojeni, ponoć bogaci tubylcy. Na balkonie ukazały się w całej krasocie nasze gracje i po chwili w pląsach wsiadły do auta i pojechały na rozkosze do Derbentu.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Mnie nie interesuje Derbent, tylko dawna miniona przeszłość Iranu, szczególnie pociąga spirytyzm i metafizyka- te ciekawe zjawiska nie skrystalizowane dotąd przez naukę.</div><div class="MsoNormal">Już od 14-tego roku życia począwszy, zaobserwowałam w umyśle swoim ciekawe zjawisko, że oprócz mego normalnego życia, w umyśle powstało drugie życie i równolegle z moim normalnym życiem, umysł ulega rozdwojeniu, stwarza wersję, że żyję z drugą rodziną. Z rodziną tą codziennie przeżywam jej radości i smutki. I w tej rodzinie przychodzą na świat dzieci, dziewczynka, chłopiec, dziewczynka, ale czasem widzę trzy dziewczynki, w istocie zaś są tylko dwie dziewczynki i chłopiec.</div><div class="MsoNormal">Dzieci rosną, chodzą do szkół i słuchają mych dobrych rad.</div><div class="MsoNormal">Potem życie moje z rodziną tą urwało się, ale ujrzałam przyszłość tych dzieci. Najstarsza dziewczynka wyszła za mąż za starszego od siebie mężczyznę, chłopiec służy w wojsku, a najmłodsza córka pozostała w domu.</div><div class="MsoNormal">Obok rodziny tej, jeszcze w Urdżarze, zaistniała w umyśle moim druga wizja. Mietek powrócił z niewoli, był bez domu i odzieży. Przygarnęła go jakaś rodzina, gdzie była dorosła córka. Pomiędzy Mietkiem, a córką tą zaistniała nić sympatii i z sympatii tej zrodziło się dziecko, chłopiec i dziecko to było przyczyną rozwodu.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Sowieci zerwali stosunki dyplomatyczne z Rządem Polskim przebywającym w Londynie. Powodem jest sprawa Katynia. Jakże inaczej może postąpić winny, wypada mu jedynie obrazić się- to są metody dyplomacji.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Rynek w Teheranie zarzucony jest towarem produkcji sowieckiej jak: skarpetkami, pończochami, zapałkami, winem, grzebieniami, perfumą i innymi. Towary są solidne i tanie, zaprzeczają naszym twierdzeniom, że w Rosji niczego nie ma.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">10 czerwca zaszłam do wróżki- Ormianki. Mieszkała przy bocznej ulicy, wiodącej do Istambul. Furtką, przez obszerne podwórze i werandę, zaszłam do wróżki. Podała mi filiżaneczkę kawy. Po wypiciu kawy, zatopiła wzrok w filiżance i wróżyła mi przyszłość:</div><div class="MsoNormal">„Pojedziesz w przeciwnym kierunku, miniesz długi most. Z mężem nie spotkasz się więcej, a w życiu będzie ci coraz lepiej”.</div><div class="MsoNormal">Do Mietka pisuję co drugą niedzielę. Pojąć nie mogę swego zobojętnienia do niego. Przecież kochałam go, ale po tym podejrzliwym liście, uczucie moje oziębło.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">W Teheranie nastały upały. Od godziny 12-tej w południe, do godziny 4-tej po południu, zamiera wszelki ruch, a większość sklepów nieczynna. Tubylcy w tym czasie zamykają okna, zasłaniają je, otwierają drzwi między pokojami, rozścielają na podłodze posłania i odpoczywają. Na ulicach, w porze największych upałów, chodzą jedynie Polacy. Zgrzani biegają w skwarze słonecznym i załatwiają sprawunki.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">W stolicy Iranu brakuje zakładów przemysłowych, zwłaszcza przetwórczych, a kraj cierpi na brak fachowców. Tubylcy są zainteresowani handlem, wyzyskując chałupników.</div><div class="MsoNormal">Zasadniczo Iran bogaty jest w naftę i złoża surowców, ale kontrasty społeczne są wielkie, istnieją bardzo bogaci i bardzo biedni.</div><div class="MsoNormal">Irańczycy zasadniczo nie piją napojów chłodnych, pragnienie gaszą gorącą herbatą. W ciągu dnia jedzą umiarkowanie, dopiero wieczorem spożywają obfity posiłek. Do jedzenia nie używają widelca, ani noża, jadają palcami, jedynie zupę konsumują łyżką. Do posiłków siadają w kucki na dywanie i każdy biesiadnik ma do dyspozycji niski stolik. Podczas posiłków wiodą krzykliwe rozmowy, słychać ich na kilka domów. Alkoholu nie piją, tylko wodę różaną.</div><div class="MsoNormal">U mahometan są oddzielne przyjęcia dla mężczyzn i oddzielne dla niewiast. Mężczyźni palą haszysz, przeważnie żyją w bigamii, bowiem islam dozwala na posiadanie czterech żon. Do meczetów wchodzi się bez obuwia, również do domów prywatnych. Posadzki wszędzie zaścielone dywanami.</div><div class="MsoNormal">Urynę oddają irańczycy siedząco w kucki i po każdej czynności fizjologicznej podmywają się. Papieru toaletowego nie używają.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgI3cKVcbMEvCXLzLyPO0umbPuDxuEdqgjMmlvERhVESQ73CV9nC2OQkzLKsMTIfWbLisgMDvTUaMg3mJXQ9zdi62719sgkyjVNSNjDa6gdSa5phrb4yY1O6QS5pp6DojXZVjp_DhA9Rzam/s1600/meczettech.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgI3cKVcbMEvCXLzLyPO0umbPuDxuEdqgjMmlvERhVESQ73CV9nC2OQkzLKsMTIfWbLisgMDvTUaMg3mJXQ9zdi62719sgkyjVNSNjDa6gdSa5phrb4yY1O6QS5pp6DojXZVjp_DhA9Rzam/s400/meczettech.jpg" width="400" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Dominującą religią w Iranie jest islam, zaprowadzony siłą przez Arabów w drugiej połowie VII wieku po Chrystusie. Przedtem, za Achemenidów i Sasanidów, w Iranie wyznawano mazdajanizm, religię proroka Zarathushtry. Obecnie mazdajanizm wyznaje około 15 tysięcy dusz.</div><div class="MsoNormal">Twórcą islamu był prorok Mohammed, zasady islamu ujęto w księdze „Koran”. Islam uznaje, że religie, zesłane na ziemię za pośrednictwem rodu Abrahama, przez Mojżesza i Jezusa, są identyczne z islamem. Słowo islam znaczy: człowiek poddany woli boskiej. Zasadami islamu są: posty, modlitwy, pielgrzymki do Mecci i płacenie dwa i pół procent daniny od majątku na ulżenie niedoli ubogich. Wyznawcy islamu wierzą w dzień ostateczny.</div><div class="MsoNormal">Meczet posiada kopuły i minarety. W każdym meczecie istnieje grób następców proroka. Poza zdobnymi minaretami, kopułami, wykładanymi, łącznie z meczetem, na zewnątrz glazurowymi, barwnymi kafelkami w mozaikę, wnętrze, prócz sztukaterii, nie posiada malowideł, wyobrażających postaci ludzkich, zwierząt, czy też roślin.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgV8P7uE6cXuSdfmn3NqTEPn2r2GHbWu5PUL09VClHN6vi5wFc3IoHt1umGtSYiGd2O4GcGvVvZzHy_S4CeYOA9RchAL78esYOoL930ZG3triwKEs6FJGlqnEjKs3gkBtyvZazXEqt4b56s/s1600/meczetwne.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgV8P7uE6cXuSdfmn3NqTEPn2r2GHbWu5PUL09VClHN6vi5wFc3IoHt1umGtSYiGd2O4GcGvVvZzHy_S4CeYOA9RchAL78esYOoL930ZG3triwKEs6FJGlqnEjKs3gkBtyvZazXEqt4b56s/s400/meczetwne.JPG" width="400" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Niemcy na froncie wschodnim przeszli do odwrotu, dni ich w Afryce są policzone.</div><div class="MsoNormal">4 lipca po południu, przybiegła mama. Zdyszana usiała na łóżku, machnęła ręką, powiedziała:</div><div class="MsoNormal">-Stało się wielkie nieszczęście.</div><div class="MsoNormal">-Cóż takiego?- zapytałam.</div><div class="MsoNormal">-Generał Sikorski zginął w katastrofie lotniczej pod Gibraltarem.</div><div class="MsoNormal">-Boże, co za okrutny cios- powiedziałam.</div><div class="MsoNormal">W kołach polskich mówią, że to „podejrzany wypadek”.</div><div class="MsoNormal">My, Polacy jesteśmy okryci żałobą. Urządzono akademie poświęcone pamięci generała.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Mietkowi wysłałam trzy paczki. Jestem ciekawa, czy dojdą.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOxo2TZtivMFW-woOvIC3svZHc410sD5cMUJF8L12-9GJAK5QQAWWeXg9f-Z5ht5gvVM6gUfujyObv8pZLqaghSJhTwcjL4GJDALIqE32N78QErjG2UEEdZbiRdzvu3TKoCqrOtrbkg_QR/s1600/meczetold.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="261" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOxo2TZtivMFW-woOvIC3svZHc410sD5cMUJF8L12-9GJAK5QQAWWeXg9f-Z5ht5gvVM6gUfujyObv8pZLqaghSJhTwcjL4GJDALIqE32N78QErjG2UEEdZbiRdzvu3TKoCqrOtrbkg_QR/s400/meczetold.jpg" width="400" /></a></div><br />
</div>Riannon z Dworu Feillówhttp://www.blogger.com/profile/07370173500863196224noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3860468698187838091.post-78092345885544019162011-05-11T19:37:00.000+02:002011-05-11T19:37:39.458+02:00Perski przepych.<div class="MsoNormal">Wigila rok 1942. Jesteśmy wolne. Siedzimy przy stole suto zastawionym. Nie brakuje niczego, tylko najbliższych i wolnej Ojczyzny. Pierwszy raz, od żółtaczki, jadłam normalnie, ale odchorowałam to przez całe święta Bożego Narodzenia.</div><div class="MsoNormal">Na Sylwestra zaprosił nas inżynier Bassilo, drugi mąż pani Cornelli. Oprócz nas i gospodarzy, w Sylwestrze wzięli udział kapitan marynarki- Irańczyk oraz Polka- Mary.</div><div class="MsoNormal">Przyjęto nas udanie, podano różne smakołyki. Wznoszono toasty za pomyślność Polski i Włoch, a kiedy mama niechcąco wywróciła kieliszek z szampanem, obecni poczytali to za szczęście, maczali palce w rozlanym szampanie i nacierali skronie.</div><div class="MsoNormal">Kilka dni później męża pani Cornelli istotnie spotkało „szczęście”. Został internowany i na czas wojny osadzono go w obozie w Indiach.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Nowy Rok 1943.</div><div class="MsoNormal">Pół dnia straciłam, by odnaleźć mieszkanie Hanki Pohoreckiej. Szłam z życzeniami noworocznymi i ze słodyczami dla Aneczki. Ulicy nie odnalazłam, bo tubylcy nie znają nazw ulic, gdyż są analfabetami.</div><div class="MsoNormal">Dwa dni później doszła mnie smutna wiadomość, że Hanka i jej matka- hrabina Wodzicka, zapadły na ospę.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Młody kapral Roman Szostak przywiózł Marii Irenie list od syna. Przyjechał na urlop do Teheranu, bowiem w spisie osób przybyłych z Rosji, wyczytał nazwisko swej matki.</div><div class="MsoNormal">W ewidencji przejrzałam mnóstwo kartotek, ale matki Romka nie znalazłam, widocznie wyjechała do Afryki.</div><div class="MsoNormal">Nazajutrz przyszedł kapral Szostak, był blady i smutny, powiedział:</div><div class="MsoNormal">-Już wiem, gdzie moja matka. Została w Pahlevi na zawsze.</div><div class="MsoNormal">Po twarzy Romka spłynęły łzy. Troskliwa Maria Irena otoczyła chłopca opieką i matkowała mu, jak własnemu synowi.</div><div class="MsoNormal">Mama pracuje od rana do wieczora. Tłumaczy dla dr Wasilewskiego z języka niemieckiego „Chirurgię polową”.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-LBMv_SuEAMeB9IG-VrIceDKZzRB2rpvD0UCJVY8Odkac1e-BO1mV8b5TFgRE7FYyfgRK175pkh30G_JCL03XnAwljFFDh6vVnf2C5R0tfbVlOefTGg0XehKnUyzyYLi8FqCnKXLmKs4O/s1600/ahura2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="265" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-LBMv_SuEAMeB9IG-VrIceDKZzRB2rpvD0UCJVY8Odkac1e-BO1mV8b5TFgRE7FYyfgRK175pkh30G_JCL03XnAwljFFDh6vVnf2C5R0tfbVlOefTGg0XehKnUyzyYLi8FqCnKXLmKs4O/s400/ahura2.jpg" width="400" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Noce w Teheranie chłodne, ale w dzień miło grzeje słońce. Pokój ogrzewamy piecykiem naftowym, bo nafta tania i dostępna.</div><div class="MsoNormal">Zwiedziłam stary pałac szachów perskich, zwany gulistan, róż kraina, obecnie dostępny dla publiczności. Pałac tonie we wschodnim przepychu, pokryty pieknymi dywanami, posiada lustrzane sufity i ściany, trony: wschodni i europejski, wysadzane szlachetnymi i półszlachetnymi kamieniami: rubinami, perłami, opalami, turkusami, ametystami i innymi. W gablotkachjest porcelana, zbroja i tkaniny.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhqfCKWBpbB0GSLHkAXshTICNb-jeWZN81esNwu7REsVYw8xG9E_E6ASE3PfXwP9gsyiGvemG0hwPKoykstB_Gu_zXEmDVoSgoqLgT1bviue61jMgaRbxZwyZoQ5Wi5xcVfPnaVN5JxBObq/s1600/gulistan2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="265" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhqfCKWBpbB0GSLHkAXshTICNb-jeWZN81esNwu7REsVYw8xG9E_E6ASE3PfXwP9gsyiGvemG0hwPKoykstB_Gu_zXEmDVoSgoqLgT1bviue61jMgaRbxZwyZoQ5Wi5xcVfPnaVN5JxBObq/s400/gulistan2.jpg" width="400" /></a></div><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVuIlwltUfmuUBG3hOjtYO9CURBs5dHW8IzNJSSdX7R0Oa3t7lf4KwzU5LUpJfnCxGQsHFl-GkkE8HthzzRDPnt7d5JqR4jYti_eQtmJfWlxXastTwfh_TLbkFbrfxPV75uyOVKm_x7_u-/s1600/gulistan3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="265" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVuIlwltUfmuUBG3hOjtYO9CURBs5dHW8IzNJSSdX7R0Oa3t7lf4KwzU5LUpJfnCxGQsHFl-GkkE8HthzzRDPnt7d5JqR4jYti_eQtmJfWlxXastTwfh_TLbkFbrfxPV75uyOVKm_x7_u-/s400/gulistan3.jpg" width="400" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Na dziedzińcu, za kurtyną, istnieje drugi tron z białego marmuru, spoczywający na barkach fantastycznych figur, wyobrażających postaci mężczyzn. Pałac otoczony jest wspaniałym ogrodem, pełnym róż.</div><div class="MsoNormal">Mietkowi wysłałam paczkę za pośrednictwem Polskiego Czerwonego Krzyża.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">6 stycznia otrzymałam od Mietka list na blankiecie. Pisze, że tęskni i wciąż myśli o mnie.</div><div class="MsoNormal">Powoli poznaję Anglików i Amerykanów. Anglicy są flegmatyczni, małomówni, na ogół stronią od towarzystwa. Amerykanie zaś są bezpośredni, otwarci, tylko fatalne są ich zwyczaje kładzenia nóg na stół i żucie gumy.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Wspaniałe i niezapomniane są noce irańskie.Niebo błękitne, gwiaździste, jak nigdzie na świecie. Kanałami ulicznymi wartko przepływa woda, na ulicach migocą światła lamp elektrycznych, a nad stokami gór dominuje ośnieżona głowica wuklanicznego Demavendu.</div><div class="MsoNormal">Obok współczesnej stolicy istnieje dawna stolica Iranu- Rey, a obok szczątki fresków starożytnego miasta Mobedów-Ragha, spalonego przez Aleksandra z Macedonii.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Powszechnie mówią, że w tym roku będzie koniec wojny. Niemcy z ofensywy przeszli do defensywy. Krążą pogłoski o nowej repatriacji z Rosji.</div><div class="MsoNormal">Hanka Pohorecka z ostrzyżoną głową, a twarz jej zeszpecona ospą.</div><div class="MsoNormal">W Iranie grasuje złośliwa mucha, ukąszenie jej powoduje leśminozę. Wielu Irańczyków, zwłaszcza niewiasty, posiadają blizny na twarzach, są to pozostałości po leśminozie.</div><div class="MsoNormal">Irańczycy nahalnie zaczepiają Polki, czynią im wstrętne propozycje, są żądni białych niewiast, pożądają niebieskookich blondynek.</div><div class="MsoNormal">Ta wieczna nieomal wiosna, te witryny sklepowe pełne towarów, szlachetnych kamieni, te otaczajace nas góry, to lazurowe niebo i gwiaździste noce, wywołują szczególny wpływ na psychikę. Zrozumie to ten, kto żył w Teheranie.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">5 lutego otrzymałam list od Mietka pełen dziwnych pytań:</div><div class="MsoNormal">„Jak spędzasz czas, czy bawisz się, czy masz koleżanki i kolegów?”</div><div class="MsoNormal">Cały list jest nacechowany podejrzliwością, w końcu pisze:</div><div class="MsoNormal">„Staraj się o siebie, bo chcę cię powitać we Lwowie taką, jaką cię pożegnałem w roku 1939”.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Łagodna zima, obfitująca w lekkie przymrozki i skąpe opady śnieżne, minęła. Mamy koniec lutego, a już wiosna w pełni, słońce grzeje tak silnie, jak u nas w lipcu.</div><div class="MsoNormal">Rosja Sowiecka odniosła wielkie zwycięstwo na froncie kaukazkim, całą armię niemiecką, w tym 16-tu generałów, wzięto do niewoli.</div><div class="MsoNormal">Po tej wojnie zastaniemy kraj zupełnie zniszczony. Postanowiłam przejść doszkolenie w pielęgniarstwie, by pomagać chorym, w szczególności dzieciom.</div><div class="MsoNormal">Obozy w Iranie maja ulec likwidacji.</div><div class="MsoNormal">Chodzę do kina, a pod wieczór odbywam długie spacery w kierunku teherańskiego muzeum. Przemierzam nowoczesne ulice z okazałymi budynkami publicznymi, ozdobionymi rozetami, kolumnami i rzeźbami, wzorowanymi na starożytnej sztuce Achemenidów. Wspaniałe są sceny gwardii- azad- nieśmiertelnych, uzbrojonych w łuki i strzały.</div><div class="MsoNormal">Nad starożytnym Iranem, okrytym nieśmiertelnością, unosi się symbol współczesnego, odrodzonego Iranu- wschodzące słońce i lew. </div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">W marcu pojechałam w towarzystwie Marii Ireny, Janki i Zygmunta Maja do Szemrany, miejscowości letniskowej, położonej wśród strumyków i zalesionych gór. Stamtąd poszliśmy pieszo do cudnego Derbentu, otoczonego malowniczymi krajobrazami. U zboczy gór, często w samych górach, bogaci Irańczycy wznieśli wspaniałe wille i pałacyki. Siedzimy w parku klimatycznym, wśród rozkwitłych róż, majestatycznych klombów i długich rabatek, obsadzonych barwnymi kwiatami, a przystrzyżone żywopłoty nadają szczególnego uroku.</div><div class="MsoNormal">Miła, kochana Aneczka Pohorecka choruje na czynną gruźlicę. Lekarze nie mają nadziei uratowania jej. To są skutki nędzy i biedy, jaką przeżyli w Rosji Sowieckiej, na stepie Kazachstanu w Urdżarze. Jak okrutnie los doświadcza tę rodzinę. </div><div class="MsoNormal">My, Polacy, zostaliśmy wstrząśnięci do głębi wieścią o lasku katyńskim, gdzie sowieci wymordowali jeńców wojennych- oficerów polskich. Wszędzie słyszę szloch żon, dzieci, matek, braci i sióstr pomordowanych. Historia świata nie zna podobnego bestialstwa na bezbronnych jeńcach.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">25 kwietnia mieliśmy w Delegaturze święcone przy udziale ministra Stańczyka. Były mowy i toasty przy suto zastawionych stołach, a ksiądz Szłapa całował się z socjalistą ministrem Stańczykiem, z którego powodu inż. Kolbuszewski ze Lwowa objawił głośne niezadowolenie.</div><div class="MsoNormal">Cnotliwa Zuzanna z ewidencji odczytała dowcipny pamflet, czym wzbudzała salwy śmiechu.</div><div class="MsoNormal">Poza pracą kancelaryjną i kinem, dociekałam zagadnienia irańskiej dynastii Achemenidów i Sassanidów, szczególnie interesowała mnie starożytna religia mazdajańska i jej twórca, prorok Zarathushtra, który żył 1100 lat a.C.n. </div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhW0aYFrbk-1o9qphw3WHPM3iEFrMjvXesuX9SIVs3Al_jzKMJkLvUXz_7wFxjoYJlagHQSKs9LjRblOZ-gl34yMHYCB-x3bwVYfimj37nB0K7RPSduv2Opowci-j81a4KqXa5QAkuV8JXi/s1600/ahura3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="287" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhW0aYFrbk-1o9qphw3WHPM3iEFrMjvXesuX9SIVs3Al_jzKMJkLvUXz_7wFxjoYJlagHQSKs9LjRblOZ-gl34yMHYCB-x3bwVYfimj37nB0K7RPSduv2Opowci-j81a4KqXa5QAkuV8JXi/s400/ahura3.jpg" width="400" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">W Teheranie zgłębiłam założenia mazdajanizmu, zawarte w księgach Avesta i Vendidad, opanowałam poprawną terminologię irańską, że panem światłym był Ahura Mazda, przeciwieństwem jego Angro Maynush. Pojęłam znaczenie ognia, podzielonego na kilka stopni i stwierdziłam, że zmarłych nie grzebią, ani spopielają, tylko składają w wieżach milczenia, dakhme, na pożarcie sępom.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPsZ74bsk9tTpV59V_sxmn0I8TNgn9PzNfNj1P7cjv4vfk65rV3PboZ08DwmAtVhG9y-51eOm2MeNNAwuOtqdiSayrhT2w9je6LGEkxyf4nZS9ed0JYam9BHlh0nFfBAIfIYOwwPVGP4l2/s1600/ahura.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="286" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPsZ74bsk9tTpV59V_sxmn0I8TNgn9PzNfNj1P7cjv4vfk65rV3PboZ08DwmAtVhG9y-51eOm2MeNNAwuOtqdiSayrhT2w9je6LGEkxyf4nZS9ed0JYam9BHlh0nFfBAIfIYOwwPVGP4l2/s400/ahura.jpg" width="400" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div>Riannon z Dworu Feillówhttp://www.blogger.com/profile/07370173500863196224noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3860468698187838091.post-35735804538131369942011-05-08T22:57:00.000+02:002011-05-08T22:57:25.642+02:00Stolica najpiękniejszych dywanów.<div class="MsoNormal">Teheran ruchliwym miastem., wre życiem. To szalone tempo wniosła wojna i wojsko: amerykańskie, angielskie i polskie. Na ulicach widzimy również Sowietów, przeważnie oficerów.</div><div class="MsoNormal">Największe powodzenie mają kawiarnie, restauracje i kantory wymiany walut. To wojenne tempo zrodziło szybki obrót towarów, wysokie zyski i wielu nowobogackich.</div><div class="MsoNormal">Szczątki dawnego, przedwojennego życia, można jeszcze zobaczyć na starym bazarze, na peryferiach miasta, w starych glinianych domach, w meczetach i willach, otoczonych wspaniałymi ogrodami, w których prawowierni mahometanie dalej trzymają żony w purdah, haremach.</div><div class="MsoNormal">Mimo modernizacji, pięknych samochodów, dniem i nocą przez miasto przeciągają karawany objuczonych wielbłądów, wydzwaniających rytmicznie swój pochód.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQKD9elIBaeDYcEaBzox_2bBd2JhmorAiOXbWvgvc5V42MO2fxHvhJOL5DX4MPrXSzn6pheoXXgBweigdHf2IhDLkrQvul64mycHqg0oljMxK6vjj4VBwitrk6muCU3PceQbWLt4z-hNnE/s1600/karawana.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="263" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQKD9elIBaeDYcEaBzox_2bBd2JhmorAiOXbWvgvc5V42MO2fxHvhJOL5DX4MPrXSzn6pheoXXgBweigdHf2IhDLkrQvul64mycHqg0oljMxK6vjj4VBwitrk6muCU3PceQbWLt4z-hNnE/s400/karawana.jpg" width="400" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Charakter Iranu górzysty, istnieją tylko dwie linie kolejowe, toteż wielbłąd nadal jest bezkonkurencyjny, dociera przez pustynię i góry do najodleglejszych zakątków kraju. Jest łącznikiem pomiędzy miastem, a daleką, głuchą wsią. Często karawana, licząca ponad 500-set wielbłądów, jest obsługiwana zaledwie przez kilku ludzi jadących na osłach. Na przedzie i z tyłu karawany dozorują, by wielbłądy nie zerwały liny. Wielbłądy idą nie stadem, lecz gęsiego.</div><div class="MsoNormal">Główne źródło Iranu to nafta, stada baranów, bydła, bawełna i owoce, szczególnie daktyle.</div><div class="MsoNormal">W Iranie, podobnie, jak w starożytności, istnieją cztery zasadnicze stany społeczne: kupcy, urzędnicy, wieśniacy i rzemieślnicy, a warstwę bezstanową stanowią wyrobnicy.</div><div class="MsoNormal">Kupcy żyją dostatnio, posiadają wygodne wille, otoczone ogrodami baseny kąpielowe, zatrudniają służbę i do dyspozycji mają limuzyny. W dzień, kiedy praży słońce, wylegują się w zacienionych komnatach na miękkich poduszkach i spijają mocną, gorącą herbatę. Pod zachód słońca, raczą podniebienia chłodnymi napojami, wysiadują pod konarami drzew lub na werandach, tonących w kwieciu i omawiają z pełnomocnikami sprawy handlowe.</div><div class="MsoNormal">Na okres miesięcy letnich opuszczają stolicę, przebywają w swych willach, w miejscowościach podgórskich- Szemranie lub Derbencie.</div><div class="MsoNormal">Warstwa urzędnicza pobiera skromne wynagrodzenie ze skarbu państwa, ale ich głównym źródłem dochodu jest „bakszysz”, łapówka. Bez bakszyszu trudno żyć w Iranie.</div><div class="MsoNormal">Wieśniacy uprawiają grunty, wypasają barany i bydło, a rękodzielnicy żyją z umiejętności rąk. Ich dochody są uzależnione od popytu na rynku wewnętrznym lub od eksportu.</div><div class="MsoNormal">Wyrobnik żyje z tego, co przyniesie dzień. W Iranie nie istnieje ochrona człowieka pracy, nie ma ubezpieczeń socjalnych i nie ma warunków pracy, ani płacy. Wyrobnicy są całkowicie zależni od kaprysów możnych. Zarobki robotników, za wyjątkiem zatrudnionych w przemyśle naftowym, lub tekstylnym, są niskie, starczą zaledwie na garstkę ryżu i lepioszkę. Wielu wyrobników żyje z żebractwa, w tym to celu okaleczają swe dzieci, aby z kalectwa ciągnąć korzyści. Żebracy w Iranie są wstrętni, nahalni, pokryci ropiejącymi, cuchnącymi ranami.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Stary bazar, znacznie oddalony od współczesnego miasta, posiada długie, kryte, gliniane hale pod okrągłymi kopułami. Istnieje tam sklep przy sklepie. Sklepy są rozmieszczone według branż. Obok handlu osiadło tam rękodzielnictwo, zatrudniające dzieci w wieku nie raz od 5-ciu lat.</div><div class="MsoNormal">W halach bazaru panuje zgiełk, słychać krzyki, a za nogi chwytają natrętni żebracy. Kupcy głośno zachwalają swe towary, a bazar zatłoczony tłumem ludzi.</div><div class="MsoNormal">Bazar nasiąkły ostrymi zapachami korzennymi, wysmażanej baraniny, smakołykami wschodnimi, potem ludzkim i cuchnącymi, ropiejącymi ranami żebraków. Dzieci gwiżdżą na glinianych kogucikach, zdobionych w barwne pióra, jęczą piły stolarskie, słychać łoskot młoteczków, rozklepujących blachę srebra, miedzi, czy mosiądzu, to warczy nożna tokarka, obrabiająca zabawki i przedmioty użytku domowego, a w straganowej czojhanie syczy olbrzymi samowar.</div><div class="MsoNormal">Na bazarze można wszystko nabyć, począwszy od szlachetnych kamieni, a skończywszy na drewnianych grzebieniach. Mnie interesowały wyroby ze srebra, miedzi, turkusy i dywany.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Życie Irańczyka skupia się na bazarze i herbaciarni. Nie tylko wypala fajkę ulubionego haszyszu, ale ogląda wiotkie tancerki i dochodzą go ostatnie wieści nie o europejskiej wojnie, ale z pałacu szacha.</div><div class="MsoNormal">Na chodnikach leżą wspaniałe dywany, by przechodnie po nich chodzili, bo im więcej dywan wydeptany, tym cenniejszy, bowiem zyskuje połysk i jest droższy.</div><div class="MsoNormal">W starej dzielnicy miasta życie istnieje na chodnikach. Urzędują tam pisarze, fryzjerzy, wróżbici, a na jezdni, wśród śmieci, bawią się brudne, obdarte dzieci.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Teheran uległ modernizacji za uzurpatora szacha Rezę Pahlevi, który zdetronizował szacha Achmeda z dynastii Kadżarów i w roku 1926 sięgnął po koronę Iranu. Od uzurpatora Rezy Iran uległ wielkim reformom. Na rozkaz szacha niewiasty zdjęły tszadory, zasłony twarzy, a mężczyźni zarzucili turbany. Poczęły wyrastać gmachy publiczne, powstawać szkoły, uczelnie, muzea, szpitale, ulegać modernizacji miasta oraz zreorganizowano armię.</div><div class="MsoNormal">Szach Reza oparł władzę na parlamencie, a gmachy publiczne ozdabiał rzeźbami i kolumnami, wzorowanymi na sztuce Achemenidów.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjou8OLGHuFrNSnJlUaiQNvPXoKUEnv2KsewrzHL1XMkK7sCoORGQ_gJFzBdXjLXhOetfHjR4XRNCXfG-1yuv4tVFl-dn5UTfmJn38zraMFFFKFQubB6m13IlPhIfV5ADQs40eGcb39Q9vu/s1600/Reza_Shah_Pahlavi.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjou8OLGHuFrNSnJlUaiQNvPXoKUEnv2KsewrzHL1XMkK7sCoORGQ_gJFzBdXjLXhOetfHjR4XRNCXfG-1yuv4tVFl-dn5UTfmJn38zraMFFFKFQubB6m13IlPhIfV5ADQs40eGcb39Q9vu/s400/Reza_Shah_Pahlavi.jpg" width="250" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Armia irańska wygląda marionetkowo. Oficerowie kapią od przepychu i pudru, a żołnierze są nędznie odziani.</div><div class="MsoNormal">Iran nie stanowi monolitu narodowego, posiada swe liczne problemy narodowościowe. Nie tylko wojownicze plemiona stepowo- górskie dążą do separatyzmu, ale w tym całym kotle narodowościowym specyficzny wpływ wywieraja Ormianie, szerzą niechęć do dynastii panującej, a w większości są prorosyjscy.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Teheran, stolica Iranu, liczy pół miliona mieszkańców. Została założona w roku 1787, u podnóża gór Elburz i stożkowatego wulkanu Demavend, 5654 m wysokiego, wznosi się 1200 metrów nad poziomem morza.</div><div class="MsoNormal">Osobliwością konsumpcyjną są: gotowane czerwone buraki, hałwa i kawa turecka. Niezapomnianymi pozostaną: woda mineralna Ali, czyli ap Ali, kawior, rahaty, granatowce, daktyle i winogrona.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Delegatura Opieki Społecznej zmieniła lokum i ciągle wzrasta. Złośliwi twierdzą, że posiada więcej urzędników, jak przedwojenne Ministerstwo Opieki Społecznej w Warszawie.</div><div class="MsoNormal">W pierwszych dniach grudnia, niezadowolona irańska masa robotnicza, wywołała rozruchy uliczne. Tłuszcza szalała, biła szyby, napadała parlament i wołała „chleba”. Krążą słuchy, że Rosjanie rozdawali na peryferiach miasta bezpłatny chleb, a przy ulicy Naderi, uruchomili szpital na kilkanaście łóżek.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Otrzymałam dodatek na zimę i dwie pensje, jedną z dołu, drugą z góry. Kupiłam prymus, garnek do gotowania i na czarną godzinę złotego funta angielskiego.</div><div class="MsoNormal">W wydziale sanitarnym pracuje zgrany zespół. Kierowniczką kancelarii jest Maria Irena, matka dorosłych synów służących w armii. </div><div class="MsoNormal">Jadzia jest poznanianką, stateczna i poważna. Lubi tematy ciekawe i interesujące, a obowiązkowość ma we krwi.</div><div class="MsoNormal">Hala nie lubi pracy, unika jak tylko może. Natomiast dba o fason swej głowy, o dobór ubioru, słowem- stanowi wyrocznię mody. Rano opowiada interesujące kawały z ubiegłego wieczoru.</div><div class="MsoNormal">Do biura i z biura chodzę bocznymi niezabrukowanymi ulicami, są zadrzewione, a wzdłuż ciągną się kanały, którymi przepływa woda z sąsiednich gór. Służy mieszkańcom do użytku domowego, bowiem Teheran nie posiada urządzeń wodociągowych. Studnię z wodą do picia posiada ambasada brytyjska.</div><div class="MsoNormal">Idąc rano do biura po lekko zmarzniętych ulicach, snuję miraże przyszłości o zakończeniu wojny i powrocie do kraju.</div><div class="MsoNormal">W korytarzu Delegatury na długiej ławie, zastaję strażników bezpieczeństwa, piją kawę z mlekiem i jedzą śniadanie. Wpadam w wir pracy biurowej i zapominam o mirażach.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">17 grudnia 1942, otrzymałam kartkę od Mietka, pisaną 19 października. Jest odpowiedzią na mój list, wręczony Hance Pohoreckiej, który przekazała pewnemu pułkownikowi, wyjeżdżającemu do Europy.</div><div class="MsoNormal">Mietek wyraził radość, że wyjechałam z Rosji, pisze:</div><div class="MsoNormal">„Staraj się zapomnieć o tym piekle, jakie przeszłaś w Rosji Sowieckiej”</div><div class="MsoNormal">O tym, że przebywam w Teheranie, naprowadził go dopisek mamy:</div><div class="MsoNormal">„Podziwiamy stolicę najpiękniejszych na świecie dywanów”.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-4isoXqxd0FU77iLwkUGMdwuOLSQK3XfWcCHQomEVpp6P_KUhHP_CbjXcOFhSdmLU4VbaMdB_Kvs2eodenhABx_dl7ejN9tARhdptMlLISTwY0cUAmMG31AXD8JIPNfiGTHdaIwxG-xW1/s1600/targ.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="273" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-4isoXqxd0FU77iLwkUGMdwuOLSQK3XfWcCHQomEVpp6P_KUhHP_CbjXcOFhSdmLU4VbaMdB_Kvs2eodenhABx_dl7ejN9tARhdptMlLISTwY0cUAmMG31AXD8JIPNfiGTHdaIwxG-xW1/s400/targ.jpg" width="400" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div>Riannon z Dworu Feillówhttp://www.blogger.com/profile/07370173500863196224noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3860468698187838091.post-46811955323173221112011-04-29T22:55:00.002+02:002011-04-29T22:55:54.723+02:00To wszystko nie jest snem.<div class="MsoNormal">Obóz No. 2 zajmuje irańskie koszary wojskowe. Bloki mieszkalne są murowane, ale sporo wygnańców mieszka pod namiotami.</div><div class="MsoNormal">Otrzymałam koc i miejsce pod namiotem. Jestem bez zapasowej bielizny i rzeczy. Wszystko, co uratowałam z Rosji, zdałam w Pahlevi, mają je przysłać transportem.</div><div class="MsoNormal">Zaraz po przyjeździe podjęłam pracę w referacie ewidencji, gdzie pracują dzień i noc, bowiem transporty z Teheranu odchodzą do Afryki.</div><div class="MsoNormal">O godzinie 8-mej wieczorem rozpoczęłam pracę nocną. Wypisywałam nazwiska z kartotek na listę transportową. W referacie ewidencji są zatrudnione same niewiasty, mężczyzn powołano do służby wojskowej. Praca syzyfowa, zespół pracowniczek sympatyczny. O godzinie 11-tej w nocy podano posiłek: kawę z mlekiem, biały chleb z masłem i owoce.</div><div class="MsoNormal">O godzinie 3-ciej nad ranem zakończyłam siedmiogodzinną pracę nocną w referacie ewidencji. Przy pomocy jednej z koleżanek odnalazłam swój namiot. Na posłaniu zastałam: miskę, łyżkę, kubek i suchy prowiant.</div><div class="MsoNormal">W namiocie, na ziemi, na rozścielonych kocach śpi około 50-siąt osób, mężczyźni, niewiasty i dzieci, w tym rodziny, małżeństwa, samotni. W namiocie panuje ruch, jak na plaży. Co chwilę słychać pomruki śpiących, gdy ich ktoś zbudzi, lub gdy grymasi dziecko.</div><div class="MsoNormal">Rano, gdy słońce poczęło zaglądać do namiotu, dzieci rozpoczęły głośno ziewać, budząc matki, by poszły z nimi do umywalni.</div><div class="MsoNormal">Kiedy gwar spowszechniał, z posłania uniósł głowę adwokat Frueling z Krakowa, ziewnął solo, jak przystoi na wirtuoza i języczkiem wyżępolił poranną serenadę:</div><div class="MsoNormal">-Psiakrew, to człowiek całe życie uważał, aby nie mieć dzieci, a tu cudzy bachor nie daje mi spać!</div><div class="MsoNormal">Słuchacze obdarzyli wirtuoza gromkim śmiechem.</div><div class="MsoNormal">Otrzymałam sukienkę z darów amerykańskich, a po toalecie i śniadaniu, poszłam do Polskiego Czerwonego Krzyża, wzięłam blankiet i napisałam do teściowej do Lwowa 25 dozwolonych słów. Doniosłam, że jestem zdrowa i nie odczuwam braków. Prosiłam o powiadomienie Mietka.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Mama przechodzi końcowe stadium tyfusu brzusznego. Lekarz skierował mamę do szpitala wojskowego.</div><div class="MsoNormal">Zahaczyłam o pracę, przynajmniej coś zarobię. Po południu odnalazła mnie Irusia Sochowa, pracuje w Delegaturze Opieki Społecznej.</div><div class="MsoNormal">-Gdzie twa mama?- zapytała Irusia.</div><div class="MsoNormal">-Chora na tyfus, leży w szpitalu. A co porabia twoja mama?- zapytałam.</div><div class="MsoNormal">Po twarzy Irusi spłynęły duże krople łez. Urywanymi słowy powiedziała:</div><div class="MsoNormal">-Moja mama zmarła trzy dni temu.</div><div class="MsoNormal">-Boże, czy to możliwe, aby takiej zacności człowiek już od nas odszedł?- westchnęłam.</div><div class="MsoNormal">-Na co zmarła twa mama?- zapytałam.</div><div class="MsoNormal">-Na tyfus. Była już rekonwalescentką. Stale pytała o ciebie i twoją mamę.</div><div class="MsoNormal">Ludzie mrą w zastraszający sposób.</div><div class="MsoNormal">Irusia uzyskała dla mnie przepustkę i pojechałyśmy do miasta. Autobus wojskowy zawiózł nas bezpłatnie do centrum stolicy, na ulicę Istambul. Irusia prowadzi mnie szerokimi ulicami, zatłoczonymi ludźmi. Nigdzie nie widzę egzotyki, turbanów, tszadorów, ani mężczyzn w chałatach. Teheran zmodernizowany, odnoszę wrażenie, że jestem w Europie. Na ulicach widzimy Amerykanów, Polaków i zmodernizowanych Irańczyków. Irańczycy noszą dobrze skrojone garnitury, cechuje ich śniady odcień skóry i czarne oczy, lśniące, jak diamenty.</div><div class="MsoNormal">Z ulicy Istambul skręciłyśmy w prawo na ulicę Lalezar, gdzie istniał zmodernizowany handel Teheranu, a okna wystawowe były zatłoczone wszelkiego rodzaju towarem.</div><div class="MsoNormal">Nie mogę oderwać oczu od wystaw sklepowych pełnych wyrobów ze złota, srebra i szlachetnych kamieni. </div><div class="MsoNormal">W myślach robię zapotrzebowanie, niestety, nie posiadam pieniędzy. Kusi mnie kawiarnia i aromat kawy.</div><div class="MsoNormal">Te bogactwa sklepów upajają mnie. Chodzę, jak w zaczarowanym świecie, a kiedy zapłonęły światła elektryczne, myślałam, że to bajka, że uległam halucynacji. Ręką dotykam okien wystawowych i wiodę rozmowę sama ze sobą:</div><div class="MsoNormal">-To wszystko, co widzę, nie jest snem, a rzeczywistością.</div><div class="MsoNormal">Wieczorem, po powrocie do obozu, wyjęłam z torebki podręczny notesik i zanotowałam:</div><div class="MsoNormal">„Godzina 20-sta. Ulice Teheranu rzęsiście oświetlone. Pragnę żyć. Świat taki cudny, a ja sama. W oczach moich migocą reklamy, luksusowe sklepy, limuzyny i nowoczesne domy”.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Mamę odwieziono ambulansem do szpitala wojskowego. </div><div class="MsoNormal">Codziennie odchodzą transporty ludności cywilnej do Afryki, nowe zaś przybywają z Pahlevi.</div><div class="MsoNormal">Wiele osób prosi o wcześniejszy wyjazd do Afryki. Motywują tym, że w Teheranie są uzbrojeni Sowieci, a oni pragną nareszcie odetchnąć od tego widoku.</div><div class="MsoNormal">Pracuję dorywczo. Pojechałam do miasta, sprzedałam złoty pierścionek i wstąpiłam do kawiarni na kawę turecką z ciastkiem. Kelnerzy w Teheranie wiedzą, gdy do stołu zasiada Polka, podają pełen klosz ciastek.</div><div class="MsoNormal">Codziennie odwiedzam mamę i harcuję po mieście by nasycić oczy tym ziemskim bogactwem. Tak byłam zaabsorbowana wystawami sklepowymi, że nie zauważyłam tych wspaniałych meczetów z pięknymi, mozaikowymi kopułami i minaretami.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Po dziesięciu dniach życia pod namiotem, przeniesiono mnie do bloku murowanego. Spanie również koedukacyjne, ale już nie na gołej ziemi, tylko na posadzce z cegieł.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Jestem u mamy w szpitalu wojskowym. Szpital zatłoczony chorymi. Mama odzyskuje samopoczucie, chodzi w pidżamie i reperuje zdrowie owocami.</div><div class="MsoNormal">Mama wzięła mnie pod rękę i zaprowadziła na koniec korytarza, wprowadziła do sali oficerskiej, szeptem powiedziała:</div><div class="MsoNormal">-Tam za parawanem umiera Zygmunt Kostkiewicz, brat stryjeczny męża cioci Mani, adiutant generała Andersa.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">W pierwszych dniach września wezwano mnie telefonicznie do Delegatury Opieki Społecznej.</div><div class="MsoNormal">W wydziale sanitarnym zastałam za biurkiem z poważną miną Marię Jaroszową. Z miejsca zapytała co z mamą, jak się czuje i kiedy widziałam ją ostatni raz?</div><div class="MsoNormal">-Mamę widziałam wczoraj, dzisiaj otrzymałam od niej list.</div><div class="MsoNormal">Po chwili Jaroszowa podziękowała mi za informację.</div><div class="MsoNormal">Schodząc na parter wstąpiłam do biura ewidencji. Podszedł do mnie adwokat Frueling, zapytał:</div><div class="MsoNormal">-Co słychać z mamą? </div><div class="MsoNormal">-Dziękuję, wszystko dobrze. Jutro wyjdzie ze szpitala.</div><div class="MsoNormal">Frueling zrobił duże oczy i wyraził zdziwienie.</div><div class="MsoNormal">Kilka dni później doszła mnie wiadomość, że urzędniczka w szpitalu zamiast odnotować nazwisko mamy pod rubryką wypisanych ze szpitala, wpisała pod rubrykę osób zmarłych.</div><div class="MsoNormal">Znajomi opłakiwali mamę, a ja, poza indagacją, nic nie wiedziałam. To dobry omen. Mama będzie długo żyć.</div><div class="MsoNormal">Byłam w Poselstwie Polskim. Zaniosłam list od mamy dla ambasadora profesora Kota.</div><div class="MsoNormal">Około 15 września zaproponowano mamie pracę w Delegaturze, w wydziale sanitarnym. Mama zrezygnowała z tej pracy na moją korzyść.</div><div class="MsoNormal">Mama nie lubi biurowych kawałków. Jej odpowiadałoby zajęcie stosowne do poziomu wiedzy: tłumaczenie, praca naukowa lub artystyczna. Mama często bierze do ręki czerwony ołówek i podkreśla „Polska w Iranie”. Jako polonistkę, rażą ją styl i błędy.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">21 września rozpoczęłam pracę w Delegaturze Opieki Społecznej w charakterze kancelistki w wydziale sanitarnym.</div><div class="MsoNormal">Delegatura zajmuje budynek w ogrodzie, jak z resztą większość willi i budynków ludzi zamożnych. Odbywam miesięczną próbę z poborami 150 tumanów miesięcznie. Koleżanki powitały mnie serdecznie. Powierzono mi obsługę telefonu i statystykę chorób. Obowiązuje dwurazowe urzędowanie z dwu i pół godzinną przerwą w południe, kiedy panują upały.</div><div class="MsoNormal">Mama opuściła szpital, mieszkamy wspólnie w obozie.</div><div class="MsoNormal">Z Janką Kozakiewiczową siedzimy w kawiarni zaścielonej pięknymi dywanami, pijemy kawę turecką, jemy ciastka i wzajemnie opowiadamy koszmarne przeżycia w Rosji.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Jaroszowa pomogła nam znaleźć pokój. Wynajęłyśmy duży pokój umeblowany za 75 tumanów miesięcznie u Rosjanki, zamężnej za Włocha, pani Cornelli. Mieszkamy na piętrze z widokiem na zadrzewioną ulicę i przepływające kanały. Prosto z naszej baga Sephar Salar, wychodzimy na ulicę Istambul.</div><div class="MsoNormal">Pokój zaścielony dywanem, a w narożniku ikona.</div><div class="MsoNormal">Zapadłam na żółtaczkę, mimo to, chodzę do biura, by nie stracić zajęcia.</div><div class="MsoNormal">Mama w swoim żywiole. Do północy „urzęduje” w lokalu Polskiego Czerwonego Krzyża i gra w bridża, ja zaś chodze do czytelni P.C.K., wertuję gazety z lat ubiegłych, kiedy byłam odcięta od wiadomości i świata.</div><div class="MsoNormal">Nareszcie nadszedł nasz bagaz z Pahlevi.</div><div class="MsoNormal">Co niedzielę piszę obszerny list do Mietka, opisuję etapami miniony czas oraz informuję, co obecnie porabiam.</div><div class="MsoNormal">Nasyciwszy oczy wystawami sklepowymi, odżyła we mnie żyłka amatorki kina. Nieomal codzinnie chodzę do kina, wykupuję tani bilet i z zainteresowaniem obserwuję aktualne dodatki z wojny.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Drożyzna w Teheranie rośnie. Dawniej były w użyciu szaje i krany, dzisiaj w rachubę wchodzą tumany.</div><div class="MsoNormal">Mama grywa na fotrepianie w restauracji „Varsovi”, przy ulicy Lalezar. Poszłam do restauracji, ale zaraz wyszłam, gdy zobaczyłam mamę zabawiającą gości.</div><div class="MsoNormal">U pani Cornelli co sobotę przed ikoną, wiszącą w narożniku pokoju, płonie świeca.</div><div class="MsoNormal">Mama nawiązała kontakt z pułkownikiem lekarzem dr Baboniem i kapitanem Kozakiewiczem. Byli z ojcem na jednej celi w Brygidkach we Lwowie i w Kijowie.</div><div class="MsoNormal">Ojciec posiada piękna kartę z więzienia, darzył współtowarzyszy niedoli ciekawymi referatami z literatury polskiej i opowiadał interesująco podróże do Włoch, Szwajcarii i po Bałkanach. Od czasu, kiedy dotarła do więzienia wiadomość o deportacji rodzin wgłąb Rosji, ojciec popadł w melancholię. W więzieniu kijowskim ojciec podpisał jakiś protokół o zakończeniu śledztwa. Dziesięć dni później wyprowadzili ojca z celi z rzeczami i odtąd zaginął po ojcu wszelki ślad. Obaj panowie oświadczyli mamie:</div><div class="MsoNormal">-Pułkownik już nie wróci.</div>Riannon z Dworu Feillówhttp://www.blogger.com/profile/07370173500863196224noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-3860468698187838091.post-18272237350985423802011-04-25T14:24:00.000+02:002011-04-25T14:24:18.786+02:00Podróż do Teheranu<div class="MsoNormal">14 sierpnia 1942, przed wschodem słońca, załadowano nas na stateczek motorowy. Mamę pozostawiono na pokładzie stateczku, a mnie wyznaczono miejsce pod pokładem. Płynęliśmy do portu prawie godzinę.</div><div class="MsoNormal">Nareszcie stanęłam na gościnnej ziemi irańskiej. U wybrzeży oczekiwali nas żołnierze Armii Polskiej Pomocnicza Służba Wojskowa Kobiet. Wprowadzono nas ku miejscu, gdzie czekały ciężarówki „doczki”. Sprawnie załadowano nas i ciężarówki wyruszyły ku obozowi cywilnemu, rozłożonemu na plaży.</div><div class="MsoNormal">Obóz cywilny podzielony jest na dwie części: brudną i czystą. Nas, przybyszów, ulokowano w części brudnej, gdzie przeszliśmy dezynfekcję, szczepienie, a zniszczone rzeczy odbierano i palono.Dopiero po dezynfekcji zaprowadzono nas do obozu czystego, a z tego obozu odsyłano partiami ciężarówkami do Teheranu, do obozów ludności cywilnej.</div><div class="MsoNormal">Obóż w Pahlevi posiadał charakter obozu przejściowego. Na bambusowe kije narzucono maty, by chroniły przed żarem słońca. Ścian szałasy nie posiadały, a piasek plaży zaścielono matami.</div><div class="MsoNormal">Ocalały bagaż ułożyłyśmy w szałasie. Ubrałam kostium kąpielowy i poszłam zażywać kąpieli w Morzu Kaspijskim, położonym 26 metrów poniżej poziomu właściwych mórz. Morze Kaspijskie nie ma połączenia z innymi morzami, jest zamknięte, jak jezioro.</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi-2FL2T00YY7ZOSznR7qeB1KUfErP9DTnYsoI9JkRJ97orFDkdjK7hCBwf0pisG1gTmFCpkuzbkysJwT75lyq_2MPzyRBSRGw2dMr6aFt9QySi657rk7IPl1CzAPIehTaIFJHSDq7xd_NX/s1600/kaspijskiesat.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi-2FL2T00YY7ZOSznR7qeB1KUfErP9DTnYsoI9JkRJ97orFDkdjK7hCBwf0pisG1gTmFCpkuzbkysJwT75lyq_2MPzyRBSRGw2dMr6aFt9QySi657rk7IPl1CzAPIehTaIFJHSDq7xd_NX/s400/kaspijskiesat.jpg" width="314" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Delegatura Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej wzięła nas w swe posiadanie, nakarmiła gęstą zupą, nagotowaną mięsem oraz białym chlebem, po czym rozdano suchy prowiant: suchary, masło, ser, dżem, a słodką herbatę mogliśmy pić bez ograniczenia. Apetyt dopisywał, ludzie jedli nieustannie, nawet w nocy.</div><div class="MsoNormal">Większość przybyłych z Rosji obarczona jest chorobami jak: szkorbut, awitaminoza, malaria, gruźlica, pelagra i inne. Polacy masowo umierali podczas transportów, postojów, w ogóle na szlakach swych przymusowych wędrówek. Samo Pahlevi liczy ponad dwa tysiące grobów polskich.</div><div class="MsoNormal">Do miasta nie puszczają nas. Irańczycy, właściwie Azerbejdżanie, podchodzą pod nasz obóz i uprawiają handel starą, ciepłą odzieżą. Nabywają ją za smaczne owoce: daktyle, pomarańcze i granatowce. Zachodzimy w głowę, na cóż im ciepła odzież? Z czasem zagadnienie to uległo wyświetleniu. Azerbejdżanie szmuglują starą odzież do Rosji.</div><div class="MsoNormal">Mama wciąż osłabiona, żyje sucharami i herbatą, a w dzień korzysta ze słońca. Złote promienie słońca dodatnio wpływają na mamę, przypominają nam dobre czasy znad Bałtyku.</div><div class="MsoNormal">Obok nas siedzi Stenclowa, żona aptekarza ze Lwowa, gwarzymy o tym i owym. W pewnym momencie spojrzałam na jej rękę. Zauważyłam identyczny pierścionek, jaki ukradli mamie Żydzi w Taszkiencie. Powiedziałam do mamy:</div><div class="MsoNormal">-Popatrz, pani ma taki sam łańcuszkowy pierścionek, jaki tobie ukradli.</div><div class="MsoNormal">-Pierścionek ten kupiłm na bazarze w Jangi Jul od jakiegoś Żyda- wyjaśniła Stenclowa.</div><div class="MsoNormal">-Jeśli to jest mój pierścionek, to ma jedno ogniwo przerwane oraz posiada szczególny znak od środka i pasować będzie na mój czwarty palce- powiedziała mama.</div><div class="MsoNormal">Stenclowa zdjęła pierścionek z palca i podała mamie.</div><div class="MsoNormal">Mama oglądnęła, przymierzyła, mówi:</div><div class="MsoNormal">-To jest mój pierścionek, który mi ukradli.</div><div class="MsoNormal">-W tej chwili nie zbywam go. Gdy będę sprzedawać, pani ma pierwszeństwo pierwokupu- rzekła żona aptekarza, Stenclowa, ze Lwowa.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">17 sierpnia przyjechał do Pahlevi ambasador profesor Kot. Romek Łępicki przyszedł po mamę i zaprowadził ją do ambasadora Kota, gdzie zastali długi ogonek petentów. Mama nie mogła pozwolić sobie na długie czekanie, więc odeszła, ale Romek wyczekał kolejkę i załatwił naszą sprawę wyjazdu do Teheranu.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">18 sierpnia wypłacono nam po 6 tumanów zasiłku. Mama kupiła od domokrążnego sprzedawcy pudełeczko pudru i słoik kremu. Ja zaś kupiłam bułkę z rodzynkami i z miejsca zjadłam.</div><div class="MsoNormal">Zdałyśmy bagaż na transport.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">19 sierpnia, ze wschodem słońca, wyruszyło nas 18-tu „protegowanych”, wygodnym autobusem do Teheranu.</div><div class="MsoNormal">Mijamy liczne wioski irańskie, ulepione z gliny. W wioskach dostrzegamy sklepy pełne towarów. Co kilkanaście kilometrów mijamy posterunki sowieckie, bowiem ta część Iranu jest pod okupacją sowiecką.</div><div class="MsoNormal">Słońce silnie grzeje. Za autobusem suną tumany gęstego kurzu. Mieliśmy postój w przydrożnym seraju, za kilka kranów nabyliśmy szklankę mocnej, słodkiej herbaty.</div><div class="MsoNormal">Po krótkim postoju ruszyliśmy w dalszą drogę i wjechali w łańcuchy gór Elburz. Autobus serpentyną wspina się na szczyty gór. Doliny się zielenią, podnóża miejscami zazielenione. W rzeczywistości góry są gołe. Wzbudzają grozę i lęk. Autobus mknie wąską drogą górską, mijamy liczne, nieubezpieczone, ostre zakręty. Wśród gór napotykamy osiedla, stada baranów i wartko płynące strumyki, użyźniające zbocza i doliny.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgoZu5jpPLrl7ZUZTPNcj4CkRqlCf1esI27-7xmpJlRSKTUEdCVsdE66hCiVHiQhqZvlyMKQmX7Go4iUA71btvui2mAzpbxZDeR4ldqdy32OyVbPMQ80c0Aso42Vs_f51DaM5VgA3D8vYR3/s1600/elburz.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgoZu5jpPLrl7ZUZTPNcj4CkRqlCf1esI27-7xmpJlRSKTUEdCVsdE66hCiVHiQhqZvlyMKQmX7Go4iUA71btvui2mAzpbxZDeR4ldqdy32OyVbPMQ80c0Aso42Vs_f51DaM5VgA3D8vYR3/s400/elburz.jpg" width="393" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">W górach, w nędznej osadzie, mieliśmy postój. Szofer zmienił w chłodnicy gorącą wodę na zimną. Pijemy słodką herbatę. Mama zamawia jajka, ale właściciel seraju inaczej nie gotuje, jak 12-ście sztuk.</div><div class="MsoNormal">-Popatrz Ewo, zamówiłam 12-ście jaj, bo karczmarz nie chciał mniej gotować. Trudno mi zrozumieć świat. Tam w Rosji niczego nie ma, a tu wmuszają w człowieka, aby nabył więcej, aniżeli potrzebuje- wyraziła swe żale mama.</div><div class="MsoNormal">Minęliśmy łańcuch gór i późną nocą przybyliśmy do Kazwinu. Miasto murowane, zabudowane domami parterowymi. Tu i ówdzie miga światełko. Mieszkańcy pogrążeni są we śnie. Autobus stanął przed okazałym gmachem. Wyszedł do nas lekarz- Polak i o zdrowie zapytał.</div><div class="MsoNormal">Po odświeżeniu twarzy, nakarmili nas, dali koce i na czystej sali umożliwiono nam odpoczynek. Rano zjedliśmy śniadanie i wyruszyliśmy w dalszą drogę.</div><div class="MsoNormal">Przejeżdżamy przez Kazwin. Ujrzeliśmy żołnierzy sowieckich, a na placu czerwoną karuzelę.</div><div class="MsoNormal">Za Kazwinem stanęliśmy przed szlabanem, wzniesionym na ruchliwej drodze. Wyszedł oficer sowiecki, szofer okazał dokumenty. Oficer przeliczył oddzielnie mężczyzn, odzielnie niewiasty i oddzielnie dzieci. Żołnierz sowiecki uniósł szlaban i droga do Teheranu była wolną.</div><div class="MsoNormal">Towarzyszący nam oficer-Polak powiedział:</div><div class="MsoNormal">-Nareszcie jesteśmy wolni od wpływów sowieckich.</div><div class="MsoNormal">Wjechaliśmy w strefę okupacji angielsko-amerykańskiej. Nigdzie na drogach nie widać szlabanów, ani posterunków.</div><div class="MsoNormal">Mijamy równinę, wioski i karawany wielbłądów. Wszędzie są sklepy pełne towaru. Obserwujemy krajobraz i jemy cukier kostkowy.</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_NEmlPnVb_dnGNzc3-7YZVcKubkwIXaVvfGuPHQpFZlBYl4yA4YDCATGQbqCgTv2y_2ghZO8F3GZt1EiorPk3X1iSgYuJ7c9w1HoFY_-PAecgafLQYcy-ipbLg_rd8XmyV5Iog4mYipqR/s1600/teheran.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_NEmlPnVb_dnGNzc3-7YZVcKubkwIXaVvfGuPHQpFZlBYl4yA4YDCATGQbqCgTv2y_2ghZO8F3GZt1EiorPk3X1iSgYuJ7c9w1HoFY_-PAecgafLQYcy-ipbLg_rd8XmyV5Iog4mYipqR/s400/teheran.jpg" width="341" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">21 sierpnia po południu, około godziny 3-ciej, wjechaliśmy do stolicy Iranu- Teheranu. Miasto pachnie czystością, ulice szerokie, asfaltowane, domy nowoczesne. Mieszanina stylów: islamski, współczesny oraz widzimy liczne ozdoby, rozety i kolumny wzorowane na sztuce Achemenidów, dynastii panującej w Iranie 600-300 lat a.C.n., a nad miastem dominują samnickie kopuły i timurowskie minarety.</div><div class="MsoNormal">Minęliśmy miasto, wjechaliśmy na szosę, potem skręcili w lewo i drogą polną zajechaliśmy do obozu cywilnego dla wygnańców, oznaczonego numerem 2.</div><div class="MsoNormal">Mamę oddałam do szpitala, a sama, zgodnie z nakazem, zaszłam do sali, by przejść przegląd lekarski i kąpiel.</div><div class="MsoNormal">Rozebrane do naga, przeszłyśmy przed lekarzem, po czym odbyłyśmy gorącą kapiel pod prysznicami.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal"><br />
</div>Riannon z Dworu Feillówhttp://www.blogger.com/profile/07370173500863196224noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3860468698187838091.post-39903629481936896032011-04-19T15:49:00.000+02:002011-04-19T15:49:21.580+02:00Ciężka droga ku wolności.<div class="MsoNormal">Stoimy w blasku księżyca na stepie, otworzyliśmy walizki, worki i zawiniątka, przygotowani do rewizji celnej. W tym pada nowe zarządzenie, że rewizję celną przejdziemy po przeciwnej stronie toru.</div><div class="MsoNormal">Znowu taszczymy bagaż na nasyp, a potem toczymy w dół toru. Otworzyliśmy bagaż i czekamy. W tym to czasie żandarm polski chodzi z workiem i zbiera sowieckie pieniądze dla tych, którzy nie mogą z Rosji wyjechać.</div><div class="MsoNormal">Sowietki obchodzą długi rząd wędrownych tułaczy i przewracają w szczątkach dobytku. Moją walizkę przewróciła sowietka do góry nogami. Niczego podejrzanego nie znalazła. To, co było wartościowe, zabrali mi we Lwowie.</div><div class="MsoNormal">Po rewizji celnej skierowano nas, ludność cywilną, do obozu woskowego i umieszczono w pustym baraku. Tu oświadczono nam, że do portu jest około 8 kilometrów, drogę tę każdy, łącznie z bagażem, musi odbyć własnym asumptem. Jedynie dzieci i chorzy zostaną przewiezieni wojskowymi samochodami ciężarowymi.</div><div class="MsoNormal">Trzeba zlikwidować część bagażu, bo któż doniesie go aż 8 kilometrów? Bieliznę oddałam do szpitala wojskowego, a rzeczy rozdałam wśród tych, co niczego nie posiadali. Wiele pamiątek osobistych spaliłam. Ludzie masowo palą rzeczy.</div><div class="MsoNormal">Mama zostanie przewiezioną do portu, a mnie wypadło pójść pieszo. Przyłożyłam głowę o walizki i drzemię.</div><div class="MsoNormal">Około północy w baraku powstał ruch. Jedni jedzą, drudzy redukują bagaż, a wielu już wyruszyło w drogę do portu. </div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Po półocy wyruszyłam ku portowi. Brnę po kostki w piachu pustynnym. Niosę walizkę, co kilkanaście kroków przekładam z ręki do ręki, to biorę na plecy i tak tonę w sypkim piachu.</div><div class="MsoNormal">Coraz częściej odpoczywam. Nastaje brzask dnia. Nie wiem, czy uszłam połowę drogi? Cóżby jeszcze wyrzucić? Futro chcę uratować, bielizny nie mam. Posiadam kostium i trzy zapasowe sukienki. Co kilka kroków odpoczywam. Gwałtownie nastaje świt. Z oddali widzę idącego człowieka-Rosjanina. Zdąża ku mnie. Ustawiłam walizkę i czekam, aż nadejdzie.</div><div class="MsoNormal">-Słuchajcie, mam lekką walizkę, pomóżcie ją zanieść do portu, a dam wam złoty pierścionek.</div><div class="MsoNormal">Rosjanin wzruszył ramionami.</div><div class="MsoNormal">-Mnie nie potrzeba.</div><div class="MsoNormal">-To dam wam pierścionek z brylantem- powiedziałam.</div><div class="MsoNormal">-Też mi nie potrzeba. Daj mi coś do zjedzenia- powiedział nędznie odziany robotnik.</div><div class="MsoNormal">-Dam wam konserwę mięsną, sucharów i mydło- zaproponowałam.</div><div class="MsoNormal">Rosjanin wziął walizkę na barki i szedł raźnym krokiem. Ani razu nie przystanął i nie przekładał walizki. Zziajana, z trudem, dotrzymywałam mu kroku.</div><div class="MsoNormal">W porcie dałam Rosjaninowi umówioną konserwę mięsną, sucharów i kostkę mydła. Rosjanin, na widok jedzenia, złożył nieproletariacki ukłon i w podrygach podążał do domu.</div><div class="MsoNormal">Okazałam legitymację i wpuszczono mnie do miejsca ogrodzonego, przylegającego do molo.</div><div class="MsoNormal">Zastałam tam sporo ludzi, którzy jeszcze wczoraj wieczorem wyszli z bagażem. Twarze ich przemęczone, a mężczyźni zarośnięci.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Tuż przy molo stał zakotwiczony statek. Załadowują wojsko, a my czekamy kolejki. Około godziny 10-tej przyjechała mama. Zjadłyśmy po dwa suchary i wypiłyśmy wrzątek, zabarwiony mlekiem skondensowanym.</div><div class="MsoNormal">Około południa rozpoczęto wpuszczać na statek cywilów. Po pomoście, z walizką w ręce, weszłam na pokład statku. Wielu z przemęczenia, będąc w połowie drogi na statek, wypuściło z rąk bagaż. Z głuchym łoskotem poszedł na dno morza.</div><div class="MsoNormal">Cywilom wyznaczono miejsca na pokładzie, w pobliżu komina. Zajęłam miejsca dla mamy i siebie, a żołnierze pomogli mamie wnieść bagaż na statek.</div><div class="MsoNormal">Urządziłam legowisko i ułożyłam chorą mamę. Leżymy stłoczeni, jak śledzie w beczce. Zajęłam miejsce wśród chorych, by pielęgnować mamę. Z mej prawej strony leży mama, z lewej jakaś 40-to letnia niewiasta, żona oficera, będącego w niewoli niemieckiej. Niewiasta ta wygląda jak 70-cio letnia staruszka, zupełnie sterana, siedziała w łagierze.</div><div class="MsoNormal">Po zapewnieniu miejsca na pokładzie, opuściłam dzbanuszek na linie na łódeczkę i za kawałek mydła, nalano mi litr chłodnej wody źródlanej. Inni płacili za wodę garderobą lub żywnością.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Statek prymitywny. Przebiegam wśród mrowia ludzkiego i dopytuję o locus. Wskazano mi jakąś budę, zbitą z desek, u burty. Przed instytucją tą zastałam długi ogonek potrzebujących.</div><div class="MsoNormal">Słońce powoli zachodzi, statek ruszył. Wojsko zaopatrzyło nas w żywność: konserwy i suchary. Mama prawie nic nie je, tylko pije.</div><div class="MsoNormal">Leżę pomiędzy dwiema chorymi niewiastami i obserwuję, jak krwawe słońce ginie w ciemnozielonych wodach. Strudzona przejściami ostatnich dni i nocy, zasnęłam.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Noc. Na sklepieniu niebios roziskrzone gwiazdy. Słychać szum motoru i prucie fal. Odsuwam obwisłą głowę mej sąsiadki i układam na posłaniu. Z piersi chorej słyszę rzężenie i charczenie. Obok chorej leży jej siostra. Zbudziłam ją, odkryła prześcieradło, powiedziała:</div><div class="MsoNormal">-Siostra w agonii.</div><div class="MsoNormal">Pobiegłam po lekarza i siostrę. Pokład zatłoczony śpiącymi. Nastały ciemności. Nie ma wspólnego przejścia. Stopami wyczuwam wolne miejsca, często kogoś nadepnę, obrzuca mnie „komplementami”. Nie zrażona, zdążam do sanitariatu, by przyjść z pomocą obłożnie chorej.</div><div class="MsoNormal">Odszukałam sanitariat, zgłosiłam wypadek siostrze dyżurnej, przyrzekła pomoc.</div><div class="MsoNormal">Przybył ksiądz w skarpetkach, udzielił ostatniego namaszczenia olejami świętymi. Ległam przy umierającej, wsłuchana w jej rzężenie. Oddech chorej chrapliwy. Cóż mogę jej więcej pomóc? Chora zaksztusiła się charczącym oddechem, potem wszystko ustało. Czuję, że ciało tężeje. Siostra chorej odchyliła prześcieradło i stwierdziła zgon.</div><div class="MsoNormal">O świcie przyszła siostra sanitarna z sanitariuszem. Obwinęli zmarłą w prześcieradło, na piersi ułożyli cegłę, obwiązali sznurkiem i zwłoki opuścili przez burtę, bez ceremonii, na wieczne odpoczywanie, na dnie Morza Kaspijskiego.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Statek płynie wolno, słońce ostro grzeje. Ludzie wciąż biegają, to do locusu, to za wodą. A to, że ktoś ubiegłej nocy zmarł, to takie zwyczajne. W śmierci, wygnańcy, wyrwani z ziemi ojczystej, widzą wybawienie od ziemskich mąk i cierpień.</div><div class="MsoNormal">Mama leży, pije tylko wodę.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">13 sierpnia, pod wieczór, statek przybił do irańskiego portu Pahlevi. Nie dobił do brzegu, ponieważ port nie posiada należytej głębokości.</div><div class="MsoNormal">Pod statek podpłynęły mniejsze stateczki motorowe i na nie załadowano wojsko.</div><div class="MsoNormal">Całą noc wyładowywano wojsko. My, cywile, nie śpimy. Stoimy u burty i czekamy kolejki.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div>Riannon z Dworu Feillówhttp://www.blogger.com/profile/07370173500863196224noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3860468698187838091.post-6691287639238760312011-04-17T18:01:00.000+02:002011-04-17T18:01:33.991+02:00Ewakuacja<div class="MsoNormal">Do miasta Jangi Jul napłynęło mnóstwo bezdomnych wyrostków w wieku od 12-tu do 16-tu lat. Pochodzą z europejskiej Rosji, będącej obecnie terenem działań wojennych. Wyrostki w biały dzień napadają niewiasty i wydzierają im z rąk torebki.</div><div class="MsoNormal">Idąc do kasyna na obiad, napadło mnie kilku wyrostków, jeden z nich usiłował wyrwać torebkę. Dałam mu parasolem po głowie, a łobuz ciskał we mnie kamieniami i ohydnie przeklinał.</div><div class="MsoNormal">Z początkiem lipca wojsko i ludność cywilną poczęła gnębić dyzenteria. Ustępy wprost oblegano, ale większość wychodzi w pole.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal"> Generał Anders poleciał do Moskwy. Krążą fantastyczne pogłoski. Jedni przepowiadają ewakuację, inni, że armia wyruszy na front kaukazki.</div><div class="MsoNormal">Generał Anders powrócił z Moskwy. Na arenie plotkarskiej zapanowała cisza.</div><div class="MsoNormal">Kilka dni później rozpoczęto sporządzać spisy rodzin wojskowych i wcielono do armii wszystkich wyczekujących na przyjęcie. Wskazuje to na rychłą ewakuację.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal"> 17 lipca dotarła wiadomość o aresztowaniach delegatów i urzędników Delegatur Opieki Społecznej. Każdy pyta, co będzie z nami?</div><div class="MsoNormal">Podczas obiadu w kasynie mówiono szeptem. Krążą pogłoski o zaostrzeniu kursu.</div><div class="MsoNormal">Mama zachorowała na tyfus brzuszny, leczę ja sama. Chorobę mamy ukrywam przed znajomymi, bo nie pragnę pozostawić mamy w Rosji, na wypadek ewakuacji.</div><div class="MsoNormal">Brakuje mi sił. W dusznej izdebce leży mama, a tu słyszę różne wersje: to aresztowania, to, że nie będzie ewakuacji, to znowu determinacyjne rozmowy.</div><div class="MsoNormal">W Jangi Jul żyjemy więcej nerwowo, jak pod okupacją sowiecką we Lwowie. We Lwowie uważaliśmy Sowietów za wrogów, dzisiaj, wobec świata, uchodzą za sprzymierzeńców.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal"> Koniec lipca 1942. Żyjemy pod wrażeniem wyjazdu do Iranu. Panuje podniecenie. Cóż ja pocznę z mamą? Wciąż gorączkuje.</div><div class="MsoNormal">Dzisiaj wracam z obiadu o godzinie 4-tej po południu, w towarzystwie Romka Łempickiego i Jana Szumowskiego. Mijamy klomb, obsadzony kwiatami. Romek, aczkolwiek flegmatyczny i małomówny, dzisiaj z przekonaniem koloryzuje nasz wyjazd z Rosji. Co chwilę przystajemy i słuchamy jego wywodów, pełnych otuchy i wiary.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal"> Obok klombu, niedaleko głównego wejścia do dowództwa, stał czarny samochód osobowy, wyglądający na limuzynę.</div><div class="MsoNormal">-Któż to mógł przyjechać?- powiedział Romek.</div><div class="MsoNormal">Obserwujemy klomb i samochód i te drzewa uginające się od owoców.</div><div class="MsoNormal">Z gmachu dowództwa wyszedł wysoki mężczyzna w ubraniu cywilnym.</div><div class="MsoNormal">-To Tadeusz Irzycki- zauważył Szumowski.</div><div class="MsoNormal">Z samochodu osobowego nagle wyszło dwóch „pelikanów”, podeszli ku Iżyckiemu, rozmawiali z nim, po czym otoczyli Iżyckiego i zaprowadzili do limuzyny. „Pelikany” zrobiły ruch rękami. Iżycki wszedł do samochodu i za nim weszli pospiesznie „pelikany”. Jeszcze nie zdążono zamknąć drzwiczek, a samochód ruszył pełnym gazem.</div><div class="MsoNormal">-Czy pani widziała, co się stało?- zapytał Szumowski</div><div class="MsoNormal">-To auto dziwnie ruszyło- powiedziałam.</div><div class="MsoNormal">-Zaaresztowali człowieka- powiedział Szumowski.</div><div class="MsoNormal">Nazajutrz potwierdzono, że N.K.W.D. zaaresztowało oficera polskiego, czekającego na umundurowanie. Generał Anders złożył ostry protest.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal"> Sierpień. Termin wyjazdu bliski. Chorobę mamy ukrywam, inaczej przepadnie wyjazd.</div><div class="MsoNormal">Ludzie biegają, dopełniają formalności, sprawdzają, czy umieszczono ich na liście do wyjazdu.</div><div class="MsoNormal">7 sierpnia obwieszczono transport. Odchodzi jutro.</div><div class="MsoNormal">Całą noc czuwałam przy mamie. Nad ranem temperatura opadła, kryzys szczęśliwie minął. Bogu dzięki!</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">8 sierpnia, ze wschodem słońca, przystąpiłam do pakowania bagażu. Mama wstała i drżącymi rękami naciągnęła suknię. Po chwili wbiegł ppor. Hamaluk, oświadczył, abyśmy już były gotowe. Uzyskał ciężarówkę, podwiezie nas na stację kolejową. </div><div class="MsoNormal">Nadjechała ciężarówka. Zeskoczył ppor. Hamaluk i pyta o bagaż. </div><div class="MsoNormal">-Jeszcze nie gotowy- oświadczyłam.</div><div class="MsoNormal">Objawił niezadowolenie, łapie nasze rzeczy, wrzuca do walizki i przygniata kolanem. Umieścił nasz bagaż na ciężarówce, a nam kazał przyjść na stację kolejową.</div><div class="MsoNormal">Do podręcznej torby dopakowałam drobiazgi i pobiegłam na stację kolejową. Mamie poleciłam podążać za mną.</div><div class="MsoNormal">Mama z trudem przyszła na stację kolejową. Usadowiłam mamę na bagażu, sama zaś poszłam zapytać, w jaki sposób będziemy zajmować miejsca w wagonach, czy według kolejności, czy dowolnie.</div><div class="MsoNormal">Wojsko zajmuje wagony osobowe, nam wyznaczono ciepłuszki, wagony towarowe z pryczami. Chodziło o to, by jak najwięcej wywieźć ludności cywilnej.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal"> Pod budynkiem stacji kolejowej czeka grupa rodzin wojskowych, przeważnie niewiasty i dzieci. Słońce dokucza. Cywile siedzą spokojnie i cierpliwie wyczekują kolejki.</div><div class="MsoNormal">Po południu rozpoczęto wpuszczać ludność cywilną na peron. Ppor. Hamaluk przysłał dwóch żołnierzy, wzięli nasz dobytek i zajęli dla nas dwa wygodne miejsca na pryczy przy oknie.</div><div class="MsoNormal">Mama chwiejnym krokiem doszła do wagonu, urządziłam posłanie z koców i położyłam mamę. Troskliwy ppor. Hamaluk dostarczył nam pięciolitrową bańkę przegotowanej wody.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal"> W wagonie jedzie 25 osób: mężczyźni, kobiety i dzieci. Każdy zajął miejsce, urządził legowisko i z upragnieniem czeka tej chwili, kiedy ruszy pociąg.</div><div class="MsoNormal">W drzwiach wagonu stoją polscy żandarmi wojskowi z karabinami.</div><div class="MsoNormal">Po południu, koło godziny 3-ciej pociąg ruszył. „Pasażerowie” zrobili znak krzyża i szeptali modlitwy, aby Bóg pozwolił im ujrzeć ziemię obiecaną- ziemię Iranu.</div><div class="MsoNormal">Ledwo pociąg ruszył, pasażerowie siedzący pod nami, poczęli wołać:</div><div class="MsoNormal">-Woda leje się na głowy!</div><div class="MsoNormal">Byłam zniewoloną wylać większą część wody z bańki.</div><div class="MsoNormal">Pociąg mknie. Locusu nie ma. Na postojach korzystamy z rowu. Na jednej ze stacji pociąg ruszył bez sygnału, więc w ostatniej chwili wskakiwaliśmy do pociągu. Większość pasażerów cierpi na dyzynterię, więc postanowiliśmy, że na każdej stacji schodzić będzie dwóch pasażerów z potrzebą fizjologiczną i że czynność tę uskutecznią tuż przy wagonie.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal"> Mijamy pola uprawne, wioski uzbeckie, miasta i miasteczka. Nocą minęliśmy Samarkandę, miejsce spoczynku Timur Lenga, znanego nam Tamerlana. I w sogdiańskiej Marakandzie obozował Aleksander Wielki.</div><div class="MsoNormal">W wagonie panuje porządek. Mama leży. Żyje sucharami i herbatą, której dostarcza ppor. Kryszczyński.</div><div class="MsoNormal">Pociąg w pełnym biegu, mijamy stacyjki i rozjazdy. Za Jangi Buchara wjechaliśmy w step, następnie w pustynię Turkmenii, pokarbowaną wydmami piaszczystymi. Rzadko wdzimy krzewy saksaułu, dostarczające grubych korzeni na opał.</div><div class="MsoNormal">Turkmeni mają ciemny odcień skóry, niewiasty noszą barwne szaty oraz ozdoby w uszach, nosie i na nogach. Turkmeni to potomkowie starożytnych Turańczyków, znanych z Shah-namah, ksiąg królewskich, przekazanych przez irańskiego poetę Firdaus’ego z Tus.</div><div class="MsoNormal">Turkmenia o charakterze pustynnym. Za Aszhabadem, stolicą Turkmenii, poczęły dochodzić nas fantastyczne plotki, że z Rosji niczego wywieźć nie wolno, zwłaszcza przedmiotów z metali. Łapię prymus za nóżki i wyrzucam na pustynię. Ledwie to uczyniłam, z innych wagonów poczęto wyrzucać prymusy.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal"> 10 sierpnia, pod wieczór, stanęliśmy na wysokim nasypie toru kolejowego pod Krasnowodziem. Z jednej strony mam widok na morze Kaspijskie i obóz wojskowy, z drugiej strony na step. Ktoś wydał zarządzenie, aby zejść z nasypu w step, bowiem tam przejdziemy rewizje celną. Zataszczyłyśmy, a raczej zepchnęłyśmy bagaż po stromym nasypie w step.</div>Riannon z Dworu Feillówhttp://www.blogger.com/profile/07370173500863196224noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3860468698187838091.post-77695983102056571282011-04-15T09:43:00.000+02:002011-04-15T09:43:26.889+02:00Wycieczka do Taszkientu<div class="MsoNormal">Każdej soboty są wyświetlane dla wojska polskiego filmy. Chodzimy na nie, dla zabicia czasu.</div><div class="MsoNormal">Życie żołnierzy polskich skupione jest w namiotach. Nowo przyjętych do armii najpierw odżywiają, a kiedy nabędą sił, zostają wdrażani w ćwiczenia praktyczne i teoretyczne. Armia polska bez uzbrojenia. Tylko nieliczni oficerowie posiadają rewolwery. Dziwne to wojsko polskie, ćwiczące bronią wystruganą z drzewa.</div><div class="MsoNormal">Żołnierze sterani więzieniami i łagierami, bez broni, obstawieni na każdym kroku „pelikanami”.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Ambasador Kot przyznał mamie stałe zaopatrzenie w wysokości 500 rubli miesięcznie.</div><div class="MsoNormal">Do Jangi Jul dzień w dzień napływają rodziny wojskowych i inni, w tym wiele osób co dopiero zwolnionych z więzień i łagierów. Ci ostatni, są to ludzie w łachmanach, bosi, brudni, zawszawieni, owrzodzeni i z czynną dyzenterią.</div><div class="MsoNormal">Pieczę nad rodzinami wojskowymi przejęli z własnej inicjatywy oficerowie. Dzielą się konserwami, pomagają zameldować w Milicji, ułatwiają osiągnięcie chleba, a nade wszystko adoptują nas, jako rodzinę, wobec władz sowieckich, by ułatwić wyjazd z Z.S.S.R.</div><div class="MsoNormal">Jesteśmy pod opieką młodego podporucznika Tadeusza Hamaluka. Dba o nas i dopilnowuje, abyśmy mogły wyjechać, gdy tylko będzie transport.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">3 maja wypadł szczęśliwie w niedzielę. Urządzono akademię, było okolicznościowe przemówienie, które uprzednio przeszło sowiecką cenzurę.</div><div class="MsoNormal">Oficerowie polscy żyją nerwami, są skryci, małomówni, bowiem cała działalność naszego dowództwa, jest pod jawną i tajną kontrolą N.K.W.D.</div><div class="MsoNormal">Z Londynu powrócili generałowie Anders i Szarecki. Krążą pogłoski o nowej ewakuacji wojska i rodzin wojskowych do Iranu.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Przez Jangi Jul przepływa kanał Kurkundziuk. Stanowi o życiu w tym rejonie. Nawadnia pola w czasie, gdy od maja do połowy listopada, nie spadnie kropla deszczu. Nad kanałem Polacy urządzili plażę. Plaża na glinie, a woda mętna, raczej brudna, podobna do kałuży. Na południu rzeki są przeważnie mętne.</div><div class="MsoNormal">Ton na plaży nadają posiadacze kostiumów kąpielowych, ale większość mężczyzn zażywa kąpieli w kalesonach, spodniach, a niektórzy w damskich reformach, czym wywołują śmiech.</div><div class="MsoNormal">Na plaży panuje demokracja, płeć, wiek i szarża nie odgrywają roli, bo upały panują od rana do wieczora.</div><div class="MsoNormal">Pod koniec maja, za pośrednictwem referatu rodzin wojskowych, otrzymałam kilka listów od Mietka. Pisze, że zdrów, że coraz bardziej zbliżamy się ku końcowi naszej rozłąki.</div><div class="MsoNormal">„Kiedy minie burza wojenna, a świat odetchnie spokojem, postaram się wynagrodzić ci te wszystkie cierpienia”.</div><div class="MsoNormal">Wieczorem, po zachodzie słońca, zachodziłam w pole, porosłe kukurydzą, siadałam na skarpie ariku i wysyłałam gorące uczucia ku zachodowi, rozważając każde słowo wykaligrafowane ręką przez męża mego.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">W ostatnich dniach maja w Jangi Jul wielkie poruszenie. Przybywa biskup polowy, ksiądz Gawlina. Mimo upału wre praca. Czynią przygotowania do bierzmowania i uroczystości Bożego Ciała.</div><div class="MsoNormal">Od wczesnego rana plac, pomiędzy dowództwem a szpitalem, zatłoczony jest wiernymi. Mszę świętą celebrował ksiądz biskup Gawlina. Nastrój podniosły, a z boku obserwują to wydarzenie Rosjanie i Uzbecy.</div><div class="MsoNormal">Od ołtarza mówił ksiądz biskup:</div><div class="MsoNormal">-Niebo błękitne, jak nigdy u nas, bez chmur, upajająco pachną katalpy, egzotyczna przyroda cudna, a jednak ile dalibyśmy, by znaleźć się teraz wśród naszych drzew i pól, gdzieś w cichym kościółku, podczas procesji Bożego Ciała.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRzPwwQThoo5Jm8B0O0zD-qdP4KqwZ0P0k3Jl6GkRvWpHhCR41zY7ddne7cDxHo4rNErFgPUHVjCaMpnW4V2-D7vK3711Tnn3afrjDoQyg9u7azdWpW1bUc9xsvjtTwpskb7bmtfOy-NbV/s1600/kosciolek.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="286" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRzPwwQThoo5Jm8B0O0zD-qdP4KqwZ0P0k3Jl6GkRvWpHhCR41zY7ddne7cDxHo4rNErFgPUHVjCaMpnW4V2-D7vK3711Tnn3afrjDoQyg9u7azdWpW1bUc9xsvjtTwpskb7bmtfOy-NbV/s400/kosciolek.jpg" width="400" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Po twarzach naszych, na myśl o ojczyźnie, płynęły łzy. Po mszy świętej była defilada wojskowa.</div><div class="MsoNormal">Przyjazd księdza biskupa wlał w serca nasze otuchę i wiarę i na chwilę zapomnieliśmy, gdzie przebywamy.</div><div class="MsoNormal">Po wizycie biskupa z ust nie schodzi Iran- ten piękny kraj, znany z historii starożytnej. Tam, w Iranie, jest co jeść, panuje wolność i swoboda.</div><div class="MsoNormal">Podporucznik Hamaluk wynalazł dla nas małą izdebkę u Uzbeka. Mieszkamy w sąsiedztwie dowództwa. W nowym mieszkaniu bezpieczniej, bowiem inne izby zajmują oficerowie polscy.</div><div class="MsoNormal">Uzbek posiada winnicę i krowę. Na zagrodzie panuje wzorowy porządek. Naszego Uzbeka nie zaciągnięto do czerwonej armii, jak z resztą wielu innych. Uzbecy są elementem niepewnym, przeciwni ustrojowi komunistycznemu. Długo stawiali opór kołchozom, masowo ginęli z bronią w ręce, walcząc o wolność swego kraju, a wielu ginęło w piwnicach N.K.W.D. i sporo Uzbeków zaludniło łagiery na dalekiej północy, gdzie wyniszczały ich mrozy.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Po podwórzu biega maleńka Bachrinza, ubrana w zielone szarawary. Ojciec jej od południa przebywa na bazarze, a pod wieczór kitmenem rozbija spieczone grudy ziemi i nawadnia pola.</div><div class="MsoNormal">Gospodyni codziennie czerpie wodę z arika, filtruje ją kilkukrotnie przez lniane płótna i zlewa do olbrzymiej, zakrytej kadzi, stojącej u wejścia do sieni.</div><div class="MsoNormal">-Z kadzi nie wolno czerpać wody własnym naczyniem- zatroczyła gospodyni.</div><div class="MsoNormal">Mama zaczerpnęła czystą filiżanką wody z kadzi. Zobaczyła to Uzbeczka, wybiegła, przechyliła kadź i wylała całą zawartość tak mozolnie przefiltrowanej wody, po czym gruntownie oczyściła kadź, a kiedy przepływała woda arikiem, od nowa naczerpała wody, przefiltrowała i napełniła kadź. Przestrzegła nas, byśmy nie czerpały wody własnym naczyniem. Taka czystość panuje u Uzbeków, toteż są wolni od chorób tropikalnych.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Wieczorem na podwórzu syczy samowar, gospodarze spożywają obfity posiłek: pilaw, ryż z baraniną lub samsa, pierogi nadziewane mięsem i cebulką, nan, lepioszki chleba i kisz misz, rodzynki, a na zakończenie piją słodki, zielony czoj.</div><div class="MsoNormal">My korzystamy z wrzątku i zjadamy kolację: kawał chleba, czasami amerykańską konserwę mięsną.</div><div class="MsoNormal">Wieczorami odwiedzają nas oficerowie polscy. Dla odprężenia nerwów gramy w bridża.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Późnym wieczorem przybył ppor. Hamaluk. Przyniósł wiadomość, że N.K.W.D. zaaresztowało w Łunaczarsku pod Taszkientem, męża zaufania, porucznika Władysława Bugajskiego. Na obecnych padł strach. Chodzą słuchy, że oficerowie polscy giną bez śladu. Ponoć dowództwo trzyma nazwiska aresztowanych w tajemnicy, by nie wywołać paniki. Interwencje nie pomagają, a N.K.W.D., jak zawsze w takich wypadkach, nic nie wie.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Od czasu do czasu wojsko nasze urządza dowcipne rewie, koncerty oraz tańcówki. Na tańcówki przychodzi wiele Rosjanek. Większość Polaków w tańcach udziału nie bierze.</div><div class="MsoNormal">Zaprzyjaźnieni z nami oficerowie obdarowują nas konserwami i śledziami. Śledzie są artykułem zamiennym. Chętnie nabywają je Rosjanie, dają za śledzia masło, lub zsiadłe mleko ze śmietanką.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Czynność oficera dyżurnego na stacji kolejowej w Kaufmańskaja pełni, między innymi, ppor. Hamaluk. Idąc do służby, wychodzi obładowany konserwami, tytoniem, lub chlebem. Wszystko to zanosi sowieckim urzędnikom kolejowym za „błat”, ułatwienia w nabyciu biletów kolejowych, czy też otrzymanie wagonu dla przewozu rodzin wojskowych. Za łapówkę można nabyć bilet kolejowy, przeprowadzić zameldowanie w Milicji, uzyskać kartki na chleb, w ogóle wszystko.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Koniec czerwca 1942. Położenie na froncie ciężkie. Niemcy zajmują Kaukaz. N.K.W.D. stosuje coraz to nowe szykany. Ponoć istnieje poufny rozkaz, aby oficerowie, poza obozem, chodzili gromadnie, a co najmniej we dwójkę.</div><div class="MsoNormal">Jutro oficer płatnik jedzie do Taszkientu do Banku. Jako asysta jedzie z nim dwóch oficerów. Namówiono mnie i jeszcze jedną Polkę, byśmy im towarzyszyły.</div><div class="MsoNormal">Owinęłam w chusteczkę kawał chleba i sowieckim samochodem ciężarowym, przekazanym naszej armii do użytku, pojechaliśmy do Taszkientu.</div><div class="MsoNormal">Wojskowy kierowca wprawnie mija arby, zaprzęgnięte w wielbłądy lub osły. Tu i ówdzie mijamy pożółkłe ścierniska zebranego jeszcze w maju jęczmienia. Pola pokryte kanałami irrygacyjnymi. Główne kanały obsadzono drzewami morwy, której owoce, czerwono i bladoróżowe, wywołują dyzynterię.</div><div class="MsoNormal">Po godzinie jazdy ujrzeliśmy kontury Taszkientu. Ciężarówka wbiegła w szeroką, asfaltowaną ulicę. Miasto tonie w cieniu wysokich, strzelistych topoli i rozłożystych drzew uruku, moreli. Po obu brzegach ulicy ciągną ariki, przepływa nimi woda, która służy do użyźniania roślinności i na potrzeby domowe.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhH_bCOWRElKhz6xq5lkpmrTkFFZlbHaKgKV9zApl9UYDbA5gX1hWpTRjfKcnJVt-yN8QMRD0bN9yYCua_UdN-BcZnOLQKxcFd4iwEJEVEMnjECgv9egRS_qJklbSaj_-79graNtRJtePT_/s1600/taszkient2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="255" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhH_bCOWRElKhz6xq5lkpmrTkFFZlbHaKgKV9zApl9UYDbA5gX1hWpTRjfKcnJVt-yN8QMRD0bN9yYCua_UdN-BcZnOLQKxcFd4iwEJEVEMnjECgv9egRS_qJklbSaj_-79graNtRJtePT_/s400/taszkient2.jpg" width="400" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Taszkient jest schludny i czysty. Na ulicach widać przeważnie Rosjan, tubylcy żyją na przedmieściu, w starej dzielnicy, w domach glinianych.</div><div class="MsoNormal">Po mieście chodzimy gromadą, również do Banku poszliśmy razem.</div><div class="MsoNormal">Po załatwieniu formalności służbowych, wyruszyliśmy na miasto. Idziemy głównymi ulicami, gdzie istnieją sklepy rządowe. W jednej z witryn wystawnych zauważyłam bogatą wytstawę: mydeł toaletowych, kremów, pudrów, wód kolońskich i kwiatowych, perfum, kredek do ust i inne akcesoria dla niewiast.</div><div class="MsoNormal">-Wstąpmy do sklepu, zapytam choćby o ceny- zaproponowałam.</div><div class="MsoNormal">Oficerowie powiedziali chórem:</div><div class="MsoNormal">-W sklepie niczego nie ma.</div><div class="MsoNormal">Nie dałam wiary, choć już dwa lata przebywam w Rosji. Nacisnęłam błyszczącą klamkę, pchnęłam drzwi i weszłam do sklepu, nasyconego zapachem perfum i wód kwiatowych. Półki i gablotki zawalone towarem, ale to były makiety.</div><div class="MsoNormal">Za ladą sklepową siedział łysawy, o rysach semickich, sprzedawca.</div><div class="MsoNormal">Zapytałam o wodę kolońską</div><div class="MsoNormal">-Dzisiaj niczego nie ma- powiedział.</div><div class="MsoNormal">-No i co, kto miał rację?- zapytali oficerowie.</div><div class="MsoNormal">W innych, szerokich witrynach, wystawiono różnorodne wędliny, sery, jajka, bloki masła, pieczywo, ale to wszystko było z gipsu, a sklepy świeciły pustkami.</div><div class="MsoNormal">Po przemierzeniu miasta wzdłuż i wszerz, kupiliśmy u ulicznego sprzedawcy- Uzbeka, kilka świeżych ogórków. Podzieliłam swój kawałek chleba, który zjedliśmy z ogórkami i zapiliśmy winem. Wino można było nabyć bez ogonka.</div><div class="MsoNormal">W końcu poszliśmy do jedynego sklepu jubilerskiego, gdzie sprzedawcami byli Żydzi. W sklepie zastaliśmy nieco wyrobów ze srebra i kilka przedmiotów ze złota (zegarek kieszonkowy, papierośnica). Ceny są niewspółmiernie wysokie. W gablotach wystawiono kilka antyków, stanowiły resztki dawnej świętości, zapewne zdobiły zamożne domy mieszczańskie.</div><div class="MsoNormal">Jako upominek imieninowy, zakupiliśmy kasetkę z chińskiej laki na papierosy, po czym zdrowo i cało powróciliśmy do Jangi Jul.</div>Riannon z Dworu Feillówhttp://www.blogger.com/profile/07370173500863196224noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-3860468698187838091.post-10087716512329938752011-04-12T14:12:00.000+02:002011-04-12T14:12:12.618+02:00W Uzbekistanie.<div class="MsoNormal">W Arisie, węzłowej stacji kolejowej, zdobyłam obiad: zupę z kapustą i porcję kaszy, okraszonej kwaśnym mlekiem. Nabycie obiadu ułatwił mi przygodny kolejarz, mający prawo zakupu obiadu bez ogonka.</div><div class="MsoNormal">W Arisie wsiadł do naszego przedziału podoficer sowiecki. Przyniósł ze sobą niesamowitą ilość jaj. Usiadł na ławie i ze spokojem obierał ugotowane na twardo jajka i jadł. Zjadł ich 59 sztuk.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">6 kwietnia, po południu, stanęliśmy w Taszkiencie, stolicy Uzbekistanu. Bilety mamy do stacji Kaufmańskaja, ale stacją docelową pociągu jest Taszkient.</div><div class="MsoNormal">Nakazano nam opuścić stację kolejową i przeprowadzić „kompasirówkę” biletów.</div><div class="MsoNormal">Wzięłyśmy bagaż na plecy i wyszłyśmy przed budynek stacji kolejowej. Plac przydworcowy zatłoczony jest ludźmi, siedzą na dobytku. Wyszukałyśmy skrawek wolnego miejsca i złożyły bagaż.</div><div class="MsoNormal">Mama usiadła na bagażu, bowiem w Taszkiencie strasznie kradną, a ja poszłam zasięgnąć informacji, kiedy odchodzi pociąg na Samarkandę i w sprawie kompasirówki.</div><div class="MsoNormal">Pociąg odchodzi o 8-mej wieczorem, kompasirówkę biletów wojskowych mogę przeprowadzić przy specjalnym okienku o godzinie 7-mej, czyli godzinę przed odejściem pociągu.</div><div class="MsoNormal">Powiadomiłam mamę, a sama poszłam poszukiwać kolejowego ustępu. Znalazłam niedaleko ogródka dworcowego, tuż przy kolejowej szopie towarowej. Ustęp pobielony na kolor jasno-niebieski,<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>a wejście prowadzi z lewej strony. Przybytek otwarty na oścież, po schodach płynie uryna, zmieszana z kałem. Pod budynkiem uskuteczniają swoje potrzeby zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Jedni na grubo, drudzy na cienko.</div><div class="MsoNormal">Obeszłam zabudowanie, wszędzie są ludzie. Wolnego, dyskretnego miejsca nie znalazłam. Nie ma innej rady, jak pójść śladem tych, którzy od tygodni obozują pod dworcem, czekając na bilety kolejowe, by jechać dalej.</div><div class="MsoNormal">Mam godzinę czasu do kompasirówki, wyruszyłam więc na miasto. Poszłam ulicą, wiodącą prostopadle od centrum dworca, minęłam rzeczkę Czirczik i wyasfaltowaną ulicę zabudowaną niskimi, parterowymi domkami. Poszłam ku śródmieściu. Ponieważ czas uchodzi, spojrzałam na te budowle o mieszanych stylach, na te kopuły i wieżyczki, wzorowane na sztuce islamskiej.</div><div class="MsoNormal">Stanęłam przy okienku kolejowym. Przede mną stoją żołnierze sowieccy- też czekają na kompasirówkę.</div><div class="MsoNormal">O 7-mej godzinie urzędnik uchylił okienko i rozpoczął zaopatrywać bilety kolejowe w pieczątkę i numery wagonów.</div><div class="MsoNormal">Wręczyłam nasze bilety kolejowe, spojrzał na plan, odstemplował i zaznaczył numer wagonu.</div><div class="MsoNormal">Wzięłyśmy bagaż na plecy i wąskimi ścieżkami, wśród mrowia ludzkiego, idziemy ku bramie, wiodącej na peron kolejowy.</div><div class="MsoNormal">Kontrolerka u wejścia na peron, sprawdziła bilety i wpuściła nas.</div><div class="MsoNormal">Kilka minut po godzinie 8-mej wieczorem, przy blasku seledynowego księżyca, wsiadłyśmy do wagonu kolejowego. Na stacji panuje zgiełk, tłumy nędznie odzianych ludzi zaległy peron. Nasz wagon zatłoczony młodymi Żydami z Polski. Są hałaśliwi, nie wzbudzają zaufania, stanowia raczej męty społeczne spod znaku taty Tasiemki z Warszawy. Siedzimy na bagażu, trzymamy bagaż rękami i nogami.</div><div class="MsoNormal">Młoda Żydówka z tej szajki rozpoczęła głośno zawodzić, wreszcie straciła przytomność. Jej współtowarzysze wołali:</div><div class="MsoNormal">-Kobieta zemdlała!</div><div class="MsoNormal">Podskoczyło kilu Żydów, by ją ratować. Wzieli omdlałą na ręce i wychodzą, gdy w tym zgasło światło. Słyszymy klątwy i krzyki wynoszących omdlałą.</div><div class="MsoNormal">Gdy wynieśli omdlałą, przybyła przewodnica wagonu. Zapaliła światło, a mama krzyknęła:</div><div class="MsoNormal">-Zginął mój neseserek!</div><div class="MsoNormal">Wybiegłam przed wagon, ale po szajce ani śladu. Zgłosiłam kradzież milicjantowi, pocieszył mnie w zmartwieniu:</div><div class="MsoNormal">-Trzeba było lepiej pilnować.</div><div class="MsoNormal">Wróciłam do przedziału, aby szajka nie okradła nas z reszty bagażu.</div><div class="MsoNormal">W neseserku mama trzymała lwią część uratowanej biżuterii: kolię brylantową i kolczyki z brylantami oraz bezcenne pamiątki i fotografie.</div><div class="MsoNormal">Po utracie neseserka mama popadła w zadumę. Milczy, twarz jej pokryta zimnym marmurem, zapewne obwinia mnie, że pchnęłam ją do tego wyjazdu.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Około godziny 10-tej wieczorem stanęłyśmy na stacji kolejowej Kaufmańskaja. Wytaszczyłyśmy bagaz z wagonu na peron. Zamierzałam pójść na poszukiwanie polskiej placówki, w tym, jak spod ziemi, wyrósł przed nami oficer żandarmerii z biało czerwoną opaską na ramieniu i przywitał nas:</div><div class="MsoNormal">-Dobry wieczór.</div><div class="MsoNormal">Zapytał, ile osób przyjechało?</div><div class="MsoNormal">-Proszę zaczekać, przyślę chłopców, pomogą paniom przenieść bagaż na placówkę dworcową- powiedział polski żandarm wojskowy.</div><div class="MsoNormal">-Szkoda wielka, że panie nie przyjechały wcześniej. Cztery dni temu odszedł ostatni pociąg z ludnością cywilną do Iranu. Da Bóg, że i my wyjedziemy z tego kraju- pocieszył nas dyżurny żandarm.</div><div class="MsoNormal">Nie trwało długo, przyszli żołnierze, zabrali nasz bagaż i zaprowadzili nas na placówkę. Była to schludna izdebka z podłogą. Na stole spały dzieci, a na ławce odpoczywał schorowany staruszek. Rozścieliłam koce na podłodze, pod głowę dałam walizki, byle dobrnąć do rana.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Staruszek gdera, przywołuje do spokoju, ale dziecko nie pomne przestróg, co chwila przerywa ciszę nocy. Stróżone drogą, bezpieczne pod strażą naszych żandarmów, zasnęłyśmy snem kamiennym, marząc o wolnej i szczęśliwej Polsce.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Rano obmyłyśmy twarze w mętnej wodzie. Niebo było lazurowe, a powietrze przepojone zapachem lata.</div><div class="MsoNormal">-Wpierw dopełnimy formalności, choćmy do dowództwa armii- powiedziała mama.</div><div class="MsoNormal">Idziemy drogami, ścieżkami, zakretami przez drewniany most, potem pod górkę i znalazłyśmy się w sadzie kwitnących jabłoni.</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1t2xli-PYsWU5e_CmpVdEd8RJMJ9ciVXCkngV8wzh0RwKqNnjqYXG7qmU04AvEE5_WmCvj7HBx484ZVKSsZChJ-Ypfjidj8Kn93bI1cW1fDPq8b3xv7sFyGpfNS0-EGPepySpLt2UyhGB/s1600/jablon.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="286" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1t2xli-PYsWU5e_CmpVdEd8RJMJ9ciVXCkngV8wzh0RwKqNnjqYXG7qmU04AvEE5_WmCvj7HBx484ZVKSsZChJ-Ypfjidj8Kn93bI1cW1fDPq8b3xv7sFyGpfNS0-EGPepySpLt2UyhGB/s400/jablon.jpg" width="400" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Mama przystanęła, lewą dłonią przysłoniła oczy i jakby w zachwycie, podnieconym głosem, powiedziała:</div><div class="MsoNormal">-To tu, to tu we śnie prowadziła mnie babcia.</div><div class="MsoNormal">-Widzisz, babcia cię tu przywiodła, a ty utrudniałaś mi wyjazd z Urdżaru-zrobiłam zarzut.</div><div class="MsoNormal">-Ale Żydzi okradli mnie z biżuterii- powiedziała mama.</div><div class="MsoNormal">Człowiek nie powinien przedkładać życia nad kosztownościami, cóż znaczą błyszczące kamienie w kraju, gdzie nie ma chleba. Wszystko na ziemi ułudne, a my tak ulegamy tej ułudzie.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Żandarmowi, stojącemu na warcie, okazujemy udostowierenia i wyjaśniamy cel przybycia. Na dyżurce wypisano przepustkę wstępu i stanęłyśmy w długim korytarzu.</div><div class="MsoNormal">Szefa sanitarnego, generała profesora Szareckiego, nie zastałam. Przyjął nas adiutant. Mama, mimo podeszłego wieku, pragnie również wstąpić do służby sanitarnej.</div><div class="MsoNormal">Adiutant poszedł na naradę do Komendantki Pomocniczej Służby Kobiet- Wysłouchowej. Po chwili powrócił, zakomunikował nam, że mama, z powodu przekroczonego wieku, nie może zostać przyjętą, otrzyma opiekę ze strony rodziny wojskowej. A co do mnie, postanowiono, albo zaczekam na generała Szareckiego, przebywającego w Wreskoje, gdzie istnieje centrum przeszkolenia sanitarnego, albo zrezygnuję ze służby sanitarnej, gdyż ośrodek ma więcej chętnych, niż etatów. Usłużny oficer doradził:</div><div class="MsoNormal">-Lepiej niech pani darzy opieką matkę i skorzysta z opieki społecznej. Gdy będziemy wyjeżdżać, to panie zabierzemy, jako żonę podpułkownika i żonę podporucznika.</div><div class="MsoNormal">Podziękowałam za inforamcję i radę i z miejsca poszłyśmy do biura opieki nad rodzinami wojskowymi, gdzie wypłacono nam zaległy zasiłek wojskowy. Mama odszukała biuro delegata Ambasady przy Dowództwie Armii i poprosiła o wysłanie telegramu do ambasadora Kota, powiadamiając go o swoim przyjeździe do Jangi Jul.</div><div class="MsoNormal">Kapitan Niemira zaopatrzył nas w karteczki na chleb i obiady. Doradzono nam, abyśmy wynajęły kąt u Uzbeka i poczekały na wyjazd za granicę.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Obeszłyśmy zagrody uzbeckie, poszukująć izby. Wszystkie izby w pobliżu dowództwa zajęte przez Polaków. W południe znalazłyśmy możliwą izbę u Mołdawianki, w chacie położonej tuż nad kanałem Kurkundziuk. Płacimy za izbę 200 rubli miesięcznie, jest znacznie oddalona od gmachu dowództwa, ale innej rady nie mamy. Może w przyszłości zdobędziemy inne mieszkanie.</div><div class="MsoNormal">Przechodzień, student lwowskiej Politechniki, Żyd, za porcję chleba pomógł nam zataszczyć rzeczy do nowej siedziby.</div><div class="MsoNormal">Po złożeniu rzeczy poszłyśmy do kasyna oficerskiego na obiad.</div><div class="MsoNormal">Kasyno pod zarządem sowieckim. Do stołu usługują młode oficjantki Rosjanki, obserwują stołowników i skwapliwie podsłuchują rozmów.</div><div class="MsoNormal">Obiad był z zupy, drugiego dania i kompotu z suszonych owoców. </div><div class="MsoNormal">Obiady są drogie. W zależności od kalkulacji, od 3 do 8 rubli, mało treściwe, toteż od stołu wstajemy prawie głodne.</div><div class="MsoNormal">Na piętrze, w zatłoczonym korytarzu, odnaleźliśmy Kozioła ze Lwowa. Wydał nam kartkowy chleb, a jako dodatek dla stałych klientek ze Lwowa, dorzucił nam po porcji chleba.</div><div class="MsoNormal">Co chwila spotykamy znajomych., jedni w mundurze, inni żyją przy wojsku.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Gospodyni posiada troje małoletnich dzieci, męża powołano do wojska. Mieszka we własnej chałupie, ulepionej z gliny, wokoło zagrody istnieje sad owocowy, a w chlewie krowa, karmicielka dzieci. Gospodyni pracuje w fabryce przetworów mięsnych, stamtąd przynosi w południe dzbanuszek zupy, która, łącznie z porcjami chleba, stanowi całodzienne pożywienie rodziny.</div><div class="MsoNormal">Uzbecy robią dodatnie wrażenie, są czyści i schludnie odziani. W żadnym wypadku nie można porównać ich z Kazachami. Z zagród uzbeckich bije czystość i zasobność. Domy Uzbeków z gliny, ale wokół zagród są sady owocowe, winnice i ogrody warzywne. Ich ulubionym owocem jest uruk, morele.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Nareszcie mamy gazety polskie. Armia wydaje „Orła Białego”, a ambasada „Polskę”. Prócz tego są codzienne komunikaty ścienne, zawierające ostatnie wiadomości z frontów.</div><div class="MsoNormal">Niemcy, z wszystkich sił, uderzyli na Kaukaz, dążą do zawładnięcia pól naftowych.</div><div class="MsoNormal">W miasteczku Jangi Jul jest nowa droga. Codziennie, od rana do zachodu słońca, czynny bazar. Na bazarze kołchoźnicy sprzedają płody rolne, a na drugiej części, zwanej „tunkuczki”, sprzedają przechodzone rzeczy: meble, naczynia stołowe, narzędzia porządkowe, odzież i obuwie. Powodzenie ma handel wymienny. W cenie chleb, mydło, tytoń, wódka, kalosze i obuwie. Odzieżą rynek nasycili Polacy.</div><div class="MsoNormal">Kiedy na stepie kazachskim głucho i pusto, w Uzbekistanie istnieje zupełnie inne życie. Zawiera pozory swobody, a ten handel i czojhany, herbaciarnie obsługiwane przez Uzbeków, każą zapomnieć, że żyjemy w Związku Sowieckim.</div><div class="MsoNormal">Przez uzbeckimi herbaciarniami wiszą olbrzymie, podłużne latarnie, pochodzące z dobrych czasów. Uzbecy przesiadują na drewnianych wzniesieniach przed czojhanami i spijają z filiżanek bez uszka, niesłodki czoj, herbatę, zagryzając kisz-miszem, rodzynkami. Wieczorem, na otwartym ogniu, na długich żelaznych pręcikach, wysmażają baranie szaszłyki. Zjadają je z pokrojoną, silnie napaprykowaną cebulą.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiknpc2fNB8y9G9ClMOCXtdlbZToqGJEIgsKsLz7XmyYGGkjUsCc8vU9a2P-sQ2gOt26dC_kK0zHqbmG24yf4tXmS7Xw-tuQ9VfwUG1QZtXRffIqGY2pFQ2SoDygz2jXrsFZU3v2LUtoDgO/s1600/uzbek1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiknpc2fNB8y9G9ClMOCXtdlbZToqGJEIgsKsLz7XmyYGGkjUsCc8vU9a2P-sQ2gOt26dC_kK0zHqbmG24yf4tXmS7Xw-tuQ9VfwUG1QZtXRffIqGY2pFQ2SoDygz2jXrsFZU3v2LUtoDgO/s400/uzbek1.jpg" width="227" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjM0wGvR4WE4DTd0wmgQEcQEVb41YbFGoKEhXgh6EEvt101Fr8W1a8XVDEEarAQWfv1qnA-ZhPi0a399tkk-ExICLWBs7IpxuJt2LbLMaHkLhlF_yfyKypR7kl4GuW-IxuhbnS9wXdJ55E6/s1600/uzbek2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="267" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjM0wGvR4WE4DTd0wmgQEcQEVb41YbFGoKEhXgh6EEvt101Fr8W1a8XVDEEarAQWfv1qnA-ZhPi0a399tkk-ExICLWBs7IpxuJt2LbLMaHkLhlF_yfyKypR7kl4GuW-IxuhbnS9wXdJ55E6/s400/uzbek2.jpg" width="400" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br />
</div><div class="MsoNormal">Uzbecy noszą watowane chałaty, długie buty, a na głowach okrągłe, wyszywane czapeczki, zwane tibitejkami. Koszule noszą po wierzchu, podwiązują je barwnymi chustami, a u boku zwisają ostre sztylety. Niewiasty noszą długie, szerokie szarawary i wyszywane koszule, a wierne córki Mohammeda zakrywają twarze parandżami, zasłonami utkanymi z włosia końskiego. Czarnookie dziewczęta splatają włosy w liczne warkoczyki i noszą szaty, bijące żywymi kolorami.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">W Jangi Jul jest czynnych kilka fryzjerni, w tym jedna w stylu europejskim: manicure, pedicure, ondulacja oraz istnieje kilka rządowych sklepów, w których można nabyć książki, igruszki, zabawki, ocet, mieloną kawę z żołędzi, proszek do zębów i guziki.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div>Riannon z Dworu Feillówhttp://www.blogger.com/profile/07370173500863196224noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-3860468698187838091.post-50156548179569256912011-04-08T19:23:00.000+02:002011-04-08T19:23:00.930+02:00Pożegnanie z Urdżarem.<div class="MsoNormal">Krótko przed Bożym Narodzeniem otrzymałam telegram, nadany z Buzułuku, przez szefa sanitarnego Armii Polskiej, generała profesora Szareckiego, następującej treści:</div><div class="MsoNormal">Przyjeżdżajcie Sztab Armii Polskiej Taszkient”.</div><div class="MsoNormal">Nareszcie wyruszymy z Urdżaru. Po poradę poszłam do męża zaufania Jagiełłowicza, pokazałam mu telegram i poprosiłam o pomoc w uzyskaniu biletu „wojennego”.</div><div class="MsoNormal">Jagiełłowicz przeczytał telegram, oświadczył:</div><div class="MsoNormal">-Nic pomóc nie mogę, bo oni (Sowieci) na pewno tego telegramu nie uznają.</div><div class="MsoNormal">Po pierwszej fali radości, wyszłam z placówki polskiej załamana.</div><div class="MsoNormal">Stanęłam na śniegiem pokrytej ulicy, rozmyślając, co by tu zrobić?</div><div class="MsoNormal">Widocznie władze sowieckie czynią nam przeszkody i wezwań do Armii Polskiej nie honorują, jeśli nasz mąż zaufania odmówił mi pomocy.</div><div class="MsoNormal">Postanowiłam pójść sama do sowieckiego „wojenkomatu”. Weszłam do ponurego budynku, którego korytarz był zawieszony odezwami i afiszami propagandowymi. Przyjął mnie komendant pułkownik, urzędował w czapie na głowie. Wziął do rąk telegram, przeczytał, powiedział, że mogę jechać na bilet wojenny, skoro będzie transport.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Czekamy wiadomości o ojcu. Do Urdżaru przyjeżdża wielu zwolnionych z łagieru, ale mego ojca nie widać.</div><div class="MsoNormal">Boże Narodzenie spędziłyśmy w nastroju wyjazdu. Sprzedaję własne rzeczy, mama rzeczy nie sprzedaje.</div><div class="MsoNormal">W ostatnich dniach napłynęło do Urdżaru mnóstwo uchodźców, Żydów z Mińska i liczne rodziny Niemców nadwołżańskich. Niemcy są schludnie odziani, zaopatrzeni w naczynia domowe, maszyny do szycia i wszyscy znają język niemiecki.</div><div class="MsoNormal">Drożyzna rośnie, pieniądz bez wartości, ale władze sowieckie dbają o rozrywki mieszkańców. Co jakiś czas zjeżdża do Urdżaru moskiewska trupa.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhS2ORSqhE9KUFsiXQEBRr39TJMV0K_aLtX1w4xb1uGF9DkhQD611epS_dj9ohainn4dl9Eua7f4zBoRfxlGLHV39V2gSpae-NxiXM2rJpR6dE1Xd7RAv2fQfNP_yWBK0ii7AJB0JvzG_0T/s1600/liliput.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="286" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhS2ORSqhE9KUFsiXQEBRr39TJMV0K_aLtX1w4xb1uGF9DkhQD611epS_dj9ohainn4dl9Eua7f4zBoRfxlGLHV39V2gSpae-NxiXM2rJpR6dE1Xd7RAv2fQfNP_yWBK0ii7AJB0JvzG_0T/s400/liliput.jpg" width="400" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">W styczniu 1942 zjechali na występy lilipuci, odziani w futerka, a na nogach mieli lakierki.</div><div class="MsoNormal">Mama zaczepiła karła o starczej twarzy, zapytała:</div><div class="MsoNormal">-Dokąd wy teraz jedziecie?</div><div class="MsoNormal">Karzeł zrobił poważną minę, powiedział:</div><div class="MsoNormal">-Mamy jeszcze w tym rejonie obrobotać trzy kołchozy, potem pojedziemy dalej.</div><div class="MsoNormal">Wielu naszych chłopców i dziewczyn stawało przed komisją poborową, zostali przyjęci do Armii Polskiej.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Grono Polaków urządza w cerkwii „Wieczór Polski”. Wdziałyśmy futra, by gwoli solidarności, wziąć udział w wieczorze. Wychodząc spostrzegłam, że lampa przygasa.</div><div class="MsoNormal">-Dolejmy benzyny do lampy, bo później bęzie ciężko ją zapalić- powiedziałam do mamy.</div><div class="MsoNormal">Mama trzyma w ręce płonącą zapałkę, a ja nalewam z bańki benzyny do lampy. W tym powstał jeden wielki płomień, nastąpiła detonacja i mama stanęła w płomieniach, jak pochodnia Nerona.</div><div class="MsoNormal">Do izby wbiegł Anton, chwycił płonącą mamę i wyniósł na podwórze, tarzająć ją w śniegu.</div><div class="MsoNormal">Pożar ugaszono. Mama ma spalone włosy na głowie i popieczone ręce, a aAntoni doznał poparzenia rąk. Z izby wyleciały drzwi z zawiasami i okno z ramą.</div><div class="MsoNormal">Przyszłyśmy na zakończenie wieczoru, widocznie Bóg nie życzył sobie, abyśmy poszły profanować dom, przeznaczony na modlitwę.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Mąż zaufania, Władysław Jagiełłowicz, nie dotrzymał słowa. Wykorzystując okazję wyjazdu poborowych, do transportu dołączył żonę i córkę. </div><div class="MsoNormal">Z połowy drogi wrócili niektórzy poborowi, między innymi Helebrand z odmrożonymi stopami. W połowie drogi przeładowano poborowych na ciężarówki, a że Jagiełłowicz wyjeżdżał z rodziną, nie starczyło miejsca dla poborowych, więc byli zniewoleni powrócić do Urdżaru.</div><div class="MsoNormal">Stanowczo musimy wyjechać. Mam przeczucie, że Armia nasza opuści Rosję.</div><div class="MsoNormal">-Chyba teraz, po wyjeździe Jagiełłowicza, nie masz złudzeń?- powiedziałam do mamy.</div><div class="MsoNormal">Codziennie przemierzam 4 kilometry do Dorstroju, zarządu dróg, pytając, kiedy odchodzi ciężarówka do Ajaguzu?</div><div class="MsoNormal">Mama dalej obstaje, by jeszcze poczekać, ale ja nerowo nie mogę znieść Urdżaru.</div><div class="MsoNormal">Nakłaniam mamę, aby sprzedała rzeczy, bowiem bagaż w podróży, to młyński kamień u nogi.</div><div class="MsoNormal">Mama niechętnie przystępuje do wyprzedaży rzeczy. Wyznacza za swe rzeczy tak wysokie ceny, abym nie mogła ich sprzedać. Wysprzedaję swoje rzeczy i dokładam róznicę do sprzedanych rzeczy mamy. Zdaję sobie sprawę, że ani mama, ani ja, nie jesteśmy w stanie panować nad bagażem.</div><div class="MsoNormal">Zadawalam mamę mało wartościowymi rublami, byle wyjechać z Urdżaru.</div><div class="MsoNormal">-Ostatnią poduszkę wyciągasz matce spod głowy i sprzedajesz- lamentowała mama.</div><div class="MsoNormal">-Czynię to dla naszego wspólnego dobra. W przyszłości będziesz mi wdzięczną- powiedziałam.</div><div class="MsoNormal">Po wielu zabiegach i wyczynach przyznano mi dwa miejsca w otwartym samochodzie ciężarowym, odchodzącym rano do Ajaguzu.</div><div class="MsoNormal">Babuszce zaniosłam przyrzeczone swego czasu wiadro, a ona nazajutrz rano, przyniosła świeżo upieczony chleb, suchary i kołaczyki.</div><div class="MsoNormal">Babuszka pożegnała mnie ze łzami w oczach. Prosiła, abym o niej nie zapomniała, po czym pobłogosławiła mnie, życzyła zdrowia i poleciła opiece boskiej.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">30 marca 1942 o godzinie 8-mej rano, otulone w futra karakułowe, zajęłyśmy miejsca w samochodzie ciężarowym, załadowanym workami i pustymi bańkami.</div><div class="MsoNormal">Na ciężarówce siedzi stłoczonych 15-ście osób, w tym 13-ście Polaków. Ciężarówka przebiegła Urdżar i wjechała na szosę, wiodącą w kierunku Ajaguzu. Rowy przydrożne zawiane sypkim śniegiem, miejscami widać jedynie górę słupów telegraficznych, wystających z nasypów śnieżnych. Nierzadko ciężarówka przebija zaspy śniegu, naniesione na szosę przez buran. Ciężarówka mknie, by wieczorem stanąć w Ajaguzie.</div><div class="MsoNormal">Około południa mieliśmy krótki postój w aule, położonym tuż przy gościńcu. Szofer nabrał w kołchozie benzyny do bańki, wypalił papierosa, skręconego z machorki w gazecie i wyruszyliśmy w dalszą drogę. Drugi postój mieliśmy pod wieczór, również w aule. Po zachodzie słońca, wypełzł ze stepu mroźny wicher i smagał nas do samej północy, aż do Ajaguzu.</div><div class="MsoNormal">Zmarznięte do szpiku kości, odszukałyśmy żone majora Duszyńską. Przygotowała dla nas kąt. Była pusta izba, ale zawsze dach nad głową, bowiem w Ajaguzie zima w pełni. Owinęłyśmy nogi, by nazajutrz dopełnic szereg formalności i wyruszyć w dalszy etap.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">1 kwietnia, z rana, odszukałam „wojenkomat”. Zbadali dokumenty i kazali przyjść po bilet kolejowy za dwa dni. Mama poszła do naszej placówki, gdzie sprawy rodzin wojskowych załatwiał Zdzisław Deszberg. Z miejsca zaofiarował załatwienie formalności, związanych z nabyciem biletów kolejowych.</div><div class="MsoNormal">Wynajęłyśmy kąt w izbie kazachskiej, by przeczekać, aż nadejdzie nasza kolejka wyjazdu.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Ajaguz posiada kilka piętrowych domów, zbudowanych z drzewa. Inne są ulepione z gliny. Z aprowizają bieda, o wrzątek trudno. Biegam z dzbanuszkiem na stację kolejową do pociągów nadchodzących z Nowosybirska lub z Arisu, by przy bufecie nabyć zupę, lub zdobyć wrzątku.</div><div class="MsoNormal">O bilet kolejowy jestem spokojna. Deszberg budzi zaufanie. Gna po sowieckich urzędach i pomaga w wyjeździe Polakom.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">3 kwietnia. Powiadomił nas Deszberg, że jutro rano bęziemy mogły wyjechać, ale pod warunkiem, że zdobędziemy „sanobrobotkę”, zaświadczenie z łaźni, że przeszłyśmy kąpiel i dezynfekcję garderoby.</div><div class="MsoNormal">Łaźnia w dzień zajęta przez poborowych, dla cywilów dostępna w nocy.</div><div class="MsoNormal">Pod wieczór mama zajęła miejsce w ogonku do łaźni, a ja poszłam do Kazacha, by zamówić furmankę na jutro o godzinie 6-tej dla odwiezienia bagażu.</div><div class="MsoNormal">Weszłam do izby kazachskiej, zatłoczonej Kazachami. Siedzieli w kucki na podłodze, zaścielonej słomianą matą i coś żywo dyskutowali. Wstał starszy Kazach i zapytał, co mnie do niego sprowadziło. Proszę o odwiezienie bagażu na stację kolejową. Kazach wiedzie ze mną rozmowę i przez cały czas rozmowy, niby ze zwyczaju, szczypie mnie po rękach i plecach, a siedzący Kazachowie objawiali dziką radość.</div><div class="MsoNormal">-Dobrze. Jutro rano o 6-tej przyjadę po twoje rzeczy- przyrzekł Kazach.</div><div class="MsoNormal">Dopiero o godzinie 2-giej w nocy przeszłyśmy łaźnię i parnię noszonych rzeczy. Wróciły z parni wymięte i podniszczone.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">4 kwietnia, przed godziną 6-tą rano, przyjechał Kazach z arbą, zaprzęgniętą w konia. Załadowałyśmy bagaż i wyruszyły do stacji kolejowej.</div><div class="MsoNormal">Przed nadejściem pociągu przybył Deszberg, wręczył nam bilety kolejowe i pomógł zająć miejsce w pociągu.</div><div class="MsoNormal">Mama zajęła górną ławkę, a ja dolną, a rzeczy ulokowałyśmy na półce bagażowej i pod ławą. Około godziny 10-tej pociąg ruszył w kierunku na Taszkient.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Siedzę przy oknie wagonu i zza szyby obserwuję widnokrąg stepu, obramowany ośnieżonymi górami Tarbagataj. Mijamy gliniane auły, rozjazdy kolejowe, miasteczka stepowe i rozległy step spowity w puszystym śniegu.</div><div class="MsoNormal">Wybiegam na stacje kolejowe, by zdobyć wrzątek. Dopiero pod wieczór wagon nasz szczęśliwie stanął pod budynkiem z napisem „kipiatok”. Nabrałam pełen dzbanuszek wrzątku.</div><div class="MsoNormal">Od gór Ala Tau step zmienił oblicze. Znikł śnieg, a słońce nie szczędziło nam błogiego ciepła. Pod wieczór wjechaliśmy w step pokryty bujną trawą.</div><div class="MsoNormal">Na stacjach kolejowych coraz częściej widzimy wieśniaków, sprzedających suszone owoce, gotowane jajka, pieczone kury, mleko, twaróg, masło, ale chleba nikt nie sprzedaje.</div><div class="MsoNormal">Kupuję to, co wpada mi w ręce, bo jak ja nie kupię, kupi ktoś inny.</div><div class="MsoNormal">Stopniowo zrzucamy z siebie ciepłą odzież. Z Urdżaru wyjechałyśmy w futrach, obecnie mamy na sobie letnie sukienki.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">5 kwietnia, pod zachód słońca, pociąg wjechał w step, pokryty dywanem bucharskim, skąpany w promieniach słonecznych, usiany dzikimi, czerwonymi tulipanami i wjechaliśmy w rozległe sady owocowe, kuszące biało czerwonym kwieciem. Powietrze upaja odurzającym zapachem kwiatów, traw i wyziewami gleby.</div><div class="MsoNormal">Współpodróżni zmieniają się, nie jadą tak daleko, jak my. W Ałma Ata weszło do naszego przedziału trzech dobrze odzianych Rosjan. Nawiązali z nami rozmowę, a wreszcie handel. Sprzedałyśmy zimowe płaszcze i pimy.</div><div class="MsoNormal">Współpodróżni wypytują o Polskę, warunki życia i inne szczegóły. W rozmowie jesteśmy powściągliwi, ażeby za nieopatrzne słowo nie wpaść w ręce N.K.W.D.</div><div class="MsoNormal">Chcąc nieznajomym Rosjanom zrobić przyjemność, powiedziałam:</div><div class="MsoNormal">-U was również są ładne materiały, widzę to po waszym płaszczu. Materiał wniczym nie ustępuje materiałom angielskim.</div><div class="MsoNormal">Na to Rosjanin, wskazując palcem na swój płaszcz, powiedział:</div><div class="MsoNormal">-Kupiłem w 1939, gdy byłem we Lwowie.</div><div class="MsoNormal">Skierowałam rozmowę na klimat.</div>Riannon z Dworu Feillówhttp://www.blogger.com/profile/07370173500863196224noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-3860468698187838091.post-60705746794483578182011-04-05T18:37:00.002+02:002011-04-05T18:37:40.798+02:00Przepowiednia<div class="MsoNormal">Za pośrednictwem dr Szybalskiego otrzymałam adres szefa sanitarnego Armii Polskiej, generała profesora Szareckiego. Napisałam podanie o przyjęcie do służby sanitarnej. Z niecierpliwością oczekuję wezwania.</div><div class="MsoNormal">Listy od Mietka nie przychodzą więcej. Sytuacja na froncie sowieckim ciężka. Gazety piszą o odparciu ataku niemieckiego na Moskwę. W środowiskach polskich istnieje pogląd, że ostra zima zahamuje ofensywę Niemców, wówczas Anglia przyjdzie Rosji z pomocą techniczną.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Do Urdżaru napływają z górskich kołchozów Polacy. Opowiadają o strasznej gehennie, jaką przeszli, że żyli na mierzwie pośród baranów, że przez cały czas pobytu w kołchozach nie widzieli jarzyn, nawet cebuli. Polacy z kołchozów są pokryci wrzodami. Byli skazani na łaskę lub niełaskę Kazachów, którzy prócz gór, niczego w życiu nie widzieli.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Pod koniec października przyjechał objazdowy cyrk bez menażerii. Był to teatrzyk rewiowy. Mama nawiązała kontakt z kierownikiem trupy, by coś korzystnie sprzedać.</div><div class="MsoNormal">Kierownikiem jest rudawy Żyd, urodzony w Warszawie, znał jako tako język polski. Występuje z żoną, która w najbliższych tygodniach będzie rodzić.</div><div class="MsoNormal">-Pewnie żona wkrótce wyjedzie na odpoczynek?- powiedziała mama.</div><div class="MsoNormal">-O nie. Dziecko oddamy na wychowanie do „dietdoma”. Gdy po kilku latach powracać będziemy z objazdów, a dziecko będzie przy życiu, wówczas zabierzemy je do siebie, do Moskwy- wyjaśnił.</div><div class="MsoNormal">-Rzeczy obecnie mamy dość, nabyliśmy od Polaków. Chodzi mi o coś zagranicznego, na czym musi być widoczna marka, bo tacy artyści, posiadający rzeczy zagraniczne, mają w Moskwie autorytet- powiedział kierownik trupy.</div><div class="MsoNormal">Mama wygrzebała z walizy parę szwajcarskich pończoch damskich, na których widniała firma, a oprócz tego, na kolorowym sznurku, zwisał złoty, okrągły papierek z wytłoczoną firmą i znakiem „Swiss made”.</div><div class="MsoNormal">Artysta klasnął w dłonie na widok pończoch z takimi znakami. Dał mamie 85 rubli i dwie pary solidnych pończoch wyrobu sowieckiego, dostępnych jedynie w Moskwie.</div><div class="MsoNormal">Do artystów zdążały procesje Polek z rzeczami, by osiągnąć lepsze ceny, ale żadna nie miała rzeczy z widoczną marką zagraniczną.</div><div class="MsoNormal">Kolhepowa wysprzedaje rzeczy, bo zamierza wyjechać do Ałma Ata, by poddać córkę leczeniu.</div><div class="MsoNormal">Z Urdżaru ciągle odchodzą poborowi. Obecnie objęto poborem roczniki starsze. Sytuacja na froncie mglista. W gazecie była wzmianka, że stolicę przeniesiono do Kujbyszewa, dawnej Samary.</div><div class="MsoNormal">Codziennie rano idę w step, by uzbierać na opał zeschnięte, kolczaste krzewy karagaju.</div><div class="MsoNormal">Ruch na bazarze osłabł, a ceny na produkty rolne wzrastają. Niewielu kołchoźników przybywa na bazar. Polacy masowo wyzbywają się rzeczy, byle opuścić znienawidzone miejsce zesłania.</div><div class="MsoNormal">W listopadzie wyjechała Kolhepowa, zajęłyśmy jej mieszkanie, nędzną izbę z glinianą podłogą. Nocą odwiozła Kolhepową jej gospodyni arbą-zaprzęgniętą w dojną krowę- pod siedzibę szofera, by nazajutrz rano zabrał ją i córkę do Ajaguzu.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Od połowy listopada nastała nieprzyjemna pora deszczowa. Nieustannie pada drobny, rzęsisty deszcz. Ulice miasta toną w błotnistych kałużach. Z glinianych ścian domów kawałami odchodzą zlepy gliny. Na naszą chałupę też przyszedł kres. Dosłownie pół chałupy uległo deszczom, a dach runął.</div><div class="MsoNormal">Mama wyruszyła na poszukiwanie nowego lokum. Wynajęła małą izdebkę u staruszków Gusiewów za 100 rubli miesięcznie. Gospodarz jest stróżem w kołchozie, a syn Anton, liczący 30 lat, zajęty w Urzędzie Pocztowym, jako kasjer. W domu Gusiewych istnieje radioodbiornik na fale sowieckich radiostacji.</div><div class="MsoNormal">Kupiłyśmy wóz karagaju. Kołchoźnik zrzucił karagaj na podwórzu i odjechał. Przyszło nam znosić opał pod dach. W pracy tej pomógł nam Anton. Nie mogłyśmy wyjść z podziwu, bowiem po raz pierwszy zauważyłyśmy, że Rosjanin z własnej woli pomógł w pracy kobiecie.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Anton wieczorami wysiaduje u nas i wypytuje o warunki życia w Polsce. Dwóch rzeczy nie mógł zrozumieć, że mogłyśmy w każdej chwili wyjechać za granicę i kupić dowolną ilość produktów i rzeczy.</div><div class="MsoNormal">Matka Antona, podczas jednej z rozmów, powiedziała:</div><div class="MsoNormal">-Polska nie była krajem bogatym, jeśli wyście nie posiadali krowy.</div><div class="MsoNormal">W ogóle uważała Polskę za kraj ciemny, nie mający kiziaków (odchód krowi lub barani, zmieszany ze słomą i gliną. Po wysuszeniu służy, jako opał).</div><div class="MsoNormal">Często zachodziłam do Gusiewów, częstowali mnie kluskami z mlekiem.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Z łagieru powrócił Polak Burakowski, odziany w fufajkę i watowane spodnie. Nogi miał odmrożone, owinięte szmatami, przedstawiały jeden cuchnący ropień. Siedział w obozie przymusowej pracy na dalekiej północy, za kołem polarnym. Szkorbut zniszczył mu zęby. Mówił, że w kraju ma żonę i dzieci, ale zapomniał, gdzie mieszkają i jak im na imię.</div><div class="MsoNormal">Z kołchozu przybyła do Urdżaru żona pułkownika- Śniadecka, znana we Lwowie pianistka. Często zachodzimy do niej i radzimy o wyjeździe z Urdżaru.</div><div class="MsoNormal">W pierwszych dniach grudnia otrzymałam od generała Wolikowskiego 200 rubli. Mama otrzymała 300 rubli od księdza Cieńskiego. Przysłał nam opłatek i zaproszenie przyjazdu do Buzułuku, gdy tylko miną mrozy.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Gazety sowieckie zamieściły na czołowym miejscu wiadomość, że w Moskwie przebywa generał Sikorski i że jest gościem Stalina.</div><div class="MsoNormal">W związku z pobytem generała Sikorskiego w Moskwie, krążą wśród Polaków wersje, że armia nasza zostanie przeniesiona na południe Z.S.S.R., a stamtąd wyjedziemy za granicę.</div><div class="MsoNormal">-Mamo, przyspieszmy wyjazd, przeczucie mówi mi, abyśmy nie zwlekały, tylko już wyjechały- nakłaniam mamę.</div><div class="MsoNormal">Mama nie chce wyjechać na własną rękę. Ufa słowom męża zaufania, kapitana Władysława Jagiełłowicza. Odradza nam opuszczenie Urdżaru, mówi:</div><div class="MsoNormal">-Moja rodzina pozostanie tutaj. Będę przysyłał jej pieniądze, a oni będą spokojnie i tanio żyć. Latem mogą plażować na słońcu i zażywać kąpieli w potoku górskim.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Danuta Helebrand, będąc w więzieniu, poznała wróżenie z kamyczków. Ponoć przepowiada trafnie. Poprosiłam ją, by i mnie powróżyła.</div><div class="MsoNormal">Danuta rozłożyła na liczne kupki drobne kamyczki polne i z miejsca głośno zawołała:</div><div class="MsoNormal">-Ocierajcie się o Ewę, dwie grube ryby są przy niej.</div><div class="MsoNormal">Po krótkiej przerwie powiedziała:</div><div class="MsoNormal">-Za trzy miesiące wyjedziesz stąd na południe. Będziesz przez dłuższy czas w środowisku ludzkim. Tam przejdziesz różne chwile: dobre i nieprzyjemne. Rozpoczniesz pracować za pół roku. Listy, które przychodziły, a obecnie przestały przychodzić, znów będą przychodziły. Jeśli chodzi o stronę materialną, z biegiem lat będzie ci coraz lepiej.</div>Riannon z Dworu Feillówhttp://www.blogger.com/profile/07370173500863196224noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3860468698187838091.post-32343512287908088892011-04-03T14:07:00.000+02:002011-04-03T14:07:17.477+02:00Wątek kryminalny<div class="MsoNormal">Kilka dni później nadszedł list od cioci Mani. Przebywa na wygnaniu pod Irkuckiem, pisze:</div><div class="MsoNormal">„Ambasadorem naszego poselstwa w Moskwie został profesor Kot. Czy to nie kolga Twój z Uniwersytetu”?</div><div class="MsoNormal">Mama napisała do ambasadora Kota, prosząc o interwencję w sprawie ojca, a ja napisałam list do Mietka, wysłałam do Ambasady, prosząc o przesłanie do niewoli niemieckiej.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">W pierwszych dniach września odprowadziliśmy na miejsce wiecznego spoczynku Lonkę Zatruską. Nad mogiłą odśpiewaliśmy „Boże coś Polskę”. Biorący udział w pogrzebie Rosjanie nie mogą wyjść z podziwu dla naszej odwagi.</div><div class="MsoNormal">Sprzedajemy rzeczy i kupujemy dostępny prowiant, by nabrać sił do dalszej drogi.</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5yW5xLloL10QFLQg7B8m__S3ZpkruoCWVXFEZJGVYUkJpcz8Rm4B-wXC5lCbdVRNjL1mmsLhN3bGGa3jvwWXeWKdEtNMuKzPatuAL6SP8Ur-2lV1jCcscU5Ilw_5aKlqRDh47EG4gO7qd/s1600/gazety.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="286" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5yW5xLloL10QFLQg7B8m__S3ZpkruoCWVXFEZJGVYUkJpcz8Rm4B-wXC5lCbdVRNjL1mmsLhN3bGGa3jvwWXeWKdEtNMuKzPatuAL6SP8Ur-2lV1jCcscU5Ilw_5aKlqRDh47EG4gO7qd/s400/gazety.jpg" width="400" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Pod koniec września przybył do Urdżaru porucznik Karcz. Przywiózł gazety polskie i wieści, że w Buzłuku, Tocku i Tatiszczewie powstaje Armia Polska. Od niego doszła mnie wieść, że w Tocku przebywa pułkownik- lekarz, dr Sołtysik ze Lwowa.</div><div class="MsoNormal">W październiku mama otrzymała od ambasadora Kota przekazem telegraficznym 1000 rubli i obszerny telegram, że poruszy wszystko, aby odnaleźć ojca.</div><div class="MsoNormal">Następnego dnia otrzymałam od generała Wolikowskiego telegraficzny przekaz 200 rubli i telegram, że list od Mietka odesłał i że odtąd począwszy otrzymywać będę po 200 rubli miesięcznie.</div><div class="MsoNormal">Mama z kapitanem Zatruskim sporządziła spis rodzin wojskowych i wysłała na ręce generała Wolikowskiego.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Gazeta sowiecka jest dla nas dostępna, zawiera wzmianki o Polsce i o Armii Polskiej. Mimo doznanych krzywd, gwałtów i grabieży, w obliczu wspólnego niebezpieczeństwa, pragniemy zwycięstwa nad Niemcami.</div><div class="MsoNormal">Z więzienia powrócili rodzeństwo Danuta i Zbigniew Helebrand. I mieli rację. Niemcy zajęli Kijów, nieomal całą Ukrainę i prą na Moskwę. Z gwałtownej przyjaźni zawsze powstaje nienawiść.</div><div class="MsoNormal">Zbigniew powrócił zupełnie innym człowiekiem. Jest nieufny, podejrzliwy i małomówny. Danuta jest zahartowana, pełna energii. Siedziała w więzieniu kobiecym w Czimkencie. Podczas jednej z rozmów powiedziała:</div><div class="MsoNormal">-Przeszłam takie rzeczy, których nie mogę powtórzyć nawet najstarszej mężatce.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Kolhepowa mieszka u Rosjan. Gospodarz odsiaduje karę w więzieniu, a gospodyni, głupia jak baran, czyha, by coś zjeść. Podczas jednej z rozmów Kolhepowa zapytała gospodynię:</div><div class="MsoNormal">-Powiedzcie mi, za co osadzili męża w więzieniu?</div><div class="MsoNormal">Brudna, rozczochrana baba z uśmiechem powiedziała:</div><div class="MsoNormal">-Za głupotę. Ubił staruchę.</div><div class="MsoNormal">Dokonał mordu na teściowej- jej matce.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">W cerkwii czynniki partyjne urządzają sowiecki wieczór deklamacji, śpiewu i muzyki. Chórem dyryguje naczelnik tiurmy. Mamę zaangażoano do akompaniamentu. Z naszych śpiewają: Polka i Żydówka. Sowieci wieczór ten zwą „wieczorem polsko-sowieckiej przyjaźni”. Nie poszłam.</div><div class="MsoNormal">Mama powróciła około północy. W imprezie wzięli udział nieomal wszyscy Polacy, a całość wypadła jako tako.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Powietrze chłodne, noce mroźne, dmie przejmujący wicher.</div><div class="MsoNormal">-Zamknijmy na noc drzwi- zaproponowała mama.</div><div class="MsoNormal">-Zupełnie słusznie, wiatr wyjątkowo zimny- powiedziałam.</div><div class="MsoNormal">Zgasiłam lampę, leżymy na posłaniach. Mama ściszonym głosem mówi:</div><div class="MsoNormal">-Ktoś jest w sieni.</div><div class="MsoNormal">-Również słyszę niewyraźny ruch.</div><div class="MsoNormal">Po chwili usłyszałam szepty i ktoś począł tarmosić drzwiami. </div><div class="MsoNormal">Wstałam, podeszłam do drzwi, by zbadać przyczynę, w tym nieostrożnie poruszyłam haczykiem, na który były zamknięte drzwi. Z sieni chrypliwy głos w języku rosyjskim zapytał:</div><div class="MsoNormal">-Czemu skrzypisz, otwórz drzwi!</div><div class="MsoNormal">Po czym nastąpiła niecna propozycja.</div><div class="MsoNormal">Milczałam.</div><div class="MsoNormal">-Otwórzcie dobrowolnie, inaczej zrobimy wam śmierć!- powiedział głos zza drzwi.</div><div class="MsoNormal">Stoję pode drzwiami i milczę.</div><div class="MsoNormal">W sieni powstał ruch, słyszę trzask odrywanych zawiasów. Górny zawias puścił. Środkowy i dolny jeszcze trzymają. Opryszki podważają drzwi, a ja z wszystkich sił podtrzymuję haczyk.</div><div class="MsoNormal">Wśród głuchej nocy opyszki walą we drzwi, aż drży gliniana podłoga. Mama wystraszona mówi:</div><div class="MsoNormal">-Może dajmy im coś.</div><div class="MsoNormal">Opryszek zza drzwi bełkoce:</div><div class="MsoNormal">-Oddaj zegarek.</div><div class="MsoNormal">-Nie mam zegarka- powiedziałam.</div><div class="MsoNormal">-Kłamiesz! Dzisiaj szedłem za tobą z bazaru i widziałem, że posiadasz podłużny, złoty zegarek.</div><div class="MsoNormal">A drugi opryszek zażądał „serioszki”.</div><div class="MsoNormal">-Co to takiego?- zapytałam.</div><div class="MsoNormal">-Twoja mama ma w jednym uchu złoty.</div><div class="MsoNormal">-O twój kolczyk im chodzi- mówię do mamy.</div><div class="MsoNormal">-My niczego nie posiadamy, wszystko sprzedałyśmy- powiedziałam.</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhpNBPoAY89QDNVhTlBfCogzvVm_EnorOZMa88N3RAWTLsBsoNeRLkT8qhIEb-4tbagjI_EH5jhl3xBwpkBUA-h-QFmhtrkm-aXnfKc-RJP5NcexbKlf6r2719w9j7EjQcARylrhQ9fXPWo/s1600/kolczyk.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="229" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhpNBPoAY89QDNVhTlBfCogzvVm_EnorOZMa88N3RAWTLsBsoNeRLkT8qhIEb-4tbagjI_EH5jhl3xBwpkBUA-h-QFmhtrkm-aXnfKc-RJP5NcexbKlf6r2719w9j7EjQcARylrhQ9fXPWo/s320/kolczyk.jpg" width="320" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Nastała cisza. Słyszę szept pode drzwiami. Po chwili poczęli wyłamywać drzwi do mieszkania nieobecnego gospodarza, który z rodziną wyjechał na kołchoz.</div><div class="MsoNormal">Jeden bandyta stoi pod naszymi drzwiami, a drugi plądruje mieszkanie gospodarzy.</div><div class="MsoNormal">Jesteśmy bezradne, zanosimy modły, by opatrzność odwróciła od nas to niebezpieczeństwo.</div><div class="MsoNormal">Dobrą godzinę plądrowano mieszkanie gospodarzy, po czym bandyci ponowili atak na naszą izbę. Jeden stanął pode drzwiami, drugi począł wyłamywać niskie, małe okienko. Okienko, za jednym małym pchnięciem, legło na glinianej podłodze.</div><div class="MsoNormal">Bandyta wsadził głowę do izby i charczącym głosem zażądał pieniędzy i złota. Silnie trzymam haczyk u drzwi, tymczasem mama podeszła pod okienko i dała bandycie 120 rubli. Bandyta przeliczył pieniądze i wrzeszczy: „mało!”</div><div class="MsoNormal">-Daj mu swój stary zegarek- proponuje mama.</div><div class="MsoNormal">Widzę, że mama nie panuje nad sytuacją, puszczam haczyk u drzwi i schowałam wszelkie wartościowe przedmioty w popielniku. Mama podeszła pod okno, bandyta wysunął łapę i uderzył mamę w twarz. Mama zawołała:</div><div class="MsoNormal">-Ewo, on uderzył mnie!</div><div class="MsoNormal">Chwyciłam za dwulitrową butlę z zamiarem zdzielenia bandyty do połowy przechylonego przez okno. Uniosłam butlę w górę, gdy w tym poczułam silny ból głowy, pieczenie czoła i oczu.</div><div class="MsoNormal">-Jezus Mario! Wypalili mi oczy- zawołałam.</div><div class="MsoNormal">W tej chwili wszystko zobojętniało mi. Pobiegłam do wiadra z czystą wodą i ochlapałam twarz.</div><div class="MsoNormal">Bandyta pode drzwiami grozi, a drugi ciska w nas przez okno butelkami z lekarstw, stojącymi na parapecie, a ten w sieni dwukrotnie wystrzelił ze straszaka.</div><div class="MsoNormal">Dochodziła 4-ta rano, gdy bandyci nagle uciekli. Widocznie coś spłoszyło ich.</div><div class="MsoNormal">Oczu nie otwieram, chodzę po omacku. Nad ranem zbiegli sąsiedzi i sprowadzili Milicję. Milicjant spisał protokół i odszedł. Krótko po odejściu milicjanta przybyła Kolhepowa i </div><div class="MsoNormal">zaofiarowała nam kąt w swojej izbie.</div><div class="MsoNormal">Szarzało, gdy mama zaprowadziła mnie do szpitala. Lekarz- Polak- stwierdził ranę ciętą na czole, głęboką do kości i mniejsze ranki na policzku dookoła oka i trzy ranki na prawym oku, w tym jedną groźną, na tęczówce w pobliżu źrenicy. Ranki pochodzą ze zranienia szkłem. Prócz tego mam poparzoną twarz i oczy rozcieńczonym kwasem solnym. Widzę jedynie lewym okiem.</div><div class="MsoNormal">Po opatrunku w szpitalu przewiozłyśmy nasz dobytek do Kolhepowej. Leżę w łóżku z obandażowaną głową. Znajomi ubolewają nade mną. Zanoszę modły, aby Bóg uratował mi oko.</div><div class="MsoNormal">Jeszcze trzy noce prześladowali nas bandyci w mieszkaniu Kolhepowej. Pukali do okna i wołali:</div><div class="MsoNormal">-Oddajcie złoto! </div><div class="MsoNormal">Rano, na szybie, widniały odciski ręki zamaczanej w glinie.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Gospodarz Kolhepowej powrócił z więzienia. Zwolniono go przedwcześnie na skutek amnestii dla przestępców pospolitych. Kolhepowa poskarżyła gospodarzowi, że napastują nas. Gospodarz zmrużył oczy i na pocieszenie powiedział:</div><div class="MsoNormal">-Was tu wszystkich zarżną i odbiorą wam rzeczy, a gdy będzie głód, to was zjedzą.</div><div class="MsoNormal">Wyraziłyśmy zdziwienie, a gospodarz dodał:</div><div class="MsoNormal">-Wy Rosji nie znacie. Tu w latach 1930 do 1933 niejedna matka zjadła własne dziecko. Ludzie polowali na siebie, taki tu panował głód.</div><div class="MsoNormal">Ciekawe, o tym głodzie wspominają Rosjanie i Kazachowie. Czy to możliwe, aby świat, przeładowany płodami rolnymi, pozwolił na to, by ludzie uprawiali kanibalizm?</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Po dziesięciu dniach doktor Szybalski orzekł:</div><div class="MsoNormal">-Niech pani podziękuje Bogu, wzrok uratowany. Proszę dalej przychodzić na zakraplanie, a wszystko będzie dobrze.</div><div class="MsoNormal">Bóg wysłuchał mą prośbę.</div><div class="MsoNormal">N.K.W.D. wręczyło nam w miejsce paszportów sowieckich „udostawierenia” stwierdzające, że zostaliśmy amnestionowani i że jesteśmy obywatelami Państwa Polskiego.</div>Riannon z Dworu Feillówhttp://www.blogger.com/profile/07370173500863196224noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3860468698187838091.post-83460696451754742702011-03-31T12:49:00.000+02:002011-03-31T12:49:14.658+02:00Nie dziewka, tylko dama.<div class="MsoNormal">W sklepach sprzedają wódkę, mydło i namiastkę herbaty. Rosjanie są podnieceni, codziennie po pracy mamy mitingi hołdownicze dla Stalina i protestacyjne przeciwko faszyzmowi.</div><div class="MsoNormal">Otrzymałam rozpaczliwy list od żony Adasia- Lusi. Pracuje na kołchozie Men Bułak, obsługuje krowy i cielęta. Zechło jej cielę, czeka ją dochodzenie karne. Prosi mnie, abym na wypadek aresztowania, otoczyła opieką jej nieletnie dzieci.</div><div class="MsoNormal">Kilka dni później otrzymałam drugi list, donosi:</div><div class="MsoNormal">„Bóg ulitował się nad moimi dziećmi, inna krowa ma dwie cieliczki, więc plan zostanie dopełniony, a ja zostałam uwolnioną od zarzutu sabotażu”.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">W pierwszych dniach sierpnia kulturnik zwołał miting w sprawie pożyczki wojennej. Gadał, że pożyczka jest dobrowolna, że każdy rozumie potrzeby Z.S.R.R., a na zakończenie odczytał listę, ile i kto ma dać. Polakom wyznaczono po 50 rubli.</div><div class="MsoNormal">W sprawie pożyczki zabrała głos Niuta Sędzielowska. Podniosła, że Polacy nie mogą tyle dać, bo zarabiają mało. Zapytała:</div><div class="MsoNormal">-Skąd my takie sumy weźmiemy?</div><div class="MsoNormal">-Sprzedacie trochę rzeczy i będzie na pożyczkę- powiedział kulturnik.</div><div class="MsoNormal">-Jak wam nie wstyd! My, Polacy, mamy sprzedać poskie rzeczy na sowiecką pożyczkę. Rosja krajem bogatym, na pewno nie potrzebujecie naszych resztek!- powiedziała Niuta.</div><div class="MsoNormal">Kulturnik poczerwieniał, po chwili powiedział, że na pożyczkę dać musimy. Pod presją dałyśmy 50 rubli z tym, że będą nam potrącać z zarobku po 10 rubli miesięcznie.</div><div class="MsoNormal">Wydano obostrzone przepisy dla pracujących, że najdrobniejsze uchylenia zostaną pociągnięte pod sabotaż, za co grozi kara śmierci, lub przymusowe roboty w łagierze. Na nas padł blady strach. Do prac rolnych są pociągani wszyscy mieszkańcy miasta, nie wyłączając urzędników, starców i lekarzy.</div><div class="MsoNormal">Czasami zdobywamy gazetę. Komunikaty wojenne mówią tylko o zaciętych bojach i o zdaniu miast. Musi być źle, jak nie podają nazw tych zdanych miast.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Polki cierpią na ogólną anemię i zanik niektórych gruczołów. Menstruacji nie mamy od szeregu miesięcy, wpływa na to złe odżywianie i praca ponad siły.</div><div class="MsoNormal">O sprawie polskiej głucho, gazety piszą jedynie o umowie z Anglią.</div><div class="MsoNormal">Praca polna wychodzi bokami, tak dłużej nie wytrzymam. Ze wschodem słońca wychodzę do pracy, a wracam po zachodzie słońca, często późno wieczorem, gdy wypadnie słuchać mitingów politycznych, które odbierają nam czas tak bardzo potrzebny, by naprawić podniszczoną odzież i utrzymać ciało w czystości.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">31 sierpnia 1941. Od rana ślęczę na skwarze słonecznym i obłamuję kukurydzę. Współpracujące ze mną Polki co chwila zadają mi pytanie.</div><div class="MsoNormal">-No i co? Już mamy 31 sierpnia i nas nic dobrego nie spotkało.</div><div class="MsoNormal">-Czekajcie! Do godziny 12 w nocy jest 31 sierpnia- powiedziałam.</div><div class="MsoNormal">Wieczorem, po zachodzie słońca, wracamy z pracy. Idziemy i milczymy. Jesteśmy zmęczone i głodne.</div><div class="MsoNormal">U progu izby oczekuje mnie mama, trzyma w ręce wezwanie do N.K.W.D. na dziś wieczór. Mina mamy zaambarasowana, powiedziała:</div><div class="MsoNormal">-Wszyscy Polacy otrzymali takie wezwanie.</div><div class="MsoNormal">Opanowało mnie podniecenie.</div><div class="MsoNormal">Zjadłyśmy zupę, zamieniłam rzeczy i poszłyśmy do N.K.W.D.</div><div class="MsoNormal">W korytarzu N.K.W.D. zastałyśmy urdżarskich Polaków. Twarze ich zastraszone, krążą różne fantastyczne wersje.</div><div class="MsoNormal">Niuta zarażą pesymizmem całe otoczenie, mówi:</div><div class="MsoNormal">-Wszystkich zapędzą do ciężkich robót, nawet starców, a kto wie, czy nie zamkną nas na czas wojny w obozie?</div><div class="MsoNormal">-Daj spokój, zobaczysz, iż wszystko będzie dobrze.</div><div class="MsoNormal">Po półgodzinnym wyczekiwaniu, z kancelarii wyszedł wysoki, w średnim wieku, bez czapki na głowie, major N.K.W.D, przybyły z Semipałatyńska. Za nim wyszedł, w czapie na głowie, zastępca naczelnika miejscowego N.K.W.D.- Bielajew, trzymając ręce w kieszeniach spodni.</div><div class="MsoNormal">Major, o gładkich manierach, wystąpił pośrodku poczekalni, pochylił głowę, powiedział:</div><div class="MsoNormal">-Zdrastwuj.</div><div class="MsoNormal">Po krótkiej przerwie zaczął:</div><div class="MsoNormal">-Do tej pory poczytywano was, jako skazańców, od dzisiaj jesteście wolnymi obywatelami Polski.</div><div class="MsoNormal">Słowa te oszołomiły nas. Jesteśmy pod wrażeniem nie tylko amnestii, ale grzeczności tego oficera N.K.W.D. Był to pierwszy wypadek spotkania kulturalnego Sowieta. Nawet nasz chamski Bielajew mówił łagodnym głosem, co nie bardzo przypadało mu do twarzy.</div><div class="MsoNormal">Major poinformował nas o amnestii i o tym, że jesteśmy zwolnieni od robót przymusowych. Prosił, abyśmy jeszcze dzisiaj zdali sowieckie paszporty, a w miejsce tych, za kilka dni, otrzymamy zaświadczenia stwierdzające nasze polskie obywatelstwo, po uprzednim oświadczeniu, jakie wybieramy obywatelstwo, czy polskie, czy sowieckie. Poza tym poinformował nas, że możemy swobodnie poruszać się po całym Związku Socjalistycznych Republik Rad, natomiast nie wolno nam zamieszkać w miastach I kategorii, jak: Taszkient, Ałma Ata, w miastach objętych strefą działań wojennych, to jest 200 kilometrów od frontu oraz w strefach przygranicznych, 100 kilometrów od granicy. Major radził, abyśmy zaczekali na zaświadczenie i dopiero potem wyjechali, dokąd zechcemy. </div><div class="MsoNormal">-Z resztą opieką otoczy was poselstwo polskie w Moskwie.</div><div class="MsoNormal">Czekamy przed gmachem N.K.W.D., by zdać sowieckie paszporty i złożyć oświadczenie.</div><div class="MsoNormal">Znajome podchodzą i wycałowują mnie za proroczy sen.</div><div class="MsoNormal">-Najlepiej zrobimy, gdy zaraz opuścimy to znienawidzone miejsce zesłania- powiedziałam do mamy.</div><div class="MsoNormal">-Radzę zaczekać na papiery i przezimować tutaj, a w międzyczasie nasze władze polskie wskażą nam, co robić- doradziła mama.</div><div class="MsoNormal">-Nie podzielam zdania mamy, bo nie wiadomo, jak będzie później z komunikacją i sytuacją na froncie.</div><div class="MsoNormal">Do północy trwało zdawanie paszportów i składanie oświadczeń. Tylko Ukrainka- Asia Panczenko, żona Petlurowca, poprosiła o obywatelstwo sowieckie.</div><div class="MsoNormal">Powróciłyśmy do domu oszołomione wolnością. Całą noc spędziłyśmy na rozmowach, omawiając plan opuszczenia Urdżaru.</div><div class="MsoNormal">Nazajutrz nie poszłam więcej do tej znienawidzonej pracy, aczkolwiek artel przysłał, abym podjęła pracę wolno najemnej.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Dwa dni spędziłam na wzajemnych odwiedzinach. Radości nie było końca.</div><div class="MsoNormal">Trzeciego dnia po amnestii, zaszłam do artelu po igłę, bowiem za igłę można otrzymać kilka litrów mleka. Zastępca, zawiaduszczy artelu, zaczepił mnie:</div><div class="MsoNormal">-A ty dziewko, czemu nie przychodzisz na robotę?</div><div class="MsoNormal">-Po pierwsze, nie dziewka, po drugie, nie mam obowiązku pracować.</div><div class="MsoNormal">Sowiet poprosił obecne przy rozmowie Polki, aby przetłumaczyły, co powiedziałam.</div><div class="MsoNormal">-A jak mam teraz mówić?- zapytał</div><div class="MsoNormal">-Dama- powiedziała jedna z Polek.</div><div class="MsoNormal">Na twarzy sowieciarza zaigrał uśmiech i powiedział:</div><div class="MsoNormal">-Dobrze.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div>Riannon z Dworu Feillówhttp://www.blogger.com/profile/07370173500863196224noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-3860468698187838091.post-76387404646026598412011-03-28T21:08:00.001+02:002011-03-28T21:13:44.980+02:00Sianokosy.<div class="MsoNormal">W ostatnich dniach czerwca mają wysłać ekipę w góry, do zagrabiania siana i ułożenia w kopce.</div><div class="MsoNormal">Ekipę skompletowano. Wyznaczono czterech Rosjan, jednego Ukraińca oraz cztery Polki: Niutę Sędzielowską, Zuzę Akord, Wisię Helebrand i mnie. Jeden z Rosjan, na wiadomość, że wyznaczono Polki na sianozbiory, powiedział:</div><div class="MsoNormal">-Jadą same Polki, nie będzie z kim spać.</div><div class="MsoNormal">Jadąc na sianokosy, byłam obowiązaną zabrać żywność na przeciąg siedmiu dni. Zabrałam trochę kaszy, ziemniaków i suchego chleba.</div><div class="MsoNormal">Rano, o godzinie 6-tej, wyruszyliśmy na sianokosy czterema arbami, zaprzęgniętymi w woły. Arby skręciły na drogę stepową i woły truchcikiem zdążały w kierunku gór.</div><div class="MsoNormal">Przemierzamy piaszczysty step, gdzieniegdzie porosły kępkami zżółkłej trawy. Góry były tuż tuż, tymczasem woły biegną, a odległość ciągle ta sama. Gdy słońce stanęło u zenitu, a było to samo południe, wjechaliśmy w step pokryty bujną roślinnością, poprzecinany licznymi strumykami, wypływającymi z gór. Trawa zielona, a kwiaty stepowe pachniały upajająco. Step coraz barwniejszy, woły biegną leniwie, a koła arb suną, jakby od niechcenia.</div><div class="MsoNormal">Pod zachód słońca dotarliśmy do podnóża gór. Rosjanie napoili woły, nakarmili i pojechaliśmy dalej. Wjechaliśmy w góry Tarbagataj. Zdążamy nieuregulowanym szlakiem górskim, zarzuconym kamieniami, naniesionymi zimą przez buran, a wiosną przez rwące potoki górskie. Droga wije się serpentyną u zboczy gór, arba nieustannie podskakuje, toruje sobie drogę wśród wybojów i naniesionych kamieni. </div><div class="MsoNormal">Późno wieczorem dobrnęliśmy do rozległych łąk, położonych wśród gór i przepływających potoków. Nacięliśmy krzewów karagaju, rozpalili ogień, ugotowali wrzątek i zupę.</div><div class="MsoNormal">Niebo cudnie roziskrzone gwiazdami, a wokół panuje cisza. Woły legły przy ognisku, a myśmy rozścieliły koce, niedaleko ogniska, z zamiarem odpoczęcia. Rosjanin dokładał karagaju do ognia, palił fajkę i nucił dumkę.</div><div class="MsoNormal">O północy ogień przygasł, nastał chłód, więc naciągnęłyśmy koce po szyję. Sen znużył oczy, gdy nad głowami przeraźliwie zawyły wilki. Rosjanin dorzucił do ognia karagaju, buchnął płomień i dochodziły nas już tylko odgłosy wyjących wilków.</div><div class="MsoNormal">Karagaj trzaskał w ogniu, a ściany gór roznosiły głuche echo uchodzących wilków. O spaniu nie było mowy.</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzHszDDCk9qbXj14i7a_75j2g-g16qUupSZJgX00RTjENc8cTaJlSPaTYzjytYOgaqRHlU5BAiKOtw_lEn-u5lb42TFPV75whSfKWDoCXHP_V32jZ5qCnlHouWXFbgWFNtmTyXlflhDp4I/s1600/wilk.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="286" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzHszDDCk9qbXj14i7a_75j2g-g16qUupSZJgX00RTjENc8cTaJlSPaTYzjytYOgaqRHlU5BAiKOtw_lEn-u5lb42TFPV75whSfKWDoCXHP_V32jZ5qCnlHouWXFbgWFNtmTyXlflhDp4I/s400/wilk.jpg" width="400" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">O godzinie 3-ciej zerwano nas i zagnano do pracy. Grabimy siano w kopce. Atakowały nas żmije. Nie uciekały, tylko wystawiały drgające języczki, jak gdyby pytały, po co myśmy tu przyszli?</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">O godzinie 9-tej rano przewodnik zarządził odpoczynek do 4-tej po południu, to jest na czas upałów. Ugotowałyśmy w wiadrze obiad: kaszę z ziemniakami i zażywałyśmy wypoczynku.</div><div class="MsoNormal">O godzinie 4-tej po południu wznowiliśmy pracę, trwała do godziny 11-stej w nocy. Zmęczone ległyśmy, jak kłody. Po północy w obozie powstał popłoch, pod obóz podszedł niedźwiedź. Pomruk był coraz głośniejszy. Rosjan ogarnął lęk. Jeden dokłada karagaju do ognia, by ogień buchał płomieniem, inni, uzbrojeni w siekiery i pały, byli gotowi do odparcia ataku.</div><div class="MsoNormal">Siedzimy skulone dookoła ogniska i zanosimy modły o zesłanie pomocy. Prócz wiary w boga, niczym nie dysponowałyśmy. Niedźwiedzia spłoszył ogień, więc uciekł do kniei.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Po zgrabieniu siana, Rosjanie ładowali je na arby i zwozili w sterty. Na stercie stały Polki, odbierały siano i ubijały nogami.</div><div class="MsoNormal">Zostałam przydzielona do pomocy młodemu Rosjaninowi, silnemu, barczystemu chłopu. Rosjanin uganiał po łące bawołami i zwoził siano. Dopóki sterta była niska, wrzucał siano na stertę, a ja ubijałam nogami. Gorzej, gdy sterta urosła, podrzucał mi na widłach spore wiązki siana. Zadaniem moim było wiązki te pochwycić i wciągnąć na stertę. Omdlewały mi ręce ze zmęczenia, a ciężaru takiego nijak nie mogłam wciągnąć na stertę, więc puszczałam wiązki siana.</div><div class="MsoNormal">Rosjanin przeklinał mnie i moją matkę najohydniejszymi słowami, wrzeszczał:</div><div class="MsoNormal">-Dali mi najsłabszą dziewkę, nic nie zarobię!</div><div class="MsoNormal">Klął, na czym ziemia stała.</div><div class="MsoNormal">Siły zupełnie opuszczają mnie, chłop zły, jak ciernie, gotów mnie jeszcze przebić widłami, gdy wpadnie we wściekłość- pomyślałam.</div><div class="MsoNormal">Uklękłam na stercie siana, złożyłam błagalnie ręce i zwróciłam swe oczy ku Matce Boskiej Nieustającej Pomocy, szepcę:</div><div class="MsoNormal">-Matko Boska, uwolnij mnie od tej pracy, inaczej rzucę się na widły i przebiję, bo męczarni tej dłużej nie wytrzymam.</div><div class="MsoNormal">Ledwo skończyłam gorące słowa modlitwy, podszedł przewodnik, powiedział:</div><div class="MsoNormal">-Idź odpocząć, ty nie masz siły.</div><div class="MsoNormal">Stanęłam przy arbie, wlepiłam oczy w gwiaździste niebo, wzdychałam ku zachodowi, szeptałam:</div><div class="MsoNormal">-Tam ojczyzna moja.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXZkr0usW9jjpx2YKgxxrFVhvrtQMcXGJG2QcJFJmKeRKgCE4wKcu0qKhnA8jgpA-zPpYleqByH40_sb9rI9T_j-d88MXk1GVW7e1zG2YJ1l4hSCw5qXRCzZ8bmHuL_Ku6ty_LOtv6yPV7/s1600/rybkowski-zwozka.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="263" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXZkr0usW9jjpx2YKgxxrFVhvrtQMcXGJG2QcJFJmKeRKgCE4wKcu0qKhnA8jgpA-zPpYleqByH40_sb9rI9T_j-d88MXk1GVW7e1zG2YJ1l4hSCw5qXRCzZ8bmHuL_Ku6ty_LOtv6yPV7/s400/rybkowski-zwozka.jpg" width="400" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Już drugi dzień jesteśmy bez jedzenia, pijemy jedynie wrzątek.</div><div class="MsoNormal">Dziesiątego dnia opuszczam góry. Jedziemy na arbach załadowanych sianem, a arby podrygują po wybojach i kamieniach.</div><div class="MsoNormal">Pod zachód słońca dojechaliśmy do kazachskiego kołchozu, gdzie zastaliśmy Kazachów, siedzących przed chałupami i jedzących okrągłe kluski, usmażone na baranim tłuszczu. Kazachowie zaprosili nas na wieczerzę. Jadłyśmy kluski bez opamiętania, pod koniec Niuta mówi:</div><div class="MsoNormal">-Pozostawmy choć dwie kluski, aby mieli o nas dobre pojęcie.</div><div class="MsoNormal">Pozostawiłyśmy dwie kluski, ale każda z nas z ukosa na nie spoglądała. Zwyciężył konwenans i pozostawiłyśmy dwie kluski.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Następnego dnia po powrocie z sianokosów, spotkała mnie Natasza- nasza pierwsza gospodyni. Powiedziała mi komplement:</div><div class="MsoNormal">-Jak ty postarzałaś się na mordzie!</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Mamy trzy dni odpoczynku, po czym jedziemy na sianożęcie.</div><div class="MsoNormal">Niemcy gwałtownie prą naprzód. Lwów już w rękach niemieckich. Otrzymałam paczkę i list od teściowej oraz list od cioci Stanisławy. Zastanawia nas list cioci. Pisze, że Adaś- syn jej, nie wróci, bo tam, gdzie on przebywa, w Starobielsku, wybuchła zaraza i co dziesiąty umiera. Frania (mój ojciec) również nie wyczekujcie, bo trudno uwierzyć, aby to wszystko przetrzymał.</div><div class="MsoNormal">Ubiegłej nocy nawiedził mnie charakterystyczny sen. Śniłam o babci. Była elegancko ubrana, miała uradowaną minę, powiedziała mi na ucho: „Za sześć tygodni, licząc tylko dni robocze, pamiętaj, musisz odliczyć niedziele i święta, spotka wszystkich Polaków coś bardzo dobrego”.</div><div class="MsoNormal">Sen opowiedziałam znajomym. Wyinterpretowano, że w czasie od 15 do 31 sierpnia spotka Polaków coś dobrego. Znajomi są przejęci moim snem.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Znowu wyjeżdżam na dziesięć dni w góry, na sianożęcie. Do pracy tej wyznaczono trzech Rosjan, Polaka- Jurka Brzezińskiego i nas, cztery Polki.</div><div class="MsoNormal">Od godziny 6-tej rano czekamy na podwórzu artelu na wyjazd. Dopiero dzisiaj stwierdzono, że kosiarka w naprawie. Około południa nadjechał wóz drabiniasty, doczepiono doń kosiarkę i wyruszyliśmy w drogę.</div><div class="MsoNormal">Tuż za bramą artelu od wozu odpadło koło. Zapchaliśmy wóz na podwórze artelu. Wozu zapasowego, ani koła nie ma. Dopiero kołodziej, z pomocnikiem, poczęli naprawiać koło i tak straciliśmy cały dzień. Dopiero po zachodzie słońca wyruszyliśmy na sianokosy. Wypoczęte szkapiny cwałowały drogą stepową, a za nami sunęły tumany gęstego kurzu. Wóz turkotał, nasze twarze, brwi i rzęsy pokrył gęsty kurz. Co chwila ktoś kicha, a kurz atakuje drogi oddechowe.</div><div class="MsoNormal">Około północy przewodnik zarządził postój. Wyprzęgnięto konie i dano im wiązkę siana. Na drodze rozpalono ognisko, a myśmy legły w rowie, by wypocząć. Nie zdążyłyśmy zmrużyć oczu, gdy napadły nas chmary komarów i moskitów. Naciągnęłyśmy koce na głowy, ale komary były nieznośne i melodyjnie bzykały nad głowami.</div><div class="MsoNormal">O brzasku dnia ruszyliśmy. Step i góry malownicze, a woda w strumyku lodowata.</div><div class="MsoNormal">Tym razem jedziemy innym szlakiem, przez przełęcze. Podnóżem gór zdążamy ku wielkiej dolinie, osiadłej między rozłożystymi górami Tarbagataj.</div><div class="MsoNormal">Po południu osiągnęliśmy dolinę. Odkarmiono i napojono konie, poszła w ruch kosiarka. Do wieczora zaścielono łąkę pokosami zżętej trawy.</div><div class="MsoNormal">Nazajutrz silne słońce zamieniło trawę w siano. Przemierzamy łąkę wzdłuż pokosów i zgrabiamy siano w kopice. Każda zgrabiona kopica przynosi nam 2 kopiejki zarobku.</div><div class="MsoNormal">W górach zastał nas wychodnoj, niedziela. Najmłodsza z nas- Wisia Helebrand-poszła nocą do Urdżaru po prowianty. Rosjanie zbierają w przełęczach zioła herbaciane, a my Polki, leżymy w cieniu pod wozem i gwarzymy o ojczyźnie.</div><div class="MsoNormal">Następnej nocy Wisia powróciła. Przyniosła mi butelkę kawy z mlekiem i trochę chleba, a co najważniejsze- wiadomość, że Moskwa zawarła z Czechami układ i dla Czechów ogłoszono amnestię. Liczymy na podobny układ i amnestię.</div><div class="MsoNormal">Wiadomości z frontu skąpe. Mówią, że armia sowiecka została rozbita i że Niemcy prą naprzód.</div><div class="MsoNormal">Po dziesięciu dniach pracy, przy przeciętnym zarobku, około jednego rubla dziennie, wracamy do Urdżaru.</div><div class="MsoNormal">Postój mieliśmy w kołchozie kazachskim, położonym wśród gór. Był to kołchoz bez kobiet, ale przyczyny braku kobiet nie dociekłyśmy. Kazachowie z obozu obstąpili nas, cztery przedstawicielki prababki Ewy i zaproponowali małżeństwa.</div><div class="MsoNormal">Rosły Kazach, przewodniczący Kołchozu, zaproponował Niucie:</div><div class="MsoNormal">-Nie będziesz potrzebowała nic robić, ani wody nosić, ani ognia rozpalać, wszystko to ja sam zrobię.</div><div class="MsoNormal">I tym razem spotkał ich zawód i kołchoz nadal pozostał bez płci żeńskiej.</div><div class="MsoNormal">Po powrocie z sianożęcia, wyznaczono mnie do prac rolnych. Na czas wojny skasowano wychodnoj.</div><div class="MsoNormal">Jesteśmy tak przemęczone pracą, że ledwo pociągamy nogami. Znajomi ciągle pytają, co z moim proroczym snem?</div><div class="MsoNormal">Im gorzej na froncie, tym więcej ganiają nas. Wiele z nas ma obsypane usta wyrzutami.</div><div class="MsoNormal">Mężczyźni-tubylcy nieomal wszyscy odeszli do wojska. Nietknięte pozostało N.K.W.D i Milicja.</div>Riannon z Dworu Feillówhttp://www.blogger.com/profile/07370173500863196224noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-3860468698187838091.post-19803109851790564352011-03-26T13:13:00.000+01:002016-09-23T16:40:09.076+02:00"Niemcy uderzyły na Rosję"<div class="MsoNormal">
Zawiadowca artelu, „towariszcz” Amirow, popadł w niełaskę. Zaaresztowała go Milicja i osadziła w areszcie pod zarzutem popełnienia nadużyć. Rosjanie mają sensację, a nas- Polaków- to ani ziębi, ani parzy. Po kilku dniach Amirowa zwolniono z aresztu, będzie odpowiadał przed sądem z wolnej stopy. Dzisiaj Amirow przybył do pracy w artelu, pracuje łopatą, jak każdy inny.</div>
<div class="MsoNormal">
Komitet artelu wybrał nowego zawiadowcę, spoza Urdżaru. Nowy zawiadowca zwołał miting po pracy do stołówki.</div>
<div class="MsoNormal">
Czekamy w stołówce na zagajenie zebrania, ale nowy zawiadowca artelu odbywa naradę z komitetem w kancelarii. Długo nie przychodzą, ale nam nie wolno objawiać niezadowolenia, bo to poczytanoby za objaw kontrrewolucji. Po długim wyczekiwaniu, z kancelarii artelu wypełzło kilku robotników, stanowili komitet, a za nimi podążał wysoki brunet.</div>
<div class="MsoNormal">
Nastała cisza. Brunet polecił nam podejść bliżej, po czym zagaił miting słowami:</div>
<div class="MsoNormal">
-Jestem Ukrainiec z Kijowa, nazwisko moje Kozin.</div>
<div class="MsoNormal">
Potem długo opowiadał, co on zdziała dla dobra Z.S.R.R. i partii Lenina i Stalina, a co drugie słowo padało: „Stalin lub „płan”. Kozin klepał partyjne slogany, jakby co tylko zdjęte z murów budynków państwowych. Ani jedno słowo nie padło o potrzebach robotnika, o warunkach pracy, o płacy i o tym, co ten robotnik ma jeść i co wdziać.</div>
<div class="MsoNormal">
Jako drugi przemawiał członek komitetu, zarzucił Amirowi złą gospodarkę, mianowicie: „ziemniaki kazał Amirow kopać Polakom, ludziom, którzy z rodu tego nie robili, toteż ziemniaki były tak wykopane, że cały Urdżar jeździł z wózkami na pola artelu i zbierał niewykopane ziemniaki”.</div>
<div class="MsoNormal">
Dopiero na zebraniu tym doszły nas przewinienia Amirowa. Rosjanie, a szczególnie my- Polacy- byliśmy radzi, gdy po trzech godzinach ględzenia, mogliśmy pójść do domu.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Przed pierwszym majem wyszło zarządzenie, abyśmy wszystkie uczęszczały na lekcje śpiewu.</div>
<div class="MsoNormal">
30 kwietnia Kozin zapowiedział, aby jutro, w dniu święta 1 maja, wszyscy przybyli odświętnie odziani i wzięli udział w pochodzie. Kto nie przybędzie, poczytam to za spóźnienie do pracy.</div>
<div class="MsoNormal">
Niektórym Polkom dali czerwone chusteczki na głowę, jako nagrodę, za dobrą pracę. Mnie „szczęście” to ominęło.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_1XKtwKjNv1GHr4AVaqWt_3PuoriVEErygu31NK0L6Iw1NTFA_7T5AGtoxTi3ZCRY1ykYUwIu-0TAd6F4f-PAzxybA4wyX2Lge9Etb4z1ws4HJ81OO4gw7puNMHVAfYO1uRJD1w5ix5WO/s1600/chustka.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="286" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_1XKtwKjNv1GHr4AVaqWt_3PuoriVEErygu31NK0L6Iw1NTFA_7T5AGtoxTi3ZCRY1ykYUwIu-0TAd6F4f-PAzxybA4wyX2Lge9Etb4z1ws4HJ81OO4gw7puNMHVAfYO1uRJD1w5ix5WO/s400/chustka.jpg" width="400" /></a></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
1 maja Polki nie włożyły na głowę tych czerwonych chusteczek, tylko podwiązały nimi szyje.</div>
<div class="MsoNormal">
Przed wyruszeniem pochodu, sprawdzono obecnych. Nikogo nie brakowało. Był to wynik „jednomyślności ludu sowieckiego”.</div>
<div class="MsoNormal">
W pierwszych dniach maja zmieniłyśmy mieszkanie. Wynajęłyśmy izbę w chałupie, opodal rzeczułki. Lila nie poszła z nami.</div>
<div class="MsoNormal">
Nowe mieszkanie swobodniejsze, bo gospodarz wyjechał z rodziną na kołchoz. Mieszkamy same w całej chałupie. Za mieszkanie, to znaczy za jedna izbę, płacimy 80 rubli miesięcznie. Do studni mamy blisko- kilometr.</div>
<div class="MsoNormal">
W połowie maja mężczyzn- Polaków- wysłano w góry do kopania wapna, a większość Polek do kopania torfu. Mnie zatrzymano przy pracy w polu. </div>
<div class="MsoNormal">
Lonkę Zatruską gnębi dziwne przeczucie. Przed wyjazdem do kopania torfu powiedziała:</div>
<div class="MsoNormal">
-Ja kopania torfu nie wytrzymam, to będzie moja śmierć.</div>
<div class="MsoNormal">
Po miesiącu ciężkiej pracy, powróciła Lonka do Urdżaru na noszach szpitalnych i zmarła. Zmarła też podczas pracy Wiśniewska. Pękła jej żółć. Po śmierci zupełnie zczerniała.</div>
<div class="MsoNormal">
Odwozimy ciało Wiśniewskiej na cmentarz, w tym spostrzegłyśmy biegnące siostry. Dopadły nas, wskoczyły na koła arby i odsuwają wieko trumny. Pytamy o przyczynę, a one zdenerwowanym głosem mówią:</div>
<div class="MsoNormal">
-Zmarła jest owinięta w prześcieradło szpitalne, które musimy zabrać.</div>
<div class="MsoNormal">
Kilku zaofiarowało swoje prześcieradła, ale sowieckie siostry nie chciały o tym słyszeć, bo prześcieradło zostało oznaczone numerem inwentarza. </div>
<div class="MsoNormal">
-Za brak, czy zamianę, jednakowo czeka tiurma- wyjaśniły siostry.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Nas, wygnańców, ogarnęła mania urządzania seansów spirytystycznych, wróżenia z kart, z rąk, za pośrednictwem astrologii, z daty urodzenia i imienia, a w szczególności, tłumaczenia snów.</div>
<div class="MsoNormal">
Najsłynniejszą kabalarka jest Pitułkowa. Wróży z kart tylko w piątki i to jednej osobie. O wróżbach Pitułkowej mówiono z szacunkiem, a żądne wróżb, tygodniami czekają na przyjęcie.</div>
<div class="MsoNormal">
Po kilku miesiącach przyszła moja kolejka. Urdżarska „Pitia” przepowiedziała mi: </div>
<div class="MsoNormal">
-Widzę przy tobie dzieci, czeka cię rozwód.</div>
<div class="MsoNormal">
Zimny pot wystąpił mi na czole, z miejsca odparowałam:</div>
<div class="MsoNormal">
-Ja nie mam dzieci.</div>
<div class="MsoNormal">
„Pitia” nie dała za wygraną.</div>
<div class="MsoNormal">
-Brak dzieci będzie przyczyną rozwodu.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Pod koniec maja, w połowie sezonu prac rolnych, wielu Rosjan powołano na ćwiczenia wojskowe do Władywostoku.</div>
<div class="MsoNormal">
Nadal pracuję na roli. Podczas godzinnej przerwy obiadowej zjadłam zimną zupę, którą rano zabrałam z domu, do tego kilka surowych marchewek, zerwanych w polu.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
W pierwszą niedzielę czerwca, pod krwawy zachód słońca, zaszłam w step w kierunku gór. Uklękłam pod krzewem rozkwitłego karagaju, z torebki wyjęłam książeczkę do nabożeństwa i zaniosłam gorące modły do Wszechmocnego Pana Nieba i Ziemi, by wyrwał nas, Polaków, ze szponów czerwonej Rosji. Po modłach odbyłam spowiedź duchową, słońce wysłuchiwało me grzechy, a żałosny wicher stepowy wybaczał mi winy.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
W pierwszych dniach czerwca wielu Rosjan i Kazachów powołano na ćwiczenia wojskowe do Władywostoku.</div>
<div class="MsoNormal">
Słońce praży niemiłosiernie, dręczy mnie szalone pragnienie. Im więcej piję, tym większe mam pragnienie.</div>
<div class="MsoNormal">
W Urdżarze każdy dzień jest identyczny, jedynie warunki atmosferyczne wnoszą drobne odchylenia. Wiadomości polityczne do nas nie przesiąkają. Wojna na zachodzie ugrzęzła, widocznie żadna ze stron nie posada siły na kontrakcję.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
22 czerwca. Wieczorem, jak zwykle, powróciłam po pracy do domu. Ledwo otworzyłam drzwi, mama, uradowanym głosem, powiedziała:</div>
<div class="MsoNormal">
-Niemcy uderzyły na Rosję.</div>
<div class="MsoNormal">
Padłyśmy sobie z radości w objęcia, bo w tej wojnie widziałyśmy nasze wybawienie.</div>
<div class="MsoNormal">
Przyczesałam włosy, ochlapałam wodą twarz, na stojąco zjadłam zupę i poszłyśmy na miasto, do znajomych.</div>
<div class="MsoNormal">
Na ulicach Urdżaru rozbrzmiewają głośniki radiowe. Bez przerwy mówi Moskwa o solidarności narodu sowieckiego i pokonaniu faszystów, o uchwałach związków robotniczych i o bohaterstwie niezwyciężonej czerwonej armii.</div>
<div class="MsoNormal">
Ludność masowo wyległa na ulice. Twarze Rosjan zakłopotane, dygnitarzy wręcz zastraszone, na twarzach Polaków igra radość i przedsmak wolności. Wpadamy do Kolhepowej, zastałyśmy tam liczne grono Polaków. Wszyscy politykują.</div>
<div class="MsoNormal">
Tubylcy mężczyźni, oblegają „bazę wojenną”. Nocą wywieziono ich ciężarówkami do Ajaguzu. Do północy siedziałyśmy u Kolhepowej, żądne wieści, ale komunikaty z frontu mówiły jedynie o zażartych bojach.</div>
<div class="MsoNormal">
Urdżar rozbrzmiewa antyfaszystowską propagandą, o zdradzeckim napadzie i że wróg zostanie pobity.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Nazajutrz rano, Urdżar wstrząśnięty faktem zbeszczeszczenia pomnika Lenina i Stalina, niesamowitą ilością nieczystości kloacznych. Przez pół dnia zmywano pomnik, a głowy sprofanowanych pobielono na nowo wapnem. Mimo to, przebijały ciemne plamy. Tubylcy na temat ten głosu nie zabierają i nie pragną o tym nawet słyszeć.</div>
<div class="MsoNormal">
Komunikaty z frontów skąpe, trudno z nich coś wywnioskować. Mówią jedynie o krwawych bojach.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjGnJQuCnnUZh1wx0P9bXZaPMzJqlY8sTePgVBXEGFbJHehOszPNGN8shAJzFLEYnwAaQYEr7q0wEoH7RMvEwjCj28psEFohZdhM-Y2DLlYMRTjbQ_StpZu5oUJIKx3jx5At4fsUjFnI3Cn/s1600/lenin+obsrany.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="286" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjGnJQuCnnUZh1wx0P9bXZaPMzJqlY8sTePgVBXEGFbJHehOszPNGN8shAJzFLEYnwAaQYEr7q0wEoH7RMvEwjCj28psEFohZdhM-Y2DLlYMRTjbQ_StpZu5oUJIKx3jx5At4fsUjFnI3Cn/s400/lenin+obsrany.jpg" width="400" /></a></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Hłodzikówna Wanda zatrudniona jest jako siostra sanitarna w ambulatorium przechodnim, gdzie udzielano bezpłatnej porady lekarskiej. Od dwóch dni biega po znajomych, pyta o termometr do mierzenia gorączki. Kilka dni temu wsadziła termometr Kazacze pod pachę, dla zmierzenia gorączki i Kazaczka niespostrzeżenie opuściła przychodnię, po prostu ukradła termometr. W sklepie rządowym termometrów nie sprzedają, a na wypadek kontroli, zostanie obwinioną o kradzież.</div>
<div class="MsoNormal">
Kilka dni później spotkałam uradowaną Wandę. Kazaczka zwróciła termometr, oświadczyła:</div>
<div class="MsoNormal">
-Dziękuję. Trzymałam aparat kilka dni pod pachą i obecnie jest mi zupełnie dobrze.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
24 czerwca. Zaprowadzono 9-cio godzinny dzień pracy. Mężczyźni dalej odchodzą do wojska, a ich pracę składają na barki kobiet. Kilka dni później dotarły do Urdżaru wieści, że armia sowiecka w odwrocie.</div>
<div class="MsoNormal">
Zostałam wyznaczona do prac przy sianokosach. Praca ta przeraża mnie. <a href="http://meteor-turystyka.pl/noclegi,gory,57.html"><span style="color: black;">Trzeba wyjechać na dłuższy czas w góry.</span></a></div>
<div class="MsoNormal">
Poszłam do lekarki sowieckiej, przedstawiłam moje blizny pooperacyjne. Zbadała mnie i wypisała świadectwo, że jestem niezdolną do ciężkiej pracy.</div>
<div class="MsoNormal">
Świadectwo lekarskie przedstawiłam w kancelarii artelu, skierowali mnie do Milicji, jako instytucji kompetentnej do zwonienia od cieżkiej pracy.</div>
<div class="MsoNormal">
Poszłam do Milicji, do naczelnika. Przeczytał świadectwo, powiedział:</div>
<div class="MsoNormal">
-Ja miałem taką samą operację.</div>
<div class="MsoNormal">
-Wyście nie mogli mieć takiej samej operacji, bo nie jesteście kobietą- zaprotestowałam.</div>
<div class="MsoNormal">
-Z tym można pojechać na sianożęcie. Ja was od pracy tej nie zwolnię- orzekł naczelnik Milicji.</div>
<div class="MsoNormal">
W tydzień po wybuchu wojny, dzień roboczy wzrósł do 10-ciu godzin dziennie.</div>
Riannon z Dworu Feillówhttp://www.blogger.com/profile/07370173500863196224noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-3860468698187838091.post-38555792200770936382011-03-23T18:52:00.000+01:002011-03-23T18:52:03.489+01:00Spisek w ustępie.<div class="MsoNormal">Nowy Rok 1941. Mamy dzień wolny od zajęć. Mróz dokucza, śpię w rzeczach, okryta odzieżą, a mimo to dygocę z zimna.</div><div class="MsoNormal">Obecnie, kiedy mróz ścina wodę w mieszkaniu, w stołówce artelu, każdej soboty i niedzieli, sprzedają lody. Wytwórnia lodów pracuje według planu, a plan obowiązuje przez cały rok. Latem, kiedy panują upały, lody zjadają wybrańcy, zimą zaś, ogół.</div><div class="MsoNormal">Chcąc rozpalić ogień w piecu, by nagrzać izbę, wpierw wchodzę na dach chałupy i odtykam komin, a po wygaszeniu ognia, znowu wchodzę na dach, by zatkać komin, aby nie zawilgacać chałupy, jak twierdzi gospodarz.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Krótko po Nowym roku, do pracowni wpadła żona naczelnika N.K.W.D., rzuciła na stół przez nas wyhaftowany obrus, według wzoru toledo i krzyczała:</div><div class="MsoNormal">-To wy Polki chcecie, abym umarła, więc wyhaftowałyście na obrusie krzyże!</div><div class="MsoNormal">Niewierząca, w obawie przed śmiercią i nami, wierzącymi Polkami, poleciła „krzyże” zatrzeć.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">U Kolhepowej znowu seans spirytystyczny. I tym razem wywołano ducha Romana Dmowskiego. Zapytano, czy my wszyscy wyjedziemy z rosji. Duch „odpowiedział”</div><div class="MsoNormal">„Wszyscy uratujecie się. Nie wrócą tylko starcy, tacy, jak Wodzicki”.</div><div class="MsoNormal">Natychmiast przerwano seans.</div><div class="MsoNormal">Dwa dni później odwiedziła mnie Hanka Pohorecka, córka hrabiego Wodzickiego, powiedziała:</div><div class="MsoNormal">-Boję się, że ojciec umiera.</div><div class="MsoNormal">Zmarł hrabia Wodzicki. Ziemiańska rodzina Wodzickich mieszka u Kazacha w izbie przerobionej z chlewa, do której wiodą niskie drzwi tak, jak do chlewa. Nieboszczyka ułożono na ziemi, na futrze, a rodzina poszła na noc do sąsiadów-Polaków.</div><div class="MsoNormal">Rano zastano ciało zmarłego leżące na gołej ziemi, a futro ukradziono. Trumnę zbito ze skrzyń, zakupionych w aptece, załadowano na arbę, zaprzęgniętą we woły i zawieziono na cmentarz.</div><div class="MsoNormal">Brodzimy w zaspach śnieżnych, a ostry wiatr dmie przejmująco. Na cmentarzu kilofami rozbijaliśmy dwumetrową powłokę zmarzniętego śniegu, zanim osiągnięto ziemię. Wielu z nas powróciło z cmentarza oszronionych, z odmrożonymi twarzami.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Mama otrzymała wezwanie do N.K.W.D. Całą noc nie spałyśmy, przechodziłyśmy w myślach wszystkie rozmowy, jakie wiodłyśmy na stepie.</div><div class="MsoNormal">Rano z trudem zjadłyśmy trochę zupy i mama poszła do N.K.W.D., a ja do artelu.</div><div class="MsoNormal">W pracowni igła wypadała mi z rąk. Z niecierpliwością czekam, co będzie z mamą. W pracowni zaniemówiłam, ciągle spoglądam w okno, czy mama wraca. Wreszcie dostrzegłam mamę, wybiegłam przed pracownię i jednym tchem zapytałam:</div><div class="MsoNormal">-Coż oni chcieli od mamy?</div><div class="MsoNormal">-Nic złego, dziecko kochane. Wypłacili mi ponad dwa tysiące rubli za nasze meble i rzeczy, które sprzedali we Lwowie- powiedziała mama.</div><div class="MsoNormal">Co za łajdactwo! Umeblowanie na siedem pokoi, fortepian półkoncertowy, pełne szafy rzeczy i bielizny, porcelanę, kobaldy, kryształy, srebro, obrusy, w tym co najmniej dziesięć ubrań męskich, przyniosło tak nikłą sumę, kiedy przedwojenna wartość na złote polskie wynosiła co najmniej 50 tysięcy. Taka ich sprawiedliwość.</div><div class="MsoNormal">Wobec „przyzwoitki” rozmowy w pracowni zeszły na sztukę kulinarną. Poza tym śpiewamy, zaczynamy od pieśni religijnych, a kończymy na ostatnich tangach.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Ustęp artelu, dostępny dla wszystkich, jest bez drzwi. Do ustępu chodzimy we dwie. Jedna z potrzebą, druga pilnuje. Stan ten trwał krótko. Dzisiaj miałyśmy z tego powodu nieprzyjemność. Do pracowni przyszedł preciedatel artelu, zapytał, co to znaczy, że do ustępu chodzimy we dwie.</div><div class="MsoNormal">Wyjaśniamy, że ustęp bez drzwi. Nie dał wiary naszym wywodom, powiedział:</div><div class="MsoNormal">-Wy chodzicie tam na poufne rozmowy.</div><div class="MsoNormal">„Nędzny to ustrój, jak upatruje spisek w ustępie”.</div><div class="MsoNormal">Podczas przerwy obiadowej chodzimy do stołówki na łapszę, makaron z wodą.</div><div class="MsoNormal">Mamę znowu wezwano do N.K.W.D. Powróciła pod wieczór, powiedziała:</div><div class="MsoNormal">-Wyobraź sobie Ewo, tyle godzin trzymali mnie w N.K.W.D.. Przesłuchiwał mnie Bielajew, dwie godziny spisywał rodowód, nie tylko mój, ale mego ojca i matki. Po męczących indagacjach, zapytał, czy pisałam do Moskwy? Odpowiedziałam, że tak, w sprawie męża. Na to Bielajew powiedział: „Mąż wasz jest w Kijowie, a sprawa w Moskwie.” Po tej wypowiedzi zakończył protokół, który podpisałam aż pięć razy.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Pod koniec lutego jesteśmy u Kolhepowej, w tym ktoś gwałtownie otworzył drzwi. W progu stanął enkawudysta w mundurze. Zdyszany pytał:</div><div class="MsoNormal">-Która to jest ta kobieta, co zna język niemiecki?</div><div class="MsoNormal">Obecni ze strachu, odruchowo wskazali mamę.</div><div class="MsoNormal">-Pójdziecie zaraz ze mną- powiedział.</div><div class="MsoNormal">Mamę zaprowadzili do „wojennej bazy”.</div><div class="MsoNormal">Nowe kłopoty. Nie mogę zagrzać miejsca, więc poszłam do domu.</div><div class="MsoNormal">W domu, nie zdejmując płaszcza, obejmowałam wzrokiem nasz dobytek i ustalałam, co powinnam zabrać, gdy przyjdą po mnie.</div><div class="MsoNormal">Każdy szmer, czy odgłosy kroków napawają mnie lękiem. „Kto wie, o co nas obwiniają”- pomyślałam.</div><div class="MsoNormal">Po kilku godzinach udręki słyszę kroki mamy. Ode progu powiedziała:</div><div class="MsoNormal">-Pomagam jakiemuś wyższemu oficerowi w niemieckim. Jeszcze tam pójdę.</div><div class="MsoNormal">Mama nie zdążyła mi nic więcej powiedzieć, gdy u progu stanął młody oficer i przynaglał mamę do wyjścia.</div><div class="MsoNormal">O północy mama powróciła. Zarobiła 100 rubli i wypaliła mnóstwo papierosów. Opracowała dwa zadania. Jedno literackie, drugie gramatyczne. Oficer ten jechał do Bachty na egzamin, a że był słaby w języku niemieckim, poprosił mamę o pomoc.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Nieomal codziennie zachodzimy do znajomych wygnańców, by tą drogą zdobyć wieści i poplotkować.</div><div class="MsoNormal">Dzisiaj byłam z Lilą na „żywym dzienniku” u Kossakównych. Do domu odprowadził nas Zygmunt. Niebo pokryte było żywo świecącymi gwiazdami, a ulice grubo pokryte śniegiem. Brodzimy po kolana w śniegu i wydeptujemy ścieżkę. Co chwila odpoczywamy. Zamierzałam doradzić Zygmuntowi, by powracał ścieżka wydeptaną. Przystanęłam i jakby w ekstazie, powiedziałam:</div><div class="MsoNormal">-Wrócisz tą samą drogą.</div><div class="MsoNormal">W tej chwili, na sklepieniu niebios, ujrzeliśmy ognistą pręgę, zdążała z szybkością błyskawicy ku ziemi. Usłyszeliśmy głuchy huk, a ziemia lekko drgnęła. Spadł meteor.</div><div class="MsoNormal">Zjawisko to poczytaliśmy za dobry omen. Lila, przejęta zjawiskiem tym, powiedziała:</div><div class="MsoNormal">-Ewo, aby słowa twe ziściły się.</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjuk2DGcKj3_UEM7eRWaUQeRstqO592-Hjfd0p2J01_fdhnueUFjW-Ckyo1aacLBnbvPXPPb1opLpmgJXHDGy2dcK0efpY4P1m-YR1EdsYyidAoNHW8WrCIixM6g9PE5wyJoyPk_Je1AtGu/s1600/meteor.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="286" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjuk2DGcKj3_UEM7eRWaUQeRstqO592-Hjfd0p2J01_fdhnueUFjW-Ckyo1aacLBnbvPXPPb1opLpmgJXHDGy2dcK0efpY4P1m-YR1EdsYyidAoNHW8WrCIixM6g9PE5wyJoyPk_Je1AtGu/s400/meteor.jpg" width="400" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">W pierwszych dniach marca, kiedy śnieg jeszcze skrzypiał pod stopami, szłam ulicą Urdżaru. Mijał mnie krawiec Szymański, u którego mieszka Plechawska. Powiedział, jak gdyby sam do siebie:</div><div class="MsoNormal">-Proszę przestać pisać do niewoli, wszystkie listy w domu zniszczyć, grozi aresztowanie.</div><div class="MsoNormal">Dostałam zawrotu głowy. Wbiegłam do izby, łapię za listy od Mietka i puszczam z dymem, aby uniknąć katorgi za „kontakt z zagranicą”.</div><div class="MsoNormal">Postanowiłam nie pisać, aby odegnać od siebie zmorę więzienia.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">W pierwszych dniach kwietnia wypadają święta Wielkanocne. Pracownia rozbrzmiewa święconym i pieśniami wielkopostnymi.</div><div class="MsoNormal">Ta „swoboda” wyznawania religii, jak głosi konstytucja stalinowska, po kilku dniach została zdławiona przez milicję. Zakazano nam śpiewania pieśni kościelnych.</div><div class="MsoNormal">W połowie kwietnia spadł gwałtowny, ciepły deszcz i jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej, stopniał śnieg i lód. Nazajutrz, dosłownie przez noc, zazielenił się step, a w kilka dni później, step pokryła bujna zieleń i stepowe barwne kwiaty.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Do pracowni wszedł zawiadowca gospodarstwa rolnego, powiedział:</div><div class="MsoNormal">-Potrzebuję sześciu ludzi.</div><div class="MsoNormal">Zostałam wyznaczona do robót polnych. Zapędzono nas do piwnic, wykopanych w ziemi i tam, przez szereg dni, przebierałam ziemniaki, segregując je na sadzonki i do konsumpcji. Po zakończeniu przebierki ziemniaków, skierowano mnie do robót polnych.</div><div class="MsoNormal">Pola uprawne ciągną się wzdłuż rzeczułki. Są poprzecinane licznymi kanałami. Chodzimy po rozległych polach i kopaczkami rozbijamy grudy ziemi. Po tej czynności, przystapiono do sadzenia ziemniaków oraz pomagałam przy zasiewie pól kukurydzą. Gdy ukończono sadzenie i siew, pogłębiałyśmy kanały, by woda sprawniej spływała, a w międzyczasie wzeszły ziemniaki, kukurydza i inne rośliny.</div><div class="MsoNormal">Słońce zieje żarem. Biegamy po polach i nawadniamy je. Jeden kanał otwieramy, drugi zastawiamy, a inne Polki kopaczkami zruszają powłokę gleby, by przepuścić do korzonków roślin powietrze i wodę.</div><div class="MsoNormal">Część Polek stoi w rzeczułce po pas w lodowatej wodzie i buduje tamę. To, co w dzień zbudują, rozniosą potoki górskich wód.</div><div class="MsoNormal">Dozorcą naszym jest czarnooki Gruzin, człowiek dobry i wyrozumiały. Po kilku dniach usunięto Gruzina, na jego miejsce przyszedł Rosjanin Sumienko. W stosunku do nas- Polek- przybrał postawę surową. Sumienko nie jest zadowolony z naszej pracy, gani nas, uważa, że sześć Polek nie wykonuje normy jednej Rosjanki. Puchną nam ręce od tej niezorganizowanej pracy. Używamy archaicznych narzędzi, a oni chcą, byśmy przeszły maszyny.</div>Riannon z Dworu Feillówhttp://www.blogger.com/profile/07370173500863196224noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-3860468698187838091.post-9427431652479735232011-03-21T18:10:00.000+01:002011-03-21T18:10:14.303+01:00Wigilia na zesłaniu.<div class="MsoNormal">Prace polne ukończono. Przez kilka dni przebierałam ziemniaki. Cegielnię unieruchomiono z powodu mrozów, choć w dzień grzeje słońce, ale nocą doskwiera mróz.</div><div class="MsoNormal">Artel obmyśla dla nas zajęcie. Codziennie, zgodnie z nakazem, wystajemy po dwie godziny przed artelem, czekając na dyspozycje.</div><div class="MsoNormal">W pierwszych dniach grudnia uruchomiono hafciarnię. Jestem nadal bezrobotną, zadowoloną z tego, bo zawsze wkładałam w pracę wysiłek, a rekompensata nikła.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">U Kolhepowej zawiązano kółko spirytystyczne. Celem seansów jest chęć poznania przyszłości. Seansowi przewodzi Sochowa. Obsiedliśmy stolik, na którym stał talerz. Karasiński zaproponował, aby wywołać ducha Romana Dmowskiego.</div><div class="MsoNormal">Sochowa natężyła umysł, w skupieniu szepce zaklęcia, my zaś trzymamy dłonie na stoliku, współdziałając z wywołującą ducha i myślimy o jego ziemskiej postaci.</div><div class="MsoNormal">Po kilku minutach odczułam, że ciało me ogarnęła niewidoczna siła. Panuje cisza, a talerz począł wirować po alfabecie, napisanym na płycie stolika.</div><div class="MsoNormal">Zjawił się duch Dmowskiego. Sochowa zadawała pytania i odczytywała przepowiednie. „Długo tutaj nie będziecie. Za półtora roku opuścicie ten kraj. Pojedziecie na południe, do ciepłych stron”.</div><div class="MsoNormal">Przepowiednia ta wywarła na nas wielkie wrażenie. Zaczerpnęliśmy wiarę w lepsze jutro.</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhik7cj15kI_OtIOqofnnBL22ErQe9HzagTERrKoCaJ9EDlPJWKrSDgnZizuclbodt6LZNZ4c5aErjLhBm7XISMkdVlsVZ5lE3L_Wnl_lqUlPs-ZhRPZD9gicdSrzHz8JMkDivcSWQQ8W5z/s1600/dmowski.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="286" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhik7cj15kI_OtIOqofnnBL22ErQe9HzagTERrKoCaJ9EDlPJWKrSDgnZizuclbodt6LZNZ4c5aErjLhBm7XISMkdVlsVZ5lE3L_Wnl_lqUlPs-ZhRPZD9gicdSrzHz8JMkDivcSWQQ8W5z/s400/dmowski.jpg" width="400" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Pod koniec pierwszej dekady grudnia, zatrudniono mnie w hafciarni, bowiem nadszedł transport koszul. Wyszywamy kołnierz, gors i dół koszuli, które mężczyźni noszą po wierzchu.</div><div class="MsoNormal">W hafciarni pracują Polki, za wyjątkiem jednej Rosjanki, przydzielonej do przyuczenia. W rzeczywistości spełnia rolę przyzwoitki N.K.W.D.</div><div class="MsoNormal">Klientkami są dwie „towariszki”, żony głównych szyszek N.K.W.D. Żona naczelnika przychodzi we futrze z popielic, zaś żona zastępcy naczelnika, w płaszczu. Obie przynoszą do wyszywania obrusy, sukienki i różne kapki. Towary są lichego gatunku, pochodzą ze specjalnych przydziałów.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Z Mietkiem utrzymuję ożywiony kontakt, nawet otrzymałam fotografię, która wywołała łzy radości. Mama, w sprawie ojca, wniosła podanie do Moskwy i z niecierpliwością czekamy odpowiedzi.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Od 15-go grudnia toczymy w pracowni rozmowy o świętach Bożego Narodzenia. Wspominamy nasze polskie potrawy, torty, frykasy. Lwią część rozmów pochłaniały pieczywa i pieczenie.</div><div class="MsoNormal">Urdżar pokryty grubą warstwą śniegu. Chłopcy nasi- Zygmunt Urban i dwóch Szramów oczyszczają podwórze artelu ze śniegu. Są pod budynkiem hafciarni i żywo dyskutują.</div><div class="MsoNormal">-Posłuchajmy, o czym oni tak głośno dyskutują?- powiedziałam.</div><div class="MsoNormal">W pracowni nastała cisza. Z podwórza dochodzi nas wyraźny głos Zygmunta:</div><div class="MsoNormal">-A ja wam mówię, że najlepsze sznycle są z mięsa mieszanego: wołowiny, cielęciny i wieprzowiny.</div><div class="MsoNormal">Wybuchnęłyśmy śmiechem.Chłopcy podchodzą pod okno i pytają o przyczynę śmiechu.</div><div class="MsoNormal">W Rosji każdy, kto żyje, myśli o jedzeniu.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Dwa dni przed świętami Bożego Narodzenia otrzymałam od Mietka list, pisze:</div><div class="MsoNormal">„To pewno ostatnie święta, które spędzamy oddzielnie. Niech ci święta osłodzi pewność, że wszystkie moje myśli, uczucia, tęsknoty, są przy tobie, moja żoneczko. Gorąco całuję drobne twe rączęta i najdroższą buzię.”</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Wigilia przypadła w poniedziałek, w artelu wre praca. Kłujemy igłami w szorstkie płótno, a w pracowni panuje cisza. My Polki, uniosłyśmy nasze myśli ku minionym świętom. Twarze nasze pokryte smutkiem, myśli błąkają się po Polsce, zaś moje myśli są we Lwowie na ulicy Gołąba.</div><div class="MsoNormal">Na sklepieniu niebios zabłysła pierwsza gwiazda, zwiastun wieczerzy wigilijnej. Na podwórzu artelu słychać klątwy. To Rosjanie zohydzają matkę, nie tylko swoją, ale i matkę Chrystusa. Zanosimy szeptem modlitwy o nawrócenie ich do Boga.</div><div class="MsoNormal">Mama od rana, w jednym garnku, ustawionym na czterech cegłach, gotowała wieczerzę wigilijną. Po środku izby ustawiłyśmy z trudem zdobytą skrzynię po mydle. Okryłyśmy skrzynię obrusem. Na murku okna tliła się kopcąca lampka, zrobiona ze słoika. Usiadłyśmy na ławie, w pustej izbie koło „stołu” wigilijnego.</div><div class="MsoNormal">Za oknem step, przeraźliwie wył wicher, niebo pokryte roziskrzonymi gwiazdami, a z oczu naszych płynęły łzy.</div><div class="MsoNormal">Lila otrzymała od ojca list świąteczny z opłatakiem. Wśród łez podzieliłyśmy opłatek, po czym spożyły barszcz, rybę z ziemniakami i skombinowaną sałatkę.</div><div class="MsoNormal">Po wigilii poszłyśmy do Hłodzików. Podeszłyśmy pode drzwi i zaintonowały, jak ci lwowscy kolędnicy: „Przybieżeli do Betlejem pasterze”, a Hłodzikowie wybuchnęli płaczem.</div><div class="MsoNormal">Świąt nie mamy, pracujemy w hafciarni, jak w każdy inny dzień, za to w sercach mamy głęboką wiarę. Niewolniczą pracę wykonujemy milcząco i szepcemy modlitwy.</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJY6gu9RrFXqwjEavPMUlfZaPdAabmYHPZCkZde4Rz90aA6slLnPu2rMGxPPiSxbzHvatWsYiFoYJjt82J5n0IOKXG089CHBS3B5nQu0lsSsX1cOWtCuKUz0aDalqD4vP3SnvuSfelNxjw/s1600/hafciarka.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJY6gu9RrFXqwjEavPMUlfZaPdAabmYHPZCkZde4Rz90aA6slLnPu2rMGxPPiSxbzHvatWsYiFoYJjt82J5n0IOKXG089CHBS3B5nQu0lsSsX1cOWtCuKUz0aDalqD4vP3SnvuSfelNxjw/s400/hafciarka.jpg" width="278" /></a></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Mróz spotęgował. Rano i wieczorem osiąga –40 stopni C, ale w południe miło grzeje słońce i topi śnieg.</div><div class="MsoNormal">Nie przywykłyśmy do takich przeskoków temperatury. Rano Rosjanki wołały do mnie, abym natarła twarz śniegiem, gdyż mam oszronioną.</div>Riannon z Dworu Feillówhttp://www.blogger.com/profile/07370173500863196224noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3860468698187838091.post-86486502502414531222011-03-19T22:13:00.000+01:002011-03-19T22:13:05.338+01:00Kłopoty z mieszkaniem.<div class="MsoNormal">Październik 1940. W dzień słońce miło grzeje, nocą dokucza przejmujące zimno, połączone z ostrymi wiatrami.</div><div class="MsoNormal">Dalej kopiemy ziemniaki, są skamieniałe, po prostu zmarznięte. W Polsce ziemniaków takich nikt by nie jadł. Zużyto by je dla celów przemysłowych, do wyrobu spirytusu. W Urdżarze ziemniaki te idą do stołówek, w zupę. Obywatele Z.S.R.R. zadowoleni z takiego obrotu sprawy, że wreszcie zupy są gęściejsze.</div><div class="MsoNormal">Kiedy nastały zimne wieczory, noce i poranki, rozmyślamy nad opałem. Węgla ani drzewa w sprzedaży nie ma. Węgiel przychodzi w znikomej ilości, jest przeznaczony dla N.K.W.D. i urzędów. Tubylcy, jako opału, używają kiziaków, to jest odchodu krowiego lub baraniego, zmieszanego ze słomą i gliną. Z masy tej lepią okrągłe placki wielkości talerza i suszą na słońcu. Kiziak można porównać do torfu.</div><div class="MsoNormal">Kiziaki są drogie i trudno osiągalne, bowiem pogłowie bydła i baranów niskie, ze względu na wysoki haracz w naturze. Wieśniacy trzymają tylko dozwoloną ilość, po jednej krowie, za którą nie potrzebują składać świadczeń w naturze, mięsie.</div><div class="MsoNormal">Wracając z pracy zbieram gałązki karagaju, suchy barani odchód, albo zgubiony przez Kazacha kiziak. To, co uzbieramy wspólnie z Lilą, stanowi nasz codzienny opał, od którego uzalezniony jest obiad i ciepła woda do mycia.</div><div class="MsoNormal">Dzisiaj podeszło nas szczęście, do stołówki wieźli pełną arbę kapusty. Woźnica zgubił głowę kapusty. Rozkroiłyśmy kapustę na pięć części i podzieliłyśmy między siebie, więc nazajutrz miałyśmy kapuśniak.</div><div class="MsoNormal">Jesteśmy bez światła. Od trzech miesięcy chodzimy na bazar i szukamy lampy naftowej, ale nikt lampy nie sprzedaje.</div><div class="MsoNormal">Babuszka praktyczniejsza od nas, zrobiła nam lampę ze szklanego słoika. Słoik przykryła blachą, w środku blachy wybiła gwoździem dziurę, przeciągnęła knot, ukręcony z waty, po czym zapaliła tę dziwną lampę, a jednak „lampeczkę”.</div><div class="MsoNormal">Lampeczka strasznie kopci, sadza fruwa po chałupie, co chwila podciągamy knot ku górze i tak spędzamy zimowe wieczory. Dzięki babuszce mamy kopcidło, a mama nabywa benzynę do prymusa za rzeczy u żon szoferów.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Teściowa, występująca pod nazwiskiem „Gadzińska”, przysłała mi upragnione wiadro. Tubylcy przyszli oglądać wiadro, zaoferowali za nie różne produkty żywnościowe, ale wiadro przyrzekłam babuszce. Otrzyma je, gdy będziemy opuszczać Urdżar. Babuszka obiecała za wiadro chleba z pół puda mąki na drogę.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Urdżar nie posiada wodociągów i nie każda zagroda ma studnię. Na stepie studnia powstaje tam, gdzie żyła wodna, więc z jednej studni korzysta tysiąc ludzi. My mamy do studni prawie pół kilometra, więc wody używamy oględnie.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Od profesora Kijasa otrzymałam odpowiedź na mój list, w którym to liście doniosłam o warunkach i położeniu na stepie. Profesor odpisał, że życzy mi wszystkiego najlepszego i rychłego powrotu, a przyjdzie na krokiety z parmezanem i na odkrytce tej podpisał: „Juliusz Słowacki”.</div><div class="MsoNormal">„Juliusz Słowackina pewno by tak nie postąpił”- pomyślałam.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Moja dawna służąca- Hela Leszczyszyn z Przemyślan, przysłała mi paczkę żywnościową i pieniądze, które uzbierała wśród znajomych. Dawali dla mnie nie tylko Polacy, ale i Ukrainiec Kobow i Żyd Kohn. Pomoce były znaczne, gdyz zarobek mój wynosił od 30 do 60 rubli miesięcznie.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">W pierwszych dniach listopada, babuszka urządziła uroczyste, 24-ro godzinne nabożeństwo, zwane „wspomnieniem” dzieduszki popa.</div><div class="MsoNormal">Na nabożeństwo to przyszło kilkanaście starszych niewiast i staruszek- mężczyzna. Ceremonię rozpoczęto w rocznicę godziny śmierci popa. Komodę babuszka zamieniła na ołtarz. Po środku stał krzyż, a po bokach płonęły cztery świece. Nad krzyżem wisiał obraz Matki Boskiej, a z boku, na ołtarzyku, stała miedziana miniaturka łódki na filarku, z której uchodziły wonne kadzidła.</div><div class="MsoNormal">Przybyli siedzieli na długich ławach, babuszka klęczała przed ołtarzykiem i odmawiała modlitwę, a wierni wtórowali. Następnie odmawiano wspólną modlitwę i śpiewano szeptem nabożne pieśni, aby głosy nie wychodziły poza izbę, bo za tego rodzaju spisek kontrrewolucyjny groził łagier.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Jesteśmy zaproszone do babuszki na „wspomnienia”. W izbie panuje nastrój kościelny spalanych kadzideł. Ołtarzyk w kraju, gdzie za jawne wyznawanie religii grozi kara, stwarza niewymowny, mistyczny nastrój.</div><div class="MsoNormal">Podeszłyśmy pod ołtarzyk, uklękły, przeżegnały i odmówiły szeptem krótką modlitwę, a babuszka zapytała:</div><div class="MsoNormal">-Dlaczego żegnałyście się tylko raz? U nas obowiązuje trzykrotny znak krzyża świętego.</div><div class="MsoNormal">Wyjaśniłyśmy, że rzymsko-katolików obowiązuje tylko raz znak krzyża. Zebrani u babuszki wyznawcy prawosławni prosili nas, abyśmy zaśpiewały po polsku. Śpiewałyśmy „Witaj królowo”, „Serdeczna matko” i „Pod Twoją obronę”.</div><div class="MsoNormal">Babuszka podeszła i poprosiła, abyśmy dalej śpiewały. Co tu robić? Śpiewamy przeważnie<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>kolędy i tak śpiewałyśmy kolędę po kolędzie prawie godzinę całą. Wreszcie babuszka uznała, że dość. Zaprosiła nas do drugiej izby, gdzie zastałyśmy stół nakryty białym obrusem, a na stole była pieczona kaczka, kura, kapusta, miska klusek z miodem, słodkie kołacze, gruszki i czaj z miodem. Jadłyśmy bez umiaru.</div><div class="MsoNormal">Objedzone, podziękowałyśmy babuszce i odeszły, by wypocząć. Pierwszy raz w Urdżarze byłam syta.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Do babuszki zjechał syn z rodziną z Syberii. Babuszka poprosiła, abyśmy uwolniły izbę, bo nie ma gdzie pomieścić gości. Znowu bieganie za izbą.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">6 listopada 1940, wynajęłyśmy izbę chłopską, z wejściem przez kuchnię, u wdowca Rosjanina. Wieczorem zwiezłyśmy rzeczy, chłop z ukosa spogląda na nasze toboły. On i dzieci jego chodzą w zniszczonej odzieży.</div><div class="MsoNormal">Nazajutrz dzień wolny od pracy, obchód rewolucji październikowej.</div><div class="MsoNormal">Wczesnym rankiem gospodarz otworzył drzwi naszej izby, stanął w progu, spojrzał na nas i rubasznym głosem powiedział:</div><div class="MsoNormal">-Tam w kobiałce ciasto, trzeba upiec chleb, a w południe świniom dać żreć.</div><div class="MsoNormal">Spojrzałyśmy na siebie i nic nie powiedziałyśmy.</div><div class="MsoNormal">Zaszłyśmy do stołówki artelu. Dzisiaj do herbaty dają cukier, a obiad będzie z dania mięsnego.</div><div class="MsoNormal">W stołówce ruch, wszystkie miejsca zajęte. Za każdym krzesłem siedzącego stoją ogonki czekających na wolne miesca przy stołach. Nikt nie rozmawia, wszyscy jedzą. Zjadłyśmy obiad mięsny i wypiłyśmy po sześć herbat z cukrem.</div><div class="MsoNormal">Po obiedzie poszłyśmy do znajomych, by porozmawiać o Polsce i wojnie, a pod wieczór powróciłyśmy do domu.</div><div class="MsoNormal">U progu chałupy siedział gospodarz. Był nasrożony, a w dłoni trzymał siekierę. Podeszłyśmy pod próg chałupy, gospodarz wstał z siekierą i począł krzyczeć:</div><div class="MsoNormal">-Won! Mnie nie potrzeba takich bab, co chleba nie upiekły i świń nie nakarmiły!</div><div class="MsoNormal">Stoimy spokojnie i milczymy, a opętany chłop z całych sił krzyczy, ulegając podniecie własnego głosu.</div><div class="MsoNormal">-Jutro opuszczamy izbę- powiedziała mama.</div><div class="MsoNormal">Gospodarz umilkł, zanurzył szeroką dłoń w rozczochranej czuprynie, odsapnął, powiedział:</div><div class="MsoNormal">-Żebym was jutro wieczorem nie zastał w mojej chałupie.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Mama od rana chodzi za mieszkaniem. Pod wieczór wynajęła pustą izbę za 60 rubli miesięcznie u Mołdawianina.</div><div class="MsoNormal">Mama śpi na krótkiej ławie, a ja na ceglanym piecu. Z czasem gospodarz nabrał do nas zaufania, opowiedział nam swoja tragedię życiową.</div><div class="MsoNormal">W Mołdawii posiadał ogródek rolny. W roku 1928, pewnej deszczowej nocy, zbudziło go N.K.W.D., nakazało spakować trochę rzeczy, zabrac nieco żywności i osadzili go z rodziną w zamkniętym wagonie. Wywieźli, jak wielu innych Mołdawian, na rozległe stepy Kazachstanu. Jego miejscem zesłania była miejscowość przygraniczna- Bachta.</div><div class="MsoNormal">Pracowity Mołdawianin ulepił dom z gliny, uprawił kawał pola, założył winnicę, wyhodował krowę, kilka baranów i rozpoczął żyć dostatnio. W roku 1938, pewnej nocy, N.K.W.D. nakazało spakować najniezbędniejsze rzeczy i wywieźli go z rodziną do Urdżaru..</div><div class="MsoNormal">Po raz drugi rozpoczął życie na nowo. Mołdawianin głęboko westchnął, powiedział:</div><div class="MsoNormal">-W Rosji istnieje taki system, że nie wolno nic posiadać, bo wywiozą. A krwawicę zabiera, jako zapłatę, agent. I was czeka to samo. Będą przerzucać z miejsca na miejsce, aż zostaniecie w łachmanach. Obecnie mnie nie wywiozą, bo jestem partyjnym.</div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal">Kilka dni później, a było to pod koniec listopada, wszedł do naszej izby gospodarz, załamał ręce i z oburzeniem w głosie powiedział:</div><div class="MsoNormal">-Pół setki lat przeżyłem, ale nie widziałem, aby ktoś w zimie otwierał okno i zawilgacał chałupę!</div><div class="MsoNormal">Przeprosiłyśmy go za ten nietakt i odtąd począwszy, nie otwierałyśmy więcej okna.</div>Riannon z Dworu Feillówhttp://www.blogger.com/profile/07370173500863196224noreply@blogger.com0